sobota, 29 listopada 2014

Bez polotu (cz II)



CZ. II

            Itachi zapukał delikatne w drzwi sypialni, zza których słyszał dźwięki muzyki puszczanej z radia. Nie rozpoznawał tego kawałka. Brak reakcji z drugiej strony. Ponowił, więc pukanie, lecz tym razem głośniej. W końcu usłyszał pozwolenie na wejście.
            - Mamo, przywiozłem ci twoje ulubione ciasto. Pomyślałem, że pewnie po obiedzie będziesz chciała zjeść coś słodkiego.
Podszedł do stolika i położył na nim talerzyk. Łyżeczka za hałasowała, opadając na blat.
            - Chciałbym, abyś wstała – kontynuował. – Nie chcę, abyś wiecznie jadła w łóżku.
Zatroskany, przysiadł się do matki, odsuwając kołdrę. Kobieta, szczupłej budowy ciała, z niezliczoną ilością zmarszczek i wielkimi workami pod oczami, wpatrywała się ślepo w sufit. Pozwoliła na nowo porwać się dźwiękom muzyki, specjalnie ignorując swojego syna. Itachi uśmiechnął się zadziornie, postanowił ponownie odpuścić swojej mamie. Złapał, więc talerzyk z ciastkiem i łyżeczkę.
            - Dobra, wygrałaś – przysunął do niej smakołyk. – Snickersa podano do łóżka.
Kobieta nagle rozpromieniała, wyrwała z ręki syna deser i szybko wbiła w niego łyżeczkę. Pochłaniała jedzenie bardzo szybko, tak jakby myślała, że Itachi zaraz zmieni zdanie, po czym odbierze jej przyjemność. Nie miała ochoty wstawać z łóżka i siadać w niewygodnym fotelu. Ani przez chwilę nie przeszło jej to przez myśl.
            - Spokojnie mamo, bo się udławisz. – Ten widok lekko poprawił mu humor. Starsza kobieta posłuchała go i zaczęła delektować się smakiem, mrucząc przy tym ze szczęścia. – Tak lepiej. O wiele lepiej – położył rękę na przykrytych kołdrą nogach matki i odwrócił głowę w kierunku okna. Poszukiwał czegoś ciekawego, wśród tętniącej życiem natury.
            - Powiesz mi, co się stało? – włożyła do ust łyżeczkę i uniosła wyczekująco brwi. – Przecież widzę, że coś ciebie trapi. Być może jestem stara i schorowana, ale wciąż znam swojego syna.
            - Nie jesteś ani stara ani schorowana. Po prostu jesteś leniwa, mamo – odrzekł chłodnym tonem, chociaż próbował ukształtować swój głos na ten, który często używał podczas żartowania. Niestety, każde wypowiedziane słowo było coraz bardziej drętwe. Westchnął zawiedziony.
            - Więc, jak jej na imię? – Tym razem Itachi uniósł prawą brew w górę i zerknął na matkę kątem oka. Zaintrygowała go jej spostrzegawczość i dosadność. Liczył, że nikt nie odkryje jego wewnętrznej walki. Grubo się przeliczył.
            - Czy od razu musi chodzić o dziewczynę?
            - O mój drogi – zaśmiała się i wzięła kolejny kęs ciastka. – Dużo przeżyłam, naprawdę dużo i uwierz mi – przeżuła smakołyk i syknęła, gdy próbowała wyciągnąć językiem orzeszka zza zębów. – Gdy mężczyzna się smuci i wygląda tak, jak ty, to zawsze, no dobra przeważnie – przekręciła oczami i uśmiechnęła się szeroko, pokazując swoje zadbane, choć lekko już poszarzałe zęby. – Chodzi o kobietę. Mówicie i zarzekacie się, że nie macie do nas słabości, twój ojciec przed śmiercią też tak mówił, ale jak przychodziło, co do czego, nie mógł usiedzieć, jak go zdenerwowałam. Nie przyznając się, że specjalnie go wkurzałam, bo wtedy czułam się kochana i wiedziałam, że wciąż coś między nami jest – westchnęła, uciekła na moment wzrokiem. – To były piękne czasy.
Itachi się roześmiał. Mama ostatnio rzadko wspominała o ojcu. Ciężko przeżyła jego śmierć, wciąż nie wyszła z depresji, a skutkiem tęsknoty i żałoby okazało się wieczne leżenie w łóżku. Wychodziła z niego w ostateczności.
            - Więc, jak ma na imię? – ponowiła pytanie z większą zażyłością wyczuwalną w głosie. Nie lubiła, gdy nie uzyskiwała odpowiedzi na pytania i często zadawała je do znudzenia, aż druga osoba w końcu się złamała i odpowiedziała.
            - Sakura – odparł szczerze, nie widząc powodu do kłamstwa.
            - Czy to nie ta dziewczyna, którą ochraniacie?
Matka zmarszczyła czoło, straciła przez chwilę zainteresowanie ciastkiem i skupiła całą uwagę na synu. Itachi niepewnie kiwnął głową. Kobieta zamrugała kilkukrotnie z niedowierzaniem, po czym parsknęła niespodziewanym i głośnym śmiechem.
            - O mój Boże. – Wciąż lekko się podśmiewała, ale wróciła do dźgania łyżeczką twardego karmelowego środka smakołyku. – Jak te historię lubią się powtarzać.
            - Powtarzać? – zapytał, bo pierwszy raz nie rozumiał własnej matki. Jej zachowanie było dziwne, a słowa stopniowo przypominały mu bełkot wariata. Pomyślał, że musi ją częściej wyprowadzać na dwór, do ludzi. Jako matka powinna go zbesztać, kazać mu o niej zapomnieć, a ta jednak zareagowała zupełnie inaczej, niż oczekiwał.
            - Twój ojciec zakazał wam o tym mówić, bo przejęliście po nim interes i nie chciał was zachęcać do głupot. – Mikoto wyrzuciła z siebie ciężki wydech, po czym powędrowała spojrzeniem na widok za oknem. Jej wzrok przypominał spojrzenie rozmarzonej i zakochanej nastolatki. – Kiedy twój ojciec pracował dla swojego ojca w agencji, tak samo jak wy wcześniej dla niego, pewnego razu trafił do domu pewnej dziewczyny – zachichotała.
Bawiło ją luźne podejście do kiedyś problematycznego tematu. Poczuła dawno zapomniane ciepło za klatką piersiową, gdy mimowolnie powędrowała wśród wspomnień do tamtych czasów.
            - Ta dziewczyna strasznie go nie lubiła – dodała po chwili.- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak ten sztywny dupek z kijem w tyłku… – Itachi się uśmiał, więc urwała na moment opowieść. – Działał jej na nerwy. Wiecznie wszystkich ustawiał, nie pozwalał sobie nic powiedzieć i łaził za mną w krok w krok – pomyliła osoby, ale to jej nie rozproszyło. – Pamiętam, jak pewnego dnia padły strzały, a on chcąc mnie chronić wciągnął do kantorka – postukała się w czoło otwartą dłonią. – Co za idiota. Nie dość, że tam było ciasno i ciemno, to jeszcze zareagował, jak totalny głupek. Kto normalny podczas ochrony, wciska kogoś do kantorka i z nim się tam chowa? No, debil – zaśmiała się ponownie. Widział dużą poprawę nastroju matki, nie miała już smutku wyrysowanego na twarzy. – W sumie przyznam, że się nie bałam, bo wiedziałam, że mnie ochroni. Był strasznym służbistą, gotowym na śmierć. Tamtego dnia, jednak wszystko się zmieniło i przestał być takim cholernym wrzodem na tyłku.
            - I co było dalej? – Zaciekawiła go tą opowieścią.
            - No, jak to, co? – Jej uśmiech był niezwykle szeroki, prawie od ucha do ucha. – Okazało się, że to nie były strzały, a moje kuzynostwo bawiące się fajerwerkami. To i tak nic z porównaniem, z tym, że po chwili nieprzyjemnej, krępującej ciszy próbowaliśmy wyjść, a się okazało, że drzwi są zamknięte! – podekscytowana prawie strąciła talerzyk. – Nie mogliśmy wyjść przez dziesięć minut, bo choć wołaliśmy o pomoc, wszyscy interesowali się kuzynostwem. Wyszła niezła afera. Chciałam, aby zadzwonił do kogoś, ale naprawdę było ciasno i nie mogliśmy sięgnąć do kieszeni jego spodni, przez bardzo długi czas. W końcu mi się udało, jakoś przebrnąć, ale powiem, że telefon, to nie pierwsza sprawa, na jaką się natknęłam.
            - Mamo! – Itachi zmrużył oczy. Wstydziły go intymne sytuację z udziałem jego rodziców.
            - Wiesz – spoważniała – to były najkrótsze dziesięć minut w moim życiu. Nie liczyły się dla nas szmaty, mopy i inne detergenty. W tamtej chwili, gdy wepchnął mnie do kantorka, pokazał mi swoje inne oblicze, to bardziej schowane. Nigdy wcześniej tego nie widziałam, ale po tej sytuacji zaczął mięknąć. Po prostu naruszyliśmy coś, o czym nie mieliśmy pojęcia. Mimo tego, to ja zazwyczaj za nim biegałam, a on do końca zmiękł dopiero, gdy wyznałam mu miłość.
            - I dziadek pozwolił wam być razem – stwierdził z podziwem.
            - Wszyscy pozwolili – poprawiła go. – Znaczy się na początku było dużo szumu, sporo krzyku, firma Fugaku została zwolniona, ja miałam iść do szkoły z internatem. Och, dużo szumu o nic – ponownie się roześmiała. – Ile ja wtedy płakałam. Kilka razy uciekłam z domu, z internatu, nawet na weekend zniknęłam z twoim ojcem. W końcu stwierdzili, że nie warto z tym walczyć i gdy nas zaakceptowali wszystko wróciło do normy – pokręciła głową i wycelowała w Itachiego brudną łyżeczką. – Nawet nie wiesz, jak cholernie ciężko wam uciec. Wyszkoleni agenci i rozbrykana dziewczyna z bogatej rodziny. To było ciężkie zadanie, ale i tak im się wymykałam.
            - Zabawne.
Itachi zrozumiał, że poszedł w ślady ojca, choć to nie zmniejszyło jego wyrzutów sumienia. Wciąż ciężko znosił swoją niesubordynację, bo zawsze poświęcał swoje życie zasadom.
            - Dziwne, że nigdy wcześniej, o tym nie wspomnieliście.
            - Dużo o nas nie wiecie mój drogi. Jesteśmy waszymi rodzicami, nie możecie wiedzieć zbyt dużo – puściła mu oczko. – No, ale do sedna. Morał z tego taki, że powinieneś walić te głupie zasady agencji i spróbować.
            - To nie takie łatwe – podrapał się po włosach, po czym przeleciał ręką po twarzy. Skóra głowy nagle go piekła i strasznie swędziała. – Ona ma wyjść za mąż.
            - Ooo! – podekscytowała się jeszcze bardziej. Nagle była cała w skowronkach, szczęśliwa i rozbawiona. – Będziesz miał trudniej, ale raz się żyje. Ona czuje to samo, co ty?
            - Nie wiem, mamo. Znamy się dwa tygodnie i chyba za wcześnie…
            - Co ty mi tu biadolisz! – wcisnęła mu brudny talerzyk i łyżeczkę. – To się zawsze wie, niekoniecznie się o tym mówi, ale się wie. Dlaczego ma wyjść za mąż? Tata jej kazał?
            - Nie. Sama chciała. Była zaręczona, jak się poznaliśmy. Niby wielce zakochana w swoim narzeczonym, ale…
            - Nie znała wtedy ciebie – dokończyła rześko zdanie za niego. Ruszyła się i odkryła, pokazując swoją przemęczoną sylwetkę pływającą w pidżamie. – Posuń się, chcę iść na spacer. Pójdziesz ze mną. Pogadamy o niej i może znajdziemy z tego, jakieś wyjście.
Itachi nie był skory do rozmowy, ale nie chciał zniechęcić matki. Od dwóch tygodni nie ruszyła się z łóżka, więc jeśli miał trochę pocierpieć, opowiadając jej swoją historię, ugryzł się w język i pomógł jej wstać. Zawołał opiekunkę i zszedł na dół, aby cierpliwie czekać, aż matka będzie gotowa do wyjścia.
Dzięki dobrej renomie i sporym zyskom firmy oraz dziedzictwie matki należeli do bogatej elity. Mimo tego nigdy się tym nie szczycili i żyli raczej skromnie. Opiekunka dla matki była jedyną wygodą, która wskazywała na ich lepszą sytuację finansową. Była jednak niezbędna. Mama potrzebowała opieki, gdy oni w pocie czoła pracowali, powiększając rodzinny majątek. Itachi rozejrzał się w koło. Zrozumiał, że powinien wziąć wolne i przeprowadzić w domu remont. Wolne, którego tak bardzo nie chciał, bo straciłby ją na zbyt długo z oczu.

            Sakura pociągnęła nosem i położyła się do łóżka. Chociaż miała zaraz wyjść przymierzyć suknie ślubną wolała to odłożyć. Zostały dwa tygodnie do jej ważnej daty, o której niegdyś marzyła. Ojciec wielokrotnie prosił ją, aby przemyślała decyzję, a ona zarzekała się, że to ten jedyny. Popełniła błąd i nie wiedziała jak się z tego wyplątać. Co prawda nie była pewna uczuć do Itachiego, z nim nic nie było proste, jednak zrozumiała, iż błędem okazała się zgoda na wypowiedzenie przysięgi. Skoro miała wątpliwości, nie mógł być miłością jej życia. Praktycznie zdała sobie sprawę, że przyjęła oświadczyny, aby zrobić ojcu na złość, aby się zbuntować i wygrać. Zwyciężyła, choć nie takiego wyniku oczekiwała. Nie skakała ze szczęścia. Nawet nie potrafiła wyobrazić sobie siebie na ślubnym kobiercu, przyodzianą w piękną białą suknie. Nienawidziła siebie za to. Wyraziła zgodę na oddanie siebie człowiekowi, którego nie kochała. Będzie niewolnicą swoich błędów. Zostały dwa tygodnie. Aż dwa tygodnie. Jedynie dwa tygodnie.
            - Sakura, jesteś gotowa? – Matka zapukała i od razu weszła do środka bez oczekiwania na pozwolenie.
Dziewczyna odwróciła się i zasłoniła głowę poduszką.
            - Sakura? Mamy jechać na przymiarkę, pamiętasz? Wszyscy już czekają.
            - Nie mam ochoty – odburknęła, udając zachrypnięty głos. – Źle się czuję.
Matka stanęła przy oknie. Beznamiętnie patrzyła na wielki ogród, który o tej porze roku tętnił życiem. Uwielbiała wiosnę. Czasami obserwowała ogrodników podlewających i dopieszczających rośliny. Kiedyś sama to robiła, dzisiaj już nie miała na to czasu. Naprawdę uwielbiała tę porę roku, te kwitnące pęki kwiatów i jasność, jaka nagle otaczała smutną, szarawą rezydencję. Tylko wtedy czuła, że żyje. Czuła, że świat jest piękny, a to ludzie nie doceniają jego wartości. Posmutniała. Od razu rozpoznała blef w zachowaniu córki i choć miała nadzieje, że nigdy do tego nie dojdzie, przewidziała zmianę decyzji. Sakura była młoda, miała całe życie przed sobą i popełniła błąd – zbyt radykalnie podjęła decyzję.
            - Wiesz – westchnęła – czasami zbyt pochopnie reagujemy i popełniamy błędy. – Sakura chrząknęła, jakby nagle przypomniała sobie o obecności rodzicielki. – Rozmawiałam z tobą, o tym i prosiłam, abyś się porządnie zastanowiła. Zarzekałaś się, że jesteś pewna i na pewno tego chcesz. Przekonałam ojca i się naraziłam, bo doskonale wiesz, jaki jest zaborczy i uparty, gdy przychodzi do spraw związanych z tobą. Szczególnie, jeśli chodzi o wydanie jedynej córki za mąż.
            - Mamo. – Sakura zdjęła poduszkę i odkryła zapłakaną twarz. Matka nawet na nią nie spojrzała, niewzruszona bólem córki, kontynuowała:
            - Jesteś córką burmistrza największego miasta w promieniu dwustu kilometrów. Prosiłam, abyś podejmowała dobre decyzje, bo nie możemy sobie pozwolić na skandale. Obiecałaś, że dotrzymasz słowa – stukała palcami o nieskazitelnie biały parapet. – Od tego zależą sondaże w przyszłej kadencji i dobrze wiesz, że twój ojciec nie zrezygnuje tak łatwo ze stołka burmistrza. Później będzie startować na kongresmana, a my miałyśmy go wspierać. Zgodziłyśmy się na to. Dobrowolnie. Pamiętasz?
Kobieta zachowywała pozorny spokój i chłód w głosie. Niestety w jej wnętrzu panował chaos, wielki huragan miażdżący jej wnętrzności. Czuła nienaturalny ścisk serca, cierpiała prawdopodobnie mocniej od swojej córki, która wciąż miała nadzieje. Nadziei, jednak nie było i stąd surowe podejście matki. Niesamowicie kochała Sakurę i pragnęła jej szczęścia, jak niczego innego na świecie. Umiała sobie wyobrazić, co za rozterki przeżywa jej młodsza wersja i to wprawiało ją w jeszcze gorszy nastrój. Była starsza, bardziej doświadczona i wciąż nie mogła pomóc.
            - Nie karz mi ich zwolnić – dodała i wtedy Sakura zrozumiała, jak słabo ukrywa swoje emocje. Przez cały czas myślała, że dobrze gra, że doskonale maskuje swoje uczucia, ale nie oszukała serca matki. – Są najlepszą agencją w okolicy. Mają prestiż i doskonałe wyniki, poza tym bardzo dobrze znaliśmy założyciela tej spółki. Ich ludzie są w stanie przyjąć za kogoś kulkę, jeśli zaistnieje taka potrzeba i choć niektóre ich zasady są niekonwencjonalne, to czyni ich unikalnymi i dobrymi. Nie karz mi ich zwolnić, proszę. Tylko dzięki nim jestem spokojna, gdy wychodzisz. Współpracują z nami od lat.
Oni od lat, Itachi od dwóch tygodni. Wcześniej ochraniał kogoś ważniejszego z białego domu, Sakura nie wiedziała dokładnie kogo. Wiedziała tylko, że brał udział w strzelaninie i uratował komuś życie, zasłaniając go własnym ciałem. Przez dłuższy czas przebywał w szpitalu, przeszedł długą rehabilitację i rozmowy z psychologiem. Od momentu przywrócenia go do czynnej służby, zajmuję się z pozoru łatwymi zleceniami, chociaż Sakura zdawała sobie sprawę, że wolałby wrócić do szpitala, niż rozgryźć tę energię, która pomiędzy nimi zaiskrzyła. Magia – uśmiechnęła się wyłącznie na sekundę, gdy zdała sobie sprawę, jak bardzo magiczne i niezrozumiałe są ich spotkania.
            - Masz pięć minut, aby doprowadzić się do porządku, a wtedy masz zejść z Sasuke na dół – stanęła przy drzwiach, złapała klamkę.
Sakura żywiła nadzieję, że matka zmieni podejście, powie coś motywacyjnego, wesołego i pozytywnego. Ta natomiast głośno westchnęła, pokręciła głową i wyszła. Tyle ze spotkania matki z córką. Później usłyszała przekazywanie przez nią wytycznych Sasuke oraz oddalający się stukot szpilek.

Sasuke, chcąc nie chcąc, słyszał tę dyskusję, a raczej monolog Pani Haruno. Budynek był stary, ściany cienkie, drzwi niezbyt szczelne, więc dźwięki nosiły się po korytarzach bez problemowo. Po odejściu szefowej spuścił głowę i przetarł ręką po spoconym karku. Nie tylko jego brat narozrabiał, ale także i księżniczka ze Szklanego Domu. Tak nazywali swoje miejsce pracy, ponieważ wszystko z pozoru kojarzyło się z nieskazitelną czystością i nadmierną dbałością o szczegóły. Oczywiście będąc w środku przekonali się, że ten dom skrywa więcej tajemnic, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. W polityce od zawsze panował niechlujny nieład.
Wzdrygnął się, gdy usłyszał ciche piszczenie zawiasów i lekki powiew wiatru we włosach. Dziewczyna błyskawicznie doprowadziła się do porządku i ze smutnym wzrokiem wlepionym w podłogę ruszyła w stronę dworu. On szedł za nią profesjonalnym krokiem z mocno wypiętą do przodu klatką piersiową i opuszczonymi wzdłuż ud rękoma, aby w razie zagrożenia zareagować i uratować przesyłkę. Przesyłkę, powtórzył w myślach. Właśnie takie określenia pozwalały im na utrzymanie dystansu i nie przywiązywanie się do zleceniodawców. Wszystko szło jak z płatka do dzisiaj. Sasuke wiedział, że to nie minie i najprawdopodobniej brat zostanie zwolniony, bądź w najlepszym wypadku przeniesiony. Pozwolił sobie zapomnieć o zasadach, które ojciec wpajał im od małego i teraz są tego takie konsekwencję. Za pewne już otrzymał telefon z podziękowaniem za porządną służbę.

Młodszy z rodu Uchiha miał rację, jednak połowiczną. Itachi lekko roztrzęsiony zapukał do gabinetu burmistrza. Spojrzał na sekretarkę, która pokiwała głową i wszedł do środka. Ojciec Sakury, mężny i potężny mężczyzna w drogim garniturze, przyłożył cygaro do wielkich warg. Przytrzymał dym w ustach dla smaku, a później go wypuścił. Palił, jak na burmistrza przystało, bez zaciągania się, z pełną elegancją i subtelnością. Jeśli w ogóle można tak palić, pomyślał Itachi. Mężczyzna gestem ręki wskazał na skórzany fotel naprzeciwko siebie. Tymczasowo nikt się nie odzywał, a gdy Itachi chciał zabrać głos, burmistrz pomachał ręką i syknął, chcąc samodzielnie podjąć decyzję o momencie rozpoczęcia rozmowy. Przez cały ten czas bacznie obserwował młodzieńca. Itachi zastanawiał się przez chwilę, czy w jego oczach nie jest zamontowany przypadkiem, jakiś rentgen, bo nigdy wcześniej nikt go nie obserwował z tak wielkim zainteresowaniem.
- Tak, więc ty jesteś Itachi Uchiha – przerwał w końcu ciszę, otworzył żółtą teczkę, która leżała na biurku i przeglądał papiery. – Masz imponujące CV – zerknął na niego kątem oka.
Itachi wydusił z siebie zaledwie nikły uśmiech i z trudem przełknął ślinę. Poczuł, że jeśli za chwilę się nie rozluźni, zemdleję, albo dozna czegoś w rodzaju niedotlenienia mózgu i umrze. Brał krótkie i słabe oddechy, które ledwo wdzierały się do płuc, a już je opuszczały. Pierwszy raz w życiu denerwował się tak bardzo. Nawet akcje w terenie nie orały tak mocno jego psychiki, jak dzisiejsze spotkanie z burmistrzem.
            - Naprawdę imponujące – kontynuował, przesuwając pomiędzy palcami cygaro. – Widzę, że przyjąłeś kulkę za samego kongresmana. Naprawdę imponujące, jestem pod wrażeniem. Cieszę się, że doszedłeś do siebie.
Nie lubił, gdy o tym mówiono. Na tym polegała jego praca i wykonywał ją odpowiednio. Denerwowało go, że ten jeden moment zrobił z niego sławnego człowieka, gdy on jedynie, jako pierwszy zauważył czerwoną kropkę na klatce piersiowej i zareagował błyskawicznie, chroniąc swojego pracodawcę. Nawet nie poczuł bólu, gdy nabój przeszedł na wylot przez jego bark. Z czasem, gdy adrenalina już znacznie opadła i organizm rozpoczął odbiór impulsów, poczuł jak cały świat zaczyna wirować. Na szczęście, dopiero w karetce stracił przytomność.
            - Też chcę startować do kongresu, ale o tym pewnie już wiesz – pokiwał głową. Mężczyzna zamknął teczkę. – Służyłeś w wojsku, masz spore doświadczenie bojowe, od szesnastego roku życia szkoliłeś się na agenta. W każde wakacje pracowałeś, gdy inni się bawili. Za to cię lubię – skierował na niego swój gruby paluch, po czym strzepał niezdarnie popiół z cygara do złotej popielniczki, przyozdobionej srebrnymi akcentami. – Moja żona mi to przyniosła – rozłożył się wygodniej na fotelu. -  Powiedziała, że nie pożałuję, jeśli się tobą zainteresuję. Zaryzykowałem. Zawsze miała dobrego nosa do ludzi i typowała lojalnych i dzielnych agentów do obrony fortu. Fortu? – zapytał, aby zmusić młodzieńca do odpowiedzi. Wiedział, że się pomylił.
            - Forda, sir.
            - Forda? – zaśmiał się. – Tak, jak ten samochód? Ford?
            - Tak, sir.
Itachi poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, gdy zaczął stopniowo przesiąkać własnym potem. Ocierał o siebie dłonie, a później wycierał je o spodnie, gdy burmistrz spuszczał go z oczu.
            - Ja jestem fordem, moja córka paczką, a moja żona brzoskwinią. Kto do cholery wymyślał te ksywy? – wzruszył obojętnie ramionami. Widział wyjątkowo dobry nastrój szefa, który wyglądał o wiele młodziej, gdy się szeroko uśmiechał. Poczuł się bezpieczniej, bo tak nie rozmawia się z osobą, którą próbuje się zwolnić.
            - Ksywy mają być banalne i głupkowate – zdobył się na odwagę, aby przemówić na dłużej. – Zmieniają się, co jakiś czas, czasami zmieniają kolejność, więc radziłbym się do nich nie przyzwyczajać, sir.
            - Rozumiem. Twój ojciec dobrze was wyszkolił. Przykro mi, że zmarł. Przyjmij jeszcze raz moje szczere kondolencję.
            - Dziękuje, sir – odpowiedział bez namysłu. Już dawno pogodził się z odejściem ojca.
            - Dobra, przejdźmy do sedna sprawy – odrzekł Pan Haruno. – Moja żona twierdzi, że pilnowanie mojej córki jest dla ciebie za słabym zajęciem, że ciebie nie doceniamy. Tym samym zażądała, abym przeniósł cię do elity.
Zaschło mu w gardle, odczuł mdłości i lekkie zawroty głowy. Ponownie miał przejąć odpowiedzialniejsze zadanie, to był dla niego zaszczyt, ale nie skakał z radości. Ta praca całkowicie odsunie go od różowowłosej, która już za dwa tygodnie dostanie stałego właściciela. Starał się jednak nie zdradzać prawdziwego podejścia do sprawy, z trudem wymusił uśmiech.
            - Ja twierdzę – wrzucił jego teczkę do śmietnika. – Że to bujda. Znałem twojego ojca osobiście, sam w niektórych sprawach mu doradzałem i on doradzał mi. Zanim jeszcze weszliśmy w wir pracy, byliśmy prawie nierozłączni – podrapał się po brodzie i znów wciągnął dym do ust, aby poczuć smak kubańskiego cygara. – Mam przeczucie, że poszedłeś w jego ślady.
Uderzenie gorąca przyszło natychmiastowo, jak u kobiety w czasie menopauzy. Starał się zapanować nad paniką, ale strach go przerósł. Sam burmistrz rozwikłał zagadkę wcześniej, niż on sam. Chociaż on, wciąż nie był pewien, czy to, co dzieje się pomiędzy nim, a Sakurą jest prawdziwe i cokolwiek warte.
            - Przysięgam, że…
            - Spokojnie – przerwał mu. – Nikt nie będzie cię za to bił. Moja córka jest piękną kobietą i wiadomo, że łatwo się w niej zakochać.
Chciał zaprzeczyć, to jeszcze nie była miłość. Zbyt szybko, aby o tym mówić. Zmarszczył brwi, gdy się zastanawiał, czy być może jednak nie jest za wcześnie?
            - Słuchaj – kontynuował staruszek w garniturze. – Nie lubię tego jej wybranka. Jest głupi jak but i stwierdzam, że ma coś mocno nie tak pod kopułą, bo gada jak stary rusek po szesnastu browarach. – Itachi się zaśmiał. – Ty się nie śmiej. Taka prawda. Strasznie go nie trawię, ale tolerowałem ich związek ze względu na córkę. Twój ojciec dużo mnie nauczył o miłości i wiem, że ludzie robią kretyńskie rzeczy z jej powodu. Chciałem ją przed tym ochronić.
            - Rozumiem, sir – odparł chłodno. Za wszelką cenę chciał zachować pozory. Pokazać, że ta dziewczyna go nie obchodzi.
            - Powiem wprost i szybko. Chcę, abyś rozwalił ich związek. Zapłacę ci. Jesteś jedyną osobą, na którą moja córka zwróciła uwagę i jeśli jesteś moją jedyną nadzieją na pozbycie się tego kretyna, zaryzykuje.
            - Nie interesują mnie pieniądze, sir.
            - Dobra, więc czego chcesz?
            - Jak to mawiał mój ojciec? – zerknął na sufit. – Przysługi od potężnych ludzi zawsze się przydają, sir.
            - To dobrze, bo jutro wieczorem przychodzicie na kolacje. Rozmawiałem już z twoją mamą. Ochoczo się zgodziła. Sam chętnie się z nią spotkam, bo chcę nadrobić zaległości, a dodatkowo dam ci więcej okazji do odciągnięcia mojej córki od tego fafkulca – roześmiał się. – I pomyśleć, że te wszystkie dziwne teksty podłapałem od twojego ojca – pokręcił głową, najwyraźniej był z siebie dumny.
Itachi nisko się ukłonił, po czym za pozwoleniem opuścił gabinet. Po jego ciele nieustannie błądziły dreszcze przerażenia. Gdy wyszedł z sekretariatu, skierował swoje kroki do okna. Przykucnął przy parapecie, zasłonił twarz rękoma i próbował powstrzymać się od ataku paniki.
Boże, co ja najlepszego zrobiłem?

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)