wtorek, 27 maja 2014

Sztuka miłości (ItaSaku) cz.7


                    
        
               Nie zadawałam pytań. Z otwartymi ustami wpatrywałam się w nieznajomego niezdolna wydać ani jednego dźwięku. Mężczyzna, bardzo zbudowany i wysoki przeraził mnie. Patrzył na mnie spod byka i wskazał ręką na wyjście. W milczeniu za nim pomaszerowałam.
            - Rusz się, kurwa! Nie mamy czasu – Ryknął w moją stronę, gdy wyszłam z obskurnego pomieszczenia. Moja rana go nie interesowała. Gwałtownie popchał mnie do przodu, po czym syknęłam i kuśtykając starałam się dorównać mu kroku.
            Miałam wrażenie, że minęła wieczność, zanim doszliśmy na miejsce. A pokonaliśmy naprawdę krótką trasę. W środku kolejnego pomieszczenia nie było nikogo wbrew temu, co przypuszczałam zastać. Byliśmy sami.
            - Ty tu zostajesz – Burknął pod nosem – Szef zaraz przyjdzie. – Dodał uważnie mi się przyglądając. Widocznie starał się rozkminić, co ja w ogóle tu robię, po czym popchnął mnie do środka i trzasnął drzwiami.
            Od razu padłam na kolana i się rozpłakałam. Głównie z bólu, bo upadkiem przygniotłam swoją ranę i pewnie jeszcze bardziej ją zmasakrowałam. Byłam na skraju paniki. Chciałam, żeby ta cała sytuacja była tylko bardzo złym snem i żeby wszystko wróciło do normy. Pochlipując oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy, żeby się uspokoić i zacząć trzeźwo myśleć. Musiałam coś wymyślić. Nie mogłam tu zostać!
            Nie zdążyłam. Drzwi otworzyły się bardzo szybko i światło zapaliło się. Pomieszczenie już nie było takie odpychające. Zauważyłam, że w kącie leżały dwa krzesła, a na przeciwko mnie było małe okienko. Do środka wszedł dość niski mężczyzna. Był stary, zmarszczki zdobiły całą jego twarz.
            - Witam – zaczął błądząc wzrokiem po pokoju. Po chwili zatrzymał się na mnie. Zareagował dość dziwnie. Jego wyraz twarzy sprawiał wrażenie troski. Od razu przy mnie kucnął i przyjrzał się mojej ranie. Skrzywił się.
            - Pewnie boli – raczej stwierdził, niż zapytał – Pomogę pani wstać i usiąść na krześle – zaproponował. Podał mi swoją dłoń i pomógł mi wstać. Syknęłam, ale jakoś dałam radę dojść do krzesła.
            - Mam nadzieję,   że nazywa się pani Sakura Haruno i nie doszło do nieporozumienia.
            - Tak?- Wydukałam – A pan to kto?
           - Danzo – odparł – Dla pani jestem Danzo – uśmiechnął się, co bardzo go odmłodziło. Patrząc się na mnie poprawił swój czarny, idealnie leżący na nim garnitur. Po tym usiadł na krześle, które postawił naprzeciwko mnie.
            - Pewnie zastanawia się pani, co tu robi, prawda? – Zapytał. Nie czekał na moją odpowiedź. – Znajduje się tu pani z jednego powodu. Ma pani coś, na czym mi bardzo zależy. Pewną cyfrę, numer, szyfr..
            Wciągnęłam powietrze. Dalej nic nie mówiłam i zaczęłam unikać jego wzroku.
            - Jak pani zapewne wie, zrobię wszystko, żeby to zdobyć. Nie musi się pani stawiać. Szkoda na to pani czasu. Nie wiem, czy jest pani świadoma tego, co oznacza to, czego szukam. Z chęcią to pani wyjaśnię.
            Mężczyzna wstał, po czym zaczął spokojnie spacerować naokoło pokoju, a ja poczułam napływającą panikę po raz kolejny w ciągu tych kilku minut.
            - Pani świętej pamięci ojciec ukradł kiedyś ciężko zarobione pieniądze kilku powiązanych ze sobą osób.
            Słysząc to poczułam ukucie w sercu. A więc mój ojciec naprawdę nie żyje.
            - To było bardzo złym posunięciem – kontynuował – Ale muszę przyznać, że wykazał się dużym sprytem! Przez niemal 15 lat nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Nie wiedziałem nawet, czy te pieniądze jeszcze gdzieś są. A tu, proszę, pani okazuje się, że pani ojciec przebywa w Japonii i ma piękną żonę i dziecko… Sama pani rozumie, nie mogłem pozwolić na to, aby ten człowiek dalej istniał. Ale nie mogłem pozbyć się go też tak od razu. W końcu pieniądze, które ukradł… Ta astronomiczna suma była i jest zbyt cenna.
            Podpalenie pani domu było tylko ostrzeżeniem dla pani ojca. Pani ojciec wiedział, że nie może uciekać do Ameryki, bo wszystko stracił, a pieniądze, które gdzieś przetrzymywał musiały pozostać jedną wielką niewiadomą. Nie chciał dopuścić do tego, abyśmy je odzyskali. Nie mógł tak ryzykować. W sumie to pani ojciec wydawał się całkiem pogodzony z tą sytuacją. Do tej pory mnie to zadziwia. – Westchnął. – Numer, który ma pani na plecach już poznałem. Sprytne. Nie sądziłem, że to, co jest zakodowane na pani plecach to jednocześnie numer konta bankowego i hasło, zapisane od tyłu. Sprytne, ale nie genialne.
            Przez moment w pomieszczeniu zapanowała cisza. Danzo zatrzymał się. Czujnie przyglądał mi się cały czas, jakby czekając, aż coś wywinę.
            - A czy nie zaczęła się pani zastanawiać, dlaczego jeszcze żyje? Przecież mam to, co chciałem. Czy nie powinienem pani zabić? – Zapytał. Z nieodgadnionym przeze mnie wyrazem twarzy podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. W tym momencie koszmar powrócił. On mnie zabije. Tu i teraz.
            - Nie może pan! – Wymsknęło mi się. Przerażona spojrzałam prosto w jego oczy. Mężczyzna zaśmiał się.
            - Ależ mogę, pani Haruno. I zrobię to z ogromną przyjemnością.
            Przy moim czole pojawiła się spluwa, a on, oblizując wargi zmrużył oczy i mocno szarpnął mnie za głowę.
            - Niech się pani nie boi. Zanim to zrobię, przyjdzie do nas nasz specjalny gość.
           Zaczęłam płakać. Łzy wypływały z moich oczu nieubłagalnie szybko. Byłam równocześnie wściekła. Chciałam zabrać mu broń i sama wystrzelić w jego stronę. Ale trzymał mnie zbyt mocno.
            - Zaraz powinien tutaj być..
            Nie mylił się. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął znowu ten gburowaty nieznajomy. Ale nie był sam. Trzymał..
            - Itachi! – Krzyknęłam. Był w jeszcze gorszym stanie niż ja. Krew ciekła z jego twarzy. Nawet te jego długie, czarne włosy były zakrwawione. Twarz miał rozciętą, tuż nad brwią. Obok rany był paskudny siniec. Był ledwo żywy. Jednak.. Zareagował. Gdy spojrzał na mnie i posłał mi swój uśmiech… - Itachi.. – Powtórzyłam.
            Danzo zarechotał. Opuścił spluwę i spojrzał na Itachiego. Zaśmiał się głośno.
            -Witamy, witamy, królewicza z bajki. A już się bałem, że nie zdążysz…
            - Tylko spróbuj coś jej zrobić skurwielu – Powiedział Itachi – Nie poddam się tak łatwo. Nie w tym życiu.
            - Przykro mi, Itachi, ale nawet twój ojciec był tego samego zdania co ja. Należy ci się kara. Ta ślicznotka miała już dawno badać kwiatki. Dzięki tobie straciliśmy wczoraj kilku najlepszych ludzi.
            Itachi miał mnie zabić. To zabolało.
            - Ciebie też się pozbędę. Zobaczysz. Będziesz zdychał jak pies – Warknął Itachi i splunął w jego stronę. Po tym zakrztusił się własną krwią. Nie mogłam się na to patrzeć. Musiałam coś zrobić!
            - Nie martw się, Uchiha, tobą zajmie się twój ojciec. Chociaż widzę, że dużą robotę zrobili już moi chłopcy. Muszę im pogratulować. Kto by przypuszczał, że syn pana Uchihy będzie w takim stanie – nabijał się z niego.
            - Zabiję cię – Odparł Itachi – Zabiję!
            - Zobaczymy – powiedział Danzo i skierował spluwę w moją stronę. Ale nie zdążył wystrzelić. Itachi jak na zawołanie wstał i złapał go za szyję. Widziałam, jak nieludzko się męczy. Ale nie był niczym skrępowany. Widocznie nikt nie dawał mu jakichkolwiek szans. Spluwa spadła na ziemię wystrzeliwując gdzieś w dal, nie robiąc nikomu krzywdy. Ja, z trudem zeskoczyłam z krzesła i ją podniosłam. Teraz liczyły się sekundy. Krzyknęłam, nie wiedząc nawet do kogo. Ale nie zwróciło to uwagi dwójki mężczyzn, siłujących się właśnie na podłodze. Itachi syknął. Przetrzymywał Danzo na ziemi, jednak to Danzo go okładał. A ja wystrzeliłam.
            Strzał mnie ogłuszył i mocno cofnęło mnie do tyłu. Upadłam. Nie wiedziałam, czy trafiłam gdziekolwiek. Bałam się, że trafiłam w Itachiego. Załkałam. Przykryłam usta moimi dłońmi i rzuciłam spluwą gdzieś  przed siebie. Nie chciałam dłużej jej trzymać. Pewnie dzięki  niej zginęło już wiele osób.
            W pokoju zrobiło się cicho. Szarpanina na podłodze ustała. Moje serce mało nie wyrywało mi klatki piersiowej. Bałam się, naprawdę bałam się o Itachiego. Nie chciałam go zabić.  Nie chciałam  go stracić. Zależało mi na nim.
                   - Sakura – usłyszałam swoje imię – Zwijamy stąd. 

               



                Itachi chciał uciekać. Nie brał pod uwagę tego w jakim jest stanie. Nie czuł bólu. Skończyło się to tym, że zemdlał przy samochodzie. Na szczęście jakiś przechodzeń wezwał pogotowie, a ja, płacząc i tuląc Uchihę błagałam go o to, żeby otworzył oczy.
            Wszystko skończyło się w szpitalu. Tam opatrzono moją ranę i zadbano o Itachiego. Szybko do siebie doszedł, ale mogliśmy tam zostać. Nie tylko Danzo był łakomy na pieniądze do których dostęp miałam tylko ja. Poza tym nie wiedzieliśmy też, czy zdradził komuś numer i czy ktokolwiek poza nim i ojcem Itachiego wiedział o całym zajściu. Co do jego ojca… Wolałam nie wnikać. Widocznie Itachiemu nie układało się z nim za dobrze.        
            Na początku myślałam, że wszystko przekreśli lekarz. Chciał wzywać policję, bo nie chcieliśmy wytłumaczyć mu, dlaczego jesteśmy w takim stanie. Żadna bajeczka go nie przekonywała. W końcu Itachi ‘wytłumaczył’ mu spluwą przy głowie kilka faktów i tak z powrotem znaleźliśmy się w jego samochodzie i znowu jechaliśmy tą przeklętą autostradą.
            Ja cały czas płakałam. Opłakiwałam mojego ojca i matkę, chociaż przy niej nie byłam już taka pewna. W końcu sobota zaczęła się dopiero dzisiaj w nocy, a mama miała jechać w sobotę… To powodowało przyjemne ciepło w sercu. Itachi skupiony na drodze nie zmieniał już co chwilę stacji radiowej. Spoglądał tylko na mnie z niepokojem i co jakiś czas poklepywał mnie po głowie, co zaczynało wyprowadzać mnie z równowagi.






            Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam było już ciemno. Dalej jechaliśmy samochodem. Itachi coś pił, ale od razu odłożył napój na miejsce, gdy zobaczył, że się obudziłam. Spytał się mnie, jak się czuję, a po tym wskazał palcem na lewo. Lotnisko.
            - Nie! – Krzyknęłam – Nie wyjadę. Nie zostawię Ja..
            - Wyjedziesz. A tak właściwie już wyjeżdżasz. Masz kupiony bilet, zmienioną tożsamość. Na miejscu będzie czekać na ciebie moja znajoma. Pomoże ci się zaklimatyzować i zacząć od nowa… - przerwał mi Itachi i ze spokojem starał się przemówić mi do rozsądku. Ale ja go nie słuchałam. Nie widziałam nawet takiej opcji, żeby wyjeżdżać.
            - Nie! – Powtórzyłam.
            - Oj, Sakura, Sakura… - westchnął i wywrócił oczami – Myślałem, że w końcu zmądrzejesz. Chyba, że lubisz być przetrzymywana w małych pomieszczeniach i patrzeć się, jak o ciebie walczę. Trzeba było powiedzieć mi o tym od razu. Wymyśliłbym coś… Auł!
            Uderzyłam go. Z wściekłością na niego patrzyłam i powstrzymywałam się od kolejnego uderzenia. W końcu był cały w siniakach.
            - Przestań – W końcu wydukałam. – Nie mówi tak więcej.
            - Sakura, pomyśl w końcu logicznie. Oni cię tutaj i tak dorwą. Myślisz, że tylko Danzo na ciebie polował? Ich jest więcej. Wśród nich jest nawet mój ojciec…
            - Gdzie mnie wysyłasz? – Zapytałam po dłuższej chwili.
            - Do Perth. To jest w Australii.
            - Australia? – Zapytałam niepewnie – Jesteś tego pewien?
            - A co w tym złego? Byłem tam kiedyś i mi się spodobało. – Burknął.
            - Kiedy mam samolot?
            - Za pół godziny. – Odparł cicho.
            - A ty? Lecisz ze mną? – Zapytałam.
            - Nie. Mam tu do załatwienia dużo spraw… A z resztą, co ty się tak o mnie martwisz? Przecież mieliśmy układ, że po naszej rozmowie dam ci spokój do końca życia i zniknę z twoich oczu. Zapomniałaś o tym? – Powiedział. Wyczuwałam w jego głosie ból, widocznie też nie był zadowolony z takiego obrotu spraw.          
            - No ale po co masz tutaj zostawać? Przecież grozi ci niebezpieczeństwo!
            - Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Dobra, koniec tych rozmów. Jesteśmy na miejscu.
           
           




            Na lotnisku nie mówił za dużo. Czekał tam na nas ten blondyn z motelu. Deidara, o ile się nie mylę. Gdy nas zobaczył niepokój zniknął z jego twarzy. Uśmiechnął się i nam pomachał. Wręczył mi jakieś dokumenty, coś tłumaczył. Nie słuchałam go. Byłam załamana. Znowu.
            Nie miałam dużo czasu. Bardzo chciałam przemówić Itachiemu do rozsądku. Nie chciałam wyjeżdżać. Chciałam sprawdzić, co z moją matką. Chciałam pożegnać się z Hinatą, która wspierała mnie przez ten cały czas. Chciałam podziękować pani Tsunade, usłyszeć jeszcze raz coś głupiego od Naruto. Chciałam też podziękować Itachiemu. To dzięki mu zawdzięczałam życie.
            - Nie chcę wyjeżdżać – Marudziłam. – Dlaczego ty mi to robisz? – Zapytałam się Itachiego z wyrzutem.
            - Powinnaś być wdzięczna.
            - Nie potrafię. – Odparłam zgodnie z prawdą. – Nie mogę tak po prostu zostawić tego wszyst..
            - Zajmę się tym. Daj mi czas i przestań marudzić – przerwał mi Itachi i zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę. Spojrzał mi w oczy. Ja znowu zaczynałam pochlipywać.
            - Załatwię wiele ważnych spraw i też wyjadę. Przecież po tym wszystkim też nie mam tutaj życia – dodał. – Przestań w końcu ryczeć i weź się w garść. Pozbyłaś się jednego z najniebezpieczniejszych ludzi świata, uratowałaś mi życie, pomogłaś nam stamtąd uciec. Nie jesteś z tego dumna? – Zapytał zdziwiony – Naprawdę się aż tak niedoceniasz? Cały świat stoi przed tobą otworem. Możesz robić wszystko, co chcesz. Jednak na pozostanie w Japonii ci nie pozwolę. Zbyt mi na tobie zależy…
            - Obiecujesz, że stąd wyjedziesz? Z moją matką?
            - Mogę obiecać… - Szepnął i podniósł mój podbródek. Moje serce zaczęło bić jak szalone, moje policzki zapłonęły, a ja zamknęłam oczy. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Muskał je delikatnie, a ja, miałam wrażenie, że zaraz odlecę. Nie mogłam się powstrzymać i kiedy tylko zaczęłam mu je oddawać, pogłębił pocałunek. Zapomniałam o wszystkim. Czułam się tak dobrze… Wplotłam dłonie w jego długie, czarne włosy, a on, przyciągnął mnie bliżej i delikatnie wkradł się za moją koszulkę. Nie zwracaliśmy uwagi na przechodzących obok nas ludzi. Byliśmy tylko mu, tu i teraz. Ale wszystko piękne i tak się kiedyś kończy. Szara rzeczywistość szybko powróciła, gdy z głośnika dotarła do nas informacja o tym, że mam tylko kilka minut.

            - Obiecuję – Dodał, gdy odsunęliśmy się od siebie – Wrócę do ciebie. 

6 komentarzy:

  1. czy to już koniec?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdzialik okropnie szybko się czytało. Cieszę się z końcówki :D czekam na kolejną nocię . Pozdro Czarna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety wyszło co wyszło, zaczynając tę partówkę nie zamierzałam nikogo uśmiercać ani robić takich akcji, tylko od razu przejść do rzeczy ;)

      Usuń
  3. Boże całe szczęście że jeszcze jedna część bo jakbyś mnie zostawiła w takiej niepewności co dalej,to zeszłabym na zawał 0_0 Dokańczaj mi tu szybko ostatnią część i zabieraj się za moje zamówienie :p Całuski :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że tylko jedna część jeszcze. Z jednej strony się cieszę, bo jestem ciekawa jak to się zakończy, a z drugiej bardzo się przywiązałam do tej historii. Właśnie to jest najgorsze w opowiadaniach typu "jednopartówka" :( Masz niesamowity talent, jak większość autorek tutaj.

    OdpowiedzUsuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)