niedziela, 16 lutego 2014

PSYCHODELA

[0.1v] <-- zbetowana, poprawiona

„PRZYGODA”

Światła sportowego samochodu oświetlały znak znajdujący się przede mną. Przyglądałem się każdemu najmniejszemu zaciekowi z rdzy na białym napisie umieszczonym na zielonym tle. Nigdy wcześniej nie odczuwałem jednocześnie takiej ekscytacji i przerażenia, patrząc na znak drogowy, który zapraszał mnie do kolejnego legendarnego miasta. Wszystkie te straszne historie, mity i bluźnierstwa przyciągały mnie, jakbym był człowiekiem z metalu, a one magnesem. Długo zmuszałem się do zrobienia tak potężnego kroku, jakim było przejście przez starą zardzewiałą i przede wszystkim zamkniętą bramę do miasta, nazywanym przez wielu piekłem.

Historie takie jak ta nie zdarzają się codziennie. Będąc człowiekiem delikatnie już znudzonym, potrzebowałem motywacji, aby zjawić się tutaj. Tyle legend… Tyle zjawisk paranormalnych opowiadanych przez ludzi… Czy powinienem stchórzyć? Nigdy nie należałem do bojaźliwych osób. Dodatkowo historia znaleziona w Internecie, informująca o zaginionej córce, wzbudziła moje zainteresowanie i podsyciła wyobraźnię. Być może jej nieszczęście, stanie się moją przepustką do pracy w prestiżowej stacji telewizyjnej.

Sięgnąłem po kamerę leżącą obok mnie. Dobrze pamiętam, że ładowałem ją przed wyjazdem, ale chciałem się upewnić, czy bateria oraz dodatkowe akumulatory nie zawiodą i pomogą mi w nakręceniu dobrego materiału. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że był to odgłos zdrowego rozsądku walczącego z rozumem, zaślepionym marzeniami o sławie.

Wstałem z maski, wchodząc w zasięg świateł reflektorów mojego Vipera. Przyglądałem się przekreślonej na czerwono nazwie:

„NAMIE”

- Miasto widmo - dopowiedziałem szeptem.

Na samą myśl przeszły mnie ciarki. Długo odkładałem podróż, ale te sny… Sny, i wiadomość znaleziona w sieci - może przypadkiem, a może specjalnie, zmotywowały mnie do działania.
Miałem nadzieję, że się nie zawiodę. Chciałem nakręcić doskonały klip i przy okazji odnaleźć dziewczynę, aby zwróciły mi się koszty podróży.

Miała na imię Hinata. Była bardzo niską, zgrabną dziewczyną o ciemnych włosach i fioletowych oczach. Gdy pierwszy raz zobaczyłem na stronie zdjęcie, od razu ją zapamiętałem. Byłem pewien, że nie zdołam jej pomylić z nikim innym. Miała na twarzy wyrysowaną niewinność, która przeważyła szalę i skłoniła mnie do wyjazdu.

Wrzuciłem pierwszy bieg, niepewnie ruszając przed siebie. Mijając kilkanaście znaków ustawionych jeden za drugim czułem coraz większy strach, ale było już za późno. Wziąłem zaliczkę, przejechałem taki kawał kraju, i odpowiedziałem na wołanie przeklętego miasta. Nadszedł czas.

Widząc kolejną starą, zamkniętą na wiele spustów bramę, dodałem gazu. Czułem się, jak idiota, rozwalający drogi wóz dla własnej satysfakcji. Jednak, czego nie robi się dla sławy?
              
Kawałki zardzewiałego płotu, uznawanego za przeszkodę, wygięły się pod wpływem uderzenia. Tabliczka przyczepiona do łańcucha wbiła się w dach auta, pozostawiając po sobie wyraźny ślad: „Wejście do miasta grozi śmiercią!”. Było to jedno z wielu ostrzeżeń odstraszających tchórzy… Czyli ludzi, do których zdecydowanie nie należę.

Kamera wszystko rejestrowała, chociaż jadąc przez wielki most, nie widziałem nic oprócz mgły. Ograniczona widoczność sprawiła, że wyraźnie zwolniłem. Nie chciałem spowodować wypadku. Tym bardziej, że miasto było bardzo zrujnowane i zaniedbane. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagle połowa zawalonego budynku leżała na środku drogi, a ja zauważając to zbyt późno, nie zdążyłbym wyhamować. Dmuchałem na zimne, więc zwolniłem do 20 mph/h, a moja prawa noga czekała cierpliwie na ewentualną potrzebę interwencji.

Ku mojemu zdziwieniu - przejechałem przez most bezpiecznie. Zatrzymałem się przed wielkim szyldem, umieszczonym po prawej stronie. Wysiadłem trzymając w ręce kamerę, aby nakręcić: „WELCOME IN NAMIE„. Wiedziałem, że będzie idealnym ujęciem na rozpoczęcie filmu dokumentalnego mojego autorstwa.

Uśmiechnąłem się i poprawiłem swoje włosy. Chociaż były w miarę krótkie, czasami strasznie działały mi na nerwy.

To był dopiero początek, a ja już odczuwałem ekscytację i podniecenie, jak nastolatek kochający się po raz pierwszy na tylnim siedzeniu w samochodzie. Dodatkowo muszę przyznać, że w pewnym sensie mi ulżyło. Miasto nie było takie złe, jak zakładałem. Okazało się być kolejną wymyśloną bajką, aby odciągnąć ćpunów, wandali i innych ludzi „złego” pokroju.

Wyraz mojej twarzy diametralnie się zmienił. Zmrużyłem oczy, aby dostrzec to, co tworzyła przede mną mgła. Patrzyłem przez mały ekranik kamery, nie mając odwagi, aby spojrzeć przed siebie bez niej. Ręce mi zdrętwiały, a każde przełknięcie śliny potęgowało nieprzyjemne uczucie kłucia.

Mgła tworzyła postaci. Byłem pewny, że widzę idących w moim kierunku ludzi pozbawionych kończyn. Stawali się coraz bardziej wyraźni, a ja choć myślałem wyłącznie o ucieczce, nawet nie drgnąłem. Ekranik kamery zaczął szaleć. Występowały, jakieś dziwne zakłócenia, a po chwili poziom baterii spadł prawie do zera. Zapaliła się czerwona kontrolka prosząca o naładowanie, bądź wymianę akumulatora. Zagapiłem się w nią. Wydawała się mnie hipnotyzować, jak psychoterapeuta próbujący naprawić moją zniszczoną psychikę.

Nie wiem ile minęło czasu… Ile próbowałem nagrywać…
Zatraciłem się…
Czułem pustkę.

Po nieokreślonym czasie, odwróciłem wzrok od czerwonej kontrolki i zajrzałem w głąb wyświetlacza.

Moje serce zabiło mocniej, a ręka prawie opuściła kamerę na ziemie. Instynktownie odskoczyłem do tyłu, wpatrując się w oko, które przeszywało najmniejszą komórkę mojego ciała. Zielona tęczówka z wielkimi, czarnymi źrenicami patrzyła na mnie, jakbym był mrówką. Zamrugała kilka razy i mógłbym przysiąc, że rzęsami wytworzyła delikatny, lecz odczuwalny podmuch wiatru.

Nagle pojawiła się ciemność… Padła bateria. Niepewnie przełknąłem ślinę i skrzywiłem się, czując odór unoszącej się w powietrzu śmierci. Miałem wrażenie, że przebywam aktualnie w kostnicy zapełnionej setkami nieboszczyków.

Opuściłem kamerę. Było mi już wszystko jedno.

Przygotowałem się na najgorsze, ale nie zobaczyłem przed sobą nic, poza mrokiem i unoszącą się mgłą. Podrapałem się po głowie biegnąc do samochodu. Zamknąłem drzwi i wyciągnąłem z torby kolejny akumulator. Musiałem przejrzeć film… Musiałem…

Coś było jednak nie tak. Włożyłem nowy akumulator dopiero, co wyciągnięty z opakowania, ale nie zadziałał. Był rozładowany. Sprawdziłem tak kolejne, które miałem przy sobie.

Zmarszczyłem czoło, próbując zrozumieć: Co się do cholery stało? Ile minęło czasu? Kupiłem przeterminowane akumulatory? Czy może to miejsce, jako pierwsze z wielu, które wcześniej zwiedziłem, okaże się naprawdę nawiedzone?

Sprawdziłem przecież sprzęt…

Byłem zdeterminowany i rozbity. Włączyłem radio, przyciszając lekko odgłosy nagranej muzyki. Musiałem pomyśleć. Dla pewności wrzuciłem wsteczny bieg, choć nie przekręciłem kluczyka w stacyjce. Oglądałem w życiu wiele filmów, które źle się kończyły dla ciekawskich bohaterów. Nie chciałem, aby mój finisz wyglądał identycznie. Wolałem przyznać się do słabości, stracić na dumie, niż zginąć.

Wkurzając się na siebie, rzuciłem kamerę na siedzenie pasażera. Zwrot pieniędzy dla tego faceta nie będzie dla mnie problemem, ale fakt, że nie odszukałem jego córki z pewnością bardzo go zaboli.
                                               
„To tylko reputacja…”

Wmawiałem sobie, że to nie z mojej winy odniosłem porażkę. Mimo tego, wciąż nie odpalałem silnika. Nadeszła chwila, w której serce biło się z rozumem. Powinienem uciekać, ale myśl, że dziewczyna błądzi tutaj sama, bo pokłóciła się z ojcem, za bardzo mnie dobijała. Byłem smutny. Bałem się i martwiłem o nią, jakby była dla mnie kimś bliskim.

Jednak czy powinienem odpowiadać za błędy ludzkości? Nie tego tutaj szukałem. To miała być przepustka do sławy, a ja jestem przecież człowiekiem interesu. Znam swoją wartość! Nie zrezygnuje. Wrócę do hotelu, prześpię się i rozpocznę poszukiwania z samego rana. Być może ta historia nie będzie nadawała się do sprzedaży, ale uratuje Hinatę.
    
W końcu odpaliłem silnik i wypuściłem z siebie powietrze. Radio na chwilę ucichło, a szyby się zaparowały. W samochodzie zrobiło się zimno, jak w zamrażalniku. Chciałem otworzyć skute lodem drzwi, choć walczyłem z wiatrakami. Nieudolną szarpaninę z klamką przerwał głośny, nieprzyjemny hałas, wydostający się z każdego głośnika umieszczonego w samochodzie. Waliłem pięścią w radio, próbując przerwać ten dziwny kobiecy pisk, ale nie przynosiło to skutku. Spanikowałem. Zasłoniłem uszy i wydałem z siebie okrzyk, który zmieszał się z dominującym dźwiękiem, przypominającym drapanie paznokci po tablicy. Zaczynałem wpadać furię i kompletnie tracić zmysły.

Wijąc się na siedzeniu, jak robak, zdołałem łokciem wybić szybę i zerknąć w lusterko. Oprócz moich czarnych oczu zobaczyłem te samo zielonkawe ślipię co wcześniej na ekranie, choć tym razem z jego kącików wyciekała wyjątkowa gęsta krew. Zamarzałem. Nie wiedziałem wtedy, co było gorsze. Omamy, czy utrata władzy nad ciałem.

Odczułem gwałtowne szarpnięcie fotela. Przeniosłem wzrok na oszronione lusterko, w którym zdołałem dojrzeć rozmazaną rękę kościotrupa, zbliżającą się do mojej głowy. Chciałem się odwrócić, ale nie zdążyłem. Palce wplątały się w moje włosy i zacisnęły się w pięść, po czym silnym ruchem uderzyły moim czołem w kierownicę.

„SUMIENIE”

Z sennego koszmaru wybudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Błyskawicznie zerwałem się na nogi. Czułem zapach potu, który przyklejał koszulkę do mojego ciała. Denerwowało mnie to, ale bardziej interesowało mnie zamieszanie w kuchni, bo była piąta rano, a ja nienawidziłem wstawać o tej porze.

     - Co się stało? – patrzyłem na krew kapiącą na ziemię. Opadając wsiąkała w fugę świeżo wymienionych płytek podłogowych.
     - Przepraszam. Obudziłam cię? – Młoda dziewczyna z blond włosami spiętymi w kitka, zacisnęła kuchenną szmatkę na ranie. – Nie chciałam. Miałam zamiar przyrządzić dobre śniadanie, aby odwdzięczyć się za to, że mnie przygarnąłeś.
     - Często zadaję sobie pytanie, w jaki sposób zostałaś żoną mojego brata. Itachi chyba postradał zmysły.

Odsunąłem szmatkę od rany, chcąc się jej lepiej przyjrzeć. Martwiłem się o koszmary, ale bardziej o jej bezpieczeństwo. Była niezdarna i chociaż miała 24 lata, strasznie opornie wychodziła jej zabawa w kucharza.

     - Powinniśmy pojechać do szpitala. Rana wygląda na głęboką. Zszyją cię i wtedy pojedziemy gdzieś na śniadanie. Dobra? – spojrzałem na nią, a ona skinęła głową.

Zawsze odpowiadała tak samo na pytania, w których niepotrzebne były kontrargumenty. Nagle jej opalenizna nagle zniknęła przechodząc w barwę mąki. Widziałem w jej oczach strach. Szpitale paraliżowały ją tak, jak mnie senne mary. Uśmiechnąłem się, zasłaniając ranę z powrotem szmatką.

     - Przytrzymaj mocno, abyś nie straciła dużo krwi. Ubiorę się i pojedziemy. Minutka. Załóż buty.

Odwróciłem się do niej plecami, zatracając się w myślach. Złe sny nawiedzały mnie coraz częściej. Praktycznie, co noc. Nie rozumiałem ich, a to miasto: Namie. Nigdy o nim nie słyszałem. To wszystko mnie przestało… Jak mogłem pojechać do miasta, które chociaż wzywa mnie do siebie, praktycznie nie istnieje? Naoglądałem się chyba za dużo horrorów.

     Złapałem za klamkę i pociągnąłem ją mocno do siebie. Drzwi były stare, więc ciężko się je zamykało. Włożyłem klucz do zamka, przekręcając go kilka razy. Przed odejściem zerknąłem na cyfry widniejące na drzwiach.

-414-

Nie był to numer apartamentu, ale tylko na takie mieszkanie mogłem sobie teraz pozwolić. Miejsce, gdzie w większości przebywają patologiczne rodziny było tanie. Na razie musiałem zrezygnować z luksusów.



„ŚWIADOMOŚĆ”

Nauczyłem się żyć w samotności i to w miejscu, gdzie nigdy nie brakowało mi jedzenia i pieniędzy na spełnianie własnych zachcianek. Nie pamiętam, co się wtedy stało, ale jej przyjazd zmienił moje życie. Nie lubię, gdy ktoś siedzi mi na głowie… Jak zmęczony wracam do domu, a ona wita mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Gdyby tylko wiedziała, co do niej czuje… Jakie obrzydzenie dopada mnie za każdym razem, gdy wracam do tej dziury zadbanej przez kobiecą rękę. Nie raz miałem ochotę zrobić jej krzywdę. Złapać za nóż i przebić jej dobre, lecz małe serce.

Głośny, nieprzyjemny krzyk zmusił mnie do otworzenia powiek. Wybuchł w mojej głowie, drażniąc moje bębenki. W gruncie rzeczy wcale mnie to nie zdziwiło, więc ze spokojem przeszedłem do gabinetu lekarskiego. Stanąłem w drzwiach i po raz kolejny zastygłem.
Co się ze mną dzieje?

Ściany były pokryte ociekającą krwią, a okna zaklejane czarną taśmą. I ten nieustający kobiecy krzyk… Odwróciłem głowę, a potem resztę ciała. Chciałem zawrócić, ale pomieszczenie za mną się zmieniło.

Zwróciłem uwagę na napis, który wyłonił się przede mną:
                         „WYNOŚ SIĘ!”          
Zmarszczyłem czoło patrząc, jak krew stopniowo pochłania każdą kolejną literę.

Zamknąłem oczy i zasłoniłem uszy. Musiałem spać. To kolejny z moich sennych koszmarów.

Uniosłem powieki, mając nadzieje, że koszmar minął. Pragnąłem normalności, w której mógłbym normalnie funkcjonować. Niestety moje nadzieje okazały się złudne.

Zdenerwowany zacisnąłem szczękę i najmocniej, jak umiałem, uderzyłem ramieniem w futrynę.

Mój krzyk zakłócił kobiecy wrzask, ale ból mnie nie obudził. Czy to się dzieje naprawdę? Dlaczego nie przebudziłem się po takim impulsie?

Krew spływała po ręce, a wystająca kość rozerwała moją koszulę. Na czole pojawiły się krople potu, które były jak kwas, wżerający się w moją twarz.

Upadłem na jedno kolano, nie mogąc się pozbierać. Moje ciało przechyliło się w stronę ściany.

Oddychałem. Mój oddech był płytki i szybki.

Kobiecy krzyk przeinaczył się w dźwięk metalu szorowanego po betonie. Szarpiący, bardzo charakterystyczny odgłos zwiastujący kolejne kłopoty. Podniosłem wzrok, aby spojrzeć niebezpieczeństwu w oczy. Myślałem, że się poddałem…

Światła stopniowo gasły, zmierzając w moim kierunku, jakby żarówki się przypalały. Jeszcze nie zrezygnowałem. Stawiając krok za krokiem na zakrwawionej podłodze czułem się, niczym dziecko podczas nauki chodzenia. Przy tej niekomfortowej okazji moje ciało bezwładnie szorowało o ścianę, gdyż pomagała mi utrzymać pion. Naprawdę wielką trudność sprawiało mi ustanie na nogach.

Zatrzymałem się z czystej ciekawości. Nie wiem, co dokładnie mną kierowało, ale chciałem wyraźnie ujrzeć zmierzające w moim kierunku zagrożenie.  

     - Uciekaj… Uciekaj… Biegnij…! – Za moimi plecami usłyszałem głos Ino. Odwróciłem głowę, ale ujrzałem wyłącznie zamknięte drzwi.
       
Ponownie skierowałem wzrok w stronę mroku. Dostrzegłem czarne podłużne i obślizgłe robaki wyłaniające się z ciemności. Dynamicznie przebierały nóżkami, jakby wygłodzone biegły na kolację. Stopniowo zacząłem się cofać, aż w końcu stanąłem na granicy mroku i światła.

Żarówka zamrugała. Dzięki temu ukazała mi się postać stojąca kilka centymetrów przede mną. Zdecydowanie był to ktoś znajomy, chociaż twarz miał zasłoniętą maską klauna. Jego długie włosy uniosły się w górę. Miałem wrażenie, że jest za to odpowiedzialna, jakaś niewidzialna, aczkolwiek potężna moc. Miał na sobie długi, biały płaszcz umazany krwią, a w dłoniach trzymał dwa ogromne, srebrne miecze, których ostrza dotykały podłogi. Poczułem odór stęchlizny, a w żołądku zawirowała mi wczorajsza kolacja.

To trwało chwilę. Światło zgasło, a ja znowu wpatrywałem się w ciemność. Zimny dreszcz przeszedł przez każdą część mojego organizmu, a źrenice panicznie zadrżały. Dobijała mnie świadomość, że znajduje się przede mną. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Sparaliżował mnie strach.

     - Sasuke… Sasuke… - Damski głos roznosił się echem. – Sasu uważaj! – Poczułem silne szarpnięcie, przez które cofnąłem się w tył. Ostrza przeleciały tuż przed moim nosem.

To nie był sen, a jeśli tak, to czas zacząć w nim uczestniczyć. Ktoś chce, abym stał się bohaterem horroru. Nie sprawiając mu, więc zawodu zacząłem kuśtykać, uciekając ile sił w nogach w stronę drzwi. Słyszałem za sobą oddech mordercy, dźwięk mieczy sunących po ziemi i ten obrzydliwy pisk robaków.

Korytarz zaczął się zwężać, a z zakrwawionych ścian wychyliły się dłonie. Ręce próbujące mnie zatrzymać. Wyrywałem się, unikałem ich, jak tylko mogłem, ale wybity bark utrudniał mi zadanie.

Jeszcze kilka kroków. Jeszcze chwila, a dobiegnę do drzwi… Tylko kilka metrów...

Jedna z demonicznych dłoni złapała mnie za nogę i powaliła na ziemie. Walczyłem z nią, jednocześnie obserwując, jak zbliża się ciemność.

Zmartwiła mnie nagła cisza.

Wielkie ostrza sunęły wprost na mnie. Przechyliłem się na bok, miecze przecięły rękę demona w nadgarstku, umożliwiając mi drogę ucieczki. Ruszyłem przed siebie, złapałem za klamkę, otworzyłem drzwi i przechodząc przez nie, trzasnąłem nimi z nadzieją, że powstrzymają tego psychola przed wejściem do środka.

Klamka delikatnie się poruszyła, a moje serce zabiło mocniej, jakbym za moment miał dostać zawału. Mrugnąłem, a drzwi zniknęły. Pozostał po nich jedynie numer: 414.
To nie możliwe…
Jakim cudem?? Przecież jechałem do szpitala. Ten numer… Czy jestem z powrotem w swoim „apartamencie”? Co się do cholery dzieje…? Zwariowałem?

Poczułem lekki powiew na swoim karku. Zupełnie, jakby ktoś oddychał za moimi plecami. Odwracałem się bardzo długo, powoli zaciskając pięści.  

Rozwarłem szerzej powieki. Przede mną stała kobieta o zapłakanych, fioletowych oczach. To na pewno była Hinata. Jednak niewinność, jaką wcześniej w niej ujrzałem, zniknęła całkowicie. Jej drobne ciało było umorusane krwią, a w wysoko uniesionej dłoni trzymała skalpel. Przygotowywała się do oddania ciosu, choć jeszcze czekała, napawając się moim strachem.

Nie zdołałem wydusić z siebie słowa, bo skalpel przeszedł przez moje gardło. Cięła tak, jakby chciała dorysować mi uśmiech. Zasłoniłem rękoma ranę, ale nie mogłem nic zrobić. Wykrwawiałem się…

„UTAJENIE”

Upadłem na kolana, a moje dłonie uchroniły mnie przed spotkaniem z popękanym asfaltem. Obok mnie leżała zniszczona kamera. Ta sama, którą wcześniej włożyłem do samochodu. Była roztrzaskana na malutkie kawałeczki.

Uniosłem ku górze wzrok…

„WELCOME IN NAMIE”
Znowu jestem tutaj?!

Wstałem dotykając najpierw swojego gardła, a następnie ramienia. Nie było śladu po ranach, więc skąd krew, skoro nie była moja?

Zrobiłem krok wstecz, wdeptując w coś mokrego. Na butach miałem pełno krwi. Stałem w bordowej, mieniącej się na czarno kałuży.  

Kiedy ją zobaczyłem, kucnąłem aby sprawdzić puls. Było to zbędne, ponieważ leżała bezwładnie z wnętrznościami na wierzchu. To ta dziewczyna. Spojrzałem na swoje auto. Przód samochodu był wgnieciony. Właśnie poznałem zakończenie jej historii.
          
     - Ty skurwysynu. Zapłacisz mi za to. - Patrzyłem w lufę rewolweru, nie widząc twarzy napastnika.

Zimną metalową końcówką zaczął powoli wywiercać dziurę w moim czole. Zamknąłem oczy.

Zasłużyłem na śmierć. Skoro odebrałem życie tej kobiecie, jestem gotowy na to, aby ponieść konsekwencje. Złapałem za lufę, aby mieć pewność, że nabój przejdzie przez mój mózg.

Czekałem…
Przyszedł już czas…

Głośny huk wystrzału rozległ się po okolicy.


___



W opowiadaniu wystąpili: Sasuke, Hinata, Ino, Itachi oraz Sakura (zielone tęczówki).

4 komentarze:

  1. O rany... W życiu nie czytałam czegoś takiego... Uwierz lub nie, ale odczuwałam lekki strach. Jakim cudem to napisałaś? Jestem w szoku.. Centralnie to było jak najlepszy horror. I te zielone ślepia... Niesamowita wyobraźnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że kiedyś byłam straszną fanką "Silent Hill". Delikatnie tym się inspirowałam. Dodatkowo dodałam szczyptę ze swoich koszmarów sennych i trochę z tak zwanych zaklejaczy, czyli logicznie poskładanych faktów :). Ogólnie cieszę się, że trochę Cię wystraszyło, ale moim celem raczej było pokazanie swoich najczarniejszych myśli i stworzenie prawdziwej "psychozy" :D.

      Dzięki za komplementy :*

      Usuń
  2. Genialne, proszę o więcej takich jednopartowek. :D i to jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozważam napisanie Psychodeli 2. Pewnie się pojawi, ale z udziałem innej postaci... Już wkrótce ;).

      Usuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)