poniedziałek, 11 listopada 2013

Życie naznaczonej (część 1)

Szłam mrocznym korytarzem tej zatęchłej nory. Szkoła. Nie wiem po co tu w ogóle chodzę! Trzeba było żyć normalnie. Ta...łatwo powiedzieć. Już NIGDY nie będę żyć normalnie. Dlaczego? Bo jestem wampirem, ale nie takim jak sobie każdy myśli. Mając zalediwe 18 lat zostałam naznaczona przez prawdziwego wampira, no i taka jestem. Facet myślał, że nie przeżyje, a żyję. Ale czy to można nazwać życiem? Nie i wcale mi się to nie podoba. Westchnęłam i zatrzymałam się przed klasą. Z niechęciom nacisnęłam na klamkę i wkroczyłam do pomieszczenia. Jak na komendę wszyscy spojrzeli na mnie, kiedy znalazłam się po drugiej stronie drzwi. Nauczyciel przerwał swój wykład i spojrzał na mnie zirytowany.
-Ah Pana Haruno, jak miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością-uśmiechnął się wrednie w moim kierunku, kilku uczniów zaśmiało się złośliwe. Przewróciłam oczami i skierowałam się do swojej ławki. Usiadłam i wygrzebałam z torby zeszyt i długopis. Mężczyzna gapił się na mnie, a gdy skończyłam się rozpakowywać, zacząć opowiadać:
-A więc o czym to ja mówiłem, za nim-spojrzał znacząco na mnie.-Oh tak historia Wampirów jest stara choć nasycona wieloma stereotypami. Och. Jak ja nie cierpię tej gadziny. Orochimaru jest najgorszym, najobrzydliwszym i najbardziej nie lubianym nauczycielem w szkole. Ja go szczerze nienawidzę. Zawsze mi wytyka moje błędy. Szkoda gadać. Nie będę się przez niego denerwować. Usiadłam wygodnie i otworzyłam zeszyt. Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam bazgrać a właściwie rysować Orosia. Muszę przyznać świetnie mi to wychodziło. Uśmiechnęłam się pod nosem, na widok twarzy psora. Aż chciało mi się śmiać, ale musiałam wytrzymać do przerwy co będzie istnym cierpieniem. Jeszcze kilka dodatków i odzwierciedlę prawdziwą twarz Gadziny. Czy to nie piękne? Może jeszcze kilka napisów, żeby było autentycznie. Patrzyłam na swoje dzieło z rosnącą radością.
-Panno Haruno! Aż podskoczyłam przestraszona na krześle, przymknęłam oczy pragnąć by to nie był On.-Panno Haruno-usłyszałam mściwy głos. Powoli odwróciłam się do źródła dźwięku i otworzyłam jedno oko, a potem drugie, zamrugałam.
-A jednak to On-mruknęłam. Orochimaru stał obok mojej ławki i patrzył na mnie swym zimnym wzrokiem. Może tego nie widział pomyślałam z nadzieją. Przybliżył się do mnie i zabrał mój zeszyt za nim go zdążyłam złapać. A jednak nie. Patrzyłam jak wpatruje się w zamazaną stronicę zeszytu, po czym po prostu rzuca zeszyt na ławkę z głośnym łoskotem
-Widzę, że bawisz się dobrze Haruno. Potrząsnęłam głową-Śmiejąc się z nauczyciela i go obrażając!-podniósł głos. Kilkoro uczniów otworzyło usta ze zdziwienia, reszta się nam przypatrywała.-Uważam, że spacerek do Dyrektorki-oparł się rękoma o blat ławki i spojrzał mi głęboko w oczy-dobrze Ci zrobi. próbowałam przybrać kamienny wyraz twarzy, lecz to nie było łatwe, zwłaszcza, że żółte ślepia się we mnie wpatrywały. Odsunął się ode mnie-JUŻ-krzyknął i pokazał palcem na drzwi. Zabrałam swoje rzeczy i schowałam z powrotem do torby. Podniosłam się ociężale. Wiedziałam, że się wszyscy na mnie patrzą, lecz się nie przejęłam. Przeszłam obok Orosia i skierowałam się do drzwi. otworzyłam je z rozmachem i głośno trzasnęłam.
-A niech Cię Haruno!-usłyszałam jeszcze głos mężczyzny, wśród chichotów uczniów. Nie byłam lubiana w tej szkole i prawie każdy się ze  mnie śmiał. Na początku to bardzo mnie dołowało, ale zdążyłam się przyzwyczaić. 
Nikt mnie tu nie uważał na poważnie. Wszyscy ze mnie szydzili, nawet nauczyciele. Nie przejmowałam się, nawet polubiłam robiąc na złość każdemu psorowi. Skręciłam w prawo. Korytarz, którym wędrowałam, prowadził prosto do gabinetu Dyrektorki. Cóż. Nie lubiłam jej, ale musiałam przyznać, że trochę mnie przerażała. Zatrzymałam się i zapukałam. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź weszłam i natchnęłam się na Shizune. Spojrzała na mnie przenikliwie, po czym westchnęła z rezygnacją. Jedyna osobą, która starała się być miła.
-Kto tym razem?-spytała, podchodząc do biurka i kładąc stos papierzysk.
-Oroś gadzina.
-Jest w pokoju-wskazała na drzwi za sobą. Przeszłam przez sekretariat i weszłam do pomieszczenia. Blondynka jak zawsze siedziała za swym biurkiem, pełnym papierów, kartek, notatek czyli makulatury prościej ujmując. Usłyszawszy trzaśnięcie wyjrzała za swych okularów i bacznie mi się przyjrzała.
-Znowu ty?!-rzuciła-Który to już raz w tym tygodniu?-spytała zmęczona i odłożyła dokumenty na bok.
-No chyba 4-odpowiedziałam i usiadłam na krześle. Uniosła do góry jedną brew.
-Jak ty to robisz?
-Cóż..-dobre pytanie. Coś odmaluje, wyrzucają mnie, nic nie zrobię robią to samo. Blondynka westchnęła i spojrzała na mnie.
-Co zrobiłaś?
-Chciałam odzwierciedlić prawdziwą postać Gadziny. Nie zareagowała jak powiedziałam do psora w ten sposób.
-Powiedzmy, że tego nie usłyszałam-odparowała i przyjrzała się jakimś aktom. Nie widziałam co dokładnie czyta.-Naprawdę chcesz wylecieć z tej szkoły?! Bardziej stwierdziła, niż spytała.
-Aż tak to widać-odparłam z sarkazmem. Brązowooka splotła swe ręce pod szyją i patrzyła na mnie. Może na dziś dosyć tego patrzenia? Co ja jakiś rysunek?
-Słuchaj, chcesz czy nie chcesz musisz skończyć tą szkołę, więc nie masz wyboru-rzekła z naciskiem.
-A może mam?-spytałam teoretycznie. Nie lubiłam jak ktoś mówił do mnie tym tonem. Czemu ja Muszę to zrobić? Przecież sama mogę za siebie decydować.
-Jako naznaczona...-zaczęła, lecz jej przerwałam.
-Znam to śpiewkę-wstałam i patrzyłam wściekle na blondynkę-Znam ją aż za dobrze. Czy jestem gorszym gatunkiem? Przecież jesteśmy tacy sami! Niczym się nie różnimy. Czysto krwiści i Naznaczeni!
-Nie to nie same-wtrąciła się, mrużąc wściekle oczy.
-A...-teraz to ona mi przerwała. Wstała i walnęła otwartą ręką w biurko, które pod naciskiem jej siły rozdwoiło się na dwie części.
-Nie! Wy!-pokazała na mnie palcem-Naznaczeni mają chronić Czysto krwistych, bronić się, stać się ich ochroną. patrzyłam na porozwalane dokumentu, które walały się po pomieszczeniu. Usłyszałam szybkie kroki, po chwili drzwi się otworzyły i do gabinetu weszła czarnowłosa.
-Co się...-przerwała patrząc na biurko, po czym przeniosła wzrok na nas.
-A Czysto krwiści dalej muszą przedłużać Nasz gatunek.
-....a my musimy być jak robale i im pomagać, narażając swe  życie-szepnęłam....-Nie moja wina, że się z nią nie zgadzam. Choć ciesze się, że wyżyła się na meblu a nie na mnie. Bolało by. Kobieta poprawiła swoją marynarkę.
-Idź już, a ja nic  nie wspomnę Kakshiemu.-powiedziała. Wizyta dobiegła końca. Skierowałam się w stronę drzwi, uważając aby na nic nie nadepnąć.
-Do widzenia-rzuciłam jeszcze za nim na dobre opuściłam gabinet Dyrektorki.


Zamknęłam swoją szafkę  z głośnym zgrzytem. Zawsze się zacinała co mnie denerwowało. Kilka osób spojrzało na mnie i zaśmiało się. Podeszłam i usiadłam na ławce. Kurcze. Czy ja zawsze muszę wkurwiać ludzi? Nic na to nie poradzę. Nie moja wina, że jest zbyt szczera.  Może czasami za szczera. Ułożyłam torbę na kolanach i zaczęłam z niej grzebać. Poczułam się głodna. Przed te kłótnie nie miałam ochoty jeść. Znalazłam upragnioną kanapkę i wyjęłam ją z wnętrza. Powoli odpakowywałam sreberko...
-Patrzcie kogo my ty mamy-usłyszałam krzykliwy głos. Oj nie! Tylko jej brakowało. Spojrzałam przed siebie, przede mną stała grupka dziewcząt Czysto krwistych, ubranych w obcisłe ubrania. Rudowłosa patrzyła na mnie z wyższością.
-Co już szalejesz?-zaśmiała się-Słyszałam, że Gadzina Cię nakryła i wylądowałaś u dyra-patrzyła na mnie prowokująco. Nie, daj się z prowokować pomyślałam.-Podobno rozwaliłaś biurko i nie znasz zasad. Uśmiechnęła się wrednie a reszta jej fanklubu zaśmiała się wrednie.-więc może Ci pomogę. Zabrała moją kanapkę i rzuciła na podłogę, a potem zdeptała. Robiła to z dziką satysfakcją, po czym spojrzała na mnie.
-Tu właśnie twoje miejsce, na podłodze-kopnęła resztki chleba. Walczyłam z sobą. Nie chciałam dawać tej satysfakcji, lecz nie potrafiłam. Z głośnym warknięciem rzuciłam się na nią. Zdezorientowana nie potrafiła się ruszyć, a jej koleżaneczki zaczęły piszczeć co zwróciło uwagę tłumu. Upadłyśmy z hukiem na podłogę i zaczęłam ją szarpać za włosy. Zawyła głucho. Nie interesowało mnie, że wszyscy się gapią. Chciałam ją po prostu...zabić..Tak, marzyłam o tym aby zreperować jej tą buźkę. Złapałam ją za włosy i mocno pociągnęłam. Krzyknęła z bólu. I dobrze. Chciałam wydrzeć jej te wszystkie kudły z tego durnego łba, lecz poczułam jak ktoś silny łapie mnie za ręce i wykręcę. Z głośnym sykiem upadłam na podłogę. Patrzyłam jak Karin próbuje wstać. Chciałam jej przeszkodzić, ale ktoś mnie mocno trzymał i nie mogłam się oswobodzić. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale i tak mnie nie puścił. W tym czasie okularnica zdążyła wstać i się pozbierać. Warknęłam. Odskoczyła jak oparzona.
-Puść mnie-warknęłam podirytowana.
-Nie puszczaj jej!-zapiszczała przerażona Karin, która cofnęła się o krok.
-Nie martw się-usłyszałam tuż za sobą spokojny głos chłopaka. Kątem oka zauważyłam iż jest to blondyn o lazurowanych oczach, grzywka opadała mu na prawe oko. Kim On jest? pomyślałam rozdrażniona. Nie wygląda na Naznaczonego, gdyż jest zbyt silny.
-Puszczaj mnie-ponowiłam swoją prośbę a znaczy rozkaz.
-Nie i się uspokój-krzyknął mi do ucha. Grupka  uczniów zaczęła się powiększać, gdyż to ciekawość ich tu zwabiła. Powoli miałam tego dość. Nie mogłam się ruszyć przez jakiegoś tępaka w dodatku robię za jakąś atrakcję turystyczną. Nagle tłum zaczął się przerzedzać, uczniowie szybko znikali za rogami. Co tym razem?
-Znowu ty! Podniosłam głowę dostrzegając postać blondynku, tuż obok niej stał Orochimaru. 'No pięknie, teraz mi się dostanie'. Bursztynooka przyjrzała mi się dokładnie, po czym skinęła głową.
-Możesz puścić Deidara-odparła niewzruszona, nawet na niego nie spojrzała. Poczułam jak uścisk zelżał i wreszcie mogłam rozprostować kości. Chłopak odsunął się ode mnie  na bezpieczną odległość.
-Wypełniłem tylko uczniowski obowiązek.-rzekł.
-Tak i jestem Bardzo Ci wdzięczna. Nic nie odpowiedział. Odwróciłam się lekko w jego stronę. Zauważyłam jak podchodzi do grupki starszych uczniów i przybija z siwowłosym chłopakiem piątek. 'Idiota' pomyślałam.
-Panno Haruno. Nie chętnie odwróciłam się do Dyrektorki.-Za mną-powiedziała z naciskiem. Gadzina stał i uśmiechał się z satysfakcją. Ta zatryumfowała w końcu. Z westchnieniem, poszłam za blondynką do gabinetu. Teraz na pewno powiadomi Hatake.



Siedziałam na korytarzu i bawiłam się kosmykiem  włosów. Za drzwi dochodziły do mnie odgłosy rozmowy a raczej kłótni. Szarowłosy przyjechał od razu i bez zbędnej rozmowy ze mną wkroczył do pokoju. Minęło już 30 minut, od kąt tam wszedł i jeszcze nie wyszedł. Szkoła opustoszała. Zostałam tylko ja, jak zawsze. Westchnęłam i oparłam głowę o ścianę. Karin została przesłuchana i świetnie odegrała swoją role, jako, że ja się na nią rzuciłam bez przyczyny. Udała to jak jest wstrząśnięta i nie winna. Oroś od razu jej uwierzył. Frajer. A ja? Powiedziałam jak to naprawdę było lecz nikt mi nie uwierzył. To, że jestem taka, to nie znaczy, że kłamię. Ale chyba gówno każdego to obchodzi?! Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, odwróciłam głowę, napotykając wzrok karych tęczówek. Kakashi spojrzał na mnie, po czym pokręcił głową.
-Chodź-nakazał i skierował się do wyjścia. Wstałam otępiale i powlokłam się za nim.
Zatrzymał się dopiero przy samochodzie. Otworzył drzwi i usiadł na miejscu kierowcy. Ja zaś usiadłam obok niego, na przodzie. Ledwie zatrzasnęłam drzwi, a on już ruszył z piskiem opon. Wiedziałam, że jest wkurzony i to bardzo. Droga do domu wydawała mi się długa, zbyt długa. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie chciałam zaczynać, bo wiedziałam czym to się kończy, kolejną kłótnią. Wolałabym, żeby to On zaczął. Mijaliśmy rzędy domów, które tonęły w blasku zachodzącego słońca. Powietrze wydawało się być chłodniejsze, niedługo nadejdzie wieczór.
-Dlaczego to zrobiłaś-nagle zapytał. Nie spodziewała się tego pytania.
-Ale co?-spytałam, zbita z tropu.
-Dobrze wiesz-spojrzał na mnie, w jego oczach odbijał się chłód.
-Nie zrobiłam tego. Czyżby i on uwierzył w tę bajkę Karin? Ona naprawdę się w tym świetna. Uśmiechnęłam się krzywo i oparłam wygodnie głowę o poręcz fotela.
-Mam Ci uwierzyć?
-Nie musisz, nikt i tam mi nie wierzy, więc po co mam się wysilać. Spojrzał na mnie pytająco. Ta rozmowa nie am sensu. Już jestem na przegranej pozycji. Znów zapadło milczenie, którego tak nie lubiłam. Nie wierzy mi, ok. Nie musi.
-Dlaczego to wszystko komplikujesz-wystrzelił. Odwróciłam się do niego, wpatrując się w niego z uporem, lecz nie spojrzał mi w oczy.
-Myślisz, że robię to specjalnie?! Tego jeszcze brakowało. Już nawet jemu nie mogę ufać!
-Wiem, że...-zaczął, lecz gwałtownie mu przerwałam.
-Gówno wiesz!-krzyknęłam, odwracając się w jego stronę.
-Sakura to nie miejsce...
-A właśnie, że tak! Jak zacząłeś to skończ! Zakołysało. Powoli do mnie docierało, że zatrzymaliśmy się. Byłam zbyt skupiona na mężczyźnie.
-Chcę jak najlepiej dla Ciebie,a ty po co to robisz? Komplikujesz życie swoje i.. moje. Nie spodziewałam się po nim tego, ani przez chwilę. Jeśli mnie nienawidzi to po co mnie gdzieś nie odda...albo zabije.
-Nie komplikuje!-chciałam się bronić, mam prawo.-To Oni zatruwają mi życie.
-A może ty im-wtrącił. Przygryzłam dolną warkę tak mocno, aż poczułam smak metalicznej krwi. Odwróciłam się i jednym pchnięciem otworzyłam drzwiczki i wyszłam z samochodu.
-Sakura!-zwołał za mną. Czego On chcę?
-Czego!-warknęłam.
-Słuchaj. Zamknął drzwiczki.
-To ty posłuchaj mnie choć raz w życiu! Wiedziałeś jaka jestem i, że nie dam sobie rady w świecie wampirów. To ty-pokazałam na niego palcem-Mnie przemieniłeś, to ty kazałeś mi ćwiczyć i chodzić do tej szkoły, To ty mówiłeś, że kiedyś będę kimś. Podchodził do mnie powoli a ja się cofałam.
-Tak..ja
-Więc nie gadaj, że ja wszystko komplikuje. To ty spieprzyłeś mi życie! Tym czymś-pokazałam na znamię po ugryzieniu.-To Ty! Żebym wiedziała, jak to się skończy. Nigdy bym się an coś takiego nie zgodziła! Rozumiesz, NIGDY!
-Ale się zgodziłaś. Stał na przeciwko mnie i patrzył głęboko w oczy.
-To był mój błąd. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem. Zawiał wiatr, który bawił się moimi kosmykami. Robiło się zimniej.-Nigdy nie spełnię twoich ambicji. Otwierał usta ażeby coś powiedzieć lecz go ubiegłam-Wolałabym umrzeć...Hatake stał bez słowa.  W końcu musiałam to powiedzieć. Po co się oszukiwać? Tak by musiało się stać. Oboje znamy prawdę lecz żaden z nas nie chciał tego mówić. Zrobiłam pierwszy krok.
-Umrzeć, hę? Nawet nie mrugnął, powiedział to jakby było to dla niego nic. Zwykłe słowo, nie mające głębszego znaczenie. Naigrawał się.-Wiesz, że To jest możliwe.-powiedział pewnie. Naprawdę by to zrobił? Zabiłby mnie? Tak po prostu? Zapewne tak. Bo niby kim dla niego jestem? Nikim!
-Nienawidzę Cię!!!-wykrzyczałam mu w twarz, po czym odwróciłam się i pognałam do domu. Chciałam zostać sama.   Nie odwróciłam się ani razu, nie obchodziło mnie czy nadal tam stoi czy biegnie za mną. Zatrzasnęłam frontowe drzwi i skierowałam się do pokoju. Weszłam po schodach i znalazłam się na piętrze, po czym wparowałam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i przekręciłam kluczyk. Wiem, jestem staroświecka. Dla Kakashiego to pryszcz rozwalić drzwi. Rzuciłam się na łóżku  i przytuliłam do poduszki. Mo moim policzku spłynęła jedna łza, a potem druga. Płakałam. Płakałam pierwszy raz w moim nowym życiu.

***
Po długim czasie w końcu napisałam. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Mimo, iż nie przepadam za historiami o wampirach to jednak fajnie sie zapowiada ^^ Lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)