Dla Angel ~~
Z niepokojem patrzyłam na
siedzącą naprzeciwko mnie nauczycielkę. Widziałam jej wahanie. Nie mogła podjąć
tej ostatecznej decyzji. W końcu z przybitym wyrazem twarzy spojrzała na mnie,
a ja już wiedziałam, jaka będzie jej odpowiedź.
- Sakura… Wiem, że robiłaś naprawdę
wszystko co w twojej mocy, ale nie mogę dać ci pozytywnej oceny. Niestety
widzimy się w sierpniu. – Dodała i odłożyła mój test.
Nie próbowałam już jej prosić o
kolejną szansę na poprawę. To nie miało sensu. Nie rozumiałam fizyki i nie potrafiłam
załapać niczego, co przerabialiśmy. Ten materiał mnie przerósł i udupił, jak
mawiała moja przyjaciółka, Temari.
- Dasz radę, Sakura. – Podnosiła
mnie na duchu pani Tsunade, nauczycielka fizyki – Ważne, żebyś się nie poddała
i dalej walczyła.
Przestałam jej słuchać. Miałam już
dość tego koszmaru. Wybrałam fizykę, bo była mi potrzebna na studia. Ale życie
nie zawsze jest piękne i często płata figle, jak w moim wypadku.
Nazywam się Sakura. Sakura Haruno.
Mieszkam w najgorszym miejscu, jakie może istnieć. W Konoha. Przeprowadziłam
się tutaj dawno temu z moją mamą. Wtedy byłam zachwycona. Wielki dom z ogrodem,
którego nigdy nie miałam. Cisza, spokój. Totalna odmiana po centrum Tokyo. Ale
gdy dorosłam, to zaczęły do mnie docierać zasady panujące w tym mieście. Do
tego stopnia mnie przeraziły, że postawiłam sobie cel – wyjadę i nigdy tu nie
wrócę. Jednak był problem – a nawet dwa. Mama, jakby nie zauważając tego, co
dzieje się wokół niej nawet nie przyjmowała do wiadomości przeprowadzki z
powrotem do Tokyo. Dlatego byłam skazana tylko na siebie, a do tego były mi
potrzebne studia. Studia z dala od tego miasta, najlepiej na drugim końcu Japonii.
Niestety mój problem z fizyką
wszystko przekreślił. Moje ambicje mnie zniszczyły. Postawiłam na medycynę. I poległam.
Dlatego teraz czekał mnie sierpień i jeszcze jeden rok w tym miejscu. To było
jak jakiś koszmar na jawie.
W domu czekała na mnie mama. Nie
była na mnie zła. Wyczuwałam napięty nastrój, który panował u nas już od kilku
miesięcy, ale nie zamierzała robić jednej z wielu awantur, które ostatnio
przechodzimy.
- Uda ci się – Powiedziała. –
Znajdziesz sobie korepetycje i skupisz się tylko na fizyce. Wierzę w ciebie –
Dodała. – A, że wyjeżdżam na te szkolenie do Korei, będziesz miała cały dom
tylko dla siebie przez większość wakacji. W końcu na to czekałaś.
Tak, czekałam. Ale planowałam wtedy
zacząć świętować wolność, jaką były wakacje bez komisyjki, a nie dalej siedzieć
w tych pieprzonych książkach. Ech… Życie.
Nie
poszłam na zakończenie roku. Temari od razu do mnie przyszła. Zaczęła mnie
pocieszać, ale nie dałam rady tego słuchać. Rozpłakałam się. W końcu to była
moja przyjaciółka od czasu, kiedy tu przyjechałam. Miałyśmy razem studiować.
Razem wynajmować mieszkanie. Razem wyjechać!
- Pomogę ci – Zaczęła – Załatwię ci
najlepsze korki w mieście. Mój brat brał kiedyś korki u pewnego chłopaka.
Dzięki temu zdał wszystko bez najmniejszych problemów.
- Ale i tak nie wyjechał.
- No niestety. – Dodała ciszej.
Brat Temari, Gaara, był jedną z
wielu osób, które tak samo jak my chciał opuścić Konohę. Ale nie opuścił. Bo
zaakceptował zasady, które tu panowały. Dołączył do n i c h
. Rodzina Temari nie rozumiała tego i nie potrafiła tego zaakceptować. Poza
tym dzięki tym niebezpiecznym powiązaniom zaczynali mieć nie małe problemy.
Konoha to jedno z najbardziej
skorumpowanych miejsc, jakie istnieją. Liczą się tu znajomości i pieniądze. Dla
pieniędzy każdy tu zabije. Fotel burmistrza to tylko przykrywka. Burmistrz,
szantażowany przez n i c h robił to, co chcieli. Dawał i m
bezkarność. A to niszczyło wielu ludzi. Wyniszczało rodziny.
Miastem
rządziły dwie organizacje. Dwie organizacje, nienawidzące się nawzajem toczyły
zawziętą wojnę. Nie znali granic. Nie znali litości. Dlatego się bałam. Wiele
osób, jak brat Temari, dołączało do jednej ze stron. To skreślało ich szansę na
wyjazd stąd na zawsze. W końcu dołączając do nich stawałaś się jednym z nich. A i c h
się nie opuszcza.
Nie ufałam Gaarze. Mimo, że miał
wytłumaczenie to nie mogłam mu zaufać. Mawiał, że dzięki temu chciał zapewnić
bezpieczeństwo jego rodzinie. Dzięki temu organizacja, do której się przyłączył
tylko bardziej się nią zainteresowała. I rodzina Temari zaczynała się sypać.
Dosłownie.
- Sakura, jesteś dla mnie jak
siostra. Nie zostawię cię tutaj. Nigdy – Obiecywała. A ja jej wierzyłam i
zaufałam. W końcu to Temari.
Początkowo odmawiałam korepetycji,
które mi proponowała. Już sam fakt, że były powiązane z jej bratem bardzo mnie
odrzucał. Jednak moja mama uznała, że to bardzo dobry pomysł. Sądziła, że skoro
Gaara dał radę dzięki nim, to ja też mogę. I tak się zaczęło.
Pierwszy dzień korepetycji zaczął
się dwa dni po zakończeniu roku. Niedziela. Późne popołudnie. Było bardzo
gorąco. Powoli w zielonej, letniej sukience szłam na osiedle na którym mieszkał
chłopak, który miał mi pomóc. Deidara. Temari opisywała go jako blondyna w
włosach spiętych w kitkę. W ogóle się nie cieszyłam. Uznałam to za stratę czasu
i pieniędzy. Poza tym, jeśli Deidara miał powiązania z kimkolwiek z
n i c h… To byłbym w dupie. Znowu.
Czekał na mnie przed domem. Pomachał
mi i z uśmiechem na twarzy zaprowadził do jego domu. Było tam bardzo
przyjemnie. Było zimno, bardzo zimno. Od razu poprawił mi się humor. Mu chyba
też, bo cały czas się do mnie uśmiechał. Mówił też o tym, że damy radę i
egzamin w sierpniu będzie tylko rozgrzewką przed tym, co będzie czekać mnie na studiach. Nie
wiem, czy wierzył we mnie na poważnie, czy nie, ale podniosło mnie to na duchu.
I po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy wzięłam się do roboty.
Pierwszy tydzień był koszmarny.
Wyszło wtedy, że nic nie wiem i jestem jednym wielkim nieogarem. Wstydziłam się
za to, ale Deidara nie zwracał na to uwagi. Bardzo się mu podobałam i nie
chciał stracić takiej okazji. Dla mnie to było bez znaczenia. Mógł sobie walić
tyloma tekstami ile chciał. Miał mnie nauczyć fizyki. A ja miałam zdać. I tyle.
Niestety Deidara nie należało
świętych osób. Szybko to zrozumiałam. Lekcje brałam wczesnymi popołudniami,
albo jeszcze szybciej. Tłumaczył się pracą na nocnej zmianie. Nie wierzyłam mu,
bo go widziałam. Widziałam go z jednymi z
n i c h. To był ten z tych dni, kiedy spacerowałam późno ulicami miasta.
Nie powinnam tak robić. To niebezpieczne. Ale gdy nie widzicie sensu swojego
życia i jesteście załamane to nie martwicie się o swoje bezpieczeństwo.
Spacerowałam
wtedy w pobliżu mojego ulubionego parku. Obserwowałam gwiazdy. Tylko w parku
były tak dobrze widoczne, bo tylko tam
było tak ciemno. Pamiętam czarne samochody. Był chyba jakiś pościg. Było ich
bardzo dużo. Wystraszyłam się. Pamiętam, że skuliłam się przy jakiejś ławce i
udawałam, że mnie tam niema. Ale to było głupie. Nigdy nikomu o tym nie powiem.
W pewnym momencie ciszę przerwał czyjś głos. Nie rozumiałam za bardzo tego, co
mówił, ale widziałam osobę do której należał. Deidara. Wyszedł wtedy z
samochodu i wyrzucił coś do kosza. Jakieś zawiniątko. Po tym szybko wsiadł do
samochodu i odjechał.
Bardzo
mnie to zabolało. Miałam wtedy
zrezygnować z lekcji i znaleźć kogoś innego. Moja podświadomość krzyczała do
mnie, żebym to zrobiła. Ale mama i Temari rozwiały moje obawy. I dalej
chodziłam do Deidary nieświadoma tego, co się szykuje.
- No to kolejne zadanie – westchnął Deidara.
Czasem byłam bardzo męczącą uczennicą. Współczułam mu. Kompletnie nic nie
wchodziło mi do głowy. – Oblicz maksymalne napięcie na uzwojeniu pierwotnym. Ech..
Do tego zadania masz obrazek, Sakura. O tutaj – wskazał palcem na arkusz, który
przerabialiśmy. A ja tylko wywróciłam oczami.
- Dasz radę, przed chwilką robiliśmy
podobne zadanie. – Spróbował się do mnie uśmiechnąć, ale zmęczenie było
silniejsze.
- Mów sobie, mów. Ja już się dawno
poddałam, Deidara. Nie rozumiem tego.
-
Sakura.. Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. To jedziemy z tym koksem. Patrz,
tu masz wzór na uzwojenie wtórne. To wiele ci pomoż..
Przerwał mu dzwonek do drzwi. To
nowość podczas naszych lekcji. Deidara podskoczył i zdziwiony wyszedł z pokoju
w którym udzielał mi lekcji. Bardzo mnie ciekawiło, kto był jego gościem. Jak na
Deidarę to było dość podejrzane. W końcu mu nie ufałam. Gdy tylko zauważyłam,
że zostawił uchylone drzwi… Uśmiechnęłam się do siebie. Szybko wyszłam z pokoju
i znalazłam się na długim korytarzu. Pobiegłam na palcach jak najbliżej
schodów, po czym przykucnęłam. Nie widziałam osoby, która zaczęła rozmawiać z
blondynem, ale to miejsce było idealne na podsłuchiwanie. Deidara nie mówił za
dużo. Z tonu głosu osoby, która go odwiedziła wynikało jedno – dostawał nie
mały opieprz.
Ale nie trwało to długo. Mężczyzna w
końcu ściszył głos i po chwili znalazł się w środku.
- Nie możemy tego spieprzyć. Nie dzisiaj.
– Warknął – Odpowiadasz za to, Deidara.
- Rozumiem. – Odpowiedział mu
blondyn.
A ja byłam ciekawa, kim był ten
gość. Nie bałam się tego, że mnie przyłapią. Nie brałam nawet tego pod uwagę.
Po prostu chciałam wiedzieć, kim on jest.
Lekko wychyliłam się zza schodów, które były świetną kryjówką. Ale nie
widziałam mężczyzny dokładnie. Był młody. I bardzo zdenerwowany. Miał świetną
sylwetkę. Zwykła biała koszula, ciemne spodnie. Wyglądał jak z jakiejś mafii. W
innym miejscu potraktowałabym to jak jakieś zabawne skojarzenie. W pewnym momencie
mężczyzna podszedł bliżej Deidary. Wtedy stanął do mnie bardziej tyłem, a ja
zobaczyłam jego czarne jak noc włosy. Były mu do ramion. Podenerwowany ton
mężczyzny lekko ucichł, po czym mężczyzna poprawił koszulę i wyszedł
zostawiając Deidarę samego sobie. A ja zaczęłam się bać. Dopiero teraz do mnie
dotarło, że byłam świadkiem czegoś złego i niebezpiecznego i ,że to może się
dla mnie źle skończyć.
Deidara był bardzo wkurzony.
Tłumaczyłam mu, że byłam w toalecie. Nie uwierzył mi. Boję się, że mnie
zauważył. Dlatego dzisiejsza lekcja skończyła się bardzo szybko. Ja jeszcze
szybciej opuściłam jego dom. Na zewnątrz było bardzo ciepło. Na szczęście
miałam na sobie zwiewną, różowo-turkusową sukienkę. I miałam przy sobie moje
przeciwsłoneczne okulary. Żyć, nie umierać. Gdy tylko opuściłam osiedle Deidary
to zwolniłam i skierowałam się do pobliskiego parku. Może i nie cierpiałam
Konohy, ale park, który się tutaj mieścił był cudowny. A w taką pogodę jak ta
był jeszcze piękniejszy.
Spacerowałam
główną alejką i mijałam wielu ludzi. Byli bardzo uśmiechnięci, wielu z nich się
śmiało. Albo nie mieli świadomości tego, co dzieje się w tym mieście, albo się
z tym już pogodzili. Ja nie potrafiłam. Nie
mogłam. Byłam za słaba, żeby z tym walczyć. Jednak w tym momencie nie
zamierzałam zaśmiecać sobie głowy nerwami. Poza tym zauważyłam Temari, która
widząc mnie, zaczęła biec w moją stronę. Zapowiadał się bardzo miły wieczór.
Temari
opieprzyła mnie. Ponoć dzień wcześniej minęłam ją i w ogóle nie zwróciłam na
nią uwagi. Po tym zaczęła opowiadać o jakimś chłopaku, którego poznała kilka dni wcześniej na jakiejś imprezie.
-
Czuj się zaproszona. Z chęcią przedstawię cię tym ludziom – Zachichotała. Nie
podobało mi się to.
-
Nie. Nie obraź się, ale nie przyjdę.
-
Ale dlaczego? Przecież ty oszalejesz od tej fizyki. Musisz się w końcu
rozerwać! – Drążyła dalej blondynka. – Proszę. Chociaż raz.
Nie
chciałam się na to zgadzać, ale za dobrze znałam Temari. Wiedziałam, że nie da
mi spokoju i z sekundy na sekundę będzie jeszcze bardziej irytująca.
-
Niech ci będzie. Ale idę tam tylko jutro
i nigdy więcej. – Westchnęłam i oburzona odwróciłam się od niej.
-
Sakura, będzie fajnie. Zobaczysz. Poza tym poznasz Shikamaru..
-
Kogo? – Zdziwiłam się słysząc zupełnie nowe imię. Zawsze latała za jakimś Shoko
a tu proszę, w końcu ktoś inny.
-
To ja mogłam tak od razu – Zachichotała. – Jest strasznie przystojny. I
świetnie tańczy. Musisz go poznać.
Było
bardzo późno. Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Robiło się zimno.
Nie miałam przy sobie nic, co mogłabym na siebie narzucić, dlatego strasznie
marzłam. Temari też zaczynała narzekać, dlatego w końcu się rozeszłyśmy. Ona
poszła od razu do domu najkrótszą drogą,
jaką znała. Ale ja musiałam przejść się parkiem. To było silniejsze ode mnie.
Spacerowałam znowu główną alejką. Księżyc odbijał się w wodzie, która otaczała
moją alejkę. Gwiazdy potęgowały tylko ten magiczny efekt. Jak byłam mała to
wyobrażałam sobie, że jestem królową wróżek. Teraz to wspomnienie tylko
wywoływało głupi uśmiech, ale gdybym była z powrotem mała i się tutaj znalazła…
Chyba padłabym na zawał z wrażenia.
W
mieście panował podejrzany spokój. Ale nie opuszczałam parku, za bardzo mi się
tutaj spodobało. Poza tym mama wyjechała dzień wcześniej. Nie bałam się tego,
że będzie na mnie czekać z kolejną awanturą. Nigdy nie podobało się jej to, że
późno wracam. Teraz nie miała nic do gadania.
Wdychałam
zimne powietrze, od którego dostawałam gęsiej skórki. Zdjęłam moje
przeciwsłoneczne okulary. Całkowicie o nich zapomniałam. Zawiesiłam je na
sukience i opuściłam park. Wiatr się nasilił. Zawiało mocniej, a ja się wzdrygnęłam.
Chyba zbliżała się burza. Gdy na horyzoncie pojawiło się kilka błyskawic
zrozumiałam, że naprawdę muszę się pospieszyć. Wiatr nasilił się jeszcze
bardziej. Sukienka latała mi na wszystkie strony. Nerwowo zachichotałam. Bałam
się burzy tak samo, jak bałam się tego miasta. Niemalże biegłam. Poczułam, że
zaczyna kropić. Zaklęłam.
Skręciłam
w ulicę prowadzącą do mojego domu. Szłam bardzo szybko. Kropli deszczu było
coraz więcej. I nagle oślepiło mnie światło. Zza zakrętu wyjechały trzy samochody.
Trzy czarne lamborghini przeraziły mnie. Zwolniły. Ale ja dalej szłam szybko.
Zaczynało padać. Mimo, że ulewa dopiero się rozpoczynała to byłam już cała
morka. Trzy podejrzane samochody minęły mnie nie zatrzymując się. Słyszałam już
wiele opowieści o porywanych dziewczynach. Znowu zaklęłam. Gdy samochody
zniknęły za kolejnym zakrętem to pobiegłam pod drzwi, po czym z ulgą znalazłam
się w środku.
Było
mi potwornie zimno. Na dworze był istny koszmar. Strasznie lało i błyskało.
Wyjęłam wszystko z kontaktów i przerażona burzą siedziałam przy oknie i
obserwowałam błyskawice, których tak bardzo się bałam. Może i były przerażające
i śmiertelnie niebezpieczne, ale były piękne. Gdy znowu zagrzmiało wzdrygnęłam
się i spanikowana spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. 1:24. Od razu
ziewnęłam. Ale zamierzałam przeczekać burzę, dlatego wróciłam do spoglądania przez okno. To bardzo nudne zajęcie, ale nie byłabym w
stanie zasnąć.
Ulice
były puste. Ale te trzy samochody, które mnie minęły nie dawały mi spokoju.
Wiem, że nie powinno mnie to dziwić. To normalne dla Konohy. Jednak nie
rozumiałam, dlaczego tutaj. Dlaczego moja ulica?
Powodowało
to u mnie duży lęk. Coś mi mówiło, że to przez te lekcje u Deidary. Bałam się,
że faktycznie ktoś mógłby się mną
zainteresować. Ale teraz już było za późno na zmianę korków i szukanie innych.
Miałam cel, którym był wyjazd z tego miasta. I nie mogłam się poddać tylko
przez jakąś głupią fizykę.
Nagle
obok mojego domu znowu przejechał samochód. Znowu czarne lamborghini. Widząc to
momentalnie schowałam się pod parapetem. Po dłuższej chwili zdobyłam się na
odwagę i wychyliłam się spod niego. Czarny samochód stał niedaleko mojego domu
po stronie sąsiadów. Nikt z niego nie wychodził. Zaczęłam się trząść. Drzwi
samochodu otworzyły się. Od strony kierowcy wysiadł jakiś srebrnowłosy
mężczyzna. Jego ciemna, skórzana kurtka od razu zaczęła błyszczeć się od spadających
na nią kropli deszczu. Po drugiej stronie też ktoś wyszedł. Był nim drugi
mężczyzna, którego nie widziałam już tak dobrze. Miał długie, czarne włosy. Tylko
tyle zdołałam zauważyć, bo po chwili obaj zniknęli na podwórku sąsiada.
Nie
odchodziłam od okna. Dalej sparaliżowana spoglądałam w ich stronę nie zdolna trzeźwo
myśleć. Wiedziałam, że coś się stanie. I wiedziałam, że za to zapłacę. Strzał.
I krzyk. Później kolejny. Wciągnęłam powietrze. Byłam świadkiem czegoś złego.
Morderstwa? Prawdopodobnie tak. Zszokowana oparłam się o ścianę. Słyszałam
dźwięk odpalanego samochodu i otwieranych drzwi. Jedne się zamknęły, jednak
czegoś mi brakowało. Drugie drzwi się
nie zamknęły. Ciekawość była silniejsza. Ostrożnie podeszłam do okna. Podskoczyłam.
Ten drugi mężczyzna stał przed samochodem i z uśmiechem trzymał spluwę. Z zadowoleniem
spoglądał w stronę domu mojego sąsiada. Trzymał jakąś walizkę. I nie wiem, co
mnie podkusiło, żeby bardziej się wychylić, ale on spojrzał na mnie. Prosto w
moje oczy. Zauważył mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie
skończyłam jeszcze „Sztuki miłości” i przyznam się bez bicia – nawet nie
zaczęłam jej pisać :) Dlatego zacznę już drugą jednopartówkę,
może w trakcie przepisywania dostanę choć trochę weny.
Dziękuję
wytrwałym za czytanie :*
jakie dobre *,*
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada :) Nie mogę doczekać się kolejnej części :)
OdpowiedzUsuńUuuu... Muszę przyznać, że zakończyłaś to w bardzo dobry sposób :). I nie wiem, jakie życzenie było Angel, ale wydaje mi się, że dobrze się spisałaś xD. Przyznam szczerze, że akcja była względnie spokojna, ale nudną bym ją nie nazwała :).
OdpowiedzUsuńFajnie... Czekam wtedy na nexta, bo jeszcze nic Twojego nie czytałam, ale pomyślałam dzisiaj: dlaczego nie? Więc czytam i jestem ciekawa jak pociągniesz dalej akcje :). Chyba najlepiej będzie jak ocenie całość, bo na razie mogę powiedzieć, że mi się podoba :)
Pozdrawiam i życzę weny ;p
A i zapytam Ciebie tutaj... Przyjmujesz zamówienia? Bo ja w sumie patrzę na Twoją kolejkę i nie wiem czy Ci coś dawać, bo jest straaaasznieeee długa.
OdpowiedzUsuńHahaha :D 'Względnie spokojna' to trafione określenie :D Cieszę się, że rozdział przypadł do gustu, co do zamówień to wolałabym jak na razie nic nowego nie dostawać, kolejna jest zbyt długa i to dobijające, ale dopiero po ponad roku zajęłam się pierwszym zamówieniem :o Przy moich ruchach to nawet całe życie mi nie starczy na dojście do połowy ^^
UsuńNo dobra to ja wtedy poczekam, ale...
UsuńJakbyś kiedyś zmieniła zdanie i chciała napisać dla mnie jakąś partówkę: DAJ ZNAĆ. :)
Nie chcę się narzucać, a chętnie kiedyś coś u ciebie zamówię ;p