piątek, 13 czerwca 2014

Sztuka miłości (ItaSaku) cz. 8

            VII

                                    Perth. Australia. Wolnym krokiem wyszłam z samochodu naciągając na oczy przeciwsłoneczne okulary. Wyciągnęłam dłonie wysoko do nieba i uśmiechnęłam się. Słońce mi służyło. Temperatury w Perth były dość wysokie, ale mi to pasowało. Po prostu uwielbiałam słońce. Byłam tutaj od ponad dwóch tygodni. Od razu po wyjściu na lotnisko przywitała mnie Konan, wysoka dziewczyna o niezwykłych fioletowych włosach spiętych w koka przypominającego różę. To dzięki niej jakoś się tutaj odnalazłam.
            Ale nawet pomimo tylu tysiąca kilometrów od Japonii dalej byłam tam myślami. Nie mogłam znieść tego braku informacji o Itachim ani o mojej matce. Byłam załamana. Konan cały czas mnie pocieszała i mówiła, że w końcu czegoś się dowiemy. Ale informacje nie przychodziły.
            Mieszkałyśmy w mieszkaniu Konan, które równocześnie służyło jej za jej studio. Zajmowała się tam grafiką. Z reguły przesiadywała tam całe noce. Miałam to sobie za złe. Gdyby mnie nie było, pewnie przesiadywałaby tam w dzień i miała wieczory dla siebie. A gdy pojawiłam się ja… Chyba nie potrafiła tak po prostu zostawić mnie samą.
            W trakcie tego krótkiego pobytu poprawiłam swój angielski. Wcześniej miałam wrażenie, że znam go bardzo dobrze, ale dopiero tutaj wykorzystałam go w praktyce i bardzo się na tym przejechałam. Tak, więc ćwiczenie angielskiego było tutaj moim jednym zajęciem.  Jednym, bo Konan nie pozwalała mi iść do pracy. Uznała, że mamy czekać na Itachiego i dopiero wtedy zdecydujemy, co dalej. Taa, tylko, że go nie było i jakoś nie zapowiadało się na jego powrót. A ja umierałam z niepewności.





             Wolno przemierzałyśmy przez centrum miasta. Mijało nas dość dużo ludzi. Był późny wieczór, wieżowce mieniły się w barwach kolorowych bilbordów i reklam. Miałyśmy dość plaży. A spędziłyśmy na niej praktycznie całe popołudnie. Dlatego teraz tak dla odmiany zaciągnęłyśmy się w tłum przechodniów i bez celu podchodziłyśmy od jednej witryny sklepowej do drugiej, żeby ostatecznie z fiaskiem przejść do kolejnej.
            - Sakura, wracajmy do domu. Chce mi się spać – Marudziła Konan. Widocznie nie przepadała za takimi wypadami. Ale ja też nie byłam zachwycona. To było potwornie nużące.
            - Nie chcę wracać do mieszkania. – Wypaliłam spoglądając w kolejną wystawę - Chodźmy do jakiegoś baru, do klubu. Chcę się rozerwać.
            - To zły pomysł. Wolę, gdy jesteśmy w bezpieczniejszych miejscach – Odparła zdziwiona Konan. – W końcu to ja za ciebie odpowiadam. A… Itachi – wymawiając jego imię przybliżyła się do mnie i ściszyła głos – Nie daje żadnych odznak, jednak z moich sprawdzonych źródeł wiem, że to kwestia kilku dniu i wróci. On sobie poradzi, Sakura. W końcu to Uchiha.
            - Taa, jakby w jego wypadku to nazwisko coś jeszcze zmieniło – Westchnęłam i wywróciłam oczami. Wiedziałam, że Itachi ma wielki problem. Sprzeciwił się ojcu, którego bałam się, mimo tego, że nic o nim nie wiedziałam. Był ścigany. I musiał wydostać się jakoś z Japonii…
            - To może chodźmy do tej restauracji. Jestem głodna – ciągnęłam dalej i wskazałam przed siebie na zupełnie przypadkowy lokal. Okazał się kuchnią tajską. Niezbyt trafiony wybór, bo za nią nie przepadałam, ale znużona Konan skinęła głową i weszła do środka.
            W środku były tłumy ludzi. Wszędzie unosił się ten specyficzny zapach tej kuchni.. Ale ja dzielnie wkroczyłam do środka i zajęłam jedyne wolne miejsce obok Konan. I niestety musiałam coś zamówić. Zamówienie pojawiło się od razu, a ja, skrobiąc w jedzeniu rozmyślałam nad tym, jakby tu jak najszybciej uciec z tego miejsca.  Niestety Konan była zachwycona i nie zapowiadało się na szybki powrót.
            W końcu udało mi się spokojnie dojść do toalety. Konan jadła po raz kolejny coś dziwnego i planowała zamówić to raz jeszcze. Ja za to stanęłam przed lustrem i przemyłam twarz lodowatą wodą. Byłam dość opalona. Niestety naokoło oczu miałam jaśniejsze miejsca. To przez okulary przeciwsłoneczne. Z rezygnacją spięłam włosy w kok, ale gdy dalej drażniąco opadały mi na oczy to się poddałam. Rozpuściłam je i lekko przeczesałam dłonią, po czym skierowałam się do wyjścia. Jednak odgłosy za drzwiami mnie zatrzymały. Trwała tam jakaś kłótnia. To nie byłoby dziwne, gdybym nie usłyszała tam japońskiego… Poczułam, że serce zaczyna mi bić coraz szybciej. Nie, to nie mógł być Itachi. Życie nie jest aż tak piękne. Serce biło coraz szybciej, ale nie z ekscytacji. Z przerażenia.
            Cicho zbliżyłam się do drzwi i przyłożyłam do nich ucho.
            - To gdzie ona jest, kurwa?!
            Zaśmiałam się z rezygnacją. Poczułam, że kręci mi się w głowie. Szybko oparłam się o zabrudzoną ścianę modląc się o to, żeby nie byli świadomi tego, że jestem w tym lokalu. Już nawet nie zastanawiałam się tym, dla kogo pracują i czy mają mnie przyprowadzić żywą. Mętlik w mojej głowie wyczyścił mi z niej wszystkie pytania i pozostawił w bezradności.
            - Wiedzieliśmy ją, jak szła z tą suką przez miasto. Nie wiemy, gdzie się zatrzymały, ale to kwestia czasu – Odpowiedział długi, niższy głos.
            - Mieliśmy ją znaleźć tydzień temu. Nie wiesz, że już mamy przejebane u szefa? On nas zajebie! Przez jakąś małą dz.. – Krzyczał ten pierwszy, ale nagle ucichł.
            - Uspokój się, idioto. Ludzie patrzą. Znajdziemy ją. I szef zrobi sobie z nią, co chce. Przeszukajmy wszystkie sklepy i lokale. Ten też. Może tu jest.
Słysząc to poczułam, że tracę równowagę i momentalnie przed moimi oczami zapanowała ciemność.





            Konan mnie ocuciła. Byłyśmy w jakiejś kabinie. Po chwili zrozumiałam, że nie opuściłyśmy restauracji. Patrzyła na mnie bezradnie i gdy tylko szepnęłam, że chcę do domu, odetchnęła z ulgą.
            - Musimy się stąd jakoś wydostać – Szepnęła i pomogła mi wstać. – Boli cię coś?
            Po tym pytaniu poczułam okropny ból głowy. Zrozumiałam, że musiałam mocno się w nią walnąć w chwili upadku.
            - Taaa – skinęłam głową – Jesteśmy w czarnej dupie – Warknęłam.
            - Przestań tak mówić …
            - To jak niby opuścimy tę toaletę? Oni wiedzą, że tu jesteśmy? – Zapytałam z wyrzutem.
            - Nie wiem. Ale nie wchodzili do toalety nawet pomimo tego hałasu, gdy upadłaś. Byli zbyt zirytowani brakiem czegokolwiek o tobie. Mają zadanie i muszą je wykonać. Wiem, jak to jest.
            Widocznie Konan miała dość niebezpieczny epizod w swoim życiu. Ale nie wnikałam. Musiałyśmy stąd uciec. To było priorytetem.  
            Konan wyszła pierwsza. Ostrożnie otworzyła drzwi i sprawdziła inne kabiny. Było czysto. Po tym podeszła do drzwi i lekko je uchyliła. Miałyśmy szczęście. Z tego miejsca rozlegał się obszerny widok na resztę lokalu. Mimo tego, że nie zauważyła nikogo podejrzanego to szybko zamknęła drzwi.
            - Wyjdziemy tylnym wyjściem – Zarządziła.
            - Gdzie jest tylne wyjście?
            - Tam – Wskazała na okno i uśmiechnęła się z bezradności.
            - Ty to tak serio? – Westchnęłam i spojrzałam z niepokojem na malutkie okienka położone niemal przy suficie.
            - A jaki mamy wybór?  - Zapytała i spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem niewyrażającym żadnych emocji.





            Opuściłyśmy toaletę i znalazłyśmy się za budynkiem w jakimś obskurnym miejscu. Było tutaj bardzo ciemno i nie pachniało zbyt przyjemnie. W oddali słyszałyśmy dźwięk przejeżdżających samochodów oraz oceanu, który łagodził ten chaos. Konan pociągnęła mnie za sobą w stronę miasta. Nie była sama do tego przekonana, ale nie mogłyśmy tutaj zostać. To miejsce prowadziło do niczego. Ulice nie były opustoszałe, ale ludzi było znacznie mniej niż wcześniej. Nie wiedziałam która godzina, ale musiało być bardzo późno. Konan złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę stacji metra, która wyłoniła się zza rogu. Widocznie odetchnęła z ulgą.
             W środku praktycznie nikogo nie było. Były tam tylko dwie panie dość lekkich obyczajów, grupka roześmianych studentów i jakaś starsza pani, która była przerażona widząc stojące obok niej kobiety. Mi chciało się śmiać tak samo jak tym studentom, bo byłyśmy w kropce. Widziałam ten brak pomysłu na twarzy Konan. Chyba, że po prostu nie wiedziałam na co ją stać. Konan cały czas oglądała się za siebie i czujnym spojrzeniem piorunowała resztę pasażerów, jakby posądzając ich o tę okropną sytuację. Na szczęście nikt nie zwracał na nas uwagi.
            - Sakura – Odezwała się wreszcie Konan – Po tych ludziach możemy spodziewać się wszystkiego. Masz tę broń, którą dałam ci dzisiaj rano?
            Poczułam, że robię się czerwona.
            - Nie – Wydukałam – Zostawiłam ją w mieszkaniu…
            Konan zaklęła.
            - No to pięknie – Dodała z irytacją – W razie ucieczki będziesz musiała naprawdę liczyć na los szczęścia.
            - Dlaczego?
            - Patrz tam. – Szepnęła i wskazała mi na drugą część metra. Dwójka mężczyzn w czarnych kurtkach ze zmęczeniem opadała tam właśnie na fotele.
            - To jedni z nich?
            - Tak – Odparła Konan  - A my właśnie wychodzimy – Dodała szybciej, gdy drzwi zaczęły się zamykać.
            Zdążyłyśmy wybiec w ostatniej chwili. Ale i tak miałyśmy pecha.  Jeden z nich nas zauważył. I zabawa dopiero się rozpoczęła.

            Wybiegłyśmy ze stacji. W oddali słyszałyśmy pisk opon. Wystraszyłam się. Konan nie panikowała. Spokojnie złapała mnie za ramię i pokierowała w stronę starej części miasta.
            - Uciekaj tam! – Zarządziła i wyjęła spluwę.
            - A ty? – Zawahałam się. Nie mogłam jej zostawić. To na pewno źle by się dla niej skończyło.
            - Zostanę tu.
            - Nie. Nie zgadzam się! – Fuknęłam – Ty też masz ten okropny syndrom ratowania świata? – Mówiąc to przed oczami miałam Itachiego - Idziesz ze mną!
            - Sakura… Przeginasz. W tym momencie idziesz tam, gdzie ci pokazałam. Ten samochód zaraz tu przyjedzie!
            - Ale...
            - Nie dyskutuj do cholery, tylko biegnij! – Krzyknęła i z przerażeniem spojrzała w zbliżający się do nas samochód, który pędził od strony centrum.
            Nie zrobiłam tego chętnie, ale ruszyłam się i zaczęłam biec. Chyba w dobrą stronę. Stres nie pomagał. Konan coś za mną nawoływała. A ja pędziłam przez ulicę, która na szczęście była pusta. Nagle dźwięk zbliżającego się samochodu był coraz bliższy. Przez ramię zauważyłam, że wyminął Konan i zaczął mnie ścigać. Przerażona wbiegłam na most. Całkowicie pomyliły mi się kierunki. Nie miałam gdzie uciec. Spanikowałam i stanęłam w miejscu. Załkałam. To koniec.
            Samochód w końcu zatrzymał się tuż obok mnie. Przez moment nikt z niego nie wychodził, a ja stałam osłupiała i chlipałam. To naprawdę koniec. W końcu drzwi otworzyły się, a z nich wyszedł wysoki mężczyzna. Nie musiałam się go pytać kim jest. Zbyt dobrze przypominał mi Itachiego.
            - Ojciec Itachiego – Szepnęłam i zilustrowałam mężczyznę od góry do dołu. Wyglądał niemal identycznie, pomijając bliznę na jego  twarzy oraz zmarszczki mówiące o dość sporym wieku.
            - Sakura Haruno – Powiedział i zamknął drzwi. – Nie sądziłem, że dasz się złapać tak szybko. Myślałem, że zajmie nam to więcej czasu.
            - Po co pan mnie szukał? – Zapytałam i wytarłam łzy z moich policzków.
            - Dla zasady. Mój syn je złamał, dlatego należy mu się kara – Odparł niewzruszony.
            - Nie wiem w jakim świecie pan żyje. Pana zasady są nienormalne. – Fuknęłam.
            - To uważa pani, że mój syn ma prawo bezkarnie zabijać moich pracowników oraz wspólnika? – Podniósł głos.
            - A czy to normalne zabijać kogoś po to, żeby dać synowi karę? – Zakpiłam – Nie wie pan, że to przyniesie odwrotny skutek?
            - Zapomni o pani tak szybko jak o innych. Mogę to pani zagwarantować.
            Zabolało mnie to. To ukucie w sercu przez moment zbiło mnie z tropu, ale może on chciał tylko wyprowadzić mnie z równowagi.
            - Nawet, jeśli nie jestem tą pierwszą to i tak nie ma prawa mnie pan zabijać.
            - A kto mi zabroni? – Zaśmiał się – Ty? Nikt cię nie znajdzie. Nikt nie rozpocznie śledztwa. Zmieniłaś tożsamość. Nikt cię tu nie zna, poza tą fioletową, którą też się zajmiemy. To może ja się ciebie spytam w jakim świecie żyjesz? Świat nie jest taki kolorowy.
            Nie odpowiedziałam. Stałam w osłupieniu niezdolna do niczego. Spojrzałam mu w oczy. Nie wyrażały jakichkolwiek emocji. Ten człowiek to psychopata zdolny do wszystkiego. Wciągnęłam powietrze i wyprostowałam się.
            - Zamierza się pan bawić w jakiegoś boga? Nie widzi pan tego, że Itachi pana nienawidzi? Nigdy nie chciałabym dopuścić do tego, żeby moje własne dzieci mnie niena…
            Mężczyzna uderzył mnie w twarz, a ja szybko złapałam się za pieczące miejsce. To naprawdę bolało. Poczułam złość.
            - Pozwoliłaś sobie na naprawdę dużo. Nie wiem, co mój syn w tobie widzi. Jesteś zbyt pyskata i rozwydrzona.
            - To Itachi nie ma prawa do miłości? – Fuknęłam powodując atak śmiechu u stojącego naprzeciwko mnie mężczyzny. Ja dalej patrzyłam się z determinacją prosto w oczy.
            - Nie rozśmieszaj mnie, bo jeszcze stwierdzę, że masz poczucie humoru – Powiedział po dłuższej chwili. – Czy ty w ogóle rozumiesz co to miłość? Wątpię.
            - Bardzo się pan myli. – Westchnęłam – Wiem, co to miłość. To chyba pan nie ma pojęcia, czym jest miłość. Proszę bardzo, niech mnie pan zabije. W porównaniu do pana umrę wiedząc, że kogoś kochałam i ktoś dalej będzie mnie kochał. Ale wie pan, co jest w tym najgorsze? Itachi zostanie sam z ogromnym bólem w sercu. Znienawidzi pana jeszcze bardziej. To go zniszczy.
            Ojciec Itachiego podniósł spluwę i skierował ją w moją stronę. A ja… a ja się uśmiechnęłam sama do siebie i spojrzałam do góry prosto w gwiazdy. Czekałam na strzał w moją stronę i ten okropny ból, który nie wydawał mi się już taki straszny. Zamknęłam oczy.
            Strzał nastąpił po chwili. Ale nic mnie nie zabolało. Nie poczułam nawet draśnięcia. Zszokowana otworzyłam oczy. Ojciec Itachiego był odwrócony w przeciwną stronę i chował spluwę.
            - Nie tylko ja na ciebie poluję – Wytłumaczył. – Nie jesteś tu bezpieczna. Mój syn musi się naprawdę postarać o to, żeby nic cię nie zabiło.
            - Ale… To pan mnie nie zabije? – Wyszeptałam. Byłam w szoku.
            - Nie. Jeśli to ma zniszczyć mojego syna tak jak mnie śmierć mojej żony, to wolę zostawić cię przy życiu – Westchnął i otworzył drzwi od stojącego przy nim czarnego samochodu – W końcu to mój syn... Może nigdy tego nie odczuwał, ale zawsze chciałem dla niego jak najlepiej. A tak przy okazji… Konto na którym były przechowywane pieniądze twojego ojca było puste. Ten.. kretyn naprawdę wszystko rozpieprzył. Myślę, że w ciągu kilku dni nic nie powinno ci już grozić. W końcu ten tatuaż na twoich plecach nic już nie znaczy…
            Zaśmiałam się. Wywróciłam głową i odsunęłam się od samochodu, po czym obserwowałam jak odjeżdża. Już nawet obecność trupa po drugiej strony ulicy nie mogła mnie wyprowadzić z równowagi. Żyłam.  I Itachi też. To było najważniejsze.





            Do mieszkania Konan wróciłam przed 7 rano. Było strasznie zdemolowane. Na szczęście większość rysunków Konan się uchowała. Konan nigdzie nie było. W mieszkaniu nie było drugiej komórki, żeby do niej zadzwonić. W sumie to nie wiedziałam nawet, czy ona ma jakiś numer. Nigdy nie widziałam jej z telefonem. Zmęczona rzuciłam się na kanapę, która teraz stała pod oknem, a nie na środku pokoju. Widocznie ktoś zaczął bawić się tutaj w simsy. Dobrze, że wyciągnęłam Konan do tej restauracji, bo to nie skoczyłoby się dobrze…
            - Konan! – Krzyknęłam sama do siebie. Zaklęłam. Przecież ta wariatka mogła wplątać się w jakąś bójkę i dalej mnie szukać o ile nic się jej nie stało. Przerażona wybiegłam z mieszkania nawet go nie zamykając. Nawet nie potrzebowałam kawy. To przerażenie od razu postawiło mnie na nogi. Nogi potwornie mi się plątały. Na drugim piętrze o mało co nie wywróciłam się ze schodów. Niestety na parterze potknęłam się ponownie i nie zdążyłam ponownie złapać się poręczy. Runęłam w dół, prosto w jakiegoś mężczyznę. Wywróciłam go na ziemię i przez przypadek walnęłam łokciem w twarz. To musiało boleć.
            - Przepraszam! – Krzyknęłam przerażona – Nic się panu nie stało? – Dodałam i wstałam. – Ja się spieszę, przepraszam… - chciałam biec dalej, nie czekając na jego reakcję, ale mężczyzna mocno złapał mnie ramię. Westchnęłam i z podirytowaniem spojrzałam w jego stronę. I mnie zatkało.
            - Ale.. jak? Co ty tu robisz? – Wypaliłam.
            - Sakura! Nic ci się nie stało? Gdzie ty byłaś? – Usłyszałam, że z parteru nawoływała do mnie Konan. Ale już mnie nie interesowała. Itachi tu był. Wrócił. Spełnił swoją obietnicę. Rzuciłam się na niego. Wtuliłam prosto w jego ramiona. Itachi objął mnie mocno i musnął ustami w moje czoło.
            - Wariatka. – Szepnął -  Moja wariatka. Twoja matka jest w Sydney. Za kilka dni nas odwiedzi.
            Nie odpowiedziałam. Wsłuchiwałam się w rytm jego serca, które było tak blisko.. Nie mogłam w to uwierzyć. To było zbyt nierealne. Zbyt proste.
            - To co teraz? – Zapytałam – Co będzie dalej?
            - Jak to co? – Zaśmiał się Itachi – Jedziemy do mnie. Przecież obiecałaś, że dasz mi dokończyć mój rysunek.
            - Że co? – Burknęłam – Po tym wszystkim ty chcesz tak po prostu… rysować?
            - Znajdźcie sobie inne miejsce na rozmowy – Fuknęła do nas Konan – Tu mieszkają inni ludzie. Jest siódma rano! Pobudzicie wszystkich!
            Zdenerwowana Konan podeszła do nas i walnęła Itachiego w plecy wskazując na zdenerwowanego mężczyznę, który właśnie schodził z trzeciego piętra, żeby nas opieprzyć.
            - Dzięki Konan – Powiedział ciszej Itachi – Za te dwa tygodnie. Odwdzięczę ci się już niebawem.
            - No ja myślę…
            - To my już idziemy. Masz już ten swój święty spokój. Baw się dalej grafiką!
            - A ty nigdy już o nic więcej mnie nie proś! Już chyba wyszłam z wprawy i takie nocne wypady to nie dla mnie – Zachichotała fioletowo włosa. – Dobra, idźcie już. Niech ja już was nie widzę.
            Zaśmiałam się i pomachałam do Konan. Puściła do mnie oko, po czym poszła po schodach na swoje piętro. Itachi złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w dół. A ja byłam szczęśliwa.





            - Jesteśmy na miejscu – Powiedział Itachi i wyszedł z samochodu. Też wyszłam, po czym z zachwytem spojrzałam na dom pod który podjechaliśmy. Mały, biały domek i wielki basen… Ucieszyłam się i uśmiechnęłam się do Itachiego.
            - Ładnie tutaj.
            Itachi nie odpowiedział, tylko odwzajemnił mój uśmiech i zaprowadził mnie do środka. Biały tutaj dominował. Z zachwytem rzuciłam się na wielką kanapę i zamknęłam oczy.
            - Ale jestem zmęczona – Szepnęłam – To była okropna noc. Nigdy więcej…
            - Martwiłem się o ciebie cały czas. Niestety przy opuszczaniu Japonii spotkały mnie małe kłopoty… Przez to przyleciałem tutaj dzień później.
            - Kłopoty? – Powtórzyłam i spojrzałam na niego.
            - Nic wielkiego. – Zaśmiał się – Nic mi się nie stało, nie widzisz? Jestem w całym kawałku.
            - A moja mama?
            - Też. W Sydney siedzi już od tygodnia. Ale nie mogłem wam tego przekazać, bo wtedy twoja matka byłaby w wielkim niebezpieczeństwie. Odwiedzi nas jeszcze w tym tygodniu, nie martw się o nią.   
            - Dziękuję – Szepnęłam w jego stronę – Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę. Tyle zrobiłeś dla mnie i dla mojej matki…
            - To właśnie ja spłaciłem dług, który u was miałem. – Powiedział Itachi i przy mnie przykucnął. – Mam nadzieję, że nigdy nie popełnię już takiego błędu.
            Zaczął bawić się moimi włosami, które miejscami zakręciły się w małe loczki.
            - Nigdy już nie uratujesz mi życia? – Zakpiłam
            - Nie. To nie tak – Dodał szybko – Chodzi mi o to..
            - No, o co? – Zaśmiałam się. Ale on dawał się wkręcać.
            - Przecież wiesz.. – Zdenerwował się i już chciał coś dodać, ale wpiłam się w jego usta. Itachi chyba nie wierzył w to, co się dzieje ale oddał mi pocałunek. Szybko go pogłębił i po chwili wziął mnie w swoje ramiona. Poczułam przypływ ciepła. Moje serce przyspieszyło. Przestałam myśleć. W mojej głowie był tylko on.
            Po chwili znaleźliśmy się na jego łóżku. Przez moment ogarnęło mnie wahanie. Nie wiedziałam, czy dobrze robię.  Ale po tym wszystkim, co się stało nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Nie potrafiłam przestać mu ufać. Oderwałam się od niego przerywając pocałunek.
            Itachi zmrużył brwi. Po chwili jednak skulił się i odsunął.
            - Przepraszam.
            - Ale za co? – Zdziwiłam się. Nie podobało mi się to, że był tak daleko. – Chodź tutaj. Chcę mieć cię przy sobie.
            - Sakura? Ty naprawdę co do mnie czujesz?
            Jego pytanie było tak potwornie banalne, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy ja go kochałam?
            - A ty? – Wypaliłam.
            - Uciekłem z tobą tak daleko… Żaden normalnie myślący facet by tak nie zrobił dla pierwszej lepszej…
            - To ja nie jestem pierwszą lepszą? – Zapytałam cicho.
            - Nie… Jesteś moją Sakurą, na której bardzo mi zależy i dla której zrobię wszystko.
            - Nie opuścisz mnie nigdy?
            - Nie. Chyba, że  będziesz tego chciała. – Odparł i uśmiechnął się do mnie. Po chwili z powrotem był przy mnie a tak właściwie to nade mną. Nasze oddechy  były nierówne. Przybliżył się do moich ust.
            - Naprawdę mnie chcesz? – Wymruczał mi do ucha. Ja oblałam się rumieńcem i spojrzałam prosto w jego czarne oczy.
            - Chciałabym zrobić ci na złość i powiedzieć ‘nie’. Ale czuję coś zupełnie innego.   
            Po tym Itachi przytulił mnie i pocałował mnie w policzek. Zamknęłam oczy. Zaczął delikatnie muskać ustami mój policzek i ramię. Dłonią błądził po moich plecach, aż w końcu zatrzymał się na pośladkach, które lekko ścisnął. Ja cicho westchnęłam i otworzyłam oczy, żeby  ujrzeć jego uśmiech. Itachi z powrotem powrócił do pocałunku, skrył swoje dłonie pod moją koszulką i powędrował do moich piersi. Pieścił ustami mój dekolt i szyję. Po chwili powrócił do moich ust, z których wydobyło się pojękiwanie. Ręka Itachiego znowu zmierzała w dół. Przegryzłam wargę. Itachi pomógł zdjąć mi bluzkę. Zarumieniłam się, gdy zaczął bawić się ramiączkiem od stanika. Stanik też szybko wylądował na ziemi. Gdy Itachi zaczął masować jedną z moich piersi zatraciłam się w przyjemności. Itachi przegryzał ją, a ja zaczęłam gładzić jego plecy.  Usta Itachiego zaczęły pracować bardziej zmysłowo, bardziej namiętnie. Pieścił mnie wszędzie. Mój oddech stał się szybszy. Naprężyłam mięśnie. Itachi ponownie zaczął mnie całować i dotykać, ale w zebrałam się w końcu na odwagę i odepchnęłam go na plecy. Razem z Itachim zdjęłam jego koszulę po czym zaczęłam całować jego tors. Pieściłam go, dotykałam. Itachi był zadowolony.  Ale w pewnym momencie znowu leżałam pod nim, a Itachi złapał mnie za pośladki. Szybko pozbył się moich spodni i majtek. A ja spojrzałam mu prosto w oczy. Nie musiałam nic mówić. Z wahaniem rozchyliłam uda. Całkowicie się mu oddałam.
            Itachi powrócił do pocałunku. Z piersi zjechał na mój brzuch, a później podbrzusze. Gdy zaczął mnie pieścić w miejscu, które nigdy nie było dostępne dla żadnego mężczyzny mój oddech stał się przeciągły, głośny i gwałtowny. Itachiego to pobudziło. Nie wiem, kiedy zdjął spodnie, ale w gdy zauważyłam jego przyrodzenie to czując niepokój spojrzałam w jego oczy.
            - Itachi.. Ja nigdy..
            - Wiem – Szepnął i musnął mnie w najczulszy punkt za uchem, po czym przegryzł małżowinę.
            - Chcę tego.
            Nie musiałam dłużej czekać. Itachi złapał mnie za moje uda i przyciągnął. Ja wstrzymałam oddech. Wszedł we mnie bardzo powoli i ostrożnie, nie chcąc sprawić mi bólu. Moja twarz i tak się skrzywiła, bo czekałam na ten bolesny moment. Itachi przybliżył się do mojego ucha i zaczął  prosić, żebym się nie bała, żebym się rozluźniła. Znowu mnie pocałował. Poczułam, że był głębiej. Poczułam też bardzo nieprzyjemny ból. Syknęłam. Itachi lekko się poruszył, a ja jęknęłam. Mimo tego bólu zaczęłam czuć rozkosz. Chwyciłam go za kark i wbiłam się w niego paznokciami. Itachi zaczął wykonywać coraz głębsze i szybsze ruchy. Ból zaczął ustępować. Mój głęboki oddech zamienił się w jęki, które z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej odważne. W pewnym momencie straciłam kontakt z rzeczywistością. Nie chciałam, żeby Itachi przestawał. To było takie przyjemne. Itachi był coraz bardziej odważniejszy. Widziałam, że też odpłynął. Jego oddech był bardzo szybki. W pewnym momencie z jego ust też wydobył się jęk. Po chwili po moim ciele przeszły rozkoszne dreszcze.
            W końcu opadł obok mnie. Wtuliłam się w jego tors, a on objął mnie mocno. Poczułam się bezpiecznie. Cicho zamruczałam, gdy znowu zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
            - To jak, Sakura? Jutro dokańczamy mój rysunek? – Odezwał się ochrypłym głosem.
            - Pewnie – Uśmiechnęłam się do niego – A po jutrze możemy zacząć rysować nowy.
            Itachi zaśmiał się i przymknął oczy. Był niesamowicie zmęczony.
            - Kocham cię – Powiedział.
            - Mam już dać ci spokój – Zachichotałam – Pan Uchiha chce spać?
            - W końcu musimy mieć siły na jutro – Zamruczał mi do ucha. – Czeka nas bardzo przyjemny dzień.
            - To wiadomo – Odparłam i wtulona w jego tors zasnęłam z uśmiechem na ustach.



Koniec.


W końcu ją skończyłam ^^  Przyznam się szczerze, że nie jestem do końca zadowolona z zakończenia. Wolę bardziej dramatyczne końcówki, ale gdybym uśmierciła kogoś, kogo bardzo lubimy, to chyba nie skończyłoby się dla mnie dobrze :D Niestety planuję w najbliższej przyszłości zająć się taką partówką i chciałabym ją tutaj umieścić... ;) 
Dzięki za czytanie! Buziaki :*

2 komentarze:

  1. Jeju jakie super zakończenie :D Cała jednopartówka wyszła genialnie ale to wiesz bo gadamy na gg :) Czekam na drugą część mojej jednopartówki Pozdrawiam :>

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak wyszło Ci to genialnie! Dziękuję, że dokończyłaś tą niesamowitą jednopartówkę. Z niecierpliwością czekam na kolejną. Nawet jeśli zakończenie ma być z lekka tragiczne. :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)