poniedziałek, 11 listopada 2013

Życie Naznaczonej (część 4)

Padał deszcz. Z nieba spływały krystaliczne krople wody, które spadały na ziemię. W powietrzu czuć było wilgoć i stęchliznę mokrych roślin, które wydzielały owe brzydkie zapachy. Szłam leśną drogą, raz za razem wpadając w kałuże i brudząc sobie ubranie. Moje buty były nasiąknięte wodą i czułam, iż również skarpetki są przemoczone. Zatrzymałam się i spojrzałam na nogawki spodni, które były ubłocone błotem. Z rezygnacją stąpałam po niestabilnym gruncie, modląc się, aby się nie przewrócić i upaćkać jeszcze bardziej. Czułam się dziwnie osamotniona. Może dlatego, że szłam sama przez las? Lecz dobrze wiedziałam, że jest inna tego przyczyna. Czasami chciałabym być gdzieś indziej, gdzie nie muszę być zmuszana do niczego. Mogę sama wybierać, co w życiu jest dobre dla mnie albo i nie. Mogę być kim chcę. Z dala od ludzi, którzy pragną, abym stoczyła się za samo dno, którzy chcą mnie zniszczyć. Nie jest to jednak możliwe i nie będzie. A sama przypieczętowałam sobie taki los. Nie powinnam w ogóle się rodzić. Moja egzystencja już powinna się zakończyć. Czemu więc jeszcze życie? Po co użeram się z tym wszystkim? Sama nie wiem. Jedynie myśl o tym, że to przeze mnie Kakashi by cierpiał była niedoniesienia. To chyba dzięki niemu jeszcze funkcjonuje. Może niekiedy i mam go dosyć, ale jest to jedyna osoba, która mnie jeszcze znosi. Uśmiechnęłam lekko. Muszę mu kiedyś podziękować. Odetchnęłam ulgą, gdy wreszcie znalazłam się po za linią drzew. Dobrze, że wyszłam z tego goszczą bo bym nie wytrzymała. Spojrzałam na swe ubranie. Aż szkoda słów.
Szłam betonową dróżką wysadzaną płytą chodnikową, która prowadziła mnie prosto  do budynku. Kępy krzewów i drzew bujnie porastały szkolny trawnik. Nikt nie kwapił się, aby zatrudnić ogrodnika. Z drugiej jednak strony roślinność dawała temu miejscu tajemniczości i z grozy. Szkoła nie przypomniała żadnej z owych tradycyjnych budynków, które wprost zachęcały uczniów, aby uczęszczać właśnie do niej. Nie. Ta owa budowla, bardzie przypomniała zamek lub twierdzę. Zbudowaną kilkaset lat temu z ciemnej cegły, która dawno utraciła swój pierwotny kolor. Duże półkuliste okna niczym oczy drapieżnika, były usadowione na każdym piętrze. Gdy pierwszy raz tu przyjechałam pomyślałam, że to miejsce musi być nawiedzone, jak się później okazało nie było. Lecz skrywa inne tajemnice. Zatrzymałam się tuż przed drzwiami i pchnęłam je mocno, aby wejść do środka. Zaraz na progu przywitał mnie chłód, jaki zawsze tu panował. Było zimniej niż na dworze, ale już przyzwyczaiłam się do minusowych temperatur. Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, który rozbrzmiał na korytarzu. Kilkoro uczniów leniwie skierowało się do poszczególnych sal. Nikt nie zwrócił uwagi na moją osobę. Nie czekając, powędrowałam w stronę łazienki, która mieściła się na parterze. Korytarz opustoszał całkowicie. Powolnym krokiem zbliżyłam się do białych drzwi i szybko zniknęłam za nimi. Nikłe światło żarówki oświetlało owe pomieszczenie, lecz nadaremne jego próby. Zamknęłam drzwi od wewnątrz, aby nikt mi nie przeszkadzał. Usiadłam na ziemi i zdjęłam buty, czując jak do moich palców klei się błoto. Postawiłam je obok, po czym zabrałam się za skarpetki. Były mokre jak przypuszczałam. Wstałam i podeszła z skarpetkami do kaloryfera, który o dziwo działał. Ostrożnie położyłam jej na urządzeniu. Wróciłam i wzięłam do ręki buty i podeszłam do zlewu. Odkręciłam kurek. Usłyszałam szum bieżącej wody, po czym zamoczyłam jeden z obuwia. Umyłam go dokładnie, starając się aby nie zniszczyć go całkowicie. Po chwili zrobiłam to z drugim. Zadowolona ze swego dzieła postawiłam parę butów pod grzejnikiem. Miałam nadzieję, że wyschną. Teraz przyszła kolej na kolejną część mojej garderoby. Spojrzałam na moje nogawki, które wprost ociekały brązową substancją. Nie było rady musiałam je zdjąć.  W miarę sprawnie zdjęłam dolną część ubrania i podeszłam do zlewu. Uprałam je w miarę starannie, aby nie powstały żadne zacieki. Zadowolona lub mniej położyłam ubranie na parapecie. Teraz pozostało tylko czekać.

Siedziałam z podkulonymi nogami na zimnej posadzce. Czułam chłód bijący od betonowego podłoża, który paraliżował moje kończyny. Otuliłam się ramionami, czekając, aż moje rzeczy wyschną. Nie wiedziałam, ile czasu upłynęło i kiedy skończy się pierwsza lekcja. Miałam tylko nadzieję, że się wyrobię. Kątem oka spojrzałam na suszące się spodnie. Wstałam ociężale i podeszłam do grzejnika. Palcami dotknęłam szorstkiego materiału, który okazał się być suchy. Zadowolona, szybko założyłam część mojej garderoby. Po czym sięgnęłam po skarpetki a na końcu buty. Wysuszyły się i były przyjemnie ciepłe. Z uśmiechem na ustach zabrałam swój plecak i skierowałam się do wyjścia. Otworzyłam drzwi, a po chwili ulotniłam się z łazienki. Korytarze nadal świeciły pustkami, z czego byłam rada. Mogłam bez przeszkód dostać się do sali, gdzie właśnie miał lekcje Itachi. Cóż. Sama sytuacja nie wydawała się być niczym przyjemnym, lecz nie muszę przeciskać się przez tłum uczniów. Wyjęłam z plecaka karteczkę, którą rozwinęłam.

Historia wampirów - sala 12

Uśmiechnęłam się krzywo. Był to plan Uchihy, żebym nie musiała go szukać. Z westchnieniem udałam się w głąb korytarza, szukając odpowiedniego numerka. Znalazłam szybko klasę bruneta i postanowiłam poczekać, aż skończy się lekcja. Dostrzegłam ławkę stojącą nieopodal sali, w której przebywał czarnooki. Podeszłam do ławy i rozsiadłam się na niej wygodnie. Nie musiałam długo czekać, gdyż po chwili usłyszałam dzwonek. Drzwi poszczególnych klas, zaczęły się otwierać a z środka wychodzili po kolei, znudzone wampiry. Korytarz moment wypełnił się uczniami. Wstałam i poprawiłam plecak na ramieniu. Kobiety rozmawiały ze sobą, plotkując, ale widząc mnie milkły i przechodziły bez słowa. Czułam przeszywające spojrzenia na sobie. Lecz nie reagowałam. Wiedziałam, że jestem dla nich sensacją. Nie chciałam pogarszać swojej sytuacji jeszcze bardziej. Westchnęłam przeciągle i spojrzałam na otwarte drzwi. Po chwili ze środka wyłoniła się sylwetka Itachiego. Szedł on spokojnie, nie przejmując się wścibskimi spojrzeniami wampirzyc, które z lubością spoglądały na niego. Aż mnie zemdliło. Dalej za nim kierowali się jego przyjaciele: roześmiani, spokojni gawędzili w najlepsze. Nie wiedziałam, w którym momencie wkroczyć. Niepewnie wkroczyłam na środek pomieszczenia. Grupka wampirów zauważyła mnie od razu. Ich twarze stały się tak jak wykute z marmuru: nie wyrażały niczego. Zaś Uchiha szedł z przymkniętymi oczami i nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Był blisko. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, wytłumaczyć spóźnienie. Ale on ominął mnie bez słowa.
- Spóźniłaś się - szepnął, nie zatrzymując się. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę, lecz nic nie mogłam powiedzieć. Przyjaciele bruneta, również mnie ominęli z odrazą jakbym była jakimś robakiem. Poczułam uderzenie w żebro przez co lekko się wygięłam. Usłyszałam cichy śmiech blondyna, który przybił piątkę z czerwonowłosym. Odwrócili się przez ramię, posyłając szerokie uśmiechy. Mogłam zobaczyć ich kły, ostre jak brzytwa.  Lekko zadrżałam, po czym skarciłam się w duchu. Nie powinnam pokazywać słabości, więc bez namysłu ruszyłam za nimi. Trzymając się na pewien dystans. Poruszali się cicho, niemal sunęli  po podłodze. Ich ruchy były pełne gracji i elegancji. Nie to co ja. Moje kroki niosły się po całym korytarzu, sprawiając, że kilkoro uczniów patrzyło w moją stronę. Czułam się dziwnie. Jak jakaś atrakcja turystyczna. Wszyscy patrzeli na moją osobę i jakby mnie oceniali. Nie obyło się również bez złośliwych uwag dziewczyn, które obgadały mój strój i to jaka jestem tandetna. Zacisnęłam mocno usta, aby nie wygarnąć im, co o nich myślę. Nie wiem, ale czułam jakby ten korytarz nagle się wydłużył a może to ja stałam w miejscu? Nagle na mojej drodze stanęły trzy wampirzyce ubrane w najmodniejsze ciuchy czyli minispódniczki i bluzki z dekoltem. Dla mnie ubrane jak zwykłe zdziry. Jedną z nich poznałam od razu. Była to Karin najbardziej wkurzająca osoba w szkole, nie cierpiałam jej. A po obu jej stronach stały zapewne jej przyjaciółki. Zatrzymałam się raptownie, metr przed uczennicami.
- Och widzę, że Haruno przykłada się do nowej roli ! - odparła, poprawiając kosmyk włosów - Czyż to nie dziwne dziewczyny? Że taka zdzira jest strażniczką Itachiego Uchihy ? - spytała. Obie zaśmiały się wrednie.
Postanowiłam się nie przejmować.
- Jak tam Karin? Już się lepiej czujesz ? - spytałam, zakładając ręce na klatce piersiowej. Czarnookiej szybko zniknął uśmiech z twarzy. Teraz patrzyła na mnie z groźbą.
-  Nie zaczynaj, bo znów wylądujesz u dyrektorki ! - warknęła. Cóż. Olewałam jej groźby, więc i tym razem puszczę jej uwagę mimo uszu.
- Bardzo się boję. -  Okularnica patrzyła na mnie z wyższością, po czym machnęłam lekceważąco ręką.
- Może to się skończyć o wiele gorzej niż przypuszczasz. - odparła z tajemniczym uśmiechem. Nie rozumiałam jej, lecz coś mi podpowiadało, że może mieć rację. Nie wiedziałam jednak co. Czyżby Tsunade zwolniła by mnie z funkcji Strażniczki, wydaliła by mnie ze szkoły, co może być gorszego? - pomyślałam.
- To pa. - Przeszła obok mnie trącają łokciem. Jej przyjaciółki podążały za nią, głośno się śmiejąc. Ja ani drgnęłam. Coś jest tu nie tak ! Odwróciłam się za wampirzycami, lecz wiedziałam, że one nic mi nie powiedzą. Pokręciłam głową. W oddali dostrzegłam karookiego i jego kolegów, którzy obserwowali mnie uważnie. Poczułam się jeszcze gorzej niż przedtem. Powoli skierowałam się w ich stron, lecz oni nie czekając na mnie wyszli z szkoły. Zdezorientowana pobiegłam za nimi. Pierwszy dzień mojej służby i już gubię swego ' Pana '. Znalazłam się na świeżym powietrzu. Już nie padało, ale nastrój smutku pozostał. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegłam wampirów. Do moich uszu dobiegł szept rozmów. Nasłuchiwałam. Podążałam za źródłem dźwięku. Po chwili znalazłam ich.  Siedzieli na tyłach szkoły i głośno o czymś dyskutowali. W raz z moim nadejściem umilkli, spoglądając na mnie z nienawiścią ? Chciałam zawrócić, lecz już nie było odwrotu. Musiałam, więc podejść od nich. Wiedziałam, że nie są zadowoleni z mojego towarzystwa. Wzrokiem szukałam Uchihy, który stał oparty o ścianę. Jego oczy nie wyrażały niczego, były niczym lód. Nie przypuszczałam, że spotkam takiego kogoś. To jednak potwierdza fakty, że Uchiha są bezwzględni. Czułam jak żołądek przewraca mi się do góry nogami. Mój instynkt podpowiadał mi, abym uciekała, lecz uparcie szłam na przód. Stanęłam  jakieś dwa metry od bruneta, lecz nie patrzyłam mu głęboko w oczy. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.
- Ja, przepraszam... - zaczęłam, lecz nie było mi dane skończyć.
- Taka z Ciebie strażniczka, że nie potrafisz pilnować swego Pana - odezwał się blondyn, patrząc na mnie groźnie. Zamilkłam i spuściłam wzrok. Z drugiej strony jednak nie chciałam pokazać, że jestem słaba.
- To moja pierwsza służba.  - wyjaśniłam.
- Nie dyskutuj ze mną ! - prawie krzyknął Deidara, poruszając się nerwowo w miejscu.
- Nie dyskutuje... - Poczułam przeszywający ból na twarzy, a potem w okolicy żeber. Upadłam na twarz, czując przenikliwy ból, który paraliżował moje ciało. Ciosy były bardzo mocne, tak, że zwaliły mnie z nóg. Jęknęłam. Nie zauważyłam oprawcy, widziałam tylko ciemność.
- Przesadziłeś Deidara.  - usłyszałam spokojny i opanowany głos karookiego.
- Zdenerwowałem się. - rzekł,  jakby nic się nie stało. Ten skurwiel ! Przewróciłam się na plecy i powoli otworzyłam oczy. Poczułam jak moje ubranie robi się mokre a do włosów przyklejają wyschnięte liście. Na początku dostrzegłam szarawe niebo, z którego spadały krople wody. Będzie padać  - pomyślałam. Po chwili nade mną pochylił się rudowłosy mężczyzna, też wampir.
- Nic jej nie będzie. -wyjaśnił.
 -Chodźcie na lekcje. -wtrącił się kolejny głos. Poczułam jak się ktoś do mnie zbliża i  kopnął w nogę. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie krzyknąć.
- Pamiętaj ! - zagroził niebieskooki - Dla Nas jesteś nikim.- Usłyszałam dudnienie kroków, które z każdą chwilą się oddalały, po czym umilkły. Zostawili mnie  - pomyślałam, czując jak do oczu napływają mi łzy. Nie chciałam płakać, lecz nic na to nie poradziłam. Powoli, starając się, aby nie pogorszyć swego stanu, wstałam do pozycji siedzącej. Ból nasilił się, a po chwili zelżał. Zapłakanymi oczami spojrzałam na swoją nogę, w którą kopnął mnie Deidara. Delikatnie podwinęłam nogawkę. Z mego gardła wyrwał się szloch. Noga była cała posiniaczona w dodatku nie byłam pewna czy nie jest złamana. Poruszyłam nią lekko. Ból znów się odezwał. Niedbale starłam łzy i dłonią dotknęłam żeber. Przez chwilę lekko je sprawdzałam, czy aby nie są uszkodzone. Jednak wiedziałam, że na pewno są złamane. Wampiry są silniejsze od Naznaczonych i niby lekkie uderzenie może spowodować złamanie. Blondyn mnie kopnął i to dość mocno, więc na pewno mam złamane kilka żeber.
- To skurwiel ! - szepnęłam. Dotknęłam rękoma moich różowych włosów. Opuszkami palców macałam, czy aby nie uszkodziłam sobie czaszki. Poczułam lepką maź i kilka kruchych liści. Spojrzałam na swe drżące dłonie.
- Jak ja Nienawidzę Wampirów !

1 komentarz:

  1. Opowiadanie bardzo pobudza emocje. Prawie sie poryczalam xD sa jednak te niedociagniecia i wiele literowek ale nie przeszkadza to w odbiorze tekstu. Lece czytac dalej! :3

    OdpowiedzUsuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)