poniedziałek, 24 lutego 2014

"Shoot ME"

2# Partówka dla Kimi-San

Czas: teraźniejszość
Świat: nasz świat raczej
Tematyka: Romans, horror, mafia
Para: ItaSaku


„SHOOT ME”


ITACHI

Na ulicy rozległ się głośny huk wystrzeliwanych z komór naboi. Widać było iskry zderzających się pocisków z autami, słychać trzaski rozlatujących się szyb i krzyki poległych.

Itachi, mężczyzna bardzo dobrej budowy, z długimi włosami często spiętymi w kitka położył się na masce czarnego Mercedesa. Leżąc wycelował swoim celnym, zabójczym Desert Eagle i nacisnął spust. Pocisk trafił pomiędzy oczy przeciwnika, a następnie wyszedł z drugiej strony rozpryskując na ulicy mózg.

Brutalność była idealnym słowem opisującym jego osobowość. Był człowiekiem wychowanym wśród nienawiści i zemsty. Nie pamiętał, w jaki sposób zatracił się w złych emocjach, ale strasznie mu się to podobało. Nie odczuwał strachu, nie znał litości i nie miał żadnych reguł. Interesowało go wyłącznie zwycięstwo.

Sasuke, młodszy z braci, nie podzielał jego metod. Był strategiem, a broń wyciągał w ostateczności. Starał się osiągać cel w miarę legalnie, bez żadnych przeszkód. Nie był chętny do unicestwiania wszystkiego, co stanie mu na drodze. Niestety, przez własnego brata musiał poddać się chwili. Jego ulubioną zabawką był miecz samurajski, który dawno temu dostał od swojej matki. Kiedyś był jej własnością, a teraz oddała go jemu. Ostrze przecinało ludzi w pół, odcinało kończyny, przechodziło przez szyję, aby oddzielić głowę od reszty ciała. Sasuke był szybki i zwinny. Nie bał się kul, których Itachi przeważnie używał.

Starszy z rodziny Ucicha zatrzymał na chwilę swoją szybkostrzelną giwerę. Spojrzał różowowłosej w oczy. Dziewczynie, która całkiem przypadkowo pojawiła się w środku akcji. Przeciwnik zasłonił się jej ciałem, aby ten nie dostał go w swoje ręce. Nie chciał zginąć, ale zapomniał z kim ma do czynienia. Nic nie jest wstanie powstrzymać Itachiego w pogoni za celem. Parsknął krótkim, aczkolwiek donośnym śmiechem i nacisnął spust. Dziewczyna oberwała i wypadła z rąk porywacza, przez co następny pocisk wylatujący z rozgrzanej lufy trafił w oko. To był już kolejny nabój, który przeszedł na wylot pozostawiając po sobie ślad agresji.
    
     -Coś Ty do cholery zrobił?! - Sasuke złapał się za głowę, gdy w okolicy nastała cisza. Zwyciężyli.
     -Zostaw ją. - schował broń do kabury. - Musimy spadać.
     -Zabiłeś cywila?
     -Przeżyje. To tylko lekki postrzał w nogę! Nie panikuj! Musimy być gotowi do poświęceń. - ruszył w kierunku samochodu.
     -To niewinna dziewczyna.... Miałeś przestać się tak zachowywać!!
     -Chcesz prawić mi morale?! To zapraszam Cię do samochodu! Zaraz zjadą się psy, a wtedy chce już być daleko stąd!

Sasuke z wielką niechęcią pobiegł do brata, który zapalał silnik swojego podziurawionego od kul Mercedesa. Mężczyzna, chociaż ma naturę twardziela rzucił ostatnie spojrzenie na dziewczynę leżącą we własnej krwi. Odpalił papierosa odgarniając grzywkę, przed jej podpaleniem. Czuł się winny jej porzucenia, ale wiedział, że przed niektórymi sprawami nie można uciec. Trzeba je zaakceptować. Zaciągnął się, wypuścił dym i uśmiechnął się do wściekłego brata rozkładającego się w fotelu.

     -Nie masz zamiaru zapiąć pasów?
     -Pierd**le pasy.
     -Jak chcesz.

Dał ostrzeżenie swojemu bratu. Był pewien, że pytanie o pasy powinno wystarczająco przekazać mu, w jaki sposób będą wracać do domu. Wcisnął maksymalnie pedał gazu, silnik zaczął wyć, koła przez moment obracały się w miejscu.

     -Gotowy?

Sasuke miał niezadowoloną minę, był niewzruszony i całkowicie pozbawiony radości. Bardzo dobrze znał te wszystkie popisy swojego brata. To, jak uwielbiał się ścigać i jak ryzykował życie, ponieważ był to jedyny sposób, aby wzbudzić w nim jakiekolwiek emocje. Tak właśnie! Itachi Uchiha był kamiennym człowiekiem, a uczucia rosły w nim tylko wtedy, gdy był zagrożony. Uwielbiał być w niebezpieczeństwie.

____

SAKURA

Każdy mięsień w jej ciele dynamicznie pulsował, dziura po kuli strasznie piekła będąc nieustannie wilgotną od otwartej rany i wyciekającej krwi. Nie mogła dojść do siebie, po tym co wydarzyło się w tamtej chwili. Pierwszy raz widziała taki zimny wyraz twarzy. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej nie znał, ale nie wyobrażała sobie, jak można z taką łatwością oddać strzał do drugiego człowieka. Mógł ją zabić... Wystarczyło kilka centymetrów i przebiłby jej aortę na udzie. A może on nie potrafi chybić?

Usta miała zakneblowane starą, śmierdzącą szmatą. Ręce zostały przywiązane do krzesła za pomocą drutu kolczastego, tak samo jej nogi. Bała się ruszyć, bo to zadałaby więcej bólu. Rozejrzała się panicznie. Znajdowała się w wielkim pustym pomieszczeniu, nad jej głową dyndała jedna żarówka o bardzo słabej mocy. Nie widziała okien, nie wiedziała gdzie się znajduje. Była tutaj sama, po postrzale. Była zagubiona, zdezorientowana, zraniona i przerażona. Żałowała, że wybrała się wtedy tamtego dnia przez dzielnicę, przed którą każdy ją ostrzegał. Nie posłuchała. Była wolnym duchem, nie dawała się przestraszyć nikomu. Do dzisiaj. Dzisiaj znienawidziła samą siebie za odwagę, jaka ją tutaj sprowadziła. Pozwoliła swojej ciekawości wygrać, pozwoliła się zabić, chociaż jeszcze żyła.

Głośny dźwięk skrzeczących drzwi dobiegł do jej uszu. Zaczęła ponownie panicznie się rozglądać, nie wiedziała z której strony wchodzi porywacz. Echo szybko roznosiło dźwięk po pomieszczeniu.

Mężczyzna z jasnymi włosami i z maską na twarzy podszedł do niej. Nachylił się do jej twarzy, aby przyjrzeć się łzą spływających po policzkach. Cieszył się. Był przeszczęśliwy z faktu, że udało mu się uchwycić nieuchwytną. Dziewczynę, która od bardzo dawna zajmowała się dziennikarstwem i niszczyła ludziom życie. Nie było dla niej sprawy, której nie zdoła opublikować. Nie straszna jej była żadna cenzura, a teraz sama skończy, jak bohaterowie artykułów. Będzie mógł z nią zrobić co tylko ze chce, bo jest tylko jego.

     -Zmienimy miejscówkę. – jego łokieć zderzył się z jej czołem.

____


ITACHI

Młody, porywczy mężczyzna przeszedł przez próg wielkiego gabinetu swojego ojca. Dobrze wie czym zakończy się to spotkanie, bo nic dobrego od kilkunastu lat go nie spotkało. Nie pamięta kiedy jego ojciec był zadowolony z jego poczynań. Zawsze go oczerniał i robił z niego czarną owce. Jak to się mówi: Nie wywołuj wilka z lasu, prawda? Uważaj na to czego sobie życzysz.

Itachi klęknął na dywanie. Jasnym dywaniku przeznaczonym specjalnie do tego celu. Każdy kto rozmawiał z Wielkim Uchiha musiał oddać mu pokłon dokładnie tutaj. Syn, jednak nie wstawał. Klęczał mając nisko opuszczoną głowę, jedną rękę trzymał na swojej klatce piersiowej, drugą zamkniętą w pięść położył na podłodze.

Starszy mężczyzna podniósł się ze swojego wielkiego antycznego krzesła i powoli zmierzał w kierunku pierworodnego. Nie patrzył na niego, nie miał na to ochoty. Jego syn po raz kolejny przyniósł wstyd i hańbie rodzinie, gdyby tylko mógł najchętniej zabiłby go bez wahania. Tu i teraz wyrwałby mu serce, a jego ciało wywiesiłby za okno ku przestrodze dla innych. Był niereformowalny, zbyt mocno odstawał od jego wizji i za to go nienawidził. Znosił go ze względu na matkę, która nigdy nie pozwoliłaby go skrzywdzić. To przykre, jak dużo musiał znosić dla swojej kobiety.

Jego masywna otwarta dłoń uderzyła w policzek syna. Najpierw w jeden, po chwili w drugi i tak kilka razy powtórzył tą czynność. Itachi nie reagował, posłusznie pozwalał się bić, jakby nic nie czuł. Jego policzki robiły się czerwone, a ciosy ojca coraz mocniejsze. Nienawidził tego gnojka. Przez niego wisiało nad nim fatum. Kara, jakiej nie mógł znieść.

     –Gardzę Tobą. – splunął mu na twarz, a ten nie przetarł śliny ojca. – Jesteś do niczego. Jedyne co potrafisz to pociągać za spust! Twój brat jest lepszy od Ciebie! Czasami użyj mózgu zanim zdecydujesz się ponownie oddać strzał! Napraw to, albo uciekaj, bo nie będę mieć dla Ciebie litości, rozumiesz?! Przestaniesz dostawać taryfę ulgową ze względu na Twoją matkę. - podszedł do biurka. - Masz mi tutaj przyprowadzić tego skurwi***a Kakashiego, albo sam zginiesz za niego! - uderzył pięścią w stół. - I radzę Ci, abyś go nie zabijał. Zobaczę tylko jedną, chociaż jedną ranę po kuli, a postrzelę Cię w to samo miejsce, tylko z większego kalibru. A teraz się wynoś! Zejdź mi z oczu czarna owco!
     -Tak ojcze. - Itachi podniósł się z podłogi i odszedł z podkulonym ogonem.

Nie odważył się spojrzeć w oczy ojcu. Nie chciał go prowokować, bo w gruncie rzeczy nie przejął się jego słowami. Przywykł do odstawania od jego norm i zasad, więc już w dużej mierzę pogodził się z własnym losem. Pewnego dnia zniknie. Ucieknie daleko stąd i nigdy nie wróci. Nie mógł jednak przełknąć myśli o rozstaniu z matką i bratem. Byli dla niego bardzo ważni. Matkę kochał, była jedyną kobietą w jego życiu, a brat chociaż idealizowany w oczach staruszka nigdy nie starał się tym chełpić. Był jego przyjacielem, choć nie zawsze szło im najlepiej.

___

SAKURA

Czuła jego obrzydliwy oddech, widziała jego wielkie kły przygotowane do rozerwania swojej ofiary na strzępy. Widziała to, z jakim smakiem wpatruje się w jej oczy, to jak bardzo cieszył się z władzy, jaką osiągnął. Była uwięziona, przywiązana do zimnej, spoconej rury. Nie mogła uciec, chociaż próbowała się wyrwać. Zaciskała zęby i szarpała się najmocniej, jak umiała, ale była zmęczona. Zrobił jeden krok. Poczuła niewielkie trzęsienie ziemi. Jeśli czegoś nie wymyśli ta wielka bestia zaraz pożre ją żywcem... Nie może umrzeć. Jest na to zdecydowanie za młoda.

W koło było mnóstwo krwi, w oddali widać porozrzucane ludzkie ograny. Pewnie mu nie smakowały, więc je przeżuł i wyrzucił. Ona nie chce skończyć tak, jak oni. Nie chce, aby pozostały po niej wyłącznie niesmaczne narządy. Będzie jedną z zaginionych, nikt nie będzie o niej pamiętał, a jej grób po 5 latach zostanie pustym nagrobkiem bez ciała. Nie...

     -Pieprz się!!! - krzyknęła na cały głos.

Płakała, nie mogła przestać ryczeć, jak małe dziecko. Uniosła lekko ciało i ponownie mocnym szarpnięciem próbowała rozwalić rurę. Nic z tego.

Jego morda delikatnie się otworzyła, jakby się śmiał. Widziała w jego ślipiach żądze krwi, miał wielkie przerażające gały. Zamiast swojego odbicia dostrzegła w nich błądzące dusze umarłych. Wszystkich ofiar, które pożarł. Czy on więził ich w swoim ciele? Nie... Ona nie chce być jedną z nich – to nie jej finał.

     -Wypchaj się! - nie wiedziała co w nią wstąpiło, ale wyciągnęła nogę i kopnęła go w pysk.

To nie był mocny cios, jednak wystarczył do ukazania pogardy. Ten czyn bardzo go zdenerwował. Ryknął, po czym warknął szczerząc zęby, niczym wygłodniały wilczur. Nie ugnie się przed nim, nie ukaże mu swojego strachu. Nie da mu satysfakcji, na którą pewnie liczy.
Kolejny dziki ryk rozniósł się echem po pomieszczeniu.
Jego wielka łapa uniosła się do góry, a cielsko mieszańca ruszyło z pełną mocą.
     -Nieeeeeeeee!!! - z jej ust mimowolnie wydostał się krzyk.

_____

ITACHI

     -Wiemy, że jest w środku. - sprawdził magazynek swojej .50 i rzucił spojrzenie na brata. - Pamiętaj, że koleś wisi nam forsę, więc tylko on nas interesuje. Nie wdawajcie się w żadne niepotrzebne bójki, bo nie chce zbudzić Mańka.
     -Jasne. - uniósł w górę dwa palce. Przed każdą rozróbą żegnali się w ten sposób. - Do zobaczenia po drugiej stronie.
     -Niech bramy Piekieł się przed nami otworzą.

To pożegnanie wymyślili bardzo dawno temu. W gruncie rzeczy, chociaż było nietypowe przynosiło im szczęście. Nie ukrywał, że teoretycznie to co do siebie mówili było prawdą. Po śmierci na pewno pójdą do Piekła.

Odprowadził wzrokiem Sasuke i jego grupę, która miała za zadanie wejść od tyłu. Nie chciał pozwolić, aby ta cwana łajza, Hatake uciekł. Był bardzo przebiegły oraz dysponował bronią, jakiej nikt ze śmiertelników nie mógł pokonać. Tak to był właśnie Maniek. Mutant stworzony do zabijania. Mieszanka wilka, tygrysa oraz szczura. Dziwne połączenie, ale zwierzak był niesamowicie szybki, dysponował dużym sprytem i siłą. Żadna z istot nie miała z nim szans w pojedynkę.

     -Wchodzimy. - kiwnął do swoich głową, poszedł przodem. - Trzymamy się dwójkami. Sprawdzajcie każde pomieszczenie i nie ważcie się wchodzić do piwnicy. Nikt stamtąd nie wraca.
     -Tak jest, Sir.
     -Dwóch zostaje przy drzwiach. Obstawcie wyjście z piwnicy, ale nie wchodźcie do środka. - przeszedł przez wielkie drzwi prowadzące do wnętrza opuszczonego budynku. - Zaczynamy.

Był pewien, że tym razem mu się powiedzie. Udowodni swoją wartość i nie wyciągnie broni, chociażby miał zginąć. Do walki użyje technik, jakich nauczył go ojciec. Nie pozwoli swojemu tacie zhańbić się po raz kolejny. Nie wytrzyma tych wszystkich zniewag, a nie chce zrobić czegoś, czego będzie żałował. Musi się pilnować dla własnej matki i swojego brata.

Itachi usłyszał głośne krzyki. Wychylił się z pomieszczenia, które aktualnie sprawdzał. Na korytarzu stało dwóch mężczyzn. Jego przyjaciół z ekipy. Sprawował nad nimi nadzór, a teraz… Teraz przyszło mu patrzeć na ich śmierć. Wielka łapa zmutowanego stwora przecięła jednego z nich na pół, wnętrzności wyleciały na podłogę, a jego wielkie szpony przez chwilę zaplątały się o jelito. Kompan zaczął strzelać, ale Itachi bardzo dobrze wiedział, że nie ma szans. Aby zabić tego mutanta musisz wiedzieć, gdzie trafić, a tylko on ze swoimi zdolnościami miał szanse wykonać to w odpowiedni sposób. Głowa strzelającego została wchłonięta przez paszczę, jego ciało padło na ziemię rozpryskując krew na futro bydlaka. Słychać było teraz jedynie trzaskanie przeżuwanych kości w paszczy stwora.

     -Cholera. – schował się w pokoju, przysunął do ściany i złapał za kaburę. – Nie mogę.

Przykucnął. Bydle przebiegło koło niego. Nie zauważyło go, więc pobiegło na kolejne łowy. Zabije ich wszystkich. Zrobi to, ponieważ jest to jego prawdziwa natura. Narodzony by zabijać, stworzony by polować. Urodzony łowca, chociaż niekiedy miał problemy z wyczuciem swojej ofiary. Tak, jak teraz, gdy minął Itachiego.

     -Sasuke.

Zrozumiał, a jego serce zabiło szybciej. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Nie może uciec, gdy jego brat jest w środku. Nie może zostawić go samego i wrócić do domu bez niego. Nie dba o zdanie swojego ojca, o to w jaki sposób szybko wysłałby go na śmierć. Martwił się wyłącznie o młodszego braciszka.

Wybiegł na korytarz i zatrzymał się przy zejściu do piwnicy. Skoro potwór grasował na wyższych piętrach istnieje możliwość, że znajdzie tam brata. Być może Sasuke schował się tam, starając się znaleźć odpowiedni moment na ucieczkę.

Przeszedł po rozerwanych ciałach swoich przyjaciół. Kiedyś nimi byli, chociaż nie zupełnie takimi, o jakich piszą w książkach. Bardzo dobrze się znali, ufali sobie, bo na tym polegała ich praca. W gruncie rzeczy ich nie żałował… Nie teraz, gdy musiał się skupić wyłącznie na uratowaniu życia Sasu.

Złapał za zakrwawioną klamkę, którą przetrzymywała oderwana od ciała ręka. Potwór dorwał ich, gdy całkowicie nie spodziewali się zagrożenia. Trzymając zimne i sine palce przycisnął klamkę do samego końca.

     -Kretyni. – pokręcił głową znikając w ciemnym korytarzu prowadzącym go do serca kryjówki Kakashiego.

Sprawdzał pomieszczenie za pomieszczeniem, ale nie było śladu po bracie. Nigdzie go nie widział, co wprawiało go w jeszcze większe zdenerwowanie. Nie chciał tracić nad sobą kontroli, musiał być opanowany, aby w odpowiednim momencie zadziałać trzeźwo. Nie chciał być jednym ze swoich ludzi, którzy skończyli, jako pożywienie dla pupilka tej mendy.

Otworzył drzwi z wielkim śladem po pazurach Mańka. Wzdrygnął się ze strachu. W pewnym sensie zaczął się zastanawiać, jakie to musi być uczucie. Czy to boli? Być rozszarpanym przez wielkie zwierzę… Przez coś, czego nie ogarnia ludzki rozum.

     -Nieeeeeeee!!!

Usłyszał kobiecy krzyk i natychmiastowo rzucił się do obrony. Wpadł całym ciałem w stwora, dzięki czemu jego łapa trafiła obok różowowłosej dziewczyny.

     -Oj Itachi… To była głupota… - szepnął do siebie.

Pupilek nie był zadowolony z jego czynu i się wcale mu nie dziwił.

Itachi odrzucony przez wielkie cielsko leżał teraz na ziemi. Cofał się na łokciach starając się w głowie ułożyć, jakiś awaryjny plan. Kątem oka zerknął na dziewczynę. To była ona. Ta sama różowa laska, którą postrzelił na ulicy. Tylko co ona tutaj robiła?

     -Zatrzel tego skur***la! – dziewczyna wtuliła twarz w swoje ręce, nie chciała na to patrzeć.

On miał ochotę strzelić, ale obiecał. Obiecał sobie, że nie wyciągnie broni i nie naciśnie na spust nawet, jeśli będzie zagrażało to jego życiu. Nie zrobi tego po raz kolejny i nie złamie danego sobie słowa. Tylko, jak wyobraża sobie walkę wręcz z tym stworem? Jest trzy razy większy od niego, potężniejszy, wygłodniały i do tego rozwścieczony. Popsuł mu spożycie podwieczorka.

Łapa wściekłego mutanta przeleciała tuż koło niego. On przeturlał się na drugi koniec pomieszczenia, po czym uniósł się przybierając obronną pozycję. Stwór cieszył się z jego odwagi, był zadowolony z godnego przeciwnika. Pobawi się z nim, a następnie go pożre. Nic go od tego nie uratuje. Każdy kto ma czelność stanąć przeciwko niemu - ginie.

Itachi nie tracił jednak ducha walki. Kilka razy uniknął wielkich szponów, zakradł się pod mordę stwora i wbił mu nóż w oko. Mutant stracił nad sobą panowanie, a to dało mu chwilę na uratowanie dziewczyny.

     -Uciekaj. – tym samym ostrzem, które przed chwilą przeszło przez gałkę oczną, przeciął jej sznury. – Masz czas, więc uciekaj.

Odepchnął ją od siebie, a cielsko niekontrolującego się mutanta trafiło pomiędzy nich. Pudło. I tym razem odniósł porażkę nie dopadając Itachiego.

SAKURA

Popchnął ją w kierunku drzwi. Bestia nie zwróciła na nią uwagi, nie była nią zainteresowana, bo on stanowił dla niej zagrożenie. Dzięki swojej szybkości i sprytowi pozbawił ją wzroku w jednym oku. Był dobry, ale Sakura wiedziała, że nie aż tak, aby ją zabić. Nie miał szans.

Miała rację. Szpony przeleciały obok jego brzucha, a następnie ogon z wielką siłą poprawił celnie atak. Mężczyzna wpadł w ścianę obok dziewczyny. Z kącika jego ust wyleciała krew, kaszlał.

     -Uciekaj powiedziałem… - z trudem wypowiedział do niej te słowa.

Chciała uciekać, naprawdę była gotowa wybiec z tego pomieszczenia. Bała się i nie miała pojęcia, jak walczyć. Była wyłącznie wścibską dziennikarką marzącą o nagrodzie. Nie nadawała się do takich starć. Rany na jej ciele, wciąż bolały i chciała, aby ten facet poczuł to samo co ona, gdy ją postrzelił. Pragnęła tego najmocniej na świecie… Nie chodziło jej o cielesne uszczerbki, a o psychikę. Powinien poczuć, jak to jest zostać porzuconym, poświęconym i zrównanym z ziemią…

     -Zastrzel go. – kopnęła w jego kierunku broń, która wypadła mu z kabury podczas walki.
     -Nie… - splunął krwią obok siebie. - To moje przeznaczenie.

Nie wiedziała o co mu chodzi, ale zrozumiała, że nie weźmie broni i nie strzeli do napierającej w ich kierunku bestii. Mógłby ją zabić, widziała go w akcji. Był strzelcem wyborowym, więc dlaczego do cholery teraz nie może podnieść tego złomu, wycelować i nacisnąć na spust? Myślała, że jest inteligentniejszy.

Nie mogła dłużej czekać. Nie była tchórzem. Była świadoma, że porzucenie tego człowieka zostawiłoby w niej największy ślad poczucia winy, jakiego nie byłaby wstanie zwalczyć. Nie ważne, że ją postrzelił. Nie zabił jej, a jedynie pozbawił swoją ofiarę zasłony. Zrobił to co uważał za słuszne.

Przykucnęła przy nim, wzięła spluwę do ręki, odblokowała ją. Wycelowała w ruchomy cel. Jej serce biło, jak szalone. Nigdy wcześniej nie strzelała. Owszem słyszała, jak to się robi, bo to właśnie dziennikarska ciekawość pomogła odblokować broń. Jednak czy będzie zdolna wystrzelić i ich uratować?

Zamknęła powieki, a palec dynamicznie wcisnął spust. Bała się tego co ma się zaraz stać. Odrzut broni cofał ją, ale ona nie przestawała wystrzeliwać pocisków.

ITACHI

Bestia oberwała kilka razy, ale biegła dalej. Itachi przymknął oko widząc, jak nieustannie zmniejsza się pomiędzy nimi dystans.

     -Powiedziałem uciekaj. – popchnął ją. Chciał ją ochronić.

W tym momencie z jego pomocą nabój trafił w czuły punkt zwierzyny.
Pocisk przeszedł przez wszystkie kręgi w kręgosłupie i rozłożył mutanta na łopatki. Jego morda zatrzymała się tuż przy stopie Itachiego. To nie było zamierzone. Fuksem udało im się pokonać bestie. Nie ukrywał radości, bo oprócz przeżycia dotrzymał danej sobie obietnicy. Nie użył broni palnej.

     -Jestem Ci dłużny. – odebrał dziewczynie broń. Wciąż była w szoku.

Podnosząc się po ścianie w górę odłożył Deserta do kabury. Musiał przyznać, że ta laska była naprawdę odważna. Obroniła go, chociaż on wcześniej z taką łatwością ją poświęcił. Gdyby sytuacja byłaby odwrotna za pewne zostawiłby ją na pewną śmierć. Tak sądził, ale nie był tego pewien. Dziewczyna wzbudzała w nim mieszane uczucia.

     -Itachi jesteś tutaj?! – broń młodszego brata wychyliła się przez próg. – Jak wy to… - nie odrywał wzroku od martwej bestii.
     -Zabiliśmy Mańka. To jej zasługa. – wskazał na dziewczynę.
     -To Ty? – Sasuke uśmiechnął się szeroko. – Dobrze Cię widzieć, ale mam dla was złą wiadomość.
     -Jaką? – dziewczyna w końcu uniosła się z podłogi, po czym wyciągnęła zza dekoltu ukrytą małą kamerkę. Robiła zdjęcia.
     -To nie jest Maniek.
     -Co?!

Ogarnęło go przerażenie. Zabił stwora i to nie Mańka. Jeśli to było jego dziecko… Nigdy nie przestaną ich gonić. Nie tylko ich. Zemsta Kakashiego dosięgnie każdego, bo nikt nie powstrzyma furii Mańka. Nie da się pokonać matki, która chce pomścić własne dziecko.

     -Musimy uciekać.
     -Nie mamy dokąd. Wszystkie drzwi są zamknięte. Kakashi wprowadził nas w pułapkę. Zaplanował to.
     -Więc uciekniemy na dach. Wymyślimy coś. Może uda się z niego, jakoś zejść.

SAKURA

Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Nie interesowało go, że zbiera materiały do swojego artykułu. Miał jeden cel - ucieczkę. Ona nie chciała się jeszcze stąd ruszać. W koło było tyle rzeczy godnych udokumentowania. Chciała przekazać informacje rodzinom ludzi, których szczątki były porozrzucane dosłownie wszędzie.

Czuła gorzki smak śmierci. To był naprawdę niesamowity odór pomieszanych wymiocin i odchodów ludzkich. Wszystko zmieszało się z zapachem wilgoci i sprawiało, że miała ochotę wydrapać sobie oczy i zapchać nimi nozdrza. Panowała nad sobą, próbowała. Jej ręka wciąż trzymała aparat, który wszystko rejestrował. Nagrywała każdy ich ruch. Później zastanowi się co z tym zrobi.

Na schodach rozległ się ryk. Znalazł ich i wiedział już o śmierci swojego dziecka. Całe schody drżały pod ciężarem jego cielska. Wyjrzała przez szparę za poręcz. Dojrzała go. Był większy, niż bestia, która miała ją pożreć w piwnicy.

Nagle ból nogi oraz rany, jakie dodał Hatake przestały jej przeszkadzać. Czuła, że ma w sobie więcej energii, niż po wstaniu z łóżka. Wyprzedziła Sasuke, który uśmiechnął się widząc jej przerażoną minę.

ITACHI

Wybiegli na dach. Itachi instynktownie zatrzasnął drzwi, chociaż wiedział, że nie mają szans przy starciu ze wściekłością Mańka.

Zerknął na brata, który przygotował się na pojawienie się bestii. Stanęli blisko krawędzi. Było słychać jego głośne kroki i dyszenie. Był przepełniony furią, która za chwile pochłonie ich ciała. Nie mieli szans.

Złapał dziewczynę za rękę i przeciągnął ją za swoje plecy. Wiedział, że nie uratuje jej to życia, ale w jakiś sposób chciał okazać jej wdzięczność za to czego dokonała wcześniej.

Pierwszy raz w życiu, gdy śmierć zbliżała się do niego wielkimi krokami pozwolił sobie na słabość. Dziewczyna pojawiła się tutaj przez niego. Gdyby wtedy nie zostawił jej w kałuży własnej krwi nie musiałaby przez to przechodzić. To on skazał ją na taki koniec jej życia i nie mógł się z tym pogodzić. Lubił zabijać, nie ukrywał tego, że odbieranie cudzego życia, patrzenie na ostatnie tchnienie, jakie wydaje człowiek, sprawiało mu radość. Uwielbiał być katem, ale tylko dla złych istot. Nie chciał krzywdzić niewinności, bo wiedział, że niewiele zostało jej na tym świecie. Zdawał sobie sprawę, iż dziewczyna nie jest idealna, ale nie powinna umierać.

Każdy popełnia błędy… On był najlepszy w podejmowaniu błędnych decyzji. Nigdy nie zastanawiał się nad uczuciami młodszego brata, który wiernie kroczył jego ścieżkami, nigdy się go nie wyparł i starał się mu pomóc. Sasuke był jego bratnią duszą, a on sprawił, że oboje zaraz zakończą swój żywot. Jego bezmyślność znowu dała się we znaki. Nie mógł tego znieść… Kochał brata… Był jego lepszą wersją…  

     -Jak się tylko tutaj pojawi odwrócę Twoją uwagę i w ostatnim momencie popchnę do Ciebie laskę.
     -Sakurę. – jej oburzenie nie zrobiło na nim wrażenia.
     -Nie rób tego Itachi. Pokonamy go.
     -Nie mamy szans. Tylko wysokość go pokona.

Część planu weszła w życie. Bestia wbiegła na dach z wielkim hukiem rozpadających się drzwi. Przestraszył się, czuł mrowienie w swoich nogach, przerażający chłód i zwiększone tętno. Musiał, jednak się poświęcić, bo to jego wina. Przez niego tutaj się znaleźli.

     -Maniek Ty kupo zasranego gnoju! Chodź tu do mnie!! – machał ręką.

Bestia zareagowała, więc się udało. Ruszyła w jego kierunku, a on ponownie złapał Sakure. Czekał na odpowiedni moment… Jeszcze chwila… Jeszcze momencik i spłaci wszystkie swoje długi. Taką miał nadzieje…

To ostatnie sekundy jego życia. Był tego pewien, że zaraz zginie. Przed jego oczami pojawiły się krótkie sceny z najlepszych urywków swojego istnienia. Te, zanim jeszcze dał się pochłonąć narastającej w nim nienawiści. Zaraz to wszystko się skończy, polegnie, a jeszcze tyle chciał zrobić. Chciał udowodnić ojcu, że się myli. Niepotrzebnie.

Bestia oderwała się od podłoża, Itachi wziął bardzo głęboki oddech i wysunął Sakure w kierunku brata.

Ale zaraz… Coś poszło nie tak…

Poczuł mocne uderzenie z prawej strony. Stracił równowagę, a jego ciało runęło na podłogę obok dziewczyny.

     -Sasuke! Nieeee!!!

Cielsko bestii wleciało w młodszego gangstera, porwało go ze sobą.

Itachi przeczołgał się błyskawicznie do krawędzi, trzymał wyciągniętą w dół rękę tak, jakby to miało uratować brata. Nie pomogło. Jego serce pękło wraz ze zderzeniem się ciała Sasu z płotem. Przez jego klatkę piersiową przeszedł pręt, a obok niego leżał Maniek. Wielki łeb stwora był przebity kolejnym prętem wystającym z niechlujnego ogrodzenia. To właśnie ten Maniek, który miał zabić jego, a nie jego brata. To on chciał to naprawić. To on miał być za to odpowiedzialny.

Oczy napełniły się łzami. Pierwszy raz w swoim życiu zapłakał. Stracił go, nie ochronił przed niebezpieczeństwem. To było jego zadanie! Jedyne, jakie starsze rodzeństwo ma względem swojej młodszej wersji. Był lepszy od niego, zasługiwał na życie. Był dobrym człowiekiem. Dlaczego właśnie on musiał to zrobić? To nie jego rolą była ochrona. Zrobił to dla niego tak, jakby na to zasługiwał.

Wnętrze mężczyzny przeszło czystą nienawiścią. Nie myślał teraz o niczym innym… Chciał wyrwać Kakashiemu bardzo powoli każdą kończynę, wypełnić jego wnętrze trucizną i spoglądać, jak dławi się własnymi wymiocinami. Zabije go bardzo powoli. Będzie napawał się jego krzykami, a następnie odeśle go do swojego brata w zaświaty…

SAKURA

Stanęła obok niego ze swoim aparatem. Musiała uwiecznić tą chwilę, pokazać całemu światu, w jaki sposób skończył najmłodszy spadkobierca rodu Uchiha. Nie miała w sobie współczucia dla tych ludzi. Każdy z nich zasługiwał na śmierć za to ile brutalności i zła wpuścili swoją obecnością na ten świat. To co spotkało Sasuke było dla niej zdecydowanie za mało. Powinien umrzeć w największych cierpieniach, będąc bezlitośnie torturowanym. W głębi serca życzyła mu szybkiego spotkania się z samym Lucyferem. Piekło jest dla niego odpowiednim miejscem.  

Ramię zrozpaczonego Itachiego otarło się o nią. Jeszcze kilka zdjęć i pójdzie za nim. Jest ciekawa dalszego potoczenia się historii. W jakiś sposób przestała się bać o własne życie. Było jej wszystko jedno.

     -Witam was serdecznie.

Zamaskowany mężczyzna stanął na zepsutych drzwiach. Jego siwe włosy opadały na oczy. W ręku trzymał urządzenie, które przypominało detonator.

Itachi zrobił dwa kroki do przodu. Wyciągnął z kabur obie spluwy.

     -Zabijesz mnie? – kontynuował. – Pozbawisz życia połowę miasta? Jeśli mój palec tylko puści ten przycisk wszyscy zginą.
     -Myślisz, że mi na nich zależy?

Nie mogła mu na to pozwolić. Nie chciała, aby połowa Tokio zapłaciła za zemstę, jaką był zaślepiony mężczyzna. Fakt, że może zginąć tyle dzieci, matek, ojców sparaliżował ją całkowicie.

     -Za chwilę pojawi się helikopter. Radzę Ci być grzecznym, jeśli chcesz, aby dzisiejsze ofiary były ostatnimi, jakie skazałeś na śmierć.
     -Piep*rz się.

Widziała, jak naciska na spust. Widziała jego gotowość do mordu w imię własnej nienawiści. Chciał poświęcić wszystko dla jednej osoby. Ich więź była silna nawet po śmierci.
Podbiegła do niego, uniosła jego ręce do góry. Pociski wystrzeliły w niebo.
Nie był dla niej łaskawy. Przez ani jedną chwilę nie zastanowił się nad tym czy ją to zaboli. Uderzył z całej siły w policzek.

Przewróciła się, a z jej ręki wypadła mini kamerka, która rejestrowała całe to zamieszanie. Sprzęt zatrzymał się na krawędzi, bujając się zmierzał ku upadkowi.

Sakura stanęła przez trudnym wyborem.

Musi wybrać pomiędzy swoją karierą, a chłopakiem i życiem tysiąca ludzi.

ITACHI

Nie liczyło się dla niego ile musi poświęcić dla swojego brata. Zasługiwał na wszystko. Nie pozwoli, aby śmierć Sasuke poszła na marne. Nie.. To jego młodszy braciszek… On jest ważniejszy od istnienia nieznanych, nic nieznaczących dla niego ludzi. Przypadkowe ofiary zdarzają się wszędzie…

W oddali rozległ się dźwięk nadlatującego helikoptera.

     -Proszę Cię nie rób tego.

Jej twarz pojawiła się tuż przed lufami. To ta dziewczyna, której jeszcze nie dawno był wdzięczny za uratowanie życia.

Teraz już nie dba o to. Zabije ją błyskawicznie, a następnie zostawi najlepsze na koniec. Zaśmiał się złowieszczo. Jak ona mogła pomyśleć, że zrezygnuje dla niej z tego wszystkiego? Z zemsty, która pomści jego brata. Nie dba już o to, czy ojciec go zabije. Wraz ze śmiercią Sasuke umarła w nim nadzieja na lepsze życie. Nie ma już nic do stracenia. Po co, więc ma oszczędzać swoje kule?

     -Jeśli to zrobisz będziesz tego żałować. Skarzesz na śmierć niewinne osoby, nigdy nie będziesz mógł z tym żyć. Błagam Cię nie rób tego. Jeszcze kiedyś będziesz miał okazję go zabić, ale nie dzisiaj. Proszę… Itachi…

Jej zielone oczy nieustannie błagalnym spojrzeniem przeszywały jego czarne tęczówki. On nie rozumiał jej zachowania. Starała się go przekonać, chociaż go nie znała i nie wiedziała, jaki jest naprawdę. Jakim prawem odezwała się do niego po imieniu skoro on nie chciał nawet na nią patrzeć.

     -Błagam Cię nie zabijaj go.
     -Jeśli chcesz przeżyć zejdź mi z drogi. Liczę do trzech i nacisnę na spust. Nie pozwolę mu uciec.
     -Nie. Itachi… tam może być więcej takich osób, jak Sasuke. Osób które mają rodzeństwa, rodziców i miłości swojego życia. Chcesz ich pozbawić tego wszystkiego? Sasuke poświęcił się dla Ciebie, bo wiedział ile jesteś wart naprawdę.
     -Nie waż się mówić o mnie, jakbyś mnie znała… Nie waż się też wspominać imienia mojego brata.
     -Itachi błagam Cię… - po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie schodziła jednak z drogi.
     -Jeden…
     -Sasuke nie chciał, abyś taki był! Nie chciał, abyś żył w nienawiści, abyś w imię czegoś zabił tysiące ludzi!
     -Dwa… - jego palec powoli naciskał spust.

SAKURA

     -On Cię kochał i chciał, abyś był szczęśliwy. A nie będziesz, jeśli to zrobisz… Nie wytrzymasz tego. Zbyt wielkie wyrzuty sumienia… Zeżrą Cię żywcem.

Zerknęła na kamerę, która spadła z dachu. Przymknęła oczy zagryzając wargę. Straciła swoją szansę dla niego. Dla faceta, który jest zbyt egoistyczny, aby zrozumieć jej słowa. Widziała w nim niekończący się zasób nienawiści, ale czuła, że ma szansę go przekonać. Jeszcze nie nacisnął spustu i dawał jej czas na ucieczkę. Ona jednak nie miała zamiaru się cofnąć. Widziała w życiu zbyt wiele cierpienia, sama do niektórych nieszczęść się przyczyniła. Jeśli teraz zejdzie mu z drogi skończy tak samo, jak on. Nigdy sobie tego nie wybaczy.

     -Trzy…

Padły strzały. Magazynki pistoletów się opróżniły, a komory zwolniły. Wystrzelił wszystkie naboje…

Żaden nie trafił w nią, ani w Kakashiego. Wybrał inną ścieżkę, udało jej się uratować życie niewinnych ludzi. Udało jej się pomóc ocalić jego samego. Dzięki niej nie będzie musiał nosić na barkach śmierci tysiąca dusz. Odniosła sukces. Pomyliła się oceniając go za pierwszym razem, jako brutalnego drania. Nie był taki. Miał serce.

     -Dobrze wybrałeś.! – Kakashi wolną ręką zahaczył się o drabinkę helikoptera.

Itachi padł na kolana. Rozpłakał się.

Sakura przytuliła się do niego. Chciała mu pomóc, chociaż wiedziała, że nie jest wstanie. Sam będzie musiał nauczyć się z tym wszystkim żyć, ale może liczyć, że ona nie zostawi go samego. Będzie się starać nawet, jeśli miałoby to oznaczać porzucenie własnych marzeń i pragnień.

„Dopóki jest w nas nadzieja,
Jest i szansa na miłość.
Dopóki kochamy
Możemy zwalczyć nienawiść.”

______

From me:

Partówka napisana na speedzie… Chciałam ją wstawić w sobotę – no, ale wypadło coś ważniejszego, więc podzieliłam się z Wami nią dzisiaj : ).

KIMI-SAN: Zrobiłam co w mojej mocy, ale Hentaia nie wstawiłam – przyczyna prosta: muszę potrenować : ). Może nic nie jest powiedziane wprost, ale Itachi i Saki lecą na siebie, love w powietrzu i te sprawy :D! =)

Także AHOJ! I do następnego razu…
Nie długo pojawi się Psychodela 2, a potem Zorza polarna cz.II finalna.

Dalej to już nie wiem ;D.

Pozdrawiam! :*


piątek, 21 lutego 2014

Początek Końca.

Jeżeli Wam się spodobało, bardzo chętnie przeczytam Wasze opinie w komentarzach. ;]
 
Do napisania tej Jednopartówki, zainspirowało mnie AMV Just let me Die.
 Czytając to, pozwólcie sobie odpłynąć, zrelaksujcie się, po prostu... dajcie się ponieść wyobraźni.
 
 
Początek Końca.
 
"Drogą mi jest jedynie odnosić zwycięstwo jakąkolwiek bronią"
 
 
Jeszcze nigdy nie było tak jak teraz...
Wioska Liścia podjęła się poszukiwania Uchihy Sasuke za wszelką cenę.
Jednak, nie chodziło o sprowadzenie go do Konohy i postawienie przed sądem, lecz o uśmiercenie.
Wielu nie mogło pogodzić się z tym faktem. Prostym przykładem jest Haruno Sakura, która słysząc o wyroku jaki zapadł na miłość jej życia, wpadła w szał i rozpacz.
Nawet najlepsza przyjaciółka i zarazem rywalka, Yamanaka Ino - nie była w stanie pomóc dziewczynie.
Dzięki pomocy, zdeterminowanego jak nigdy, Uzumakiego Naruto i innych przyjaciół, pod dowództwem Hatake Kakashi'ego zorganizowano wyprawę poszukiwawczą, która miała na celu znalezienie Nukenina nim zrobią to oddziały Anbu wysłane przez samą Senju Tsunade.

Te dobre i beztroskie czasy już dawno temu zniknęły...

 
~*~*~*~*~
 
 
Biegła przed siebie najszybciej jak tylko mogła. Różowe kosmyki włosów, opadały na jej soczyście zielone oczy. Zajęta szaleńczym biegiem, potrącała pobliskich przechodniów i stragany stojące jej na drodze. Nie przejmowała się tym w tej chwili. Najważniejsze było to, by jak najszybciej dobiec do biura Hokage. Tylko to się liczyło. Wiadomość jaką przekazał jej członek Anbu sprawiła, iż w złamanym i zgaszonym sercu Kunoichi na nowo zapłonął płomyk nadziei. Z załzawionymi z emocji oczami, przyśpieszyła kroku, zaciskając piąstki schowane w rękawiczkach.
Gwałtownie zatrzymała się przed budką Ichiraku Ramen.
- Sasuke-kun jest w pobliżu Konohy!
 
***
 
Intensywnie niebieskie tęczówki, zajadającego się potrawą blondyna, rozszerzyły się w szoku. Jego ciało spięło się nagle, a pałeczki wypadły z rąk, turlając po blacie baru. Powoli i dość sztywno odwrócił się za siebie, jednak niedawno stojącej tam dziewczyny już nie było, a znakiem, iż się nie przesłyszał - stał się delikatny zapach kwitnącej wiśni, który sobą roztaczała.
 
~*~
 
- No dalej... pocałuj ją wreszcie...
Siedział na gałęzi jednego z większych drzew, z góry obserwując wesoły gwar uliczny, jednocześnie zagłębiony w swojej ulubionej lekturze.
Nagle jednak, przemknęły pod nim dwie sylwetki - bardzo dobrze znane sylwetki.
Zdziwiony poważnym zachowaniem swoich uczniów, zerknął na ich niknące w tłumie kontury, by po chwili ujrzeć je skaczące po dachach domów. Zaciekawiony, schował książkę do kieszeni kamizelki, a po chwili na wyższej gałęzi drzewa pojawił się Shinobi Anbu z maską tygrysa na twarzy.
- Hokage wzywa drużynę siódmą do gabinetu. Sprawa niecierpiąca zwłoki.
Obłoki dymu wplątały się w szare włosy mężczyzny, który powstając na równe nogi, również się zdematerializował.
 
 
*~*~*~*
 
 
Stali czekając na szczegóły wezwania. Zniecierpliwieni, niepewni, podekscytowani. Nerwowo zaciskając pięści. Przymrużając powieki. Ocierając krople potu.
- Wezwałam was, ponieważ...
Ich serca zabiły szybciej - dwójki nastolatków z rozbitej drużyny. Gwałtownie wdychali powietrze do płuc, rozszerzając swoje źrenice w adrenalinie powoli zapełniającej ich żyły.
- ...w obrębie granic naszej Wioski...
Czekali na to tyle lat. Wyrzekli się tak wielu rzeczy. Przysięgli sobie obietnice niemożliwe do spełnienia. Trwali w pozornym szczęściu i odbudowanej harmonii, jednak w głębi serc...
- ...pojawił się...
...umierali z tęsknoty za...
- ...zdrajca i poszukiwany Nukenin wpisany w księgę Bingo...
...tym jednym jedynym, niezastąpionym kawałkiem siebie. Cząstką, bez której byli niczym...
- ...Uchiha Sasuke.
...dla niego bratem, przyjacielem, dla niej ukochanym. Po prostu za NIM.
 
 ~*~
 
 - Co, do cholery?! - ryknięcie Uzumaki'ego bez większych problemów można było usłyszeć poza gabinetem Tsunade.
- Naruto. - Kakashi postanowił uspokoić ucznia - nadaremnie.
- Że co macie zrobić?! Was chyba już kompletnie powaliło!
- Naruto. - syknęła Senju, mocno rozdrażniona słowami blondyna.
Chłopak zacisnął palce na rozmierzwionych włosach, zamykając oczy. Nie mógł uwierzyć. Nie potrafił przyjąć do świadomości tego, co... właśnie usłyszał.
Jego przyjaciele. Bliscy zastępujący mu rodzinę. W tej chwili, zdradzili jego zaufanie. Okłamali go. Zataili prawdę. Był wstrząśnięty. Zszokowany. Zrozpaczony. Wściekły. Nie wiedział jak najpierw zareagować. Furią? Łzami? Osłupieniem?
Zawył żałośnie, spuszczając głowę. Ułożył usta w wąską linijkę, nawet nie chcąc słuchać płaczu przyjaciółki, która upadła obok niego na kolana, tak samo zraniona wieścią od Hokage.
Oboje stali się ofiarami. Niewinnymi ofiarami spisku toczonego za ich plecami. Zaślepieni zaufaniem do najbliższych, zostali zranieni prosto w plecy. Cios jaki im zadano, był nieuleczalną raną. Nic nie mogło usprawiedliwić sprawców. NIC.
- Ogarnijcie się. - ostry ton Tsunade, przywrócił ich na ziemię. - Jesteście Shinobi Konohy, do cholery! Patriotami Wioski! Kraju! Przeszłość i przywiązanie do tego ścierwa, którego śmiecie nazywać 'zagubionym przyjacielem', jest tylko śmieszną złudą! Jako Ninja powinniście wyzbyć się uczuć i być całkowicie oddanymi Ojczyźnie!
Cisza jaka nastała w zaciemnionym gabinecie, była przerywana jedynie nierównomiernymi i czasami drżącymi oddechami zebranych.
- Minęły trzy lata. - kontynuowała - Powinniście o nim zapomnieć. Tacy jak on się nie zmieniają! Dotarło?! On był, jest i będzie mścicielem czy tego chcecie, czy nie! Nic innego nie ma znaczenia, tylko ta pieprzona zemsta! Nawet odbudowa klanu Uchiha nie jest aż tak ważna jak zabicie jego przedostatniego członka, a jednocześnie kata! Kiedy do was w końcu dotrze, że to już nie jest ta sama osoba, z którą dorastaliście?! Te dobre i szczęśliwe czasy już dawno temu się skończyły! Dorośnijcie i przestańcie żyć w świecie wyimaginowanych fantazji oraz marzeń, gdzie Sasuke wraca i wszyscy żyją długo i szczęśliwie!
Po słowach Hokage nikt nawet nie śmiał się odezwać. Każdy zajęty swoimi myślami, wlepiał wzrok w inny punkt pokoju.
 
***
 
Zapłakana Haruno, klęcząca po środku gabinetu, przyciskała dłonie do serca, kuląc się w sobie i ciągle próbując przyswoić słowa mentorki.
 
Znów... znów poczuła jak jej serce zostaje rozerwane na drobne kawałki...
 
Potrząsnęła głową, a strumienie gorzkich łez nawet na chwilę nie przestały spływać po jej różanych policzkach. Nie chciała, nie chciała uwierzyć w to wszystko.
 
On wróci... wróci. Potrzeba tylko... czasu...
 
***
 
Stał twardo przed najważniejszą osobą w Konosze. Nerwowo zaciskał pięści, a przydługie paznokcie, wydłużone przez nagły wzrost lisiej Chakry, boleśnie powbijały mu się w naskórek. Zmrużył groźnie oczy, zwężając u wcześniej rozszerzone źrenice. Był wściekły. Nie... To za mało powiedziane. Furia ogarniała cały jego organizm. Każda, nawet najmniejsza komórka, płonęła żywą wściekłością. Żal jak kumulował się w umyśle chłopaka, rozchodził się po całym ciele, boleśnie raniąc koniuszki palców i sprawiając, iż świerzbiły go od energii Kyuubi'ego. Robił wszystko, by pohamować głód gniewu Demona żyjącego w nim. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości, którą wykorzysta jego współlokator.
Słowa tak bolesne, niczym ostrze noża, odbiły w sercu blondyna ranę zbyt wielką, by móc ją zagoić.
 
Właśnie w tej chwili poczuł, że ludzie, którzy go otaczają, są zwykłymi, zakłamanymi szujami...
 
Jego zęby nieznacznie się wydłużyły, formując w delikatne kły.
- Jak... - wyszeptał po chwili głębszej zadumy. Letarg dostający się do pomieszczenia. Wypełniający każdy kąt gabinetu, był wręcz przerażający. - ...Jak śmiecie?
- Hm? - mruknęła Tsunade, dotąd opierająca podbródek o splecione dłonie. - O co chodzi, Naruto?
- Jak... jak śmiecie nazywać się moją rodziną?!
Ryk zrozpaczonego stworzenia, zmieszał się z żałosnym wręcz krzykiem Uzumaki'ego.
- Naru...to... - piwne tęczówki Hokage zabłysły szokiem.
- Uciekając od problemów! Pozbywając się NASZEGO przyjaciela! Obawiając się kogoś, kto stał się silniejszy od was! No przyznajcie, że boicie się starcia z Sasuke! Nie chcecie kłopotów! - zaśmiał się, prawie że opętańczo. - Dlatego... Dlatego skazaliście go na śmierć?!
- Naruto! - zareagował Hatake. - Nie unoś się tak! Uspokój się! - doskonale wiedział jak może się to zakończyć. Przewidywał najczarniejszy scenariusz.
- Nie, Sensei! Powiem wszystko, co leży mi na wątrobie, bo nie pozwolę wam tknąć Sasuke! Tego skurwiela, który jest moim przyjacielem! Najlepszym, nieobliczalnym, głupim jak but, PRZYJACIELEM!
- Naruto... twoja Chakra...! - Senju wstała z zajmowanego przez siebie miejsca, odczuwając znaczący wzrost mentalnej siły blondyna.
Ciało chłopaka zaczęło skrzyć się groźnymi, ciemnopomarańczowymi płomieniami.
- To jest moja droga! Droga Ninja! Odnaleźć i sprowadzić do wioski swojego Nakama! Żywego!
 
 ~*~
 
 Echo wybuchu rozniosło się po całej wiosce. Wszyscy będący w pobliżu biura Hokage, mogli ujrzeć, jak jej gabinet rozlatuje się na drobne kawałki, otoczony żywymi płomieniami i falami dymu. Potężna złowroga energia rozeszła się po kościach Shinobi, zasiewając ziarno nikłego strachu w ich sercach.
 
Oko Jinchuuriki'ego opętanego niepohamowaną furią, spojrzało na nich i zabłysło obłędem głodu krwi...


 *~*~*~*
 
 
Wszędzie, gdzie się tylko spojrzało, można było dostrzec padających jak muchy Shinobi. Wilgotna od rosy i krwi trawa, obrodzona została w setki niefunkcjonujących już ciał, poległych wojowników. Odór przypalonych i powoli zaczynających się rozkładać zwłok, był nie do wytrzymania. Ciepłe promienie słoneczne wychylającego się zza koron drzew słońca, oświetlały blade niczym śnieg skóry umarłych oraz odbijały przerażone spojrzenia ciągle żyjących Ninja.
***
- Ino, szybciej!
Jounin spojrzał na blondynkę starającą się przechwycić umysł Suigetsu. Było to dość trudne, ale na pewno wykonalne. Musieli dowiedzieć się gdzie w tej chwili przebywa Uchiha Sasuke. Każda chwila stała się chwilą na wagę złota.
- Sama nie dam rady, Kakashi-sensei! - odkrzyknęła, ledwo stojąca na nogach Yamanaka. Z całych sił starając się uniknąć ostrza miecza, odskoczyła od przeciwnika, po czym upadła na ziemię z wyczerpania.
Hatake wziął głęboki wdech. Musiał się uspokoić. To nic, że jego drużyna zniknęła mu z oczu w środku bitwy. To nic, że wiele Chuninów zmarło dzisiejszego świtu. Nie mógł wymagać tak wiele od ledwo przytomnych Ninja. Wyczuwał, jak mało Chakry posiada blondynka.
- Ino... Odpuść! - westchnął zmarnowany. Nie mógł pozwolić, by mocje wzięły nad nim górę.
- Hę? - zdziwiła się Yamanaka, jednak odetchnęła z ulgą. Była iście przekonana, że nawet dając radę jakimś cudem opanować ciało Suigetsu, to i tak tylko na chwilę, a skutek tego czynu zakończył by się bardzo negatywnie. Dla niej.
Kiba wraz z Akamaru przetransportował poważnie wyczerpaną i ranną blondynkę na bok, by odpoczęła i opatrzyła się. Natomiast Hatake Kakashi wraz z Narą Shikamaru, postanowili dokończyć walkę z białowłosym.

 
 
*~*~*~*

 
- Sasuke-kun, proszę! Nie odchodź! Zostań z nami! - wykrzykiwała najgłośniej jak tylko potrafiła. Gorzkie łzy spływały strumieniami po jej różanych policzkach. Krztusiła się gwałtownie wydychanym powietrzem. Drżąc układała dłonie w geście błagania. Kolana się pod nią uginały. Chakra, którą straciła podczas walki i liczne rany oraz zadrapania jakich się nabawiła - osłabiały ją na tyle, by móc ledwo utrzymać się na nogach. Mimo to, wiernie stała przed tym, na którego wyczekiwała tyle lat. Doskonale pamiętała każdą przepłakaną noc. Te bezsenne rozmyślania nad sensem swojej marnej egzystencji.
 
Czy zasługiwała na jego wzajemność?

Tak bardzo tego pragnęła! Niczego więcej nie chciała od życia, tylko jego. W myślach błagała Boga, by jej ukochany zmienił zdanie i wrócił z nimi do Konohy, ale czy mogła go tak nazywać? Przecież on nie odwzajemniał jej uczuć. Traktował ją tylko, a może aż, jak przyjaciółkę. Czasem dość irytującą i roztrzepaną, jednak zakochaną w nim po uszy. Chcącą właśnie dla niego, i tylko niego - zrobić wszystko.
Zacisnęła zgrabiałe dłonie w piąstki. Szkarłatna krew z ran ciętych na rękach, spływała po jej brzoskwiniowej skórze, tym samym plamiąc czerwoną, podartą bluzkę.
Ubrudzona ziemią. Zmęczona. Załamana. Zdeterminowana. Ułożyła usta w wąską linijkę przymrużając wilgotne powieki.
- Pamiętasz, co powiedziałam ci, gdy odchodziłeś z Wioski?! Wiem, że tak! - wykrzyknęła nabierając powietrza do płuc, rękoma podpierając się o kolana.
***

Pamiętał. Doskonale pamiętaj jej wyznanie. Nawet teraz był w stanie wyrecytować słowo po słowie to, co wyszlochała tamtej nocy. Pytanie tylko, dlaczego aż tak zapadło mu to w pamięć i nie miał najmniejszego zamiaru o tym zapomnieć?
Zamknął oczy, spuszczając głowę w zamyśleniu, jak zwykł robić. Ledwo dostrzegalnie uniósł kącik ust w górę. Jego przydługimi, hebanowymi włosami zabawił się delikatny wiatr, który niósł ze sobą przyschnięte, jesienne liście splamione krwią zmarłych w walce Shinobi.
- Ja... wciąż... nie zmieniłam... zdania... Wciąż... próbując zrozumieć... twoje powody, dla których podążasz tą, a nie inną ścieżką...
- Przestań. - uciął sucho. Nie chciał, nie potrafił tego słuchać. Nie miał zamiaru ponownie usłyszeć z jej malinowych ust, słów, które zakują go w sercu, powoli przełamując lodową powłokę stworzoną przez niego samego. Nie zamierzał przez jedną, nic nieznaczącą dziewuchę, zaprzepaścić swojej zemsty. Tego nad czym pracował tyle lat. W czym doskonalił się, cierpliwie czekając na dzień stracenia swojego brata. - Sakura... - zaczął powoli i cicho, jakby nie będąc pewnym tego czy chce się w ogóle odzywać. - Powiedz mi, jak można być tak ślepą jak ty? - zapytał lodowatym tonem. Mimo iż intencje jego wypowiedzi odczytała inaczej, on miał na myśli zupełnie co innego. No bo, jak można przez całe swoje życie kochać kogoś tak mocno, ślepo, uparcie, wiernie - kto nigdy nie odwzajemnił tego uczucia nawet w minimalnym stopniu, przynajmniej nie publicznie.
- C-Co? - zająknęła się zszokowana. Nie spodziewała się takiego pytania z jego strony. Stojąc jak wryta, wpatrywała się w jego plecy, dokładnie analizując sens każdego słowa.
On jedynie uśmiechnął się ironicznie pod nosem, delikatnie odwracając głowę w stronę dziewczyny, by móc spojrzeć prosto w jej soczyście zielone oczy.
- Jak możesz oddawać całą siebie, łącznie z bezgranicznym zaufaniem, osobie, która tego nie chce, Sakura?
***

Uważnie obserwował każdy, nawet najmniejszy ruch dziewczyny. Taksował ją przenikliwym, karym spojrzeniem. Lustrował jej duszę. Wiedział jak potężny zadał cios. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Cóż... nie chciał nikogo oszukiwać. Zranił ją tak, jak robił zawsze. Tylko tyle mógł jej dać. Ból. Cierpienie. Rozpacz. To ją czekało u jego boku.
Nie był w stanie? Może nie umiał wykrzesać z siebie więcej? Nie wiedział, jednak jednego był pewien - nie potrafił niczego, prócz ranienia bliskich. Tak, to opanował do perfekcji.
Wzdychając melancholijnie, odwrócił głowę z powrotem ku niebu. Wiatr powoli ustawał, a nieboskłon ciemniał, stając się granatem.
Jak wiele razy jeszcze będzie musiał ją ranić tak dotkliwie, by w końcu zrozumiała, że nigdy nie będą razem? Powoli irytowało go to, ale nie dlatego, że Sakura nie odpuszcza, a dlatego, iż on...
Zacisnął powieki marszcząc nos. Tak bardzo nie znosił, gdy uporczywie coś drążyła nie zważając na konsekwencje. Szczególnie, jeżeli chodziło o uczucia.
Usłyszał jej cichy szloch.
Rozpłakała się bardziej. To było do przewidzenia. Łzy, które fundował Sakurze mogłyby być porównywalne do kwiatów lub czekoladek, jakie chłopak daje dziewczynie, ponieważ dostawała je od niego tak często, jakby były jakimś gównianym prezentem.
- Sasuke-kun... ja... się nie poddam...! - wyszlochała między gwałtownym wdychaniem powietrza, po czym wybuchnęła płaczem jak mała, niesforna dziewczynka.

Rozszerzył źrenice w szoku. Ona była taka uparta. Głupia. Idiotka.
Dlaczego, do ciężkiej cholery, pchała się w coś, co wyniszcza ją od zawsze?! Dlaczego nie odpuści i nie pozwoli mu pogrążać się samemu?! Dlaczego ciągle na niego czeka wiernie, niczym jakiś zakichany pies?! Pomimo odtrąceń jakich doświadczyła i bólu... czemu ciągle za nim biegnie?!
- ...Bo cię kocham! - krzyknęła ile miała sił w płucach. Nie żałowała swoich słów, była z nich wręcz dumna. Znowu znalazła w sobie odwagę, by ponownie otwarcie przyznać się przed nim do swojego uczucia skrywanego głęboko w sercu.
***

Z prędkością światła znalazł się przed nią, łapiąc za szyję i przyciskając do kory pobliskiego drzewa. Delikatnie zacisnął palce na krtani dziewczyny, pochylając się nad nią, tym samym dociskając ją mocniej do wiśni. Owiał jej policzek swoim rozgrzanym oddechem, lustrując magnetycznymi tęczówkami.
- Ile razy mam ci to powtarzać? - warknął, przykładając do ucha Haruno usta niczym marmur.
***

Zadrżała delikatnie. Przez uścisk Uchihy, miała trudności z oddychaniem. Niepewnie dotknęła jego dłoni swoją poharataną piąstką, kręcąc głową na boki, przez co krótkie kosmyki różowych włosów dziewczyny, musnęły jego nos.
- Ja... - co miała mu odpowiedzieć? Że była uparta? Bezmyślna? Nie znała ryzyka i kosztów? Gdyby to zrobiła - skłamałaby. Doskonale wiedziała, iż podążając za nim. Ufając bezgranicznie. Wierząc, że pewnego dnia odwzajemni jej uczucia - pogrąży swoją przyszłość. Sasuke już dawno temu wybrał ścieżkę jaką podąża, ścieżkę zemsty, krwi i śmierci. Z każdą chwilą pogrąża się w większym mroku i ciemnościach. Sam. Bez nikogo przy duszy. Odrzucony. Zapomniany.
Nie chciała, by tak dalej było. Pragnęła go uszczęśliwiać. Pragnęła być powodem, dla którego na jego idealnej twarzy, pojawi się ten niezwykły, rzadko spotykany, zniewalający uśmiech. To było tak niewiele. Tylko tyle chciała...
Może... prosiła o zbyt dużo? Nie. Nie będzie się teraz nad tym zastanawiać. On czekał cierpliwie aż odpowie. Postanowiła zebrać myśli. Musiała powiedzieć coś, co pomoże jej go odzyskać, chociaż w minimalnym stopniu.
***

Przez dłużące się czekanie na odpowiedź dziewczyny, nieco wzmocnił uścisk na jej gardle. Zobaczył jak zaciska powieki, uporczywie próbując nabrać tchu. Mimowolnie uniósł kącik ust ku górze. Musiał przyznać, że w głębi tej soczystej zieleni, można było się zagubić. Zatracić. Odciąć od rzeczywistości.
Dlaczego... Dlaczego mu się to tak... podobało?
~*~

Posoka krwi trysnęła na jego dłonie, brudząc je swoim szkarłatem. Poczuł ciepło lepkiej, kleistej cieczy. Zaciskając pięści, zamknął oczy, ruszając dalej przed siebie. Zabił bo musiał, był Shinobi - to wystarczające usprawiedliwienie, które całkowicie go nie przekonywało.
Jego przydługimi, rozczochranymi blond włosami, zabawił się porywisty wiatr. Intensywnie niebieskimi tęczówkami zlustrował powoli ciemniejące niebo, westchnął pod nosem przyśpieszając biegu. Musiał zdążyć. Nie ufał już osobie, z którą teraz rozmawiała Sakura. Prawda. To wciąż był jego najbliższy przyjaciel, ale najbliższy nieobliczalny przyjaciel.
Przyśpieszył jeszcze bardziej, mijając stare dęby. Łąka gdzie się znajdowali była niedaleko. Da radę. Ochroni ją.
~*~

Posiadacz hebanowych włosów, otrząsnął się. Co on wyprawiał?! Przyszpilał do drzewa byłą przyjaciółkę z dawnej drużyny i niby co?!
Nagle, puścił ją i warcząc coś pod nosem, odszedł na dystans kilku metrów.
- Nie odpowiadaj. Błagam... - jęknął żałośnie, zakrywając połowę twarzy jedną dłonią. Stał do niej plecami. Obserwował krajobraz przez palce. Nie chciał. Nie potrafił. Nie zniósłby tego, gdyby dziewczyna znów spróbowała przebić mur otaczający jego serce.
Naprawdę, jeszcze tylko kilka mocnych uderzeń i on...
- Czy będziesz szczęśliwy sam ze sobą?! - Sakura, nagle krzyknęła robiąc niepewny krok w przód.

Nie. Nie będzie. Samotność... - doskonale mu znana.
Skazywał się na wieczne cierpienie, potępienie wręcz. Bez bliskich mu osób. Tych, którzy nigdy by się od niego nie odwrócili.
Westchnął cicho.
Przyzwyczaił się już do tego nieprzyjemnego ukłucia w sercu. Mógł nawet podejrzewać, że to samo odczuwa Naruto, każdego dnia. W każdej chwili swojego życia.
Nie potrafił czuć. Odwzajemniać. Obdarzać. I nie miał najmniejszego zamiaru się tego nauczyć. Nie miał.
Uaktywnił Sharingan.
- Sakura...
*~*~*~*

- Shikamaru!
Odwrócił się za siebie. Ujrzał zmachaną, aczkolwiek całą Temari, która podbiegła do niego z licznymi zadrapaniami i ranami. Ocierając drobne krople potu z zakrwawionego czoła, odetchnęła głęboko, próbując złapać trochę tchu.
- Tema...
- Jak sytuacja?! - przerwała mu nagle.
Westchnął cierpiętniczo. Przejeżdżając dłonią po głowie, spojrzał na nią z politowaniem. Nie lubił, gdy ktoś wchodził mu w zdanie.
Po co ten pośpiech...
- Nara. - warknęła zaciskając pięści.
Przełknął ślinę, po czym wkładając dłonie do kieszeni, postanowił dokładnie odpowiedzieć na jej pytanie. Co jak co, ale nawet - a może zwłaszcza - on nie chciał być w pobliżu przynajmniej jednego kilometra, gdy dziewczyna straci nad sobą kontrolę. Boleśnie by się to skończyło...
- Kankuro nawet nieźle sobie radzi. Pomaga Kakashi'emu i Kibie, który mnie zastąpił, w walce z Suigetsu. Gaara natomiast próbuje uwięzić w piasku Juugo, co wcale a wcale, nie jest tak łatwe jak się wydaje, ale kontroluje sprawę. - więcej nie musiał się wysilać. Doskonale wiedział, iż blondynce zależy tylko i wyłącznie na informacjach o swoich braciach.
Tak jak się spodziewał, dziewczyna nieznacznie odetchnęła z ulgą, następnie ponownie przybierając surowy wyraz twarzy.
Taa... Ja po prostu uwielbiam mimikę jej twarzy...

*~*~*~*

Spięła się niczym słup soli, cierpliwie oczekując na jego reakcję. Myślała... miała nadzieję, iż przekonała go w jakiś sposób i chłopak z nią wróci.
Wiedziała, była pewna, że Tsunade po ostrej rozprawie i karze - pozwoli mu zostać. Zdejmą z niego wyrok śmierci. Musiał, tylko sam tego chcieć.

Nagle, jakby znikąd ujrzała przed sobą iskrzące szkarłatem tęczówki, w których widniały trzy, charakterystyczne łezki. Nie wierzyła własnym zmysłom. On... Ten, którego... kochała...
- S...Sasuke...kun... - zabrakło jej tchu. Wpatrywała się w niego, niedowierzając.
Zerknęła na prawą dłoń Uchihy. Pojawiło się w niej Chidori.
Uciekaj...
Usłyszała, prawie niedosłyszalny, aksamitny szept chłopaka.
...albo...
Zadrżała z przerażenia. Emocje mnożące się z każdą chwilą, dosłownie rozsadzały ją od środka. Przymrużyła wilgotne powieki, przez gorzkie łzy, które zamazywały jej widoczność.
- ...Giń! - wykrzyknął.
Błyskawice i ją dzieliło tylko kilka centymetrów.
W uszach Haruno zadźwięczał aż zbyt głośno, odgłos tysiąca ptaków.
***

Co się stało?
Ktoś złapał go za nadgarstek i stanął przed nim, tym samym ochraniając Sakurę.
Uchylił jak dotąd zamknięte powieki, po czym rozszerzył źrenice w szoku.
- Naruto... - warknął prosto w twarz wybawiciela dziewczyny. - ...sukinsynie.
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić.
Stali na przeciw siebie, taksując intensywnymi tęczówkami, które połyskiwały wrogo i groźnie.

Przyjaciele. Odwieczni rywale. Bracia...

Pochylili się nieco bardziej, prawie że stykając nosami. Przymrużyli powieki, zaciskając pięści. Żaden z nich nie miał najmniejszego zamiaru ustąpić drugiemu.
- Odsuń się. - warknął Uchiha.
- Zmuś mnie. - odpyskował Uzumaki.
Zetknęli się czołami, unosząc prawe dłonie na wysokość swoich ramion. Kosmyki ich włosów zaczęły lekko falować, jakby poruszane przez wiatr. Chakra rosnąca z każdą chwilą, buzowała w żyłach obojga, jedynie powoli powiększając ogarniającą ich umysły furię.
***

Patrzyła na to wszystko przerażona. Zakrywając usta dłonią, wpatrywała się to w jednego, to w drugiego. Niedowierzała samej sobie, widząc, że chłopcy szykują się do starcia. Nie chciała tego.
Byli jedną drużyną. Drużyną siódmą.
- Naru...to... - wyszeptała, soczyście zielonymi tęczówkami, dosłownie wiercąc dziurę w plecach blondyna. - Sa..suke...kun... - wyjąkała spoglądając w zimne, groźnie płonące tęczówki Nukenina.
- Nie wtrącaj się! - warknęli w tym samym czasie, obrzucając Haruno poważnymi spojrzeniami. Gdy zorientowali się, że powiedzieli to samo, znów spiorunowali się wzrokiem, a w ich dłoniach powoli zaczęły formułować się dziwne zniekształcenia powietrza.
Rozszerzyła powieki w szoku, cofając się o krok.
- Nie, błagam... - wymamrotała bardziej do siebie niż przyjaciół. - Nie walczcie!...
Zignorowali ją.
- Chidori!!!
- Rasengan!!!

Za późno, Sakura...

*~*~*~*


Hinata!!!

Błysk. Huk. Oślepiające światło. Ciemność. Nicość. Przeraźliwy krzyk bólu. Swąd spalonego ciała. Nagłe pęknięcie gruntu. Szczęk miażdżonych kości. Odgłos rozlewającej się wszędzie lepkiej cieczy. Charakterystyczny dźwięk pękającej skóry. Sapanie. Drżenia ziemi. Szloch rozrywający krtań i płuca.
Szok. Paraliż. Przerażenie. Łzy. Krew. Wszędzie.
 
Tak pięknie to wygląda... Szkarłat posoki kleistej i lepkiej, skąpany w pomarańczy wschodzących promieni słonecznych na tle błękitnego nieboskłonu, ozdobionego tańczącymi, pożółkłymi liśćmi... Czyż nie?

- N-Nie... H...Hinata...! - stanął niczym kamienny posąg. Właśnie w tej chwili jego serce pękło na kilkaset kawałków, by już nigdy nie móc się zrosnąć. Liliowe tęczówki chłopaka spotkały się z matowymi oczami kuzynki, zwisającymi z gałęzi na cienkich żyłach.
Jej połamane kości przebiły się przez naskórek, rozrywając nerwy i mięśnie, teraz skąpane w sokach niegdyś funkcjonującego ciała. Uformowane w dziwnych pozycjach, naderwane i poharatane kończyny, wisiały swobodnie pomiędzy gałęziami starego dębu. Strzępki fioletowego dresu, swobodnie unosiły się dzięki porywistemu wiatrowi, ogrzewającemu twarze zebranych.
Popiół i dym unoszący się w lesie, uniemożliwiał dokładne obejrzenie zdeformowanego ciała.
 
Może to i lepiej...

Kilka śnieżnobiałych zębów dało się ujrzeć na mokrym od rosy piachu, a kępki poodrywanych, granatowych włosów - splątane w gęstych krzakach i ściółce leśnej. Gdzieniegdzie kawałek rozerwanego jelita, leżał swobodnie pod pniem drzew, a dziwnie ropiejąca wątroba przebita została przez ostre niczym brzytwa, kolce pobliskiej dzikiej róży.
Tenten stojąca boso na otwartej nodze zmarłej - znieruchomiała. Pod stopami doskonale wyczuwała ciepłe, żylaste i śliskie mięśnie oraz naskórek. Żyły dolnej kończyny splątały jej palce, które kurczowo zaciskały się na wystającej kości.
Dziewczyna gwałtownie nabierając powietrza do płuc, osunęła się na kolana, a gorzkie łzy poczęły strumieniami spływać po jej bladych policzkach.
W pewnym momencie zwymiotowała na mokrą od krwi trawę.

Smród rozkładającego się ciała, był nie do zniesienia...

Kto dobrze się wsłuchał, mógł ledwo dosłyszeć niezrozumiały charchot, pulsującej jeszcze, rozciętej krtani, z której wypływały litry ciepłej krwi.
- T...Ta te...chnika... - wyszlochała ledwo. Piąstkami wycierając policzki, zwymiotowała ponownie. Jej żołądek przewracał się to w lewo, to w prawo. Obraz dziewczyny wirował na około. Szok i niewyobrażalny strach, sparaliżował ją całą. Jęknęła żałośnie, widząc zgniecioną czaszkę Hyugi, która zmieszana była z rozmiażdżonym mózgiem, teraz powoli zalewającym podłoże.
- Hinata! - wykrzyknął Neji, upadając na ziemię i waląc w nią pięśćmi zaciśniętymi z całej siły. Płakał. Wył z rozpaczy ogarniającej cały jego umysł. Czuł nieprzyjemne, odrażające wręcz gorąco, rozprzestrzeniające się po całym ciele. Drżał, niewyobrażalnie drżał. Obraz mieszał mu się z łzami pokrywającymi oczy. Czuł się pusty. Tak, pusty. Nic więcej. Bezwartościowy. Okradziony z największego obowiązku. Skarbu...
Jego droga Ninja, dzisiaj się skończyła.
 
 
*~*~*~*
 
 
Horyzont przeciął ogromny słup światła, wznoszący się ku nieboskłonowi. Potężny podmuch wiatru pochylił korony drzew, a dość spora fala uderzeniowa, wstrząsnęła gruntem. Wszyscy skierowali tam swój zdziwiony wzrok, jednak zostali oślepieni przez nagły błysk jaki rozniósł się w raz z wielkim grzmotem.
- Co do...?! - ryknął jeden z Shinobi oddziału zwiadowczego Anbu, zaraz przeraźliwie wyjąc z bólu, gdy cięcie wiatru, tak potężne niczym trąba powietrzna, oderwało mu rękę aż do samego łokcia.
Szkarłatna posoka krwi, trysnęła na kilka metrów, tym samym brudząc kory drzew oraz pobliskich Ninja. Rozszarpane fragmenty żył i naskórka, zostały poniesione wraz z prądem, a dość spore kawałki mięśni, wylądowały na wilgotnym piachu.
Mężczyzna upadł na kolana nie zaprzestając krzyczeć, a pozostałości jego górnej kończyny wylądowały w gęstych zaroślach.
- Mój Boże! - wykrzyknęła Ino, ubrudzona krwią ofiary. Zakrywając dłonie ustami, zszokowana obserwowała całe zajście, po czym zbierając w sobie resztki zimnej krwi, z determinacją wymalowaną na załzawionej twarzy, podbiegła do rannego, i klęcząc przed nim, poczęła ratować jego rękę. - Szybko! Przynieście tą kończynę! - rozkazała drżącym z emocji głosem.
Shino otrząsnąwszy się z szoku, podszedł do zarośli i dzięki pomocy swoich małych przyjaciół, szybko znalazł obiekt poszukiwań.
- Nie martw się... - wyszeptała do przerażonego i zrozpaczonego Shinobi. - Wyjdziesz z tego bez szwanku. - mimo iż sama nie była pewna swoich słów, musiała coś powiedzieć. Musiała uspokoić tego przerażonego, niewinnego człowieka.
 
Musiała mu pomóc.

*~*~*~*

- Jak... J...jak?!!!
Wręcz zawył z rozpaczy, powoli ogarniającej go całego. Klęcząc na kolanach w błocie, nie przejmował się już dalej toczoną walką. On... on jedynie chciał...
...by jego kuzynka żyła.
- Neji... - wyszlochał Lee pochylający się przed miejscem zgonu posiadaczki Byakugan. Uderzając czołem o wilgotne od krwi, rosy i soków jej martwego ciała, podłoże - zawył równie głośno co przyjaciel. Zacisnął pięści wraz z mokrymi powiekami. Jego wargi drżały przez wydobywający się z krtani szloch.
 
Coraz głośniejszy... Coraz bardziej żałosny...
***
Ciągle palce jej stóp, były splątane z żyłami nogi Hyugi. Nie przejmowała się tym, zbyt zajęta rozpaczą. Żalem. Smutkiem. Furią.
Dlaczego? Czy to w ogóle możliwe?...
Nikt nic nie zauważył. Po prostu to nastąpiło. Oślepiający błysk, który zmiótł Hinatę z powierzchni ziemi. Z tego świata. Świata żywych.
Musiała stać najbliżej tego dziwnego wybuchu. Tenten załkała. Zakrywając czerwone oczy w roztrzęsionych dłoniach, krzyczała równie bezsilnie. Melancholijnie. Rozpaczliwie, co jej przyjaciele, teraz pogrążeni w ogromnej żałobie.
 
 
~*~*~*~*~

Niestety... nikt nie wiedział, że starcie z siłami mroku, przyniesie tak wiele strat i odbierze tyle żyć.
Nie spodziewano się także tego, iż prawdziwymi wrogami okażą się, nie poszukiwani zdrajcy i zabójcy żyjący w obrębie Kraju Ognia, a osoby bliższe ich sercom. Osoby, którym ufali bezgranicznie i byli zdolni dla nich do największych poświęceń...

 Szkarłatna posoka krwi zabłysła w blasku gwiazd górujących na nieboskłonie, a w uszach zebranych rozbrzmiał jej szaleńczy śmiech spełnienia.
Śmierć.

Poświęcenie jakie odczuli na własnej skórze, przyniosło ogromny ból i rozpacz. Żałoba omiotła każdego. Cierpienie, tylko to zyskali.

Smakuję Twych ust spoczywających na mych wargach. Ciepły oddech drażni mą skórę. Zimne dłonie błądzą po ciele.
Czuję Cię.
 
Nasze serca są samotne. Tak bardzo pragną bliskości... Ciepłego dotyku i czułego spojrzenia.
Tęsknię.
 
 
~ ღ ~
 
 
Mam nadzieję, że tą partówką przybliżyłam Wam swój styl pisania. Jeżeli się spodobała - niezmiernie się ucieszę, a jeżeli nie, to  będzie to znakiem, iż muszę jeszcze popracować nad tym i owym. :]

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)