poniedziałek, 11 listopada 2013

Świat Mroku (ItaSaku) cz. 3



Zapadł już zmierzch, gdy w końcu dotarłam na miejsce. Zatrzasnęłam cicho drzwi samochodu i wolnym krokiem skierowałam się do pobliskiego budynku, w którym mieszkał wampir. W zaciśniętej dłoni trzymałam zwiniętą, białą kartkę. Czułam szorki dotyk papieru na skórze. Moje oczy bacznie lustrowały pobliskie otoczenie. Kolejny raz odwinęłam skrawek papieru i  przeczytałam adres.

Dzielnica  Namaru
5/23

Przystanęłam na nierównej drodze i patrzyła, na posępną szopę na odludziu, ogrodzoną krzakami. Była cała z drewna i zapadała się. A jednak stała i straszyła swoim wyglądem. Spojrzałam w okno, gdzie dostrzegłam płomień świecy, który odbijał się od zakurzonych szyb.  ‘’A zatem był w domu ‘’ – pomyślałam. Pierwsze co zrobiłam, gdy otrzymałam Tą informację to wybiegłam z klubu, przebrałam się i znalazłam głupca, który wypożyczył mi samochód na tą noc. Muszę więc uważać, aby nie zarysować karoserii. Auto było stare i wysłużone, jednak właściciel chciałby jeszcze zobaczyć swój, ukochany samochodzik. Westchnęłam ciężko i wyrzuciłam papier. Nie będzie mi już potrzebny. Zgrabnym ruchem wyciągam broń z buta i kieruje się  równym  krokiem  w stronę budynku.
Przystaję przed drzwiami, które zwisały na jednym z zawiasów. Były krzywe, pokryte pleśnią a przede wszystkim spróchniałe.  Zerknęłam na niebo, gdzie wędrowały ciemne chmury zwiastujące deszcz. „Muszę się pośpieszyć przed burzą”. Spojrzałam ostatni raz za siebie i wkroczyłam do środka.
Poczułam omdlewający odór zgniłego mięsa i fetoru nie pranych ubrań. Zmarszczyłam nos, idąc przez wąski korytarz, gdzie natknęłam się na szczątki ludzkie. Patrzyłam na kościotrupa, który leżał po środku pomieszczenia. Jego puste oczodoły, patrzyły prosto na mnie a szczęka rozwarła się w niemym okrzyku. Przeszłam bez odrazy i wkroczyłam do większej izby, gdzie, jak miałam nadzieję, jest wampir. Przystanęłam na progu i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Było nieduże i  puste. Na małym stoliku, stojącym blisko okna, stała świeca. Jej płomień tańczył, przywołując niechciane wspomnienia: Ja, rodzice, palący się dom i On. Odwracam wzrok i patrzę w ciemność. Nagle dostrzegam jakiś ruch. Osobnik jest odwrócony do mnie tyłem. Ma na sobie ciemny płaszcz i jest dziwne pochylony. Słyszę odgłosy siorbania i mlaskania. Napawa mnie obrzydzeniem.
-Nie ładnie stał plecami do gościa, nie uważasz? – pytam i przerywał mu. Istota zamiera.
Słyszę ja wciąga powietrze przed nozdrza, wchłaniając mój zapach.  Odkłada coś z cichym łoskotem i wstaje.
-Wszędzie rozpoznam ten zapach. – mówi  i odwraca się w moją stronę.
Patrzę bez mrugnięcia okiem na mordercę moich rodziców. Jest taki jak go zapamiętałam. Wysoki i szczupły o owalnej twarzy, krzywym uśmiechu i czerwonych oczach. Haczykowaty nos dodawał mu upiornego wyglądu. Czarne , krótkie włosy sterczały mu na wszystkie strony.
-Malutka Sakura, dorosła.  – Zaśmiał się chrapliwie.  Nie drgnęłam, gdy wypowiedział moje imię. – Nie spytasz mnie, skąd wiem jak masz na imię? – Droczył się ze mną. Nie pozwolę by przepełnił mnie gniew, bo wtedy stracę szanse pomszczenia mojej rodziny. Spojrzał na mnie z udawanym zaskoczeniem.  – Powiem Ci.  Gdy umierali, krzyczeli Twoje imię. – powiedział a oczy zalśniły mu ciemnym szkarłatem. Zerknęłam na podłogę, gdzie zauważyłam leżącą, bezwładnie dłoń. Przygryzłam lekko wargę.
-Czyżby nie interesowało Cię jak umarli twoi rodzice?
-Zamknij się! – warknęłam i ruszyłam na niego z wyciągniętym sztyletem.
Zamachnęłam się, lecz trafiłam w próżnię. Wampir odskoczył zwinnie, chowając się za obszernym płaszczem.  Szczerzył te swoje, ostre zęby.
-Umiesz walczyć, cudownie, trochę się pobawimy. – odparł i zdarł z siebie płaszcz.
Moim oczom ukazała się jego naga klatka piersiowa, pokryta licznymi bliznami. Jedna  z nich krwawiła. Nie miałam czasu na obserwację, gdy wampir rzucił się na mnie z impetem. W ostatnim momencie upadłam na podłogę i przeturlałam się po zakurzonej podłodze. Mężczyzna uderzył w stół, który połamał. Świeczka z cichym brzdękiem potoczyła się do moich nóg. Wstałam szybko, oczekując kolejnego ciosu. Wampir wyprostował się i odwrócił w moją stronę. Oczy płonęły mu dziko, a usta rozwarły w gniewnym grymasie. Zmarszczyłam brwi, spoglądając jak kawałek drewna utkwiło mu w boku. Jednym zręcznym ruchem wyciągnął kołek i wyrzucić przez okno. Szyba pękła i roztrzaskała się w drobny mak. Dźwięk rozbijanego szkła był ogłuszający.  Chłodne powietrze wdarło się do środka. Przymknęłam na chwilę powieki, co było błędem. Poczułam mocne uderzenie w twarz. Jęknęłam i upadłam na podłogę. Deski zaskrzypiały cicho pod wpływem mojego ciężaru. Mimowolnie dotknęłam policzka.  Poczułam ciepłą maź, która spływała mi po brodzie. Cicho zaklęłam. Usłyszałam cichy warkot, który wydobył się z ust wampiry. Spojrzałam przed siebie. Istota stała nade mną i patrzyła na mnie czerwonymi oczyma. Na jego wargach błąkał się paskudny uśmiech.
-Tylko tyle potrafisz? Naprawdę? – Kpił ze mnie. Zacisnęłam  mocno usta. ‘ Pokaże Ci ‘ – pomyślałam. Nagle zamarłam, uświadamiając się, że moja ręka jest dziwnie lekka. Nie czuje chłodu metalu. Zerkam w bok. Mój sztylet leżał pod ścianą. Zostałam bez broni.  – Wy ludzie jesteście tacy słabi. – mówił a ja szukałam czegokolwiek, czym mogłam się bronić.
Na pewno nie zdążyłabym podnieść się i dotrzeć do sztyletu, wampir przyszpiliłby mnie do podłogi. Gorączkowo myślę jak wyjść z tej sytuacji. Nieśmiertelny czuje się pewnie, wiedząc, że mu nie zagrażam.  Nieoczekiwanie słyszę huk. Drgnęłam i zauważyłam drewnianą belkę trawioną przez ogień. Mimowolnie spoglądam na sufit, który tonie w morzu ognia. Mężczyzna podążą za moim wzrokiem.
-Hm, niedługo spłonie a twoje szczątki wraz z nim. – mówił. Zawzięcie  szukałam dłonią jakieś rzeczy. Moja ręką zacisnęła się  na kawałku drewna. – Zaraz dołączysz do swoich rodziców. – uśmiechnął się, ukazując ostre zęby.
Nie czekając, wyciągnęłam rękę, w której trzymała nogę od stołu i wbiłam w serce wampira. Istota zamarła. Z jego gardła wydobył się wrzask, który przerodził się w ciche bulgotanie. Po czym upadł na podłogę. Ciężko dysząc wstałam i przez chwilę patrzyłam na martwe ciało nieśmiertelnego. Leżał twarzą do ziemi z wyciągniętymi rękoma. Przymknęłam powieki i ostatni raz zerknęłam  na wampira, z którego pozostał tylko proch. Musiał być naprawdę stary.  Nie miałam czasu na odpoczynek, gdy runęła połowa dachu. Odskoczyłam zwinnie od ognia, który błyskawicznie się rozprzestrzeniał. Tak jak wtedy. Potrząsnęłam głowa i szukałam wyjścia. Zauważyłam okno, pozbawione szyb i nie czekając pognałam w jego kierunku. Za sobą słyszałam huk i odgłos palącego się drewna. Wyskoczyłam przez okno, czując na sobie żar płomieni. Upadłam i przeturlałam się po wilgotnej trawie. Padało.  Wstałam chwiejnie i spojrzałam na swoje ubłocone ubranie. ‘Jeszcze tego brakowało’.  Odwróciłam się w stronę budynku, który płonął jak gigantyczna pochodnia. Stałam i patrzyła na to z fascynacją i pewnego rodzajem satysfakcją. Zabiłam przecież wampira, Tego wampira. ‘Powinnam być szczęśliwa, nie?’ Pokręciłam głową, po czym skierowałam się w stronę samochodu.


Gdy wróciłam do domu było już późno. Odstawiłam samochód właścicielowi. Był trochę zdziwiony moim wyglądem, lecz wytłumaczyłam mu, że wraz z przyjaciółmi urządziliśmy sobie biwak w taką pogodę. Mężczyzna tylko pokręcił głowa z dezaprobatą, mamrocząc pod nosem, że nowe pokolenie nie ma za grosz rozumu. Był jednak szczęśliwy, że jego autko przeżyło. Zapłaciłam mu za wypożyczenie i odeszłam szybko, za nim mężczyzna zacznie dalej mnie wypytywać o szczegóły. Nacisnęłam włącznik a żarówka lekko zamigotała. Przywitała mnie cisza i odczuwalne zimno. Podeszłam do kaloryfera i ustawiłam go na maksymalne podgrzewanie. Udałam się do łazienki, gdzie mokre ubrania wrzuciłam do kosza. Wzięłam prysznic. Woda spłukała ze mnie brud, krew i zapach spalenizny, który przywarł do mnie jak pijawka. Założyłam na siebie czystą bieliznę i zwiewną koszulkę nocną.  Opatuliłam się biały, puchatym szlafrokiem i skierowałam się do sypialni. Z ulgą położyłam się na łóżku i wdychałam słodki zapach czystej pościeli. Przymknęłam powieki. Czułam ciepło, wydobywające się z grzejnika, było mi dobrze. Po chwili zasnęłam.

Minął  tydzień.  Można by rzecz, że zaczęłam normalnie żyć. Szłam wąską uliczką i bacznie przyglądałam się mijanym budynkom.  Były to przeważnie całodobowe sklepy spożywcze i odzieżowe.  Kompletnie nie interesowały mnie sukienki i markowe ciuchy. Spojrzałam na swoje znoszone dżinsy i zieloną, spraną  bluzę. Może to nie był szczyt mody, lecz ubiór był  bardzo wygodny.  Wzruszyłam ramionami i pognałam dalej, ciesząc się ładna pogodą. Mijając kolejne skrzyżowanie zaczęłam zastanawiać się, co pocznę z życie. Od dawna zajmowałam się zabijaniem wampirów, tylko po to, aby znaleźć tego właściwego. Teraz gdy osiągnęłam cel, czułam się taka… pusta. Potrząsnęłam głową, wpatrując się w czubki  własnych butów. Nie powinnam tak myśleć… Nagle zatrzymałam się na chodniku, lecz nie podniosłam głowy. Byłam obserwowana. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach badając zaistniałą sytuację. Poczułam dreszcz, który zawładnął mym ciałem. Odwróciłam się gwałtownie, czując nagłe zawirowanie powietrza za plecami. Opuściłam torby, które upadły z cichym łoskotem a kilka mandarynek potoczyło się po chodniku. Wampiry mierzył mnie wściekłym spojrzeniem, gdy niespodziewanie uderzyłam go w żołądek. Warknął cicho i odskoczył. Nie wiele myśląc, wyciągnęłam krótki miecz, który schowałam pod ubraniem. Wyciągnęłam broń i ruszyłam na przeciwnika, który wytrzeszczył kły. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy ostrze dosięgło celu i zatopiło się w twardym ciele nieśmiertelnego. Mężczyzna  stęknął cicho i odskoczył ode mnie jak oparzony. Patrzył na mnie długo a ja nie spuszczałam go z oczu.
-Przybyłem na rozkaz mego Pana. – wychrypiał.
-Nie wiem kim jest Twój Pan, ale powiedz mu, że jeśli czegoś chce ode mnie, to niech sam osobiście się do mnie pofatyguje.  – odparłam. Wampir zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem i odszedł. Gdy w końcu zniknął mi z oczu, westchnęłam i schowałam broń. Zerknęłam na rozsypane torby i z niechęcią zabrałam się do pakowania produktów. Po chwili ruszyłam w kierunku domu.


Szłam, ostrożnie po kamiennych schodach, pnąc  się do góry. Myślami byłam daleko i nawet się nie zorientowałam, że w moim mieszkaniu ktoś jest. Stanęłam przed drzwiami i przekręciłam kluczyk w zamku. Światło zamigotała lekko po czym żarówka zgasła, zapewne przepaliła się. Na moje usta  cisnęło się kilka wulgaryzmów. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie zapalałam światła i pamiętałam, żeby wyłączyć je za nim wyszła, coś musiało być nie tak. Zatrzymałam się i wtedy go zobaczyłam, siedzącego na krześle w kuchni z lekkim uśmiechem na ustach. Zachłysnęłam się powietrzem, widząc jego postać odzianą w czarną bluzę i czarne spodni. Zacisnęłam mocno dłonie na uchwytach reklamówek i z całych sił starałam się zachować spokój.
-Byłbym wdzięczny, żebyś następnym razem nie pobiła mojego posłańca. – rzekł na wstępie. Zrozumiałam, że miał na myśli tego wampira, który zaatakował mnie na chodniku. Zmarszczyłam brwi i położyłam zakupy na blacie.
- Czego chcesz? – spytałam. Uśmiecha się lekko, rozbawiony.
-Ciebie. – mówi swobodny tonem, który zaczyna mnie irytować. Zakładam ręce na piersi i patrzę prosto w oczy wampirowi.
-Chyba żartujesz. -  Z  jego twarzy zniknął uśmiech a zastąpiła go chłodna powaga i obojętność.
-Nie. -  krótka, sensowna odpowiedź. – Pamiętasz naszą umowę? – pyta. Marszczę brwi i usiłuje przypomnieć sobie to zdarzenie. Wzruszam ramionami.
-Nie liczy się. – odparłam. Sapnęłam cicho, gdy nagle pojawia się przede mną niczym góra nie do zdobycia. Silny, szybki i w dodatku wściekły. Jego oczy jarzyły się jasnym szkarłatem. Patrzyłam zdezorientowana w jego twarz, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Bez słowa ujmuje moją dłoń i przyciska usta do nadgarstka. Mimowolnie drżę, gdy czuje zimny dotyk na skórze.
-Przypomnę Ci. Za to, że pomogłem w zamian ofiarowałaś mi siebie. Teraz należysz do mnie i jesteś moją własnością. Mogę zrobić z Tobą co chce a ty masz mi służyć i przychodzić na każde moje skinienie. Rozumiesz? Gdy przyśle swego sługę ty masz iść za nim jak cień. – odparł i odsunął się ode mnie. Pokiwałam lekko głową i starałam zapanować się nad moim sercem, które biło dwa razy szybciej niż powinno. Oddychałam z trudem. Itachi patrzył na mnie, po czym uśmiechnął się lekko, ukazując kły.
-To do zobaczenia. – rzekł i zniknął jak mgła. Stałam tak po środku kuchni i zastanawiałam się, co zrobiłam. Sprzedałam się wampirowi a przecież przez całe życie z nimi walczyłam. Usiadłam na podłodze i przycisnęłam kolana pod brodę. Spuściłam głowę i oddychałam równo.
-Stałam się niewolnicą wampira.

 *




Skończyłam. Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale ostatnio nie ma czasu i niestety stąd to opóźnienie. Nie wiem, kiedy ukaże się następna cześć, gdyż teraz zamierzam napisać na itasaku, więc do zobaczenia.
Rozdziały przeniesione są z bloga jednopartowki-itasaku Kimi, też zacznie przenosić swoje partówki, więc możliwe, że już czytaliście niektóre! Pozdrawiam. 

1 komentarz:

  1. Noo!! W końcu przeczytane wszystkie trzy części!! jest dobrze, coraz bardziej się rozkręca, czego bardzo chcę. Ciekawe co się zdarzy w następnej czesci? Chce już wiedzieć,a le nie mam takiej możliwości Wybacz, ze na tamtym blogu nie komentowałam i nie miałam czesu przeczytać.
    PS. Czekam na kolejną część i myślę, że się szybko pojawi!

    OdpowiedzUsuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)