czwartek, 30 stycznia 2014

Miłość przezwycięży wszystko cz.1 (KakaSaku)

Wokół samo zło, cierpienie i rozpacz. W powietrzu unosi się zapach krwi pomieszany ze strachem osób bojących się o własne życie. Płonące domy niewinnych ludzi odznaczają się na szarym tle naszej – kiedyś – pięknej wioski. Konoha już nie wygląda jak wcześniej...
Wtedy tętniła życiem, to był raj dla każdego. Teraz pochłaniała ją czarna głęboka otchłań, zwana śmiercią. Wiatr niósł ze sobą krzyki ofiar kończących swój żywot. To wszystko sprowadziła na nas IV Światowa Wojna Shinobi.

Stałam na środku pola walki w dłoni ściskając broń. Moje długie, różowe włosy były targane przez silny wiatr, a w dużych, zielonych oczach stanęły łzy, które na widok martwych ciał popłynęły po poranionych policzkach...
Po chwili obok mnie pojawił się Naruto i Kakashi-sensei. Spojrzałam na nich smutnym wzrokiem. Gula w moim gardle nie pozwalała mi nic powiedzieć, a miałam ochotę krzyczeć. Ten widok będzie mnie prześladował przez całe życie!

-Już po wszystkim. - usłyszałam głos naszego senseia. - Mamy udać się do schronów, aby odpocząć. Jutro zabieramy się za odnowę wioski.
Naruto chwycił moją rękę i pociągnął mnie lekko w kierunku, w którym mieliśmy się udać.
Gdy weszliśmy do wyznaczonego schronu zobaczyłam mnóstwo rannych osób. Byli tam dorośli jak i dzieci. Nie mogłam patrzeć na to wszystko. Szybko podeszłam do małego chłopca, który miał dosyć poważną ranę na brzuchu. Jego przerażona matka próbowała jakoś zatamować krew.
-Uleczę go. - powiedziałam do brązowookiej. Uśmiechnęłam się lekko. Nie mogłam pozwolić sobie teraz na słabość, musiałam pomóc tym ludziom!
Przyłożyłam delikatnie rękę, aby nie zadać bólu dziecku. Po sekundzie pojawiła się zielona poświata, która zaczęła zasklepiać ranę. Gdy skończyłam usłyszałam ciche 'dziękuję' z ust kobiety, która spojrzała na mnie wdzięcznym wzrokiem. Wstałam i po kolei podchodziłam do innych, którzy byli ranni, lecząc ich.

-Gotowe. - powiedziałam do ostatniego mężczyzny, który uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Kiedy zrobiłam swoje, skierowałam kroki w stronę moich towarzyszy.
-Świetnie sobie poradziłaś Sakura. - pochwalił mnie sensei. Spojrzałam na niego, widocznie był ze mnie dumny, bo w jego oczach zauważyłam delikatną iskierkę zadowolenia. Zauważyłam blondyna, który leżał na kocu z przymkniętymi powiekami. Jego klatka piersiowa unosiła się pod wpływem równomiernego oddechu. Spał. Nie dziwie się, to wszystko było naprawdę męczące. Był naprawdę odważny i dzielny. Ochraniał słabszych, którzy nie potrafili się bronić przed bandytami. Bo inaczej tych ludzi nie dało się nazwać. Zadowalała ich śmierć i cierpienie swoich ofiar. Byli zwykłymi bestiami!

Naruto byłby naprawdę wspaniałym Hokage! Wierzę, że uda mu się osiągnąć ten cel, który sobie wyznaczył. Rządziłby godnie i sprawiedliwie. Wiem to!

-Niech odpocznie. - ponownie usłyszałam głos mojego nauczyciela. - Chodź, musimy iść zobaczyć czy nic złego nie dzieje się w wiosce. - dodał po chwili i ruszył do wyjścia. Poszłam jego śladem, nic nie mówiąc.

Przemierzaliśmy ulice Konohy już z 10 minut. Między nami panowała krępująca cisza, a żadne z nas nie potrafiło jej przerwać.
Zerknęłam na Kakashiego, wydawał się jakoś dziwnie spięty. Nigdy go takiego nie widziałam. Zatrzymał się gwałtownie, co mnie zdziwiło. Patrzałam na niego niezrozumiale.
-Sensei, stało się coś? - zapytałam.
-Sakura... - zaczął niepewnie. - Co byś czuła, gdybym zginął podczas tej wojny?
To pytanie zbiło mnie z tropu.
-Nie mogłabym sobie wybaczyć tego, że nie potrafiłam Ci pomóc sensei. - odpowiedziałam po chwili namysłu, zgodnie z prawdą.
Podchodził do mnie wolno, wpatrując się prosto w moje oczy. Stanął blisko mnie, delikatnie dotykając mojego policzka. Nie zareagowałam, bo w końcu to jest mój nauczyciel.
Ale teraz było w nim coś innego, coś czego nie umiałam rozszyfrować. W jego oczach zauważyłam smutek z nutką nadziei. Nie rozumiałam tego, co teraz się działo.
Jego kciuk delikatnie gładził skórę.
-Nie o to mi chodziło.. - szepnął, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy. Zarumieniłam się i lekko spuściłam głowę, by nie zauważył tego, że się wstydzę.
-'Przecież to mój sensei!' - powiedziałam w myślach zażenowana ową sytuacją.

-Pomyśl tak, jakbym nie był twoim nauczycielem, co byś wtedy czuła? - zapytał.
-Tęskniłabyś za mną? - dodał po chwili szepcząc mi do ucha.
Czułam jak moje serce gwałtownie przyśpiesza, obijając się o żebra. Zrobiło mi się gorąco, a moje policzki piekły przybierając kolor mocnego różu...
W pewnej chwili przyparł mnie swoim ciałem do jakiegoś pobliskiego muru. Zdezorientowana nie wiedziałam zupełnie co zrobić w takiej sytuacji. Nasze ciała stykały się ze sobą, a jego ręce ujęły moją twarz, tak abym na niego spojrzała.
-Tęskniłabyś? - zapytał ponownie.
-T.. Tak. - odpowiedziałam cicho drżącym głosem.
W jego oczach widziałam lekką radość i nadzieje. Ale nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi. Ta sytuacja mocno mnie krępowała. Jego jedna ręka zjechała niżej na moją szyję. Opuszkami palców przejechał po obojczyku, wywołując u mnie przyjemne dreszcze.
-'Co się ze mną dzieje?!' - krzyknęłam do siebie w myślach.
Położyłam swoje drżące ręce na jego kamizelce zaciskając na niej swoje palce.
-Sakura... Ufasz mi? - w moich uszach rozbrzmiało to pytanie.
-Oczywiście! - niewiele myśląc odpowiedziałam pewnie. Jednak tego co się stało chwilę po wypowiedzeniu tych słów, nie spodziewałam się ani trochę.
Zabrał swoją ciepłą dłoń z mojej szyi i skierował w kierunku swojej maski. Gdy uchwycił jej rąbek odchylając lekko, moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
Po chwili mogłam podziwiać jego niesamowicie przystojną twarz.

Nie mogłam opanować teraz bicia serca i swoich uczuć, które teraz miały kontrole nad moim ciałem. Przyglądałam się mu. Moja ręka znalazła się na jego policzku. Zjechałam powoli niżej, aż do ust. Dotknęłam delikatnie dolnej wargi.
Złapał moją dłoń odsuwając od swojej twarzy.
Wtedy szybko zrozumiałam co się dzieje i wróciłam na ziemie.
-Przep... - chciałam przeprosić go za swoje dziwne zachowanie ale nie dane było mi dokończyć.
Wpił się w moje usta, całując delikatnie. Moje nogi w sekundzie stały się jak z waty. Przymknęłam powieki rozkoszując się jego miękkimi wargami. Gdy nie poczuł żadnego oporu zaczął całować bardziej zachłannie, jednak z tą samą delikatnością. Nie chciał mnie zniechęcić do siebie. Rozchyliłam delikatnie usta zachęcając go do pogłębienia pocałunku. Nasze języki ocierały się o siebie, walcząc o dominacje. W tym momencie zapomniałam o całym Bożym świecie. Liczyła się tylko ta chwila. Splotłam swoje ręce na jego karku przyciągając go jeszcze bardziej do siebie. Oddawałam mu każdy pocałunek, który rozpalał we mnie nowe, nieznane mi dotąd uczucia. Objął mnie w pasie, jakby bał się, że zaraz ucieknę.

Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby przerywać tą cudowną chwilę! Ona teraz należała do nas. Teraz liczył się tylko On.

~~*~~

No to 1 część gotowa. Trochę krótka ale z czasem będą coraz dłuższe. ;) Za niedługo 2 i ostatnia część. Jestem nowicjuszką, także chętnie się dowiem nad czym powinnam popracować. :) Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania. 

środa, 29 stycznia 2014

"Don't dare to leave my side" cz.4 - Itasaku

Sakura zmieniła dzisiaj zdanie ponad dziesięć razy. Iść czy nie iść. Spódnica czy spodnie. Nawet najmniejsza decyzja wymagała rozważenia. W momencie, gdy od pięciu minut próbowała wybrać miskę w której zje płatki, zrozumiała, że coś jest zdecydowanie nie w porządku. 
Przecież nie było czym się denerwować.
Miała po prostu spotkać się z jednym z najpotężniejszych facetów w kraju, dostającego wszystko co tylko chciał za pstryknięciem palca. Prezesem gigantycznej firmy i członkiem tajemnego gangu, mającego wpływy w całej cholernej Japonii.
Tak, nie było powodów do nerwów. Dzień jak co dzień.
Zjadła jeszcze jedną łyżkę płatków i odstawiła naczynie do zlewu, mimo, że prawie po brzegi wypełnione było jedzeniem. Gula w gardle, towarzysząca jej od samego rana nie pozwalała jej na jedzenie, nawet jeśli miały to być jej ulubione płatki śniadaniowe.
Spokojnym krokiem wróciła do swojego pokoju, wiedząc, że nikogo oprócz niej nie ma w domu. Była dopiero siódma rano, a jej ojciec już gdzieś wyparował. Mało ją obchodziło, gdzie się aktualnie znajdował, więc jego nieobecność przyjęła do świadomości jako rzecz normalną i na porządku dziennym. 
Usiadła na łóżku i odetchnęła głęboko. Z Uchihą Itachim miała się spotkać dopiero o dziewiątej, ale przez swoje zdenerwowanie wstała zdecydowanie za wcześnie. Wzięła kolejny głęboki oddech, żeby się uspokoić.
Oczywiście nie pomogło.
Zerwała się na równe nogi, chwyciła czarną torebkę, którą pożyczyła od Ino i ruszyła w kierunku wyjścia. Nie mogła dłużej siedzieć na tyłku. Musiała się ruszyć i odwrócić swoją uwagę od tego spotkania. Postawiła na cukiernię Czekolada zawsze pomagała jej ukoić nerwy, a porządna dawka cukru dawała energię do dalszego działania. Mimo, że z pieniędzmi było u niej krucho, od czasu do czasu mogła pozwolić sobie na wściekle czekoladowe ciastko u Rena Suwako, który zawsze dawał jej zniżkę. Gdy w końcu dorwała się do swojego kalorycznego cuda, zaczęła - tym razem na spokojnie - rozmyślać o swojej ofercie pracy. Bez wątpienia była niezmiernie kusząca i z pewnością większość osób podjęło by się jej bez zastanowienia. Lecz Sakura, była osobą, którą życie nauczyło, że nigdy nie ma nic za darmo, a ludzie, będący dla ciebie nadmiernie mili jak nic coś od ciebie chcą. No bo poważnie, kto o zdrowych zmysłach płaciłby tyle pieniędzy za kserowanie papierów i robienie kawy? Istniały jakieś granice. Niby mówił coś o tym, że chce wyprzedzić konkurencję i nabyć jej umiejętności, ale skąd mógł  mieć pewność, że okaże się być tak wyjątkową osobą? Haruno zdawała sobie sprawę ze swoich osiągnięć. Nie była to próżność, lecz obiektywne spojrzenie na sprawę. Miała kilka dość ważnych nagród w matematyce. Jednak czy nie było więcej takich osób? Nie była jedyną, która posiada takie umiejętności. A mimo to wybrał właśnie ją. Odrzuconą przez ojca, pracującą w  godnej pożałowania kafejce i ledwie wiążącą koniec z końcem. 
Litość?
Jeżeli była to litość to zrezygnuje od razu. A przynajmniej chciałaby móc to zrobić. W głębi ducha wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić, choćby nie wiadomo jak nadszarpnęłoby to jej dumę. Potrzebowała tych pieniędzy. Sakura była realistką trzeźwo spoglądającą na świat. Nie było tutaj miejsca na marzenia i nadzieje. Tylko twarda i brutalna rzeczywistość. Tylko w ten sposób udało jej się przetrwać. "Dopóki będziesz mieć nadzieję możesz zrobić wszystko?" Brednie. Nadzieja nie zapełnia żołądka. Nadzieja nie pomaga zapaść się pod ziemię, gdy okazuje się, że lekarze nie potrafią skontaktować się z twoim ojcem, a ten nawet nie zauważył, iż od dwóch dni leżysz w szpitalu. Nadzieję można mieć jedynie na to, że autobus nie spóźni się, gdy temperatura jest poniżej przyzwoitej normy. Tym popapranym światem rządziły pieniądze i każdy zdrowy na umyśle człowiek o tym wiedział. Pieniądze, które musiała zarobić w taki czy inny sposób. Nie było w tej kwestii wątpliwości. 
Zapłaciła przy kasie za dawkę cukru i ruszyła na spotkanie ze swoim nowym pracodawcą.
~*~
- Miło cię znowu widzieć.
Sakura kiwnęła tylko głową. Prawdopodobnie powinna odpowiedzieć mu to samo, ale wiedziała, że nie byłoby to prawdą.
Uchiha Itachi wywoływał u niej pewien wewnętrzny strach, którego nie potrafiła wytłumaczyć. Gdy tylko spoglądała w te czarne, magnetyzujące oczy, całe jej ciało ogarniały dreszcze, a w jej umyśle zapalała się czerwona lampa, z wielkim napisem "Uciekaj".
Wskazał jej ręką na krzesło, a ona pogratulowała sobie w duchu, że udało jej się ruszyć z miejsca i spełnić jego prośbę. Czuła się niezręcznie. Była przytłoczona luksusem panującym w jego gabinecie. Był urządzony całkiem stylowo, to musiała przyznać i może nawet by jej się spodobał, gdyby tylko świadomość tego, że nawet cholerne pióro, leżące na jego biurku jest warte więcej niż wszystko co miała na sobie, nie wżerało jej się w mózg.
- Co skłoniło cię do zmiany zdania?
Do Sakury po chwili dotarło, że zadano jej pytanie.
- Nastąpiły pewne... niespodziewane okoliczności, o których wolałabym nie wspominać. - Była dumna, że jej głos nie zadrżał, zdradzając przy tym jak bardzo była zdenerwowana.
- Rozumiem - powiedział tak jakby naprawdę rozumiał w jakiej sytuacji się znalazła. - W takim razie może zaczniemy od uzgodnienia warunków umowy?
Całość zajęła im jakieś pół godziny, a Sakura przez cały czas myślała tylko o ucieczce. Wynegocjowała, że pracować będzie przez siedem dni w tygodniu, lecz przed ważnymi testami będzie miała prawo wziąć płatne wolne. Miała przychodzić tu zaraz po szkole i kończyć równo o dziewiętnastej. Obiady i tak jadała na stołówce więc to nie stanowiło dla niej problemu. Okazało się nawet, że Uchiha wymyślił specjalną nazwę dla jej stanowiska. Miała być  młodszym podasystentem, czyli mówiąc prościej pomagierem każdego w biurze.
- Liczę na owocną współpracę. - Itachi wyciągnął w jej stronę dłoń. Dyskretnie wytarła swoją o spodnie, z obawy, że ze zdenerwowania mocno się spociła i uścisnęła jego rękę, starając się nie zwracać uwagi na przenikliwy wzrok prezesa.
~*~
Praca była spokojna, wręcz monotonna i w żadnym wypadku nie było to pozytywne stwierdzenie. Sakura od czasu do czasu kserowała dokumenty, robiła kawę, układała papiery, czasem nawet pozwolono jej pójść po coś do sklepu! Większość pracowników traktowało ją po prostu jako osobę o niskim poziomie inteligencji, której niezbyt szeroki zakres myślenia pozwalał tylko na tak prozaiczne czynności. Haruno była zła. No bo kto by nie był, w takiej sytuacji? Przewyższała rozumem większość pracujących tutaj ludzi, a traktowano ją niczym śmiecia. Dla przykładu taki Sawada, dał jej do skserowania dokumenty, które były objęte klauzulą tajności. Powinien zająć się tym sam, jednak jego seksistowski pogląd na życie zadecydował, iż skoro ma dziewczynę do pomocy to dlaczego nie miałby jej użyć? Sakura spokojnie mogłaby zrobić sobie dodatkową kopię tych dokumentów i udać się wraz z nimi do pierwszej lepszej gazety i firma bez wątpienia miałaby niemałe kłopoty. Korciło ją żeby zrobić coś takiego, chociaż by móc dopiec temu durnemu Sawadzie, ale powstrzymała się. Jej praca była dobrze płatna i mimo niesprzyjających warunków, chciała tutaj zostać. 
Zdała w recepcji swój identyfikator, który spełniał rolę karty dostępu do niektórych pomieszczeń  w firmie.
- Sakura! - zamarła na chwilę od razu domyślając się kto ją woła. Przez jej głowę przeszła nawet głupia myśl, żeby zacząć uciekać. Ot taka instynktowna reakcja. Zaraz się otrząsnęła i odwróciła by zmierzyć się oko w oko ze swoim szefem.
- Tak? - Spojrzała na niego pytająco.
Załapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia. Szybkim ruchem wyszarpnęła rękę, czując jak jej ciało ogarniają dreszcze. Dotyk innych ludzi. Wciąż nie mogła tego znieść. Nawet najmniejsza próba nawiązania z nią kontaktu fizycznego powodowała u niej chęć zwrócenia ostatnio zjedzonego posiłku, nawet jeśli miałoby to być najlepsze ciasto z cukierni Rena Suwako. Wspomnienia były jeszcze zbyt wyraźne, rany zbyt świeże i mimo jej najcięższych prób, nie potrafiła stłumić w sobie wszystkich emocji. Ogarnął ją wstyd, gdy Uchiha Itachi zobaczył cień strachu na jej twarzy. Zacisnęła usta w cienką linię i ruszyła do wyjścia, starając się zapanować nad szalejącą w jej umyśle burzą. To nie powinno się zdarzyć. Dlaczego nie potrafiła zapanować nad własną twarzą? Zawsze wychodziło jej to perfekcyjnie. Perfekcyjna gra. Perfekcyjny uśmiech. Jednak teraz, gdy jedyne na co miała ochotę to płacz, nie było to możliwe. Czuła, że kłębiące się w niej uczucia zaczynają niebezpiecznie narastać i bała się, kiedy osiągnie swój limit i po prostu pozwoli, by wszystko wyszło na wierzch. Nie lubiła, gdy inni wiedzieli co siedzi w jej głowie, więc zawsze chowała się za maską obojętności lub fałszywym uśmiechem. Tak było lepiej. Bezpieczniej. Nie potrzebowała współczucia i troski. Kiedy zaznasz tego raz, oczywistym jest, że będziesz będziesz za tym tęsknić za każdym razem, gdy przytrafi ci się coś złego. Ale nie zawsze to dostaniesz i Sakura dobrze o tym wiedziała. Miała wielu przyjaciół, naprawdę wielu. Lecz po tym jak okazało się, że długi jej ojca są coraz większe, a on sam przestaje bywać w domu, nagle wszystko zniknęło. Cała serdeczność i uczucia jakie z nimi dzieliła zniknęły. Była ignorowana, traktowana jak powietrze. Tak jakby to co razem przeżyli nigdy się nie wydarzyło.
Dlatego Sakura nigdy niczego nie oczekiwała. Zrozumiała, że jeśli nie będzie miała żadnych oczekiwań, to na pewno nie będziesz później zawiedziona.
- Wybacz. - Drgnęła, gdy po raz kolejny usłyszała głos swojego szefa. - Chciałem tylko zaproponować ci, że podwiozę cię do domu. - Uśmiechnął się czarująco, a ona po prostu nie potrafiła się na niego teraz gniewać.
Szybko się ogarnęła.
Chcesz, żeby zobaczyła, że mieszkasz rozpadającej się ruderze? 
- Nie ma takiej potrzeby - wybąkała pośpiesznie.
- Ależ nalegam - naciskał głosem jasno mówiącym "To ja jestem tu szefem, to ja o wszystkim decyduję".
Westchnęła ciężko widząc, że mimo uśmiechu w jego oczach rozbłysła stanowcza nuta. Ceniła sobie tą pracę, więc podpadanie szefowi już na samym początku nie było najlepszym pomysłem.
- Skoro stawia pan tak sytuację - uśmiechnęła się sztucznie i ruszyła za nim w stronę parkingu.
Naprawdę miała go dość. Nie cierpiała takiego typu facetów. Nie potrafiących pójść na jakikolwiek kompromis i decydujących o wszystkich decyzjach. Nawet, gdy wpatrywała się tylko w jego plecy czuła bijąca od niego pewność siebie i wiarę we własne możliwości. Oto mamy eksponat numer jeden z serii "Samiec alfa".
Cudownie.
Otworzył dla niej drzwi czarnego, średniego rozmiaru - kompletnie nie znała się na markach! - samochodu. Wślizgnęła się - miała nadzieję, że - zgrabnie i rozejrzała się ukradkiem po wnętrzu. Nienaganny porządek, dominująca czerń i czerwono-biały wachlarz, który zwrócił jej uwagę. Nie miała czasu zastanowić się nad nim dłużej, albowiem Uchiha zdążył już wsiąść do samochodu, przynosząc ze sobą zapach drzewa sandałowego, mięty i mroźnego powietrza.
- Gdzie jedziemy?
Odchrząknęła cicho.
- Arakawa - podała nazwę dzielnicy, w której mieszkała i chcąc nie chcąc ponownie spojrzała na mały biało-czerwony wachlarz, zwisający z lusterka wstecznego. Itachi jakby zauważając jej wzrok, odparł:
- To herb mojego klanu.
- Nie chciałam być niegrze...
- W porządku. Jeśli masz jakieś pytania, nie krępuj się.
Sakura pokiwała głową.
Zapadła między nimi nieco niezręczna cisza, którą za wszelką cenę chciała przerwać. Zadała pierwsze pytanie jakie jej przyszło na myśl i zaraz go pożałowała.
- Dlaczego akurat wachlarz?
Po co się o o zapytałaś idiotko. Spodobał im się wachlarz, więc wzięli se wachlarz!
Jednak Uchiha nie uznał tego pytania za głupie.
- Oznacza on u nas wejście w dorosłość. Poskromienie kłębiącego się w nas ogania i rozpoczęcie życia, gdzie nie kierujemy się żądzami serca a rozumem.
- A więc czy udało się to panu?
- Hm?
- Czy udało się panu pohamować serce i kierować się tylko rozumem?
Uśmiechnął się lekko.
- Do tej pory myślałem, że tak. Jednak teraz nie jestem tego całkowicie pewny. - I wtedy po raz pierwszy zobaczyła to spojrzenie. Tak pełne emocji, że w pierwszym momencie zamarła w szoku. Czy to naprawdę była ta sama osoba?
- Dlaczego pan tak... - Nie pozwolił jej skończyć.
- Zauważyłem jedną rzecz. - zmarszczył brwi. - Sakura czy uważasz, że jestem stary?
- Ha? - Osłupiała. Czy on właśnie...
- Bez przerwy zwracasz się do mnie per pan.
- Oczywiście, że tak! Przecież jest pan moim szefem!
Westchnął ciężko.
- Co nie zmienia faktu, że mam  tylko dwadzieścia cztery lata - mruknął.
- Ale...
- Itachi, mam na imię Itachi.
- Nie mogę tego zrobić! Prosi mnie pan o zbyt wiele!
Kolejne westchnięcie.
- Więc chcesz, żebym czuł się staro? Jesteś okrutna.
- Dobrze pan wie...
- Tak, tak. - Machnął rękę, a ona poczuła wzrastającą w niej złość. Czy on kiedyś pozwoli jej skończyć?!
- Och! - wykrzyknęła nagle. - To tutaj!
- Tutaj? - zapytał patrząc na nią podejrzliwie. Byli koło przystanku autobusowego i nigdzie nie było widać żadnych domów. - ?Więc teraz na dodatek chcesz, bym nie sprawił się w roli gentlemana i nie odwiózł cię pod dom? Jesteś doprawdy okrutna.
Przewróciła oczami.
- Muszę jeszcze gdzieś wstąpić. Tu będzie wystarczająco.Szybko otworzyła drzwi, gdy zauważyła, że Itachi zamierza wysiąść, by to zrobić.
- Dziękuję panu bardzo! - Gdy zatrzaskiwała drzwi usłyszała znane jej już słowa:
"Doprawdy okrutna".

czwartek, 2 stycznia 2014

"You can't force me to love" cz.2 - Minakushi

Kolejna część zamówienia ;) Niedługo ferie, więc wezmę się trochę za moją kolejkę :)
***

Kushina zawsze starała się żyć całą sobą. Nigdy nie cofała się przed nowymi wyzwaniami, prąc uparcie naprzód i walcząc z każdym kto próbował jej w tym przeszkodzić. Przez swoje nadpobudliwe zachowanie i gorący temperament zyskała sobie dość niecodzienny przydomek, który brzmiał: "Krwawa hanabero". Mimo, że działało jej to niesamowicie na nerwy, wolała to przezwisko od bycia nazywaną "pomidorem" co często zdarzało się, kiedy była młodsza. Przez to, że często kierowała się emocjami, wielokrotnie wpakowała się w kłopoty. Brat rugał ją  za każdym razem powtarzając o ich pozycji i niezbędnym przy niej odpowiednim zachowaniu. Nie podobało jej się to. Przez to, że miała za brata greckiego bohatera, wszyscy oczekiwali, iż podobnie jak on stanie się w przyszłości kimś wielkim. Był tylko jeden problem. Kushina była totalnie zwyczajna. Uważała, że niczym nie różni się od innych dziewczyn w jej wieku, chociaż inni ludzie twierdzili całkowicie odwrotnie. Według nich Uzumaki była nadzwyczaj nieokrzesana, brutalna i niewychowana. Tak czy siak stanie się kimś ważnym nie wchodziło w grę. Nawet jej niezwykłe umiejętności łucznicze były pomijane, bo według ludzi stanowiły one tylko jedną z części agresywnej strony jej osobowości. W życiu Kushiny nie działo się zazwyczaj nic ciekawego. Żyła wciąż tą samą monotonną rutyną, więc nic dziwnego, że coś tak niezwykłego jak pojawienie się na ziemi dwóch Bogów tak nią wstrząsnęło. Jednak nie ta bardzo jak czyn jednego z tych Bogów, jakiego dopuścił się kilka dni po swoim przybyciu.
Dzień młodej Uzumaki zaczął się tak jak zawsze. Wstała z "lekkim" opóźnieniem, wykonała poranną toaletę zachlapując swój cały pokój wodą, po czym wpadła jak burza do jadalni, przeczesując palcami włosy. Sięgnęła po puchar z wodą i chwilę później niezbyt elegancko się nią zakrztusiła. Tuż przed nią w całej swojej okazałości stał nie kto inny jak Namikaze Minato, blondwłosy wiecznie uśmiechnięty Bóg, który niezmiernie działał jej na nerwy. Doprowadziła się do porządku, wycierając usta i spojrzała na kolejną stojącą w pomieszczeniu postać z wyrzutem.
- Tezeuszu, co on tutaj robi? - wysyczała niemal miażdżąc wzrokiem swego starszego brata.
- Kushina, nie denerwuj się. - Zawsze, gdy to mówił denerwowała się jeszcze bardziej. - Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, ale może najpierw idź się ubrać. - Spojrzał znacząco na jej sięgającą do kolan starą i przydużą koszulę, która pełniła funkcję jej stroju do spania.
Dziewczyna zerknęła kątem oka na Minato i widząc jego wyraźne zmieszanie jej niecodziennym strojem, uśmiechnęła się przebiegle. Założyła ręce na ramiona, powodując, że jej koszula uniosła się o kolejny centymetr. Nie tylko ona miała czuć się niekomfortowo w tej sytuacji.
- Chcę wiedzieć o co chodzi - zaparła się.
- Ale... - Tezeusz chciał zaprotestować, ale gdy zobaczył jej nieugiętą minę, zrozumiał, iż jest na przegranej pozycji. Mało co mogło pokonać ośli upór jego siostry. - No dobrze.
Spoglądała na niego wyczekująco, nie bardzo wiedząc o co chodzi. Co tak bardzo bał jej się powiedzieć? Nie przywykła do tego, by brat wahał się przed wypowiedzeniem jakichkolwiek słów. Był wspaniałym mówcą, zawsze pewnym tego co wypowiada. Swoim gładkim głosem i elokwentnymi wyrażeniami, potrafił nakłaniać tłumy, by za nim podążyły.
- Tak więc, Minato złożył mi ostatnio pewną propozycję. - Zagryzł wargę. Wielki heros Sparty, niepowstrzymany w boju i budzący grozę na polu walki, najzwyczajniej w świecie bał się reakcji swojej młodszej siostry. - Dotyczącą twojej przyszłości.
Kushina uniosła brew, wciąż nie pojmując o co chodzi. Jej przyszłość? Co wspólnego Namikaze może mieć z jej przyszłością?
- Poprosił mnie o pozwolenie, by móc cię...
- Nie! - wykrzyknęła Kushina domyślając się w końcu o co chodzi. - Nie zrobisz mi tego!
Dobrze wiedział jak bardzo negatywnie była nastawiona do Bogów. Więc dlaczego? Dlaczego zmuszał ją by poślubiła jednego z nich?
Bardzo głęboko, na samym dnie swojego umysłu wiedziała dlaczego. Jednak nie mogła dopuścić do siebie myśli, że jej własny brat sprzedał ją za wpływy w boskiej społeczności.
Spojrzała na niego wściekle, dając mu tym samym do zrozumienia co sądzi o jego pomyśle, po czym odwróciła się na pięcie i wybiegła z domu, nie zwracając uwagi ani na okrzyki brata ani na swój strój. Nie widziała gdzie tak właściwie biegnie. Chciała po prostu uciec. Uciec od zdradzieckiego brata, irytującego Boga, a nawet od samej prawdy. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się przez lasem znajdującym się na granicy państwa-miasta. Nie zastanawiając się długo, ruszyła przed siebie, nie zadając sobie nawet trudu, by wymijać chlastające ją po twarzy liści i gałązki. 
Co powinna zrobić?
Co robić?
Co robić?!
- Kushina.
Zamarła.
Nawet w cholernym lesie nie mogła liczyć na chwilę samotności. Nie odwróciła się, żeby sprawdzić do kogo należy głos. Nie musiała tego robić.
- Odejdź, nie chcę nikogo widzieć.
Cisz, która zapadła pozwoliła jej myśleć, że nieproszony gość spełnił jej życzenie. Mimo to, kiedy odwróciła głowę, wciąż tam był. Tak samo nadludzko przystojny, emanujący boską mocą, jednak już nie tak samo uśmiechnięty. Dokładniej mówiąc nie uśmiechał się wcale, a Kushina nie potrafiła wyjaśnić smutku, który zaległ w jej sercu na ten widok. 
- Przepraszam, ale nie mogę spełnić twojego życzenia - odparł ze smutkiem, jakby naprawdę było mu z tego powodu przykro.
Ale to nie było możliwe. Dlaczego Bóg miałby troszczyć się o uczucia jakiegoś marnego człowieka? Zwłaszcza kobiety? Uzumaki nie rozumiała tego i prawdopodobnie nie chciała zrozumieć. Ruszyła w jego kierunku, chcąc zgrabnie go wyminąć, lecz w momencie, w którym postawiła pierwszy krok, runęła na ziemię. Zszokowana spojrzała na swoje pokaleczone stopy. Dlaczego dopiero teraz poczuła, że się zraniła?
Zanim udało jej się ponownie wstać, Namikaze zmaterializował się tuż przed nią, wywołując u niej okrzyk zdziwienia. Ujął delikatnie jedną z jej nóg i przyjrzał jej się z troską.
- Co t wyprawiasz? - zdołała tylko wykrztusić. 
Ten nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, przyłożył swoją dłoń do jej zranionej stopy. Kushina wciągnęła gwałtownie powietrze, widząc jasne światło, które najwyraźniej powodował blondwłosy Bóg. Chwilę później wpatrywała się w kompletnie zdrowe kończyny, nie do końca jeszcze przyswajając co się właściwie wydarzyło.
Czy to jakaś sztuczka?
Dotknęła ręką jednej stopy, wyczuwając pod palcami tylko gładką  fakturę skórę. Oczywiście, że to nie sztuczka. Miała przed sobą Boga. Kto wie do czego jeszcze był zdolny?
- Dlaczego to zrobiłeś? - wydukała. - Jestem tylko człowiekiem. Kobietą.
Spojrzał na nią zdziwiony, jakby nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- Czy to coś zmienia?
- Oczywiście, że tak. Dla Bogów jesteśmy niczym. Bezwartościowy byt. Po co marnować na niego...
- Jesteś moją przyszłą żoną - przerwał jej.
Tym razem to ona nie rozumiała. Chciał zyskać swoim zachowaniem jej przychylność? Może przychylność jej brata? Ale po co? Nie potrzebował tego, żeby wziąć ją za żonę. Był przecież Bogiem, a Bogowie mogą mieć to co zechcą, prawda?
Zagryzła wargę. Kompletnie nie rozumiała intencji tego mężczyzny.
- Powinniśmy wracać - stwierdził. - Twój brat będzie się martwić.
Nie sądziła by było to prawdą, ale posłusznie ruszyła w kierunku domu. Nie zrobiła nawet kilku kroków, gdy straciła grunt pod nogami. Tym razem powód był inny. Namikaze jednym zgrabnym ruchem wziął ją na ręce, a ta zszokowana takim obrotem spraw odruchowo uczepiła się jego szyi. Zanim się zorientowała już szli w kierunku domu.
- Co ty najlepszego wyrabiasz? - wykrzyknęła przestraszona.
- Jesteś bez butów - odparł jakby nigdy nic. - Jeśli będziesz iść znowu się pokaleczysz.
- Zwracamy na siebie za dużo uwagi - jęknęła zrozpaczona, z bolesną świadomością, że oczy większości mieszkańców są zwrócone w ich stronę.
Nie dziwiła im się. Widok Boga niosącego na rękach ubraną w koszulę nocną Krwawą Hanabero, nie należał co codzienności.
A jej nie zostało nic innego jak tylko oblać się niesamowicie czerwonym rumieńcem, zamknąć oczy i modlić się by to nie działo się naprawdę.

~*~

Kushina była gotowa do drogi dwa dni później. Powodem jej ślimaczenia się była chęć odwleczenia dnia, w którym miała utracić swoją resztkę wolności. 
Jej bagaże zostały odesłane przed nią, a ona sama zaczęła się zastanawiać w jaki sposób dostaną się do boskiej społeczności. Nie miała pojęcia czego mogła się spodziewać. Magicznego portalu z dudniącymi bębnami? Wielkiej bramy, strzeżonej przez uzbrojone centaury? Koniec końców rozczarowanie było brutalne. Na "druga stronę" przenieść miał ją Minato. Kushina wyczekiwała tego momentu z niecierpliwością, zaciekawiona nieznanymi jej mocami. Gdy Namikaze położył dłoń na jej ramieniu, zagryzła ze zdenerwowania wargę. Ledwo mrugnęła, a już byli a miejscu. Jedyne co się wydarzyło, to ledwo słyszalny charakterystyczny odgłos "pyk" i już było po wszystkim.
Kushina zamrugała kilkakrotnie, rozglądając się po gigantycznym holu - bo zgadywała, iż to właśnie tam się znajdują. Krystaliczna biel posągów oślepiła ją w pierwszej chwili, lecz zaraz potem rozglądała się z zaciekawieniem nowemu otoczeniu.
- Tyle wystarczy, żeby się tu przenieść? - zapytał, lustrując z bliska posąg Apolla.
- Rozczarowana? 
- Odrobinkę.
- Poczekaj, aż zobaczy...
BUM.
Wielkie drzwi rozwarły się z hukiem, ukazując dumnie stojącą postać. Uzumaki spojrzała w tym kierunku zdziwiona. Kto to był?
Nie potrzebowała dużo czasu, żeby zorientować się jak bardzo ta osoba potrafi namieszać w jej i tak zamotanym życiu.    

***
Ba ba bum. Jak zwykle muszę kończyć w najgorszym momencie, jestem taką złą kobietą muahaha ^.^

Mam nadzieję że rozdział się udał.
Na koniec chciałabym wam złożyć nieco spóźnione życzenia świąteczne i noworoczne.
Mam nadzieję, że każdy z was spędził wspaniałe chwile z rodziną i znajomymi i zebrał wystarczająco dużo siły do dalszej walki z nauczycielami i z szefami :)
Do zobaczenia Kochani ^o^

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)