poniedziałek, 20 października 2014

Bez polotu (cz.I)

CZ. I

            - Nie mogę – zrobił krok w jej stronę. Ona cofnęła się, delikatnie potrząsając głową. – Nie mogę – powtórzył i podszedł kawałek bliżej.
Ona ponownie zwiększyła dystans, lecz czuła, że za chwilę jej plecy zetkną się ze ścianą i pole manewru zniknie.
            - Nie mogę – przymknął oczy, zmniejszył odstęp do minimum, tym samym przyszpilając ją do ściany. Woń jej delikatnych perfum wpływała kojąco na jego zmysły. Sprawiała, że powoli zapominał o całym świecie.
Nie mogła uciec, w głębi serca nawet nie chciała uciekać. Marzyła o tej chwili, choć z pozoru starała się zachowywać dystans i udawać niedostępną.
            - Nie mogę tego zrobić. – Przytknął do jej czoła swoje, później rozpoczął niesforną zabawę w pocieranie nosami, jak eskimoski. – Naprawdę nie mogę. – Jego ręka powędrowała na jej policzek, ona nie stawiała oporu. Duży palec dotknął warg.
Wydała z siebie cichy jęk, a on odpowiedział zadziornym mruknięciem. Chciał ją pocałować, był gotów złamać przyrzeczenie, jednak im dłużej zatapiał się w jej szmaragdowym spojrzeniu, tym bardziej wątpił w siebie. Pierwszy raz widział w nich tyle energii, mógł przysiąc, że czasem iskrzyły rozżarzone przez napięcie. Po dłuższej chwili spoglądania sobie w oczy odważyła się dotknąć jego ręki. Zaplątała swoje palce wokół jego. Drgnęła, gdy na twarzy Itachiego pojawił się nikły uśmiech. Pragnęła go zmotywować, wyjść z inicjatywą i dać mu przyzwolenie, a tymczasem osiągnęła odwrotny efekt. Mężczyzna odsunął się od niej, choć zadało mu to sporo trudu i potrzebował do tego niesamowicie dużo silnej woli. Przygryzł dolną wargę, ostatni raz pogłaskał dużym palcem jej dłoń i odwrócił się na piętach gotowy do wyjścia.
            - Poczekaj – położyła rękę na jego plecach.
Zatrzymał się, trzymając nisko opuszczoną głowę. Wciąż był gotowy do odejścia. Sakura miała mu sporo do powiedzenia, wciąż czuła dreszcze na ciele i to napięcie, jakie między nimi powstało. Ta sytuacja, choć z boku wyglądała banalnie dla niej znaczyła bardzo wiele. Oboje coś do siebie czuli, pewnie niewytłumaczalne przyciąganie, z którym coraz gorzej szło im walczyć. Itachi starał się zachowywać zimną krew, ale nawet w chwili, gdy rozum krzyczał - nie mogę - serce popychało go ku niej. Przeżywał niesamowite katusze, gdy musiał oprzeć się urokowi dziewczyny. Urokowi, który od kilku dni coraz bardziej zaprząta jego myśli, topornie tkwi w jego głowie.
Po kilkusekundowym sterczeniu w ciszy Itachi wyszedł. Zrozumiał, że nic nie usłyszy. Tak było łatwiej, bo gdy poprzednio przemówiła swoim delikatnym głosem poczuł nieznany wcześniej ścisk za mostkiem. Zamknął wtedy oczy, spuścił brwi i czekał, mając nadzieję, że nie zauważy tego, jaką ma do niej słabość. Ona natomiast, choć próbowała, układała setki zdań na sekundę, nie zdołała nic wydukać. Każde słowa nagle traciły wartość, nie były odpowiednie i nie mogły przekazać sedna sprawy, tego, co Sakura od dłuższego czasu tłamsiła w sobie. Udawała stawianie oporu, zresztą po jego pierwszym kroku od razu przestała myśleć o oporze, z lekka nie panowała nad sobą. Gdy był blisko niej serce łomotało rozżarzone jego obecnością i wyłącznie to się liczyło. Wystarczyło, aby był blisko niej, a ta traciła zdrowy rozsądek i zmysły. Pragnęła wzajemności, nie chciała skazywać tego uczucia na platoniczną miłość. Itachi niestety nie ułatwiał sprawy, zostawiając ją skazał dziewczynę na walkę z pesymistycznymi myślami. Wyszedł. Po prostu wyszedł.
Osunęła się po ścianie, usiadła i podsunęła do siebie stopy. Czoło przystawiła do kolan, a rękami objęła nogi. Próbowała wyrzucić go ze swojej głowy. Nic z tego. Załkała. Pozwoliła sobie na zwolnienie blokad.

Itachi stał przed drzwiami, patrząc w sufit. Był zniesmaczony własną słabością, w pewnym sensie siebie nienawidził. Pozwolił sobie na coś, czego nigdy, w całej swojej karierze nie dokonał. Ta dziewczyna miała w sobie jednak czar, któremu nie mógł się oprzeć. Westchnął i klepnął się ręką w czoło. To go przerastało.
Usłyszał ruch na schodach, później kroki na korytarzu. Obejrzał się, poprawił garnitur i automatycznie sięgnął do kabury przypiętej do paska. Na ścianie pojawił się cień, w wyniku, czego złapało go silne uczucie stresu. Przeszłość nieustannie deptała mu po piętach, a wyrzuty sumienia związane z Sakurą dolewały oliwy do ognia. Zza wnęki wyłonił się młody kruczowłosy chłopak, który samym zimnym wyrazem twarzy i luźnym sposobem chodzenia sprawił, że z serca Itachiego spadł kamień. Odczuł ulgę, gdy tajemniczym przechodniem okazał się brat wciśnięty w ciemny garnitur. Przyszedł go zmienić.
            - Coś ty, kurwa, znowu zrobił? – Sasuke zerknął na dłoń, która wciąż trzymała broń w gotowości do działania.
Itachi, widząc to zainteresowanie szybko schował rękę do kieszeni, po czym głupkowato się roześmiał drapiąc w głowę. Nie przeszkadzało mu, że psuje sobie kitka, zaraz i tak pojedzie do domu.
            - Wyglądałeś, jakbyś zobaczył ducha. Znowu coś odjebałeś?
Starszy brat po raz kolejny zarechotał i obojętnie wzruszył ramionami. Powolnymi krokami ruszył w stronę szatni, gdzie będzie mógł się wykąpać i przebrać.
            - Załatwię ci coś od chińczyka, jak wrócisz do domu będziesz miał kolację.

            Młodszy Uchiha patrzył na niego podejrzliwie, ale nie zadawał kolejnych pytań. Zdołał się zorientować, że cokolwiek zrobił brat, tym razem było na tyle upokarzające i nieodpowiednie, aby niezręcznie unikał tematu. Pozwolił mu zachować tajemnice, przynajmniej do czasu powrotu do domu, gdzie i tak wznowi przesłuchanie, lecz bardziej skuteczne. Sasuke oparł się o ścianę i zapatrzył w popychane przez wiatr liście za oknem. Czasem nienawidził tej pracy. Była nudna, brakowało jej polotu, jakiego szukał w życiu. Dziwił się, że Itachi tak chętnie do niej wracał i ani razu nie marudził na denne zajęcia.

Sakura przetarła łzy i podeszła do lustra. Spojrzała na swój rozmazany makijaż. Bez dłuższego zastanowienia zaczęła go zmywać. Nałożyła mleczko na wacik, przetarła nim po twarzy. Na białej powierzchni pozostały brązowo-czarne ślady. Westchnęła, ponawiając ruchy. Musiała usunąć tę nienaturalną czerń spod oczu, w razie gdyby do pokoju wszedł niespodziewany gość. Wolała unikać pytań i udawać, że to rutynowy zabieg oczyszczenia porów.
Ledwo zdołała zakończyć demakijaż, a już rozległo się pukanie. Zaprosiła gościa stanowczym głosem, po czym w progu stanął Sasuke. W pierwszym odruchy myślała, że to Itachi, więc była gotowa szeroko się uśmiechnąć, lecz gdy zrozumiała pomyłkę pozostawiła kamienny wyraz twarzy. Nie miała zamiaru spoufalać się z kolejnym z braci. Już raz złamała przysięgę daną ojcu.
            - Chciałem tylko zapytać czy wszystko w porządku – pozwolił sobie wejść głębiej do środka. – Zmieniłem właśnie brata, więc w razie, czego jestem do dyspozycji.
            - Oczywiście – odrzekła, zmuszając się do uśmiechu.
Sasuke pokiwał głową i znikł za drzwiami. Nie lubiła, gdy się meldowali i jej przeszkadzali, ale szanowała ich obowiązki i przymykała oko na te, dla niej bezwartościowe meldunki.

            Sasuke nie był głupi, wręcz przeciwnie. Odziedziczył po dziadku wysoką inteligencje, nie narzekał również na spostrzegawczość. Specjalnie podczas meldunku wszedł do środka, bo miał nadzieje, że nie zobaczy tego, czego obawiał się najbardziej. Jednak zdołał spostrzec zaczerwienione powieki i oblegane krwinkami białka. Płakała. Sasuke szybko połączył to z dziwnym zachowaniem brata. Temperatura w jego ciele podwyższyła się w mgnieniu oka, próbował bezskutecznie zapanować nad gniewem. Gotowało się w nim na samą myśl o spotkaniu z bratem, ale musiał z tą wściekłością wytrzymać do końca zmiany. Zabije go. Jak tylko go zobaczy od razu złamie mu nos.

środa, 15 października 2014

Szczęście jest złudnym słowem [ItaSaku] cz. 1



Część 1 :

Zastanawiałam się, dlaczego ludzie są tak bardzo zmienni? Wszystko dzieje się w szybkim tempie, ale człowiek przechodzi z jednej strony na drugą. Ma przyjaciół, ale jak pojawi się lepsza oferta woli zdradzić niż trzymać stronę bliższej osoby. Zaufanie, które powstało między nimi przestaje istnieć. Nic nie będzie tak jak dawniej. Wybaczyć można, ale żeby naprawić nić porozumienia; nie bardzo.
Dlatego postanowiłam, że będę żyła chwilą. Nic mnie nie złamie na drodze życia jaką będę od teraz szła. Nie pokażę swoich słabości. Nie mogę ulegnąć przed rzeczywistością. Trzeba walczyć, aby dojść do szczęśliwego życia.  Chociaż w tych czasach jest to nie możliwe. Nic nie kończy się pięknie, zawsze wyjdzie z małej afery grubsze nieporozumienie.
Westchnęłam.
„Te czasy są naprawdę dziwne. Wszystko się rządzi innymi prawami”, pomyślałam.
Odgarnęłam kosmyki włosów za ucho, po czym wróciłam do przeglądania gazety z ogłoszeniami o pracę. Naprawdę mam wszystkiego dosyć i nie mogę niczego porządnego znaleźć, choć wiele osób proponuje najniższą stawkę. To zdzierstwo! 
- Czemu właściwie szukasz pracy? – usłyszałam pytanie od kelnerki, która niegdyś była przyjaciółka mojej mamy. Teraz ich stosunki całkowicie się pogorszyły przez ojca, który wieczni robi awantury.
- Sytuacja w domu mnie wykańcza. Stosunki rodziców nie tylko do mnie, tak samo do brata, są gorsze. Nie będę sprawiała im kłopotu jeśli będę wybywała na cały dzień z domu.
- Twoja mama nie byłaby zadowolona. A twój ojciec, gdy tylko się dowie to od razu cię stamtąd wyciągnie. W dodatku dobrze wiesz, że pracują tak ciężko dla was, byście mieli kieszonkowe na zabawę.
Zerknęłam na przyjaciółkę matki, która nie pała do niej nienawiścią. Po prostu mówi, że mama nie ma czasu, ale tak naprawdę można nie wytrzymać psychicznie. Wiem coś o tym, mieszkam z nią od dwudziestu lat i już wysiadam.
Kurenai Yuhi, jest przeciętną szatynką z czerwonymi oczami. Urodziła się z takimi od dziecka i każdy myślał, że z nią jest coś nie tak. Jest sympatyczna i bardzo pomocna. Jako jedyna potrafi zrozumieć moją sytuację w domu, resztę to nie obchodzi.
- Nie potrzebuję ich pieniędzy. Chcę tylko, aby byli przy nas, lecz nawet tego nie potrafią zrobić. Dlatego muszę znaleźć dorywczą pracę, aby zapomnieć, że mam taką rodzinę. Brata praktycznie nie ma w domu, gdy siedzi u dziewczyny.
- To najwyższy czas, abyś ty znalazła sobie chłopaka.
- Sam się znajdzie. Może trafimy na siebie przypadkiem. Naprawdę nie zależy mi na szukaniu. Nic na siłę – uśmiechnęłam się pogodnie.
„Ja i chłopak? To niedorzeczne!”, pomyślałam.
- Twój brat ma od czterech lat dziewczynę. Ostatnio przyszedł z nią do kawiarni. Jest naprawdę śliczna. Drugiej takiej już się nie znajdzie.
- On tylko patrzy na wygląd zewnętrzny. Każda, z którą był była wredną suką. Nie zmienił swojego gustu do pięknych kobiet – zamknęłam gazetę, po czym spojrzałam przed siebie.
„O wilku mowa”, pomyślałam.
- Pójdę już. Dziękuję za ciastko i kawę – podałam pieniądze i odeszłam, aby nie zamieniać słowa z starszym bratem. Działał mi na nerwy, gdyż zawsze się wywyższał. On był panem i władcą.
„Egoista”, pomyślałam, po czym westchnęłam.
Tylko dlaczego nigdy nie przedstawił swojej dziewczyny? To cztery lata, a wciąż ukrywa swoją wybrankę serca. Dlatego postanowiłam ulatniać się za każdym razem, gdy go widzę. On też nie ma na mnie czasu, więc czemu mam mieć na niego? Nie mam spokojnego życia, zazwyczaj potrafię się kłócić i zniknąć na cały dzień i noc. Nikt zazwyczaj mnie nie szuka.
Oparłam się o barierki i zauważyłam dziewczyny, które flirtowały z mężczyznami. Uroda tej szóstki była nieziemska. Brad Pit się do nich umywał. Nie mogłam ich porównać do nikogo z aktorów. Blada cera powodowała jeszcze większy urok, którym przyciągali do siebie spojrzenia zazdrosnych kobiet. Grupowe spotkanie nastolatków, które skończy się z pewnością szybkim numerkiem. Nic innego przy takich ludziach nie przychodzi mi do głowy. Mają olej w głowie zamiast mózgu.
Zrobiłam krok w przód i uwagę przykuły parę osób, na który widok się skrzywiłam. Naprawdę, nie chciałam dzisiaj na nich wpadać. Moje najbardziej znienawidzone osoby – Karin, ze swoją świtą do dręczenia słabszych. To nie jest najlepszy moment, ponieważ nie jestem w nastroju do ich przedrzeźniania. Spuściłam głowę, aby zignorować niechcianą grupę.
„Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane? Co jeszcze mnie czeka?”, pomyślałam zażenowana.
Odeszłam dalej i zignorowałam wścibskie spojrzenia. Do domu nie mam zamiaru jeszcze wracać, to powinnam trochę jeszcze pospacerować. Jeśli zbyt szybko wrócę zamknę się znów w pokoju, aby nie widzieć rodziców, kiedy wracają po pracy.
„No naprawdę, po co się urodziłam? Jak mam zdobyć cel w życiu?”, pomyślałam i weszłam na zmechanizowane schody, które skierowały mnie na dół. Ludzie w pośpiechu gonili od sklepu do sklepu. Nie widziałam w tym sensu. Zazwyczaj szłam przed siebie obojętnie. Nie interesowałam się niczym, nawet jeśli chodzi o markowe sukienki. Chyba mogę być nazwana chłopczycą, która nic nie umie zrobić jak seksowna kobieta.
Spojrzałam na ogłoszenia z tyłu, po czym odeszłam w stronę wyjścia. Naprawdę praca by mi się przydała i to od zaraz. Mam dosyć siedzenia w domu, w czterech ścianach. To przygnębiające.
Promienie słoneczne dały o sobie znać, jak i szepty zachwyconych kobiet. Spojrzałam do przodu, na co tak się gapią i nie byłam wcale zszokowana. Ich zachwyt był spowodowany mężczyzną, który jest uważany za najseksowniejszego w mieście. Postura świadczy o tym, że jest naprawdę umięśniony.
Jego kamerdyner – ubrany w elegancki, czarny garnitur. Czarna muszka przy kołnierzyku była dobrze ułożona. Na dłoniach miał ubrane białe rękawiczki, a biała skóra podkreślała ciemne oczy - rozłożył ciemny parasol, aby promienie słoneczne mu nie zaszkodziły. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego ich rodzina w gorące dni chowa się za parasolami.
Mężczyzna wyszedł z limuzyny, po czym poprawił przeciw słoneczne okulary. Spojrzał w bok na kamerdynera, który skinął jedynie głową. Jego osoba zawsze jest mile widziana w towarzystwie pięknych kobiet, ale nie zawsze z wybranką serca. Postura mężczyzny wskazywała na to, że jest wysportowany i umięśniony. Ubrania – szara bluzka na krótki rękaw, ciemne dżinsy i adidasy - były do niego dopasowane, że każdy mógłby zobaczyć mięśnia brzucha, których specjalnie nie eksponował.
- Jaki on uroczy – spojrzałam na jedną kobietę, która śliniła się na jego widok. Długie blond włosy zasłaniały jej twarz. Pozostała reszta patrzyła na niego oczarowana urokiem osobistym.
- Och. – Za mną stała czerwono włosom kobietę, której tak bardzo nienawidziłam przez lata. Odebrała mi wszystko z czego czerpałam szczęście. – Czyżby zaczął się podobać „książę” numer Jeden?
- Znów chcesz zatruwać mi życie, Karin?
- W końcu jestem do tego stworzona, aby odbierać ci szczęście. Kawałek po kawałku.
Prychnęłam złośliwie, a kiedy odchodziłam popchnęła mnie. Próbowałam utrzymać równowagę, ale było za późno. Potknęłam się o wystającą kostkę brukową i upadłam pod czyjeś nogi. Nawet nie spojrzałam na osobę, której przeszkodziłam w dalszej drodze.
„To wygląda tak jakbym się płaszczyła”, pomyślałam zażenowana.
Zacisnęłam dłonie w pięść. Nie wybaczę tej suce, że w taki sposób mnie potraktowała. Zemszczę się, jeszcze się o tym przekona. Nie pozwolę, abym była przedmiotem w jej rękach. Za dużo mi odebrała. Zawiał przyjemny ciepły wiatr, który poszarpał końcówki włosów. Przed sobą zobaczyłam pomocną dłoń, więc skorzystałam z nadarzonej okazji.
- Dziękuję.
Spojrzałam na pomocnika, którym okazał się „książę” wszystkich dziewcząt tutaj zebranych. Jeszcze bardziej zostanę znienawidzona. Puściłam jego dłoń, która była bardziej wyrazista od mojej. Była koścista - kostki na dłoni odznaczały się -  i o wiele bledsza.
- Następnym razem uważaj – minął mnie – i nie potykaj się o własne nogi.
- Nie potknęłam się! – Uniosłam głos i spojrzałam przez ramie na niego. Stał bokiem i patrzył na mnie, kiedy wburzyła we mnie wściekłość. Jego mięśnia jeszcze bardziej się odznaczyły, a kobiety podziwiały jego posturę.
- Nie? Czyżby źle widziałem? Nie ośmieszaj się bardziej.
- Najwyraźniej jesteś ślepy – wyszeptałam cichutko do samej siebie.
Czułam jak świdruje mnie przenikliwym spojrzeniem przez ciemne okulary. On mógł usłyszeć moje słowa. Sądziłam, że był lekko wkurzony, choć nie pokazywał tego po mimice twarzy. Na ustach pojawił się kpiący uśmieszek. Zacisnęłam dłoń w pięści i odwróciłam się napięcie, po czym odeszłam. Byłam nabuzowana emocjami. Nie tylko przez Karin, ale ich słodkiego księcia, który okazał się aroganckim dupkiem.
Spojrzałam na niego jak wchodził do centrum, kiedy wytarł rękę białą chustką. Myślałam, że dostanę szału, gdy zaczął mnie krytykować. Każdy uważa go za sympatycznego i oddanego mężczyznę, ale to zwykły chamski drań! Mogę być tego pewna. Zarzuciłam torbę na ramię, i poczułam lekkie kłucie na wewnętrznej części dłoni. Zauważyłam krew, którą szybkim gestem wytarłam.
„Zdzira. Obyś zdechła”, pomyślałam, po czym pobiegłam w stronę swojego ulubionego miejsca.


Leżałam na trawie i spoglądałam na błękitne niebo przykrywane białymi chmurami, które układały się w różne kształty. Rozłożyłam ręce i lekko się uśmiechnęłam. Na polanie przy rzece mogę odpocząć i się zrelaksować przed ciężkim wieczorem, który czeka na mnie codziennie. Jedynie mogłam uciekać przed rzeczywistością w swojej sypialni, w której mogłam choć chwilę odpocząć od głośnych kłótni rodziców.  
 „Gdyby ich kłótnie mnie co noc nie budziły była bym szczęśliwa”, pomyślałam  
Uniosłam się, po czym spojrzałam na taflę, gdzie się odbijałam. Wpatrywałam się w siebie z lekkim uśmiechem. Tak naprawdę nienawidziłam swojej osoby, bo nigdy nic nie osiągnęłam tak jak brat. On jest oczkiem w głowie rodziców. Dlatego sama postanowiłam walczyć o swoje prawa do życia, bo oni już dawno mają zakazy.
„Świat jest taki piękny, a ludzie pojebani”, pomyślałam.
- Sakura – spojrzałam do tyłu przez ramię. Na twarzy z pewnością pojawił się grymas niezadowolenia, kiedy osoba, która mnie wołała okazała się sąsiadka. Donosi zazwyczaj rodzicom co robię i z kim się szlajam po mieście. Oczywiście, bo muszą mnie mieć na oku, abym nie robiła nic głupiego. Uważają mnie jeszcze za małą, nieodpowiedzialną córeczkę. – Nie wracasz jeszcze do domu? Jest dość późno.
- Nie. Mama kazała iść do pobliskiego sklepu – skłamałam. Naprawdę nie miałam ochoty tłumaczyć się kobiecie, że zazwyczaj znikam z domu. Nie mogłam o tym myśleć, kiedy wszyscy mają mnie pod kontrolą. – Teraz przepraszam, pójdę już.
- D-Dobrze
Zawsze próbowałam ją ignorować, lecz zazwyczaj się nie udawało. Tak jak teraz. Znów powie rodzicielce, że widziała mnie spacerującą o późnej porze z daleka od domu. Dlaczego wszyscy uważają mnie jeszcze za pięcioletnie dziecko? Rodzice nie okazują zainteresowania. Ich największym piorytetem jest praca - cenią ją ponad wszystko ze względu na jej opłacalność i hojność pracodawców - no i pierworodny synalek.
„Nienawidzę swojej rodziny”, pomyślałam i odgarnęłam kosmyki włosów za ucho.
Beztrosko pokonywałam drogę. Nie patrzyłam na ludzi jakich mijam, ale czułam się niezręcznie. Naprawdę, nie miałam ochoty na pokonywanie kolejnych metrów. Oparłam się o mur, gdy o nogę obiło się jabłko. Schyliłam się niechętnie i je podniosłam. Zerkałam na nie z zdziwieniem, bo nie wiedziałam o co chodzi.
Spojrzałam w bok i zauważyłam kobietę o miodowych blond włosach spiętych w kitkę. Miała na sobie fioletowo-czarne kimono, kiedy próbowała powstrzymać spadające jabłka z torby. Uchwyciłam parę z nich, które nie przestawały się toczyć.
Podeszłam do niej.
- Przepraszam, to chyba pani – spojrzała na mnie swoimi turkusowo-zielonymi oczami, po czym się uśmiechnęła. Jej cera była jaśniejsza od pozostałych ludzi. W słońcu promienie słoneczne drażniły ją, kiedy pojawiały się czerwone ślady. Jarząca kula nie działała na nią pozytywnie, choć nie było już tak mocne jak w południe.  
- Tak, dzię.. – zaczęła kaszleć. Uchwyciłam ją, kiedy dłużej nie mogła się utrzymać w słońcu. Weszliśmy w ciemny zaułek, gdzie pomogłam jej usiąść. Ustabilizowała oddech, gdy na mnie spojrzała z pogodnym uśmiechem.
- Czy wszystko z panią w porządku? – Uśmiech kobiety wydawał się fałszywy. Wydawało mi się, że próbowała powstrzymać ból, który przystwarzała jej choroba. Była w dziwnym stanie i trochę się niepokoiłam, że może stać się krzywda.
- Tak, to nic takiego. To całkiem normalne.
- Nie sądzę – stwierdziłam. – Skoro się pani upiera, że wszystko w porządku, to nie ma sprawy – wzruszyłam ramionami.
Uniosłam się, po czym zdjęłam sweterek z kapturem i nałożyłam na nią, aby powstrzymać choć trochę promienie słoneczne. Patrzyła na mnie jakbym uratowała ją przed najgorsza tragedią życia.
- To powinno trochę pomóc w dojściu do domu.
- Dziękuje – uśmiechnęła się serdecznie. Zbierała swoje rzeczy, w których jej pomogłam. Nie mogłam jej samej zostawić ze wszystkimi torbami. W dodatku, jak na mój gust, ona nie wygląda za dobrze. Dzieje się z nią coś dziwnego i muszę dowiedzieć się cokolwiek na ten temat.
- Odprowadzę panią do domu.
- Hotaru.
- Słucham?
- Mam na imię Hotaru, tak mi mów. Dziękuję, że chcesz mi pomóc. Pewnie masz mnie za słabą, że w taki sposób…
- Wcale nie – weszłam jej w zdanie – A teraz, proszę, prowadź. Nie zostawię cię samej w takim stanie. I mów mi, Sakura.
- Dobrze! – uśmiechnęła się serdecznie na moja słowa. Nie miałam pojęcia kim ona  jest, ale zachowywała się bardzo pogodnie. Widać, że korzysta z swojego życia na wszystkie możliwe sposoby. Nie ogląda się za siebie tylko idzie przed siebie z uśmiechem na twarzy.
„Zazdroszczę. Też chcę taka być”, pomyślałam z mało widocznym uśmiechem na ustach.
Jej optymizm z pewnością z czasem mnie powali na kolana. Odczuwałam, że kobieta jest radosna i pełna życia. Nie to co ja. Sądzę, że jest moim przeciwnością w wszystkich możliwych sposobach. Choć wszystko zawsze może się zmienić.
Pff.. To tylko moje gadanie, wszystko zawsze zostanie takie same. Biało-czarne! Taka jest moja rzeczywistość.

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)