sobota, 30 sierpnia 2014

To tylko 10 procent szczęścia cz. II

Podobno lider Czerwonych Tygrysów pobił nauczyciela Kim.
Sakura zmarszczyła brwi, słysząc na holu najświeższe plotki. Otworzyła szafkę i wyciągnęła książki, poprawiając na ramieniu torbę. Zmierzyła wzrokiem grupkę plotkar, przy czym prychnęła pod nosem.
-Hej! Prostaczko! - usłyszała za plecami. Wzięła głęboki oddech i spojrzała przez ramię na ładną dziewczynę o rudych włosach; falujące pasma spadały na jej plecy. Miała okrągłą buźkę i błyszczący uśmiech. Karin - bogata, uwielbiana przez wszystkich, córeczka tatusia.
-Aish! To nie jest mój najlepszy dzień - powiedziała do siebie, po czym uniosła brew. - Powiedz to, co chcesz powiedzieć i spadaj!
-Ile dostajesz za rozwożenie mleka? - zasłoniła wargi nadgarstkiem prawej ręki i zachichotała. Spojrzała na swoje przyjaciółki po bokach, które także zaczęły się śmiać. - Może powinnaś powiedzieć matce żeby wzięła się w końcu do roboty? Hmm?
-Ty mała…! - wrzasnęła. Torba z hukiem zderzyła się z kafelkami. Sakura zmrużyła oczy i rzuciła się na Karin z pięściami. Schwyciła dziewczynę za włosy i ścisnęła mocno. - Przeproś!
Karin pisnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Pomocy! To wariatka!
-Przeproś!
Na korytarzu pojawił się lider Czerwonych Tygrysów. Podrapał się po brodzie, wyrzucając gumę do kosza.
-Deidara-kun - zaczęła Karin. - To wariatka. Rzuciła się na mnie!
Sakura przełknęła nieswojo ślinę i uciekła wzrokiem w bok. Odsunęła się i złapała torbę. Poprawiła na sobie koszulkę, biorąc głęboki oddech. Deidara stanie po stronie Karin - usłyszała, więc mogła darować sobie próby tłumaczenia się.
-Hej ty! - Deidara spojrzał na rozczochrańca. - Idziesz ze mną.
Kiwnęła głową. A gdy mężczyzna schwycił jej ramię, pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Czy Karin zawsze musiała sprowadzać na nią kłopoty?
Szli korytarzem, odprowadzani przez wzrok uczniów. Szepty wokół nasilały się; podejrzewano, że Sakura tym razem się nie pozbiera, że lider Czerwonych Tygrysów nauczy jej porządku - ale oni nie znali Sakury Haruno.
-Naprawdę podbiłeś nauczyciela Kim? - zapytała.
Deidara uniósł brew i ścisnął mocniej ramię dziewczyny. Wyrwała się, gdy poczuła rwący ból - paznokcie mężczyzny nieubłaganie wbiły się w jej skórę. Syknęła cicho z bólu. Więc to musi być prawda, pomyślała. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
-Uderzyłem pana Kim - oznajmił.
-Dlaczego?
-Naprawdę jesteś tym zainteresowana?
Zbliżył się do dziewczyny. Sakura cofnęła się, wpadając na ścianę. Skurczyła się w sobie gdy twarz Deidary znalazła się przed jej twarzą. Uderzył otwartą dłonią w szafkę i przekrzywił głowę.
-Zadałem ci pytanie!
-Aish! Nie jestem głucha!
Odepchnęła mężczyznę i ruszyła przed siebie. Poczochrała w irytacji swoje włosy i jęknęła. Kopnęła pobliski śmietnik, chcąc odreagować złość. Nie mogła uwierzyć w to, że Deidara w najlepszym przypadku chciał ją nastraszyć - prychnęła głośno.
-Ta szkoła to hodowla idiotów.


*


Patrzył z beznamiętną miną na nauczyciela języka angielskiego. Siedząc w prywatnym gabinecie i nie mając jak zabić nudy, wyobrażał sobie jak pan Moore zostaje zaatakowany przez niedźwiedzia - do tej pory była to najlepsza przewidywana śmierć dla mężczyzny.
Sasuke podniósł się ze skórzanego krzesła i zbliżył do okna. Odetchnął gdy usłyszał, że dzisiejsze zajęcia skończyły się. Wziął kurtkę i opuścił pomieszczenie.
Wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni i wybrał numer, zbiegając po schodach.
-Czego? - usłyszał znajomy ton głosu.
-Gdzie jesteś, młotku?
-W klubie. I nie jestem młotkiem, gburze!
-Zaraz będę.
Rozłączył się z lekkim uśmieszkiem. Wyszedł na zewnątrz. Założył okulary przeciwsłoneczne gdy promienie słońca oślepiły go. Odetchnął. Wreszcie miał trochę czasu dla siebie.
Schwycił kluczyki od auta. Żółte Lamborghini błyszczało, zajmując miejsce na parkingu. Sasuke pogładził maskę samochodu i usiadł za kierownicą.
Ruszył z piskiem opon, włączając się do ruchu drogowego. Poprawił lusterko nad deską rozdzielczą, nie patrząc na chwilę na drogę…
Huk, pisk, wrzask - wszystko działo się w zwolnionym tempie. Otworzył szerzej oczy, gdy o przednią szybę odbiło się ciało. Wyskoczył z auta i gorączkowo spojrzał na rower, a potem utkwił wzrok w zmasakrowanej sylwetce różowowłosej dziewczyny. Zacisnął palce na włosach i z przerażeniem rozejrzał się dookoła. W jego oczach stanęły łzy. Nie wiedział co ma zrobić, strach i lęk go sparaliżował. Czuł, że spadł na dno, na samo dno dzbanka goryczy.
Starszy mężczyzna wykręcił numer pogotowia ratunkowego.



Szpitalna aparatura umożliwiała dziewczynie oddychanie. W sali unosił się zapach kwiatów; do wazonu wsadzono białe kamelie. Okno było uchylone, wiatr poruszał delikatnie firanką.
Sasuke siedział przy łóżku, płacząc. Płakał z bezsilności, płakał ze strachu - płakał bo nie wiedział co może teraz zrobić. Uczucie pustki powoli pojawiało się we wnętrzu mężczyzny, trawiąc nieubłaganie duszę i resztki zdrowego rozsądku.
Powoli podniosła powieki. Błysk jarzeniówki oślepił ją, więc zmrużyła oczy. Wzięła ze świstem głęboki oddech i zakrztusiła się. Kaszel niszczył jej gardło i przyczyniał się do rwącego bólu klatki piersiowej.
Otworzył szerzej oczy i podał dziewczynie szklankę wody. Napiła się i odetchnęła cicho; suchość w gardle zniknęła.
Po chwili rozejrzała się po sali. Szpital. Spojrzała na igły powbijane w żyły, na rurki, które łączyły się z aparaturą. Przełknęła nieswojo ślinę.
-Miałaś wypadek - usłyszała. - Ja… Potrąciłem cię.
Spojrzała na mężczyznę. Chyba płakał. Dostrzegła kilka kropelek, które zawieruszyły się na jego policzkach. Ściągnęła brwi. Tak, przypominała sobie. Przechodziła na drugą stronę chodnika, prowadząc rower. Potem był tylko ból i wrzask, jej wrzask.
-Dlaczego tutaj jesteś? - zapytała. - Boisz się, że cię oskarżę o wypadek?
-Ja…
-Chcę stąd jak najszybciej wyjść. Nie mam czasu by cię skarżyć - dodała. Usiadła na brzegu łóżka, zrywając kabelki przyczepione do ciała. Przetarła twarz dłonią: poczuła pod palcami liczne plastry i bandaż wokół głowy.
-Nie powinnaś wstawać - położył dłoń na jej ramieniu. Ulżyło mu, że dziewczyna zapomni o wypadku choć to nie zagłuszyło wyrzutów sumienia.
-Nie dotykaj mnie! - odepchnęła dłoń mężczyzny. Podniosła się. Zrobiła krok naprzód, zachwiała się i upadła z hukiem na kafelki. Zaklęła i uderzyła pięścią w podłogę.
-Nie dotykaj mnie?
Pomógł dziewczynie wstać. Trzęsła się gdy po jej policzkach spłynęły łzy. Wyglądała jak szmaciana lalka, którą łatwo można zniszczyć, obrócić w proch. Westchnął ciężko.
Przez próg przeszedł lekarz. Był siwym, nieco grubszym mężczyzną z bujnym wąsem pod nosem. Spoglądał na wszystko spod grubych szkieł okularów.
-Panno Haruno, proszę wrócić do łóżka - powiedział. Zmierzył nastolatkę wzrokiem i poruszył wąsem.
Z pomocą Sasuke położyła się. Oblizała spierzchnięte wargi językiem i spojrzała na twarz lekarza.
-Kiedy mogę stąd wyjść?
-Nawet zaraz - odparł. - Jednak wolałbym żeby panienka została dwa dni na obserwacji.
-Nie mogę - pokręciła głową. Pomyślała o szkole, o pracy i o matce leżącej w szpitalu; to wszystko składało się na brak czasu by skupić się na swoim zdrowiu. Sakura usiadła na brzegu materaca ze spuszczoną głową.
-Rozumiem - lekarz opuścił salę, kręcąc głową w geście dezaprobaty.
Sasuke odchylił głowę, wzdychając ciężko. Rozmasował skronie.
-Wyjdź. Chcę się ubrać.
Spojrzał na Sakurę, po czym opuścił pomieszczenie. Gdy znalazł się na korytarzu prychnął z poirytowania.
Wyciągnął telefon i napisał wiadomość tekstową do Naruto. W skrócie wyjaśnił zaistniałą sytuację. Wziął głęboki oddech; z trudem przyznał się, że to on spowodował wypadek.
Opadł na szare, plastikowe siedzenie.

wtorek, 26 sierpnia 2014

To tylko 10 procent szczęścia cz. I


Deszcz rytmicznie uderzał w chodnik. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach, zapowiadający burzę. Ludzie jak mrówki parli do przodu, pragnąc zaszyć się w swoich domach.
Niebo zrobiło się czarne, zerwał się silny wiatr. Korony drzew wyginały się pod nienaturalnie ostrym kątem; gałęzie nie wytrzymywały, łamiąc się.
Podmuch uderzył w okno sypialni Sasuke Uchihy. Mężczyzna podniósł powieki i rozejrzał się. W pokoju było ciemno z powodu rozłożonych żaluzji, które rzucały bordowy kolorek na ściany i zarys mebli. Spojrzał na kobietę drzemiącą przy jego boku. Jej klatka piersiowa unosiła się miarowo.
Przez chwilę przyglądał się twarzy kochanki. W szufladkach pamięci szukał imienia kobiety. Przecież musiała się przedstawić za nim wylądowali w łóżku. Zmarszczył brwi.
Wczorajszy wieczór był szalony. Sasuke pierwszy raz w życiu dobrze się bawił na przyjęciu wydanym przez ojca. Zazwyczaj spędzał czas nad szklanką whisky i papierosem między wargami, ale tak było do wczoraj.
Usiadł na brzegu łóżka. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. W głowie nadal słyszał ten melodyjny kobiecy głos, należący do rozczochrańca ubranego w za dużą bluzę. Miała różowe, nad wyraz krótkie włosy jak na kobietę. Mówiła szybko, a w czasie rozmowy kilka razy zapominała jego imienia. Gdy ją poprawiał, peszyła się.
Podniósł się i przeszedł do łazienki. Stanął pod prysznicem, pozwalając by gorąca woda zmyła z niego nieprzespaną noc. Oparł dłonie o kafelki i odchylił głowę. Spomiędzy jego warg wyrwał się zadowolony pomruk.
Wycierając ciało ręcznikiem wreszcie przypomniał sobie imię kobiety. Ino. Kiwnął głową i zakrył biodra materiałem, po czym wrócił do sypialni. Podszedł do okna i podniósł żaluzje.
W pokoju zrobiło się jaśniej. Nikłe promienie słońca padły na łóżko i biurko pod ścianą. Spojrzał przez szybę na puste chodniki. Pogoda zniechęcała do jakichkolwiek spacerów.
-Sasuke? - usłyszał kobiecy głos. Spojrzał przez ramię w stronę Ino. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i przechyliła głowę w bok.
-Powinnaś już iść.
Zmarszczyła brwi. Okryła ciało pościelą i podeszła do mężczyzny. Chaos w jej głowie narastał. Przytuliła się do pleców kochanka.
-Dlaczego mnie odpychasz? - zapytała drżącym głosem. Podciągnęła cicho nosem, chowając twarz w kark mężczyzny.
-Po prostu odejdź.
Wyminął Ino i zatrzymał się raptownie. Spojrzał na kobietę z beznamiętną miną.
-Masz dziesięć minut - dodał.
-Dlaczego jesteś taki podły? - po jej kształtnych policzkach spłynęły łzy. Broda drżała mimowolnie. Zacisnęła palce na pościeli.

*

Rozwożenie mleka, pojawienie się na treningu, szycie lalek, odwiedzenie mamy w szpitalu, dostarczanie jedzenia…
Sakura zatrzymała się raptownie na chodniku, przytrzymując z trudem łamiący się na wietrze parasol. Podciągnęła na tyłku spodnie, które z każdym krokiem ześlizgiwały się z jej bioder i schowała się pod zadaszeniem pobliskiego sklepu.
-Aigoo! - spojrzała po sobie. Jej ubrania były mokre do najgłębszej nitki; westchnęła ciężko i ściągnęła z głowy kaptur. Poczochrała krótkie, różowe włosy i złożyła parasol.
Oparła plecy o brudną ścianę, podciągając nosem.
Przywożąc wczoraj jedzenie na drogi bankiet, przez przypadek zderzyła się z jednym z bogatych mężczyzn. Rozmawiali przez chwilę, przedstawił się ale w stresie wciąż zapominała jego imienia - a on wciąż ją poprawiał, przez co peszyła się bardziej niż zazwyczaj. Pacnęła się w czoło.
Uniosła wzrok na niebo. Chyba nie zamierzało przestać padać, a ona musiała być za kilka minut w domu. Zagryzła dolną wargę, rzucając się biegiem w stronę starej kamienicy. Co jakiś czas wdeptywała w kałuże z krzykiem irytacji, aż w końcu przestała się tym przejmować.
Zmęczyła się biegiem i gdy weszła do mieszkania, jęknęła. Szybko ściągnęła buty i przeszła do małej kuchni. Włączyła kuchenkę. Z lodówki wyciągnęła kimchi i woreczek gotowanego ryżu, po czym zajęła się przygotowaniem ciepłego posiłku. Ściągnęła z siebie przemoczoną bluzę i wzdrygnęła, czując na skórze nieprzyjemny chłód.
Złapała rączkę patelni i usiadła przy stoliczku koło okna. Jedząc w pośpiechu, wyglądała zza szybę, kontrolując pogodę. Sparzyła sobie język - skrzywiła się nieznacznie i gdy zjadła wszystko, wzięła bluzę i przeszła do pokoju.
Przebrała się i przygładziła mokre włosy dłonią. Usiadła przy biurku. Musiała jeszcze zrobić zadanie domowe. Pan Kim uwziął się na nią, więc nie miała jak wywinąć się najgorszemu nauczycielowi w szkole.
Westchnęła ciężko. Matematyka - wróg Sakury od podstawówki. Patrząc na układ równań, zaczęła zastanawiać się nad samobójstwem.
Po godzinie zasnęła wtulona w podręcznik.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Świat Mroku cz. 4



Obudziłam się nagle. W pokoju panował chłód, a byłam pewna, że grzejnik podkręciłam na maksa. Z westchnieniem przekręciłam się na bok, tuląc się do poduszki. Wdychałam zapach jaśminu i czegoś jeszcze czego nie potrafiłam określić. Niemal krzyknęłam, gdy moja dłoń natrafiła na coś szeleszczącego. Zdziwiona wstałam i wsadziłam rękę pod poduszkę. Po chwili patrzyłam na zgnieciony kawałek papieru. Zmarszczyłam brwi patrząc na owe znalezisko. „Ktoś musiał u mnie być” – przemknęło mi przez myśl. Bez ociągania odwinęłam szorstki papier, na którym była napisana wiadomość:


O 20.00 w klubie Shinichi. Nie spóźnij się.
PS. Ładnie się ubierz.
I.


                Minęła chwila za nim zorientowałam się od kogo to jest. Wypuściłam kartkę z ręki, która powoli opadła na podłogę.  Wpatrywałam się w nią długo i zastanawiałam się co to może oznaczać. Narastała we mnie złość. Nie zamierzałam spędzić resztę życia w łóżku toteż wstałam i podeszłam do szafki, zabierając z niej telefon. Szybko wykręciłam, znany mi numer. Przycisnęłam urządzenie do ucha. Usłyszałam jeden sygnał potem drugi.
                -Shino? – spytałam za nim  się odezwał.
                -Sakura?
            -Słuchaj jest sprawa. – Pokrótce opowiedziałam mu co się wydarzyło. Miałam nadzieję, że Aburame znajdzie jakieś rozwiązanie i jakoś wyjdę z tego bagna. Milczał długi czas. W myślach liczyłam sekundy 1, 2..34...45.
                -Sakura?
                -Tak? – spytałam z nadzieją.
                -Cóż. Przykro mi to stwierdzić, jednak nie potrafię ci pomóc. Musisz sama sobie radzić. Przykro mi...- po tych słowa rozłączył się. Stałam sparaliżowana, słysząc szumy po drugiej stronie. Upuściłam telefon, który z łoskotem upadł na podłogę.  Zakryłam dłońmi twarz, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
                -Nie można się załamywać. – pocieszałam samą siebie. Reszta dnia upłynęła mi na wałęsaniu się po mieszkaniu. Z przykrością zauważyłam, że Itachi nie tylko zostawił list ale także pakunek, który stał w kuchni na stole. Nie byłam zadowolona, widząc czerwoną sukienkę z połyskującego materiału, która była za krótka. Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam liczyć czas do spotkania.
                Było grubo po dziewiętnastej gdy zaczęłam przygotowywać się do spotkania. Nigdy nie potrafiłam się malować także nawet nie próbowałam nałożyć sobie błyszczyku na usta. Mogłoby wydawać się to śmieszne, lecz jakoś nie interesowałam się kosmetykami. Sukienki nie zamierzałam wkładać. Chciał się spotkać? Ok. Ale nie zamierzam spełniać jego wybujałych fantazji. Tak więc  ubrana w czarny top i skórzane czarne spodnie wyszłam z mieszkania około 19:50.  Wampiry nie lubią czekać, jednak miałam to gdzieś. Jak będzie chciał to poczeka.
                Zamówiłam taksówkę. O dziwo rozpoznałam tego samego faceta, który ostatnio podrzucił mnie do klubu. Zrządzenie losu? Nie sądzę.
                -Gdzie jedziemy?
                -Do klubu Shinichi. – Taksówkarz nie odezwał się tylko pokręcił głowę i ruszył w wyznaczonym kierunku. Jechaliśmy dość szybko biorąc pod uwagę to, że był znaczny ruch. Odetchnęłam z ulga, gdy auto zatrzymało się przy krawężniku.
                -A nie boi się pani? -spytał. Zerknęłam na niego przelotnie. Był ubrany w sprany podkoszulek i obszerne spodnie a jego brudne, tłuste włosy przykleiły się do  twarzy.
                -Nie a dlaczego? – spytałam, szukając drobniaków po kieszeniach.
                -Ano mówią, że to zła dzielnica i dzieją się tu dziwne rzeczy. – Podałam taksówkarzowi pieniądze.
                -Ja się nie boję. – uśmiechnęłam się i wysiadłam. Mężczyzna zamamrotał coś pod nosem i odjechał.  Skierowałam się do klubu. Faceta wcale się nie mylił. Weszłam do budynku, przeciskając się między ochroniarzami. W pomieszczeniu panował mrok. Pary wirowały na parkiecie a reszta ludzi obmacywała się po kątach.  Szukałam wzrokiem znajomej twarzy. Nagle poczułam czyjś wzrok na sobie i mimowolnie się uśmiechnęłam.  Powolnym krokiem ruszyłam w stronę stolika, gdzie siedział Itachi  wraz z kolegami. Stanęłam przed brunetem, który obrzucił mnie spojrzeniem swych czarnych oczu. Usiadłam na wolnym krześle. Zauważyłam, że Uchihe otaczają wampiry, które wyglądały jak jego sługusy. Były też dwie wampirzyce, które przedtem wałęsały się z Kibą.
                -Widać sukienka się nie spodobała? – odezwał się Itachi.
                -Powiedzmy, że chciałam zrobić ci niespodziankę i włożyłam coś innego. – powiedziałam swobodnym tonem. Brunet milczał przez chwilę a po chwili na jego usta wpełzł nikły uśmiech.
                -Lubię niespodzianki. – Myślałam, że będzie zły jednak wcale na takiego nie wyglądał.
                -To po co chciałeś się ze mną spotkać? – spytałam. Nie odpowiedział od razu.
                -Chciałem Cię zobaczyć Mała zabójczyni. – Uniosłam nieznacznie jedną brew do góry. Aż się we mnie zagotowało. Chciał się tylko na mnie popatrzyć? Posłałam mu mordercze spojrzenie co tylko go rozbawiło.
                -Tylko tyle? – wykrztusiłam. Czarnooki nie odpowiedział, gdyż do stolika podszedł wysoki, muskularny mężczyzna. Ubrany był w czarny dopasowany garnitur. Wyglądał na biznesmena lecz w rzeczywistości był wampirem. Nachylił się i szepnął na ucho Itachiemu. Ten kiwnął głową i wstał. Patrzyłam jak obaj znikają w tłumie. To był szczyt arogancji i brak dobrego wychowania. Chciałam wstać i odejść, gdy jeden z wampirów nakazał mi usiąść.
                -Pan Itachi życzy sobie, żebyś została. – odparł. Kiwnęłam głową.
                Nigdy był nie pomyślała, że będę siedzieć  w otoczeniu wampirów. Zawsze trzymałam się od nich na dystans bo wiedziałam jak są diabelsko szybkie. Miałam ochotę zatopić swoją katanę między ich żebra i patrzeć jak powoli obracają się w pył. Byłam pod ciągłym ostrzałem spojrzeń wampirzyc, które nie spuszczały mnie z oka a także dwóch wampirów. Wstałam i uśmiechnęłam się przepraszająco w ich kierunku.
                -Pójdę do toalety. – odparłam i skierowałam się w stronę łazienek. Minęłam łysego dryblasa, po czym skręciłam w wąski korytarz. Idąc zauważyłam tylne wyjście toteż nie zastanawiając  się pognałam w ich kierunku. Złapałam za klamkę, która cicho skrzypnęła i wyszłam na zewnątrz.
                Odetchnęłam z ulgą czując świeże powietrze w płucach. Zrobiłam kolejny krok w stronę chodnika, gdy nie oczekiwanie ktoś pchnął mnie mocno na ziemie.   Upadłam na beton przy okazji zdzierając sobie lekko skórę. Poczułam nieprzyjemny ból na ramieniu. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam wampirzycę, która uśmiechnęła się szeroko.
                -No co Mała zabójczyni czyżbyś straciła czujność? – Kopnęłam ją mocno  w łydkę. Kobieta syknęła i cofnęła się o krok. Przeturlałam się kawałek, gdy jej ręka wbiła się w miejsce, gdzie przed chwilą leżałam. Szybko wstałam za nim wampirzyca odwróciła się w moją stronę.
                -Słaby refleks wampirzyco. – uśmiechnęłam się lekko. Stwór  syknął gniewnie obnażając kły. Odskoczyłam na bok, gdy rzuciła się na mnie, młócąc pazurami powietrze przed sobą. Wyciągnęłam za pasa mały nóż. Niestety nie zabrałam katany, bo nie spodziewałam się, że jakaś wampirza wariatka się na mnie rzuci. Nagle poczułam ból w okolicach żeber. Lekko zachwiałam się, upuszczając nóż. Przede mną stał mężczyzna, który patrzył na mnie złowrogo. Kolejny wampir. Mam szczęście.
                -Yuki nawet nie potrafisz zabić człowieka. – Kobieta syknęła.
                -Sam się tym zajmę. – warknął i ruszył na mnie. Oceniłam odległość. Nóż leżał nie opodal. Musiałam spróbować. Blondyn wyciągnął dłoń, chcąc mnie złapać. Ja jednak obróciłam się i kopnęłam go nogą w twarz. Upadł z łoskotem na ziemię. Usłyszałam perlisty śmiech wampirzycy.  Nie czekając aż wampir wstanie rzuciłam się na nóż. Wzięłam go w rękę i wstałam. Mężczyzna pojawił się szybko uderzając mnie w twarz. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i straciłam na chwilę orientację w sytuacji.  Potem poczułam kolejny cios w brzuch, po którym upadłam na kubły ze śmieciami. Hałas był straszliwy.
                -Uważaj! Cała okolica nas usłyszy. – Wstałam choć nadal kręciło mi się w głowie. Na ślepo wywijałam nożem.  Mężczyzna syknął rozbawiony i zakradł się do mnie od prawej strony.  Zamknęłam oczy i cięłam nożem, czując jak ostrze wbija się w rękę wampira. Uśmiechnęłam się tryumfalnie, widząc nóż wbity w dłoń mężczyzny, z której ciekła czarna krew. Wampir patrzył na mnie z nienawiścią. Jęknęłam, gdy poczułam ostry ból na ramieniu. Odwróciłam wzrok od napastnika i spojrzałam na kobietę, która wgryzła się w mi  w ramię. Powoli piła moją krew. Uderzyłam ją w twarz, jednak ta nic sobie z tego nie robiła. Kolejny cios i następny. Czułam, że słabnę  i  opuszczają mnie siły. Upadłam na kolana, jednak wampirzyca mnie nie puściła.
                -Krew... – Oczy mężczyzny stały się czerwone. Powinnam uciec, jednak nie miałam sił.  Wampir odepchnął kobietę i wbił zęby w moją skórę. Krzyknęłam, czując łzy w kącikach oczu. To cholernie bolało. Słyszałam jak szepcze i siorbie. Miałam ochotę zwymiotować. Leżałam na plecach a kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Już prawie nie widziałam na oczy. „Czy ja umrę” – pomyślałam, tracąc czucie w nogach. I wtedy to usłyszałam. Krzyk pełen gniewu. Czułam, że ktoś nadchodzi. Ktoś potężny. Niemal czułam jak powietrze wibruje od jego mocy.   Nagle poczułam jak ktoś odrywa ode mnie wampira i rzuca go na ścianę. Słyszę krzyk wampirzycy, który przechodzi w pisk, od którego włoski jeżą się na karku. A potem wszystko ucichło. Czuje jak czyjeś silne ramiona  oplatają moje ciało.
                -Mała zabójczyni. – To Itachi, chyba. Ma inny głos.
                -I... – nie mogę mówić.
                -Zaraz będziesz bezpieczna. – „O czym on mówi”- myślę. Czuje jak biegnie gdzieś. Słyszę pisk opon na asfalcie.  A potem rozgorączkowany głos Uchihy:
                -Jedz! – I nagle wszystko pochłania mrok.


*
Kolejna część napisana. Przepraszam, że tak długo musieliście na nią czekać.  Postaram się w miarę szybko dodać następną część. Pozdrawiam.

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)