poniedziałek, 11 listopada 2013

Życie Naznaczonej (część 7)

Cztery dni. Cztery dni podczas, których będę musiała podjąć decyzję. Będzie ona miała wpływ na przyszłość wampirów i naznaczonych, jednak najbardziej dla mnie. Ja stałam się głównym pionkiem, który może przeważyć na zwycięstwie lub klęsce. Co wybrać ? Wampiry ?  Świat bez nich wydawał by się lepszy, bardziej kolorowy. Nie było by tych okrutnych zasad, które zezwalają na mordowaniu Naznaczonych. Łowcy ? Grupa osobników, którzy zabijają wampiry tylko po tom aby oczyścić świat. Kto jest lepszy ? Zastanawiałam się  przez całą drogę do domu. Po spotkaniu z szatynem, od razu skierowałam się do domu. Chciałam w spokoju to wszystko przemyśleć. Trudno. Jeśli Itachi mnie ukaże to nic. Przecież prawo jest po jego stronie, ja jestem tylko marionetką. Szybko przemknęłam między drzewami, nie przejmując się tym, że ciągle pada. A moje ubrania już całkiem są przemoczone. To nic. Kosmyki różowych włosów, przykleiły mi się do twarzy, sprawiając, że powoli zaczęły mi przeszkadzać. Mój oddech przyśpieszył, kiedy to nadwyrężając swoje siły, szłam po błotnistej drodze. Buty zapadały mi się prawie do kostek. To nic.   Kierowałam się na przekór wszystkiemu. Nie wiem, co we mnie wstąpiło ? Jakby świat stracił wszelkie barwy. Czułam się oszukana. Miałam ochotę upaść na ziemię i wypłakać się, wykrzyczeć swoje sekrety. Nie zrobiłam tego. Nie wiem, dlaczego ? W mych oczach nie zbierały się łzy, nie czułam też smutku. Dlaczego ? Deszcz już całkowicie zasłonił mi oczy. Widziałam tylko zamglone kształty. Znalazłam się przed drzwiami. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do pomieszczenia. Z cichym łoskotem zamknęłam drzwi. Stał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Okrągłymi oczami, wpatrywałam się w ciemny korytarz. Ruszyłam, chwiejnym krokiem, chcąc dostać się na górę. Nogi jakby odmawiały mi posłuszeństwa.  Zahaczyłam nogą o dywan i bym upadł, gdyby nie czyjaś silna ręka. Z przestrachem spojrzałam na Hatake.
- Sakura ? - spytał z nutką niedowierzania w głosie. Patrzył na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. - Co Ci się stało ?
- Zmokłam. - wykrztusiłam. Mężczyzna zmarszczył brwi. Przygryzłam lekko wargę, po czym stanęłam na nogach i wydostałam się z uścisku siwowłosego.
- To wiem. - Nie odrywał ode mnie wzroku. Czy wie ? Domyśla się ? - Może chciałabyś porozmawiać ? - spytał z ni stąd ni zowąd. Zesztywniałam, lecz mój instynkt nakazał mi spokój. Odprężyłam się. Kiwnęłam głową.
- Tylko się przebiorę. - Nie patrząc na karookiego, skierowałam się szybko po schodach. Zamknęłam drzwi, od których odeszłam wielkimi susami. Stałam, patrząc się na drewniany prostokąt.
' Co jest ze mną ? '  - pomyślałam zdziwiona. ' Wyglądam jak idiotka. ' - dodałam. Potrząsnęłam głową i ze spokojem podeszłam do szafy, wyciągając suche ubrania. Po czym skierowałam się do łazienki i wzięłam długi, odprężający prysznic. Przebrałam się w inne ciuchy, a mokre wrzuciłam do kosza. Znowu znalazłam się w pokoju. Mój wzrok powędrował w stronę plecaka, który leżał po środku pokoju. Podeszłam do niego i uklękłam, zabierając go z podłogi. Usiadłam na łóżku i zajrzałam do wnętrza plecaka. Wyjęłam po kolei wszystkie zeszyty, książki i różne przyrządy, które ułożyłam na biurku. Po czym wstając, schowałam plecak pod łóżko. ' Nie mogę odwlekać tej chwili. ' - pomyślałam.
Skierowałam się do drzwi i podążyłam na dół, schodząc po dwa stopnie. Zatrzymałam się na dole, po czym z ociąganiem weszłam do kuchni. Było to małe, przytulne pomieszczenie urządzone w tradycyjny sposób. Rząd szafek i półek rozciągał się na długość całej ściany. Po drugiej zaś stronie stał niewielki stół i dwa krzesła. Kakashi odwrócił się w moją stronę, kiedy przekroczyłam próg kuchni.
-  Zapewne było mnie słychać ? - Zadałam dość głupie pytanie, lecz tylko po to, aby rozładować atmosferę. I abym  lepiej się poczuła.
- Tak. - przytaknął Hatake. Podszedł od do stolika i postawił na nim dwa kubki z parującym napojem. - Przez ten czas zrobiłem gorącą czekoladę. - Uśmiechnęłam się lekko. Nigdy tak naprawdę nie umieliśmy normalnie rozmawiać. Czasami wykłócaliśmy się , albo i też przemilczeliśmy, nie potrafiąc zacząć rozmowy. - Usiądź. -Siwowłosy pokazał gestem dłoni, abym usiadła na przeciwko niego. Powoli podeszłam do krzesła o metalowej poręczy i usiadłam na meblu. Mężczyzna również spoczął na swoim miejscu. Nastała cisza. Nie miałam odwagi zacząć, a Kakashi starał się odpowiednio wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Lecz nic z tego. Sięgnęłam ręką po swój kubek i przysunęłam  go bliżej, po czym upiłam łyk. Zachłysnęłam się napojem, całkowicie zapominając, że jest gorący. Odstawiłam szybko naczynie, czując jak język mnie piecze. Karooki zaśmiał się cicho.
- Zapomniałem Ci wspomnieć, że jest gorąca. - Wiedziałam, że to mówił, lecz nie chciałam psuć dobrego początku dyskusji. Musiałam zacząć, gdyż trapiła mnie pewna myśl i to od dłuższego czasu.
- Czemu mnie zmieniłeś ? - spytałam, wpatrując się w mojego rozmówce intensywnie. Hatake patrzył na mnie przez chwilę, po czym odwrócił wzrok, który utkwił w czekoladzie.
- Bo tak chciałem. - odpowiedział, co mnie bardziej zasmuciło. Nie była to odpowiedź jakiej oczekiwałam. - Ale tak naprawdę to.....hm..nie wiem od czego zacząć...Kiedyś miałem rodzinę. - zaczął, co mnie zainteresowało. Nie wiedziałam, że ją posiadał. Nigdy o tym nie mówił. - Miałem, a potem ją straciłem. - nadal wpatrywał się w swój kubek. - Zostali zabici przez Łowców.- Zamarłam na chwilę, słysząc ową wypowiedź. Kakashi kiwał głową jakby z transie. - Nie obroniłem ich, nie zdążyłem. Nie było mnie  w domu, załatwiałem pewne sprawy i wtedy to się stało. Kilkoro Łowców wkroczyło do domu i zabiło moją żonę i dziecko. O tragedii dowiedziałem się kilka godzin później, gdy wróciłem do domu. Zobaczyłem wtedy swoją rodzinę, albo to co z nich zostało. Tylko proch. - Zamilkł na chwilę, w jego głosie czułam gorycz.- Nie wiedziałem, co zrobić. Nie chciałem tego tak zostawić. Poszedłem z tym do Madary Uchihy. - spojrzałam na niego zaciekawiona. ' Uchiha?  Pewnie jakaś rodziną z Itachim ' - przemknęło mi przez myśl. - Opowiedziałem mu o wszystkim, a wiesz co On powiedział ? - Dopiero teraz na mnie spojrzał, a w jego oczach dostrzegłam łzy bezsilności. - Że to nie jego sprawa i, że jak nie potrafię ochronić rodziny jestem nikim. Wywalili mnie z Rady, przestałem się liczyć... Byłem nikim - mówił, wpatrując się w moją osoba. ' Tak jak ja ' - pomyślałam smętnie. W tej chwili dobrze go rozumiałam. - Świat wampirów przestał mnie w ogóle obchodzić, a oni odwrócili się ode mnie plecami. Przez te lata siedziałem w samotności obwiniałem się za śmierć mojej rodziny. W końcu nie wytrzymałem i wyjechałem bez słowa. Wyruszyłem w świat i pewnego dnia...spotkałem Ciebie. Znalazłem Cię leżącą na progu śmierci w ciemnej ulice. Już prawie nie oddychałaś - mówił. Drgnęłam, słysząc o swych ostatnich chwilach jako człowiek. - Podszedłem do Ciebie i wiedziałem, że umrzesz. W tamtej chwili chciałem po prostu Cię zostawić, ale coś mi podpowiadało, żebym ' to ' zrobił. Ugryzłem Cię tym samym przemieniając w Naznaczoną. Zabrałem Cię i ukryłem w domu, pilnując, aby wszystko dobrze poszło. Resztę już sama wiesz - Upił łyk czekolady, która już ostygła. Pokiwałam głową.
- A dziecko ? -spytałam, nie wiedząc jak sformułować pytanie. Twarz mężczyzny momentalnie spochmurniała. Wiedziałam, że od nowa przeżywa te straszne chwile.
- Była to dziewczynka. Moja ukochana córeczka. - upiłam łyk na napoju, całkowicie opróżniając naczynie. -A wiesz jak ją nazwałem? - spytał. Pokiwałam głową. Uśmiechnął się lekko - Sakura. - Znieruchomiałam i spojrzałam na karookiego, okrągłymi oczami. Chciałam coś powiedzieć, lecz nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Otwierałam usta to je zamykałam jak ryba, której odcięto dostęp do wody. - Pomogłem Ci?
- Tak, dziękuje. - Spojrzałam w okno. Zrobiło się już ciemno. ' Czy aż tak długo rozmawialiśmy ? ' - pomyślałam. Hatake powiódł za mną wzrokiem.
- Już późno, powinnaś iść spać, aby się jutro nie spóźnić. - odparł i wstał, zbierając oba naczynia. Kiwnęłam głową i wstałam z miejsca. Wyszłam z kuchni, lecz zatrzymałam się na progu. Kakashi nie zauważył, że nie wyszłam, gdyż mył naczynia. Wiedziałam jednak, że wspomnienia dały o sobie znać  i, że chce zostać sam. Uśmiechnęłam się smutno.
- Zemszczę się za nas obu. - szepnęłam na tyle cicho, aby wampir nie usłyszał.


Kolejne dni upływały w dość ponurej atmosferze. Ja chodziłam niczym lunatyczka, całkowicie pochłonięta własnymi myślami. Już mnie nic nie obchodziło. Nawet zaczepki przyjaciół Itachiego nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Nic. Wielokrotnie próbowali mnie rozzłościć, lecz ich próby spełzły na niczym. Byłam obojętna na wszystko, co działo się wokół mnie. Choć zauważyłam dziwne zachowanie Deidary. Przyglądał mi się bez ustanku jakby chciał odczytać z mojej twarzy jakieś tajemnice. Niemal próbował na mnie wpłynąć, zadając jakieś bezsensownie pytania, których nie rozumiałam. Brunet też inaczej się zachowywał niż zawsze. Po pierwsze nie nakrzyczał na mnie za to, że bez jego polecenia opuściłam swoje stanowisko. Nic. Nawet nie spojrzał na mnie groźnie. On również zaczął mi się przyglądać. Czyżby się martwił ? To absurd. W myślach liczyłam dni, które upływały : 3, 2, 1....To właśnie jutro podejmę decyzję, która zaważy na losach wampirów. Nie czułam się specjalnie szczęśliwa. Miałam kompletny mętlik w głowie. I jeszcze ta rozmowa z Kakashim. Całkowicie się pogubiłam. Westchnęłam cicho i odchyliłam się do tyłu na ławce, zapominając, że obok mnie siedzi grupka wampirów. Hidan od razu zauważył moją zmianę, gdyż uśmiechnął się zawadiacko.
- O ! Księżniczka się ' obudziła '. - rzekł, mając nadzieję, że go powymyślam. Jednak nie miałam na to chęci. Spojrzałam w niebo, po którym sunęły kłębiaste chmury.
- Czy coś się wydarzyło ? - spytał niebieskooki, znów atakując mnie swoimi pytaniami. ' Od kiedy, to ja go interesuje ? Co? ' .  Przewróciłam oczami. - Tamtego dnia... - nie rezygnował. ' Co chcę mi udowodnić ? '- pomyślałam. Kątem oka dostrzegłam jak Uchiha, przygląda się nam z zainteresowaniem.
- Tamtego dnia. - szepnęłam, spoglądając na korony drzew. - padało....- Fioletowooki spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Ja tego nie rozumiem. Nic a nic. - Pokręcił głową zdruzgotany. Pein wraz z Konan milczeli. A Deidara ? Zezłościł się. Patrzył na mnie tak...dziwnie...jakby z wyrzutem ?
- Czas na lekcje. - przewał nam rozmowę karooki, kierując się do szkoły. Blondyn ze złości wstał, kopiąc przy tym ławkę, na której siedział siwowłosy. Ławka pod wpływem kopnięcie rozpadała się, tym samym zwalając Hidana za ziemię.
- Uważaj , że no ! - warknął podnosząc się z ziemi. Spojrzał na swoje spodnie, które były wybrudzone. - Nie no! Będziesz to zlizywał ! - krzyknął do niego i pobiegł pędem za Deidarą. Konan spokojnym krokiem poszła za nimi.
- Deszcz oznacza smutek. - podskoczyłam na ławce, słysząc głos rudowłosego - a także obmywa stare rany - Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc. ' Co on ? Poeta ? ' - pomyślałam. - To on wyraża to, co my nie potrafimy powiedzieć. - odparł i spojrzał na mnie. - Pamiętaj o tym. - skończył i odszedł w stronę szkoły.
' Co to miało być ?! ' - pytałam samą siebie. ' O co chodzi ? Czyżby chciał mi coś powiedzieć ? ' -pomyślałam. Nie skończyłam jednak pomyśleć, kiedy spadły na mnie pierwsze krople deszczu.


Skierowałam się od razu pod wyznaczoną klasę. Nie uniknęłam jednak spojrzeń jakie posyłali mi uczniowie. Lecz nie przejmowałam się. Już w oddali dostrzegłam przyjaciół Itachiego a znaczy usłyszałam. Zauważyłam, iż blondyn i brunet rozmawiają. Wyglądało to jednak na coś poważnego. Deidara mówił coś wściekły, co chwilę przeklinając, zaś Uchiha lekceważył go. Hidan z zaciętą miną, gestykulował, popierając niebieskookiego.
- .... przestań już ! - prawie krzyknął blondyn.  - Czy ty tego nie widzisz ? Jak inne wampiry słabszego gatunku drwią z Ciebie ?! A tylko dlatego, że ta pokraka jest twoją strażniczką. To śmieszne, a nawet żałosne !
-  Stary ! - wtrącił się fioletowooki - ona Cię zniszczy! Byś powiedział swemu staremu, na pewno by coś z tym zrobił.
- Niedługo będzie mi wstyd, że jesteś moim kumplem. - odparł Sasori. Karooki zmroził go spojrzeniem. Zamarłam. ' To o mnie mówią ? ' - pomyślałam. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Ale na pewno nie dam sobą pomiatać. Moja twarz stężała i szybkim krokiem podeszłam do grupki, nie przejmując się zaskoczonymi spojrzeniami wampirów i naznaczonych. Podeszłam do Deidary, który odwrócił się do mnie w tym samym momencie, gdy uniosłam rękę. Chciałam dać mu w pysk, za to, że mnie wyzywa. Lecz moja ręką tylko zawisła w powietrzu, gdyż z niewyjaśnionych przyczyn zostałam  odepchnięta. Kątem oka zauważyła jak brunet spręża swoje ciało i już po chwili pojawia się obok mnie. To on mnie odepchnął. Odleciałam na kilkanaście metrów, uderzając w ścianę. Ludzkie oko by nie zarejestrowało tego wydarzenia, lecz dla wampirów nie stanowiło to żadnego problemu. Poczułam ból w plecach, gdyż to właśnie nimi uderzyłam o ścianę. Po czym upadłam z głuchym łoskotem na zimną posadzkę. Bolało. Nie tylko fizycznie ale też i psychicznie. Wszyscy patrzyli się na nas z niedowierzaniem. Jęknęłam. Zaraz jednak się pozbierałam, nie chcąc dać im żadnej satysfakcji. Blondyn patrzył się na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nienawidzę... - zaczęłam. - Nienawidzę Was wszystkich ! - powiedziałam głośniej, aby wszyscy mnie usłyszeli. - a najbardziej Ciebie!! - zwróciłam się do Itachiego. Mężczyzna tylko wzruszył ramionami, co mnie zdenerwowało. Nie chciałam już tu więcej przybywać. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia, mijając zaskoczone wampiry. Nawet nie spojrzałam na kolegów Uchihy. Musiałam to wszystko odreagować. Odchodząc, usłyszałam w oddali śmiechy, który niosły się po całej szkole. Deidara spojrzałam na bruneta z przestrachem.
- Nie powinieneś tego robić. Wiesz, co może naznaczony zrobić ? - zapytał. Itachi powolnym krokiem skierowała się w głąb korytarza. - Oni mają siłę, potrafili by zabić także wampira jak kiedyś..
- To się nie stanie Ona jest za słaba. Nie przeciwstawiła się. - powiedział Itachi.


Huk łamiących się drzew rozniósł się w całej okolicy. Nawet uczniowie usłyszeli owe hałasy, które już trwają od godzin porannych. Nikt nie wiedział, czym są spowodowane. Z rozmachem rzuciłam się na kolejny pień, który przepołowiłam, sprawiając, że została z niego miazga. Nikomu o tym nie mówiłam, ale moim atutem jest siła fizyczna. '  Z resztą, czy kogoś to obchodzi ? ' . Stanęłam i z satysfakcją spojrzałam na swe dzieło zniszczenia. Jeszcze nikt mnie tak nie zdenerwował, żebym musiałam się posuwać do takiej brutalności i dewastować przyrodę. Otarłam pot z czoła.
- Wreszcie uspokojona. - szepnęłam i spojrzałam na słońce, które wyjrzało nieśmiało za chmur. Wiedziała jednak, że przez ten incydent nie obędzie się bez odwiedzin u Tsunade. Z westchnieniem skierowałam się w stronę szkoły, tylko po to, aby od razu skierować się do gabinetu dyrektorki. Uczniowie patrzyli na mnie z pobłażaniem i wesołymi iskierkami w oczach. ' Zapewne, wszyscy już wiedzą ' . Pokręciłam tylko głową. I bez pukania weszłam do pomieszczenia. Prawie jak zawsze, przywitała mnie Shizune, który wskazała dłonią drzwi. Mogłam przypuszczać, że dyrektorka nie mogła się mnie doczekać. Kiwając głową, wkroczyłam do jej gabinetu. Kobieta siedziała na krześle i stukała palcami o blat biurka. Była zniecierpliwiona. Widząc mnie, zaprzestała tej czynności i usiadła prosto, patrząc mi w oczy. Nie mogłam stwierdzić, czy była zła czy nie.
- Sakura, co mam z Tobą zrobić ? - prawie jęknęła. Nie odpowiedziałam. Po co mam cokolwiek mówić, jeśli i tak nie będzie po mojej stronię ?  - Wiem, że Ci trudno. - zaczęła. ' Jakbyś zgadała ' - pomyślałam z goryczą. - Ale są pewne zasady. Nie chcę Cię karać bo to nie mam sensu ale...- tu zamilkła i wstała, obchodząc swoje mosiężne biurko. Stanęła na przeciwko mnie. - Postaraj się. Chyba chcesz, aby Kakashi był z Ciebie dumny ? - Spuściłam wzrok. Bursztynooka poklepała mnie po ramieniu.
- Nie martw się Tsunade, będę tylko zabawką w rękach Uchihy, stanę się nikim, tylko maszyną do zabijania - rzekłam, patrząc na nią. Nie zareagowała. Zabrała tylko swoją rękę, a ja po prostu wyszłam z gabinetu. Pożegnałam się z brunetką i wyszłam na korytarz. Jak na nieszczęście po drodze napotkałam Itachiego i jego świtę. Jakbym miała mało jeszcze problemów. Nagle to poczułam. To dziwne uczucie. Zatrzymałam się raptownie, co spowodowało zainteresowanie moją osobą. Lecz mnie to nie obchodziło. Mój umysł pracował na szybszych obrotach. Oddech gwałtownie przyśpieszył, a krew wrzała w moich żyłach. Nie wiedziałam, że tak silnie odczuję ich nadejście. ' Musi być ich dużo. ' - pomyślałam, nawet nie zauważając, że ktoś stoi przede mną i macha mi ręką przed oczami.
-  Idą... - szepnęłam
-  Co ? - Wampir jakby nie dosłyszał.
-  Idą... - powiedziałam jeszcze raz, bez możliwości zakończenia zdania. Każdy patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Kto ? - zapyta Deidara z zainteresowaniem. Itachi przyglądał mi się badawczo, sprawdzając czy mówię prawdę. Ale  nie miałam czasu, aby ich wszystkich ostrzec.
- Oni zabiją.. - nie potrafiłam, więcej wykrztusić. Słowa same płynęły z mych ust, nie potrafiąc ich kontrolować.
- Łowcy - rzekłam, słysząc pomruki przerażenia. Blondyn spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Niektórzy nie byli przekonani moimi słowami. Chciałam ich ustrzec. A oni ? Zachowywali się tak jakby nie zależało im na życiu.
- Łowcy nigdy nie znaleźli naszej szkoły, a teraz by mieli ? - spytał Hidan z nieznacznym uśmiechem. ' Nie wierzą mi ' - pomyślałam. Nie miałam jednak na nic czasu. Powoli ruszyłam w stronę wyjścia. Mogłam zrobić tylko jedno. Nikt się nie ruszył. No trudno. Wyszłam na zewnątrz, nie przejmując się półsłówkami, które słyszałam od uczniów. Pierwsze, co zrobiłam to zamknęłam drzwi wejściowe na klucz i na inne żelazne zamki. Kiedy to uczyniłam, odwróciłam się, wypatrując ich. Pogoda zmieniła się. Ciemne chmury znów zasłoniły słońce, powodując, że zrobiło cię ciemno i szaro. Chłodny wiaterek owiał moją twarz. Przymknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, dostrzegłam ich. Ich ciemne sylwetki były widoczne już z daleka. Wyszłam im na przeciw i postąpiłam na przód o kilka kroków.  Zajęło im zaledwie kilka minut, aby stanąć przede mną o kilkanaście metrów. Było ich 10. ' Kurcze! ' Mają przewagę liczebną. ' Trudno. ' - pomyślałam smętnie. Byli to mężczyźni, bardzo umięśnieni i wyszkoleni. Zauważyłam osobnika, który spotkał się ze mną w lesie. Postąpił krok na przód.
- I jaka twoja decyzja ? - spytał, przyglądając mi się. Uśmiechnęłam się lekko. Wyjęłam z buta katanę i wyciągnęłam ją na długość mojej ręki. Specjalnie założyłam botki, aby schować broń.
- A jak myślisz ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Szatyn nie odezwał się, marszcząc swe krzaczaste brwi.
- Tak jak myślałem...
- Nie dołączę do Was ! - wykrzyknęłam, ile sił mam w płucach. - Wolę wampiry bo są od was lepsze ! - rzekłam z uśmiechem.
- Jak chcesz. - odparł z mroźnym uśmiechem żółtooki. - Będziesz tego żałować. -  I wtedy się zaczęło. Jeden z nich ruszył w mym kierunku, wymachując swych olbrzymim mieczem.  Ze zwinnością odskoczyłam w bok i wykonując przy tym pół obrót i zraniłam go w ramię. Mężczyzna jęknął i szybko zwrócił w moją stronę. Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną. Katem oka dostrzegłam, że zielonowłosy biegnie w moją stronę. Muszę wykorzystać ten moment. Wyciągnął miecz a wtedy ja odchyliłam się do tyłu, sprawiając, iż osobnik nie ugodził mnie tylko swego pobratymca. Blondyn, który to właśnie podkradł się od mnie od tyłu, niespodziewający się jakiegokolwiek ataku, dostał prosto w brzuch. Zielonowłosy dosłownie go przepołowił na pół. Nie czekając odskoczyłam w bok i szybko zaatakowałam, ścinając głowę przeciwnikowi.
- Dwóch mniej. - odparłam. Zauważyłam, iż Łowca zamierza dostać się do budynku. - Nie pozwolę na to ! - warknęłam i pędem ruszyłam za nim. Z impędem rzuciłam się na niego, przebijając mu serce. Czarnowłosy, odwrócił się lecz było za późno. Został przygwożdżony do drzwi i przebity na wylot. Jego oczy rozszerzyły się, po czym utraciły swój blask. Jednym ruchem wyciągnęłam katanę, a osobnik zjechał po drzwiach, brudząc je swoją krwią. Upadł nieżywy. Odwróciłam się i spojrzałam na przeciwników.
- Ty mała suko ! - warknął osiłek i ruszył na mnie. Pędem skierowałam się w jego stronę. W ręku trzymał maczugę, która była naszpikowana ostrymi kolcami. Zamachnął się, lecz ja wykonałam saldo w tył. Drugi raz chciał mnie trafić, lecz nie miał szczęścia. Kopnęłam go w kolano, powodując, iż osiłek zachwiał się i runął na ziemię. Nie czekając wbiłam mu katanę w brzuch.
- Czterech mniej . - spojrzałam na resztę, która stała  przyczajona. - Boicie się ?! - Fioletowowłosy mężczyzna zareagował od razu na moją zaczepkę i podbiegł do mnie, wymachując rękoma. Wyrzuciłam katanę do góry i zacisnęłam rękę w pięść. Przygotowałam się od uderzenia. Gdy osobnik był bliżej, szybko wykonałam manewr i z dużą siłą uderzyłam go w pierś. Fioletowooki jęknął,  po czym padł nieżywy. Zręcznym ruchem ręki złapałam katanę i wbiłam go w ramię niebieskowłosego, który pojawił się obok mnie. Nie wyjmując broni, uderzyłam go w głowę. Łowca zatoczył się do tyłu. Wyjęłam szybko katanę i odcięłam mu głowę. Nie zdążyłam wykonać żadnego ruchu, kiedy  znikąd pojawił się rudzielec, który na kucka próbował podciąć mi nogi. Podskoczyłam do góry i wbiłam mu katanę prosto w czoło. Umarł, nie wydając żadnego dźwięku.
- Siedmiu mniej. - spojrzałam z mordem w oczach na pozostałą dwójkę. Dostrzegłam, że szatyn nie rusza się tylko ogląda widowisko z założonymi rękoma. Dwóch pozostałych z powątpiewaniem patrzyło w moją stronę. Pozostał mężczyzna o różowych włosach i szarych. Oboje spojrzeli na siebie. Pokiwali głowami i z okrzykiem  ruszyli na mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Kiedy tak się zbliżali, wyjęłam z drugiego buta, kolejną katane, która zalśniła. Za nim się obejrzeli, przecięłam obydwóch na pół. Ich resztki ciał upadły na ziemię. Wyprostowałam się. Usłyszałam klaskanie. Spojrzałam na szatyna, który uśmiechnął się do mnie,
- Brawo! - pochwalił mnie. ' Co z nim? ' - pomyślałam ' Zamiast pomagać kolegą to mi kibicuje '. Nie mogę stracić czujności. Podszedł do jednego z ciał i zabrał miecz. - Byłabyś dobrym Łowcą. - Zaśmiałam się. Nagle ruszył, więc i ja to uczyniłam. Zadał mi cios, niestety trafił w moje ramię. Odskoczyłam na pewną odległość. Z rany ciekła mi krew. Z obrzydzeniem spojrzałam na czerwoną ciecz.
- Nie jestem jak moi pobratymcy. - odparł i wyjął przed siebie miecz.  Ruszyłam na niego z dwiema katanami. Bronie skrzyżowały się ze sobą. Mężczyzna zręcznie wyszarpnął mi katane z ręki, która wbiła się w ziemię. Nie miałam czasu , dostrzec gdzie jest. Był silny. Przez chwilę mierzyliśmy się siłą. Postanowiłam ustąpić, wtedy podskoczyłam do góry, kiedy jego miecz napotkał opór powietrza. Spadłam, raniąc go ciężko w rękę. Odsunął się ode mnie i przyjrzał się ranie. Zmarszczył brwi.
- Tak się bawić nie będziemy. - rzekł i znów podbiegł do mnie. Chciałam to skończyć. Zerknęłam na katanę. On to zauważył. Ruszyłam w stronę broni. Szatyn zmienił kierunek biegu i teraz biegł w moją stronę. Przyśpieszyłam musiałam zdążyć. Biegłam i wyciągnęłam rękę. Złapałam zręcznie za klingę. Żółtooki zamachnął się mieczem w bok. Zaś ja schyliłam się i wbiłam mu katanę w klatę piersiową. Oczy mężczyzny rozszerzyły się ze zdziwienia. Z jego ust wypłynęła krew. Broń wypadła mu z dłoni. Patrzyłam jak szatyn upada najpierw na kolana, po czym upadł całkowicie na ziemie. Z bijącym sercem wstałam, wpatrując się w nieżywego szatyna. Dopiero teraz poczułam jaka jestem zmęczona. Oddychałam ciężko, łapiąc świeże powietrze. Na moje usta wpełzł lekki uśmiech.
 -Udało się. - powiedziałam, nie wierząc, że tego dokonałam. Zabiłam ich wszystkich. Odwróciłam się w stronę szkoły. Byłam z siebie dumna. Tylko niech Kakashi się o tym dowie. Postąpiłam krok w stronę budynku. Dostrzegłam twarze uczniów za oknami, wpatrzone w moją osobę. Chciałam odmachać. Lecz usłyszałam pewien dźwięk. Za nim zareagowałam miecz przebił mnie na wylot. Zamarłam z krzykiem na ustach. ' Nie ! Tak nie może się stać! ' Zebrałam się w sobie i odwróciłam się, napotykając trupio bladą twarz szatyna. Na jego ustach igrał uśmiech. Zmarszczyłam brwi i mocno pchnęłam katanę w jego serce. Żółtooki zamarł i padł na ziemię. Katana wypadła mi z rąk. Upadałam powoli jakby czas zatrzymał się w miejscu. ' To już koniec ? ' - pomyślałam. Myślałam, że zaraz poczuje zimny grunt pod plecami, jednak poczułam czyjeś ręce oplatające mnie w tali. Kątem oka dostrzegłam Hatake. Przymknęłam oczy. Spojrzałam w ciemne niebo, z którego po chwili spadały krople deszczu. ' Świetnie, znowu pada '  - pomyślałam. Zaraz sobie uświadomiłam, że deszcz zawsze mi towarzyszył i to szczególnie w ostatnich dniach.
- To koniec. - szepnęłam. Siwowłosy położył mnie delikatnie na ziemi. Opuszkami palców dotknęłam rany, z której ciekła krew.
- Nie możesz w takim momencie odejść. Do cholery Sakura... Po tym co ci powiedziałem ! - rzekł Hatake załamany głosem. Po chwili spostrzegłam, że płacze. Z jego oczy wypływały szkarłatne łzy, które brudziły moją bluzkę.
-  Dlatego wybrałam wampiry. Nie zdradziłabym. - mówiłam cicho. Nieopodal zauważyłam Itachiego, stojącego wraz z przyjaciółmi. ' Będą mieli o czym opowiadać ' - pomyślałam.
- Sakura. - jęknął karooki. Podniosłam rękę i dotknęłam jego zimnego policzka.
- Nie płacz. - chciałam go pocieszyć. On tylko pokręcił głową. Uśmiechnęłam się słabo. Wiedziałam, że to koniec. Brunet podszedł do nas i ugryzł się w nadgarstek. Nie wiedziałam, co zamierza zrobić. Kakashi spojrzał na niego zdziwiony. Uchiha nachylił się nade mną i przystawił mi do ust krwawiący nadgarstek.
- Pij ! - rozkazał. Nie rozumiałam go. ' O co mu chodzi ? '  Odwróciłam głowę w bok.
- Nie chcę  -zaprotestowałam, jednak on jakby nie usłyszał. Wziął i wyssał trochę swojej krwi i nie bacząc na moje protesty, pocałował mnie. Nie był to zwykły pocałunek. W ustach poczułam metaliczny smak krwi bruneta. Tak chciał mnie zmusić do wypicia tego ? Nie odrywał swych warg od moich, a ja nie mogłam się wyrwać. Byłam za słaba. Nagle zrobiło mi się błogo i dziwnie ciepło. Odpłynęłam.

1 komentarz:

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)