poniedziałek, 11 listopada 2013

Życie Naznaczonej (część 5)

Żebym wiedziała, że tak to się skończy, nigdy bym tam nie poszła.Stałam przed budynkiem i zamglonym wzrokiem spoglądałam się w dal. To szuję, jak mogli mnie tak potraktować! Lecz wiedziałam, że mogli.Właśnie dowiedziałam się, że jeśli któryś z ochroniarzy nie spełnia swych obowiązków może zostać ukarany przez swego Pana, a nawet zabity. Czy w to wierzycie ?! Kto wymyślił tak głupie prawo?! Czemu to my Naznaczeni zawsze musimy być kozłami ofiarnymi ?! No czemu ?! Co ja im zrobiłam ? Odezwałam się tylko. I co ?! Przez to o mało, co mnie nie zabił ten psychopata ! W tej chwili mam go ochotę przebić kołkiem i to nie tak całkiem małym! Grrr....
Gdyby nie Woźny nadal bym siedziała na dworze i pewnie bym nabawiła się grypy. Mężczyzna widząc mnie o mało co nie wypuścił z ręki szczotki, którą akurat niósł. Podbiegł do mnie szybko i spytał, co się stało. Wszystko mu opowiedziałam, lecz ten nic nie odpowiedział. Pomógł mi wstać i wsparta na jego ramieniu,podążyliśmy do Szkoły. Poszliśmy do pielęgniarki, która bez zbędnych pytań, zbadała mnie i opatrzyła. W tym czasie Haru - bo tak brzmiało imię Woźnego, wyszedł tłumacząc się swoimi obowiązkami. Byłam mu wdzięczna za pomoc, ale nie rozumiałam jego zachowania. Nie powinien on powiedzieć wszystko Tsunade? No do jasnej cholery, ja zostałam pobita! Pielęgniarka szybko oceniła moją sprawność fizyczną i zapewniła, że z nogą jest w porządku, a opuchlizna powinna zejść za kilka dni. Z twarzą również problemu nie było tylko, że miałam ogromnego siniaka, który żaden krem nie zamaskuje. Gorzej było z żebrami, okazało się, że mam dwa złamane. Dwa! Kobieta powiedziała, że mogło być gorzej. Oczywiście zdałam jej cała relację z sytuacji, lecz ta pozostała niewzruszona.
-No, ale tak nie może być ?  - jęknęłam. Brązowowłosa pokręciła głową i wstała z krzesła. Podeszła do regału, gdzie stały różne książki. Wyjęła jedną z nich i podałam mi ją. Wzięła ją do ręki nic nie rozumiejąc.
-Najpierw przeczytaj, potem zadziałaj - odparła i wyszła z pokoju.Zdezorientowana przyjrzałam się okładce a tytuł jej brzmiał "Zasady i reguły Świata Wampirów".  ' I znowu wampiry ' - jęknęłam w duchu.Otworzyłam lekturę i powoli zagłębiałam się w jej treści. Po kilku przekartkowanych stronach, znalazłam ciekawy fragment:  ''  Jeśli Naznaczony nie spełnia swych obowiązków, może zostać ukarany przez swego Pana, a nawet zabity ".
Tak brzmiał ów  paragraf.  Jak mogli coś takiego napisać ? Traktowali nas jak robale, nawet nie mamy własnych praw ! Jesteśmy marionetkami w rękach wampirów.
 Czekałam na bruneta, żebym mogła go 'odprowadzić '  do domu. Jakby sam się bał iść przez las. Usłyszałam śmiech i dobrze wiedziałam do kogo należał.Odwróciłam się napotykając niebieskie tęczówki mojego oprawcy.Uśmiechnął się zadowolony. ' Jeszcze kiedyś zetrę uśmiech z twojej twarzy ' - pomyślałam. Po chwili chłopak przestał się uśmiechać, jakby odczytał moje myśl. Lecz to mnie nie obchodziło.
Zauważyłam jak szepce coś do czerwonowłosego, który ze zdziwieniem spojrzał na mnie. Już powoli miałam tego dość.
-Idziemy ? - Usłyszałam tuż przy uchu. Kątem oka spostrzegłam bruneta,który ominął mnie. Co ? Kiedy ? Nawet nie dostrzegłam jego sylwetki.Pobiegłam za nim, lecz nie zrównałam się z nim. Nie mam ochoty się z nim przyjaźnić. Szliśmy w milczeniu, nawet nie oglądając się za siebie.Kierowaliśmy się na zachód, całkiem w przeciwną stronę niż mieszkam.Nigdy nie byłam w tej części puszczy. Zaraz zaczęłam się uważnie rozglądać. Widoczna droga wiodła zygzakiem między starymi dębami o rozłożystej koronie. Jego konary rozłożyły się w majestatycznym geście,ukazując swoją siłę, która tkwi w żywicznych sokach.
Zachwycałam się jego piękne, dopóki prawie nie wpadłam na kogoś. Poleciałam do tyłu,lecz utrzymałam równowagę i nie upadłam. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam przed siebie dostrzegając plecy karookiego. Więc na niego wpadłam  - pomyślałam.
- Następnym razem uważaj. - usłyszałam jego lodowaty głos, aż zjeżyły mi się włoski na karku.
-Ok. - odpowiedziałam, wpatrując się w jego nieruchomą sylwetkę. Nie ruszył się, odwrócił w głowę w bok, lecz nie zauważyłam jego twarzy.
-Nie mówi się  ' Ok ' tylko ' Oczywiście Panie Uchiha ' - wyjaśnił, po czym ruszył przed siebie jakby nigdy nic. Patrzyłam jak odchodzi. ' Też mi coś?! Panie Uchiha? Chyba sobie żartuje! Jeszcze tylko brak czerwonego dywanu ! Palant ' - pomyślałam. Brunet zatrzymał się raptownie, tym samym zwracając moją uwagę.  Stał wyprostowany niczym struna. Nie wiedziałam, co spowodowało jego zmianę. Przymknęłam na chwile oczy, a kiedy je otworzyła Uchihy już nie było.
- Nie ma go?! - szepnęłam zdezorientowana. Przecież był !  Zaczęłam gorączkowo się zastanawiać, gdzie ów wampir się podziewa. Rozejrzałam się dookoła,lecz nic nie dostrzegłam  ' Jakie ja mam szczęście. '  - pomyślałam.Poczułam nagle wiatr na twarzy, a wokół mnie zatańczyły liście, które spadły z drzew. Nie było to normalne zjawisko. Wśród tego wiatru,pojawił się On. Stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a oczy właśnie oczy...zapłonęły szkarłatem. Przestraszyłam się nie na żarty. Wiedziałam, co to jest.Cofnęłam się o krok, lecz jego silna dłoń zacisnęłam się na moim ramieniu niczym imadło. Nie mogłam się ruszyć. Zaraz sobie przypomniałam wskazówki Hatake, co w takich sytuacjach powinnam zrobić: zamknął oczy. Lecz nim to zrobiłam, on powiedział :
- Za późno. -Odpłynęłam w ciemność, która bardziej przypominał otchłań bez dna niż jeżeli czerń. Spadłam choć nie widziałam niczego, prócz barwy hebanu.Nagle sceneria się zmieniła. Stałam na polanie o barwie krwi. Nie podobało mi się to. Przestraszona chciałam uciec, lecz nie było tu niczego. Spojrzałam w niebo, na którym zauważyłam księżyc. Była to okrągła, ogromna kula o barwie ciemnego wina. Przerażał mnie. Ten księżyc zwiastował coś mrocznego i złego. Zadrżałam.
- I jak się podoba ? - usłyszałam za plecami jego głos. Odskoczyłam jak oparzona i spojrzałam na niego ze strachem. Uśmiechnął się. To nie był miły uśmiech, tylko.....zły? - Nic nie mówisz ? - Zaschło mi w gardę i zachciało mi się pić. - Wiesz, że wampiry potrafią czytać w myślach ?Nie drgnęłam. Dlatego tak zareagował ?  - Ale skąd może wiedzieć takie stworzenie jak ty !? -  Zrobił krok w moją stronę, a ja cofnęłam się mimowolnie. - Hm... - kolejny krok i następny. ' Niedługo będzie za blisko a wtedy....' . Odwróciłam się na pięcie i puściłam się pędem przed siebie. Z oddali usłyszałam jego głos. - Nie uciekniesz mi...nigdy. - Biegłam, ale nie oddalałam się tylko się przybliżałam. Próbowałam zmusić nogi do większego wysiłku, lecz już prawie ich nie czułam. Zwalniałam. Nie!  Odwróciłam się przez ramię i to był mój błąd. Karooki stał z wyciągniętą do mnie ręką, a na jego ustach igrał uśmiech psychopaty. Nie! Nie chciałam na to dłużej patrzeć. Szybciej przebierałam kończynami, chciałam uciec. Poczułam jak mocno łapie mnie za gardło i podnosi do góry. Uniósł mnie tak jakbym nic nie ważyła, jak szmacianą laleczkę. Potrząsnął mną. Złapałam jego ręce i ścisnęłam.Zmarszczył brwi. Nie spodobało mu się to. Wbiłam mu paznokcie w skórę,a on nawet nie syknął. To bezcelowe. Czułam jak zaczyna mi brakować tlenu, nie mogłam wziąć kolejnego oddechu. Walczyłam. Wierzgałam nogami, kopiąc go w klatkę piersiową. Nie drgnął. Po chwili przestałam,bo to nie miałam sił. On był silniejszy.
- Tak szybko się poddałaś?- zadrwił. - Hm....słaba jesteś...no cóż...było miło. - W jego prawej dłoni pojawił się miecz o srebrnej klindze. Spojrzałam na niego z przestrachem.  Czy on zamierza mnie zabić ? - pomyślałam.
- Można tak powiedzieć. - Be ostrzeżenia wbił mi miecz w brzuch.

Krzyknęłam.Upadłam na kolana, trzymając się za obolałe miejsce. Oddychałam ciężko,zachłannie połykając powietrze. Zerknęłam na brzuch, lecz nie dostrzegłam krwi. Dziwne. Kątem oka zauważyłam, że znajdujemy się na drodze do rezydencji Uchihów. ' Ale jak to..'  - myślałam, nic nie rozumiejąc.
- Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłaś. - odparł,stojący nade mną brunet. Nie śmiałam spojrzeć w jego oczy. Wciąż byłam przerażona. - To świetnie. Idziemy. - powiedział i skierowała się kountynując dalszą wędrówkę. Ostrożnie zerknęłam w jego stronę. Szedł nie przejmując się mną. Przygryzłam dolną wargę. Dlaczego to właśnie a? Czemu? Spuściłam głowę. Nie, Sakura ! Nie ! Nie powinnam, nie wolno mi się poddawać nawet, jeśli jestem nikim, pokaże swą wartość. I nie zważając na ból w okolicach brzucha, wstałam z klęczków i podniosłam się. Lekko zgięłam się, po czym jednak stanęłam prosto. Nie mogę się nad sobą użalać. Nie będę niczyją zabawką ! Nawet, jeśli będę poniżana,bita stanę na wysokości zadania a skończę tą pieprzoną służbę ! Choćby tylko, aby pokazać wszystkim, że jestem silna. Odetchnęłam kilka razy,aby wyciszyć się  i pobiegłam. Nie zważając na żaden ból, usiłowałam zmusić swoje mięśnie do wysiłku. Po dziecięciu minutach dostrzegłam Uchihę, który już prawie dochodził do rozwidlenia dróg. Skręcił w prawo kierując w bardziej oddalony zakątek tej okolicy. Posłusznie poszłam zanim. Ścieżka okazała się być bardziej kręta i wyboista niż przypuszczałam. Szliśmy w milczeniu. Zapewne wyczuł moją obecność, ale mnie zignorował. I dobrze. Minęliśmy mały zagajnik, po czym stanęliśmy na niewielkim wzniesieniu. Droga mknęła ku dołowi, i to właśnie tam zauważyłam upiorne zamczysko. Był to stary zamek o czterech strzelistych wieżach, na których powiewały flagi z rodem z średniowiecza. Możliwe, że był starszy niż nasza Szkoła. Brunet szedł dalej, jakby ten widok go już nie dziwił. Wokół budowli rosły drzewa tak karłowate, że trudno było określić ich rodzaj. Bluszcz owinął się wokół niektórych drzew i powoli zaczął sięgać murów. Niepewnie poszłam na chłopakiem. Zeszłam ze wzgórza, uważając przy okazji ,aby się nie poślizgnąć.
Stanęłam tuż przed ogromnymi wrotami wykutymi z żelaza.Nie zauważyłam nigdzie klamki. Jak więc mieliśmy wejść do środka ?Itachi bez oporów podszedł i stuknął kołatką w drzwi. ' Dość prymitywne' - pomyślałam. Usłyszałam głośny zgrzyt przesuwanego metalu.Odskoczyłam. Drzwi otworzyły się, a w środku zauważyłam mężczyznę ubranego w garnitur, który przypominał mi służącego.
- Witam Panie.- ukłonił się. Zmarszczyłam brwi. ' Czy wszyscy go tak traktują ? ' -przemknęło mi przez myśl. - ' Jak Pana i władce ? ' . Karooki mruknął coś niezrozumiałego i wszedł do środka. Bez namysłu ruszyłam za nim,lecz drogę zagrodził mi starzec.
- Ty nie. - nakazał.
- Czemu ? - spytałam.
-Bo nie. - rzekł mężczyzna i powoli zamykał wrota. O nie! Tak łatwo mi się nie pozbędziesz. Chciałam prześlizgnąć się przez wąski otwór, ale czyjś zimny głos mnie zatrzymał.
 -Nie wchodź. - posłuchałam i nie ruszyłam się. To dziwne.  - Gouji czy wszystko w porządku?  - Starzec ukłonił się nisko niemal padał do stóp temu osobnikowi. Ów mężczyzna wyszedł z cienia i ukazał swoją twarz. Choć byli tak różni to jednak podobni do siebie. Bez dwóch zdań. To był ojciec Itachiego! Fukagu - to tak brzmiało imię ojca bruneta, był postawnym wampirem o wrogim spojrzeniu. Jego aura emanowała złem i nienawiścią. Jednak nie od razu mnie zauważył. Powoli odwrócił się w moją stronę, bacznie lustrując moją sylwetkę.
- Ktoś ty ? - to nie było pytanie to był rozkaz.
-Ee... - zająkałam się.  - Jestem Strażniczką Pańskiego Syna -Itachiego. Uniósł brew jakby nie wiedział o co chodzi, po czym zwrócił się do staruszka.
- Wiesz coś o tym ?
- Tak Panie to prawda. Pani Tsunade nawet przysłała list - odparł z przestrachem. Brązowowłosy zamilkł i przez chwilę się zastanawiał.
- Co tu robisz ? - ' Nie no to jakiś absurd! Co ja tu robię ?! '
 -Ochraniam Pańskiego syna - powiedziała jednak inaczej niż planowałam.
-Ty? Możesz iść. Nasi Rodzinni strażnicy są o wiele lepsi od Ciebie -oznajmił nazbyt spokojnie. Co ?! Niby, że ja jestem niczym, tak ?Miałam ochotę rzucić się na niego. Ale wiedziałam, że to głupie. Z drugiej strony pewnie potraktował mnie o wiele gorzej niż Itachi.
- Ale...
-Żegnam. -  Z hukiem zamknęli przede mną wrota i mogłam tylko oglądać ten kawał żelastwa. Nie wiedziałam, co zrobić. Miałam przecież chronić tego zasmarkanego wampira, nie ? To czemu kazali mi spadać ? Ech...już nic nie rozumiem. Jeśli dyrektorka im przesłał list to powinni wiedzieć o tym, że jestem strażniczką  ? Czemu zachowywali się w ten sposób. Po chwili sobie przypomniałam fragmenty rozmów z Uchihą i jego kolegami:

' Dla Nas jesteś nikim. Pamiętaj. '
' Hm....słaba jesteś...'

 To wszystko wyjaśniało zachowanie Fukagu względem mnie. Cała rodzina. Ba!Cała rasa wampirów uważała Naznaczonych za śmieci. Ale to przecież przez nich jesteśmy tym kim jesteśmy, nie? To oni nas tworzą a potem wykorzystują i zabijają. Bezsensu. Odwróciłam się plecami od tego okropnego zamczyska. Nigdy bym nie chciałam tu mieszkać. Westchnęłam.Nie ma ochoty stracić całego dnia na sterczeniu pod drzwiami, więc skierowałam się w drogę powrotną.


Ściemniało się. Idąc wydeptaną dróżką marzyłam, aby znaleźć się w ciepłym domu. Ciemne chmury kłębiły się na niebie, tym samym zwiastując deszcz. ' Mam nadzieję, że zdążę ' - pomyślałam. Zawiał chłodny wiatr, powodując, że zadrżałam mimowolnie i  mocno otuliłam się ramionami. Przyśpieszyłam,gdy spadły pierwsze krople deszczu. Biegłam na oślep, chcąc wyjść z lasu i uniknąć całkowitego przemoczenia. Znalazłam się na ostatnim odcinku mojej wędrówki, gdzie w oddali dostrzegłam zarys domku.Uśmiechnęłam się lekko i nie zwalniając, przemknęłam obok drzew.Wkroczyłam na polane, gdzie mogłam już spokojnie dojść do swego celu.Zadowolona stanęłam przed drzwiami, które otworzyłam na oścież. Szybko wgramoliłam się do środka i zatrzasnęłam drzwi. Odetchnęłam z ulgą.Dotknęłam dłonią swego przedramienia, poczułam lekką wilgoć. 'A jednak muszę się przebrać ' - pomyślałam.  Odsunęłam się od ściany i skierowałam w głąb korytarza, zatrzymałam się raptownie na progu kuchni. Kątem oka przyjrzałam się pomieszczeniu, lecz nie zauważyłam znanego mi osobnika. W duchu jednak się ucieszyłam, gdyż nie chciałam,aby mnie wypytywał o dzisiejszy dzień. Jak dla mnie za dużo się wydarzyło. Odwróciłam się z zamiarem pójścia na górę, lecz również w tej chwili na schodach pojawił się Hatake. Spojrzał na mnie zdziwiony,trzymając jakąś książkę w ręku.
- Nie obrazisz się, jeśli pożyczę ?- pokazał mi książkę, która dzierżył w prawej dłoni. Podniosłam wzrok,czytając tytuł:  ' W sieci ludzkich kłamstw '. Pokręciłam głową.
 - To świetnie. - odparł, schodząc na parter. - A jak minął dzień ? - spojrzał na moją zmęczoną twarz i od razu zrozumiał.
- Ciężko. - odparłam zdawkowo, wchodząc na pierwszy stopień. Kakashi pokiwał głową ze zrozumieniem, przepuszczając mnie.
- A myślałaś, że będzie łatwo? - zagadnął.
-Nie, nie aż tak. - rzekłam w zamyśleniu, wpatrując się w lekturę mężczyzny, chcąc sobie przypomnieć, skąd ją mam. Lecz nic mi się nie nasuwało i zrezygnowałam z ' poszukiwań '  w odmętach mojej pamięci tego wydarzenia.
- Jestem zmęczona.
- W to nie wątpię. - odparł z nikłym uśmiechem siwowłosy. - Idź się przebierz bo się przeziębisz.Kiwnęłam głową i zaraz weszłam po schodach na górę. Pół przytomna dotarłam do pokoju. Oparłam się o drzwi, oddychając miarowo. Czułam się okropnie. Nie tylko z powodu bólu fizycznego, lecz również z tego, że muszę okłamywać karookiego. Czy powinnam mu powiedzieć o tym wszystkim?Czy zachować dla siebie? Nie wiedziałam. Targały mną sprzeczne uczucia.Z rezygnacją odkleiłam się  od drzwi i podeszłam do łóżka, na którym usiadłam. Nastała cisza, którą przerwało rytmicznie bębnienie deszczu o szybę. Mimowolnie przeniosłam spojrzenie na okno. Dostrzegłam tylko szarawą plamę rozmytą przez kropelki wody, które pływały po ślizgiem powierzchni. Przymknęłam oczy i rozmyślałam jak to będzie dalej. Po dzisiejszym dniu, wiedziałam, że nic lepszego mnie nie spotka i, że będę musiała nauczyć się być cierpliwą i głuchą na zaczepki innych.Lecz z moim charakterem, nie będzie to proste. Ale czy wszystko jest proste? Nie. Tym bardziej życie Naznaczonej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)