Część 1 :
Zastanawiałam się, dlaczego ludzie są tak bardzo
zmienni? Wszystko dzieje się w szybkim tempie, ale człowiek przechodzi z jednej
strony na drugą. Ma przyjaciół, ale jak pojawi się lepsza oferta woli zdradzić
niż trzymać stronę bliższej osoby. Zaufanie, które powstało między nimi
przestaje istnieć. Nic nie będzie tak jak dawniej. Wybaczyć można, ale żeby
naprawić nić porozumienia; nie bardzo.
Dlatego postanowiłam, że będę żyła chwilą. Nic mnie
nie złamie na drodze życia jaką będę od teraz szła. Nie pokażę swoich słabości.
Nie mogę ulegnąć przed rzeczywistością. Trzeba walczyć, aby dojść do
szczęśliwego życia. Chociaż w tych
czasach jest to nie możliwe. Nic nie kończy się pięknie, zawsze wyjdzie z małej
afery grubsze nieporozumienie.
Westchnęłam.
„Te czasy są naprawdę dziwne. Wszystko się rządzi
innymi prawami”, pomyślałam.
Odgarnęłam kosmyki włosów za ucho, po czym wróciłam
do przeglądania gazety z ogłoszeniami o pracę. Naprawdę mam wszystkiego dosyć i
nie mogę niczego porządnego znaleźć, choć wiele osób proponuje najniższą
stawkę. To zdzierstwo!
- Czemu właściwie szukasz pracy? – usłyszałam
pytanie od kelnerki, która niegdyś była przyjaciółka mojej mamy. Teraz ich
stosunki całkowicie się pogorszyły przez ojca, który wieczni robi awantury.
- Sytuacja w domu mnie wykańcza. Stosunki rodziców
nie tylko do mnie, tak samo do brata, są gorsze. Nie będę sprawiała im kłopotu
jeśli będę wybywała na cały dzień z domu.
- Twoja mama nie byłaby zadowolona. A twój ojciec,
gdy tylko się dowie to od razu cię stamtąd wyciągnie. W dodatku dobrze wiesz,
że pracują tak ciężko dla was, byście mieli kieszonkowe na zabawę.
Zerknęłam na przyjaciółkę matki, która nie pała do
niej nienawiścią. Po prostu mówi, że mama nie ma czasu, ale tak naprawdę można
nie wytrzymać psychicznie. Wiem coś o tym, mieszkam z nią od dwudziestu lat i
już wysiadam.
Kurenai Yuhi, jest przeciętną szatynką z czerwonymi
oczami. Urodziła się z takimi od dziecka i każdy myślał, że z nią jest coś nie
tak. Jest sympatyczna i bardzo pomocna. Jako jedyna potrafi zrozumieć moją
sytuację w domu, resztę to nie obchodzi.
- Nie potrzebuję ich pieniędzy. Chcę tylko, aby byli
przy nas, lecz nawet tego nie potrafią zrobić. Dlatego muszę znaleźć dorywczą
pracę, aby zapomnieć, że mam taką rodzinę. Brata praktycznie nie ma w domu, gdy
siedzi u dziewczyny.
- To najwyższy czas, abyś ty znalazła sobie
chłopaka.
- Sam się znajdzie. Może trafimy na siebie
przypadkiem. Naprawdę nie zależy mi na szukaniu. Nic na siłę – uśmiechnęłam się
pogodnie.
„Ja i chłopak? To niedorzeczne!”, pomyślałam.
- Twój brat ma od czterech lat dziewczynę. Ostatnio
przyszedł z nią do kawiarni. Jest naprawdę śliczna. Drugiej takiej już się nie
znajdzie.
- On tylko patrzy na wygląd zewnętrzny. Każda, z
którą był była wredną suką. Nie zmienił swojego gustu do pięknych kobiet –
zamknęłam gazetę, po czym spojrzałam przed siebie.
„O wilku mowa”, pomyślałam.
- Pójdę już. Dziękuję za ciastko i kawę – podałam
pieniądze i odeszłam, aby nie zamieniać słowa z starszym bratem. Działał mi na
nerwy, gdyż zawsze się wywyższał. On był panem i władcą.
„Egoista”, pomyślałam, po czym westchnęłam.
Tylko dlaczego nigdy nie przedstawił swojej
dziewczyny? To cztery lata, a wciąż ukrywa swoją wybrankę serca. Dlatego
postanowiłam ulatniać się za każdym razem, gdy go widzę. On też nie ma na mnie
czasu, więc czemu mam mieć na niego? Nie mam spokojnego życia, zazwyczaj
potrafię się kłócić i zniknąć na cały dzień i noc. Nikt zazwyczaj mnie nie
szuka.
Oparłam się o barierki i zauważyłam dziewczyny,
które flirtowały z mężczyznami. Uroda tej szóstki była nieziemska. Brad Pit się
do nich umywał. Nie mogłam ich porównać do nikogo z aktorów. Blada cera
powodowała jeszcze większy urok, którym przyciągali do siebie spojrzenia
zazdrosnych kobiet. Grupowe spotkanie nastolatków, które skończy się z
pewnością szybkim numerkiem. Nic innego przy takich ludziach nie przychodzi mi
do głowy. Mają olej w głowie zamiast mózgu.
Zrobiłam krok w przód i uwagę przykuły parę osób, na
który widok się skrzywiłam. Naprawdę, nie chciałam dzisiaj na nich wpadać. Moje
najbardziej znienawidzone osoby – Karin, ze swoją świtą do dręczenia słabszych.
To nie jest najlepszy moment, ponieważ nie jestem w nastroju do ich
przedrzeźniania. Spuściłam głowę, aby zignorować niechcianą grupę.
„Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane? Co
jeszcze mnie czeka?”, pomyślałam zażenowana.
Odeszłam dalej i zignorowałam wścibskie spojrzenia.
Do domu nie mam zamiaru jeszcze wracać, to powinnam trochę jeszcze
pospacerować. Jeśli zbyt szybko wrócę zamknę się znów w pokoju, aby nie widzieć
rodziców, kiedy wracają po pracy.
„No naprawdę, po co się urodziłam? Jak mam zdobyć
cel w życiu?”, pomyślałam i weszłam na zmechanizowane schody, które skierowały
mnie na dół. Ludzie w pośpiechu gonili od sklepu do sklepu. Nie widziałam w tym
sensu. Zazwyczaj szłam przed siebie obojętnie. Nie interesowałam się niczym,
nawet jeśli chodzi o markowe sukienki. Chyba mogę być nazwana chłopczycą, która
nic nie umie zrobić jak seksowna kobieta.
Spojrzałam na ogłoszenia z tyłu, po czym odeszłam w
stronę wyjścia. Naprawdę praca by mi się przydała i to od zaraz. Mam dosyć
siedzenia w domu, w czterech ścianach. To przygnębiające.
Promienie słoneczne dały o sobie znać, jak i szepty
zachwyconych kobiet. Spojrzałam do przodu, na co tak się gapią i nie byłam
wcale zszokowana. Ich zachwyt był spowodowany mężczyzną, który jest uważany za
najseksowniejszego w mieście. Postura świadczy o tym, że jest naprawdę
umięśniony.
Jego kamerdyner – ubrany w elegancki, czarny
garnitur. Czarna muszka przy kołnierzyku była dobrze ułożona. Na dłoniach miał
ubrane białe rękawiczki, a biała skóra podkreślała ciemne oczy - rozłożył
ciemny parasol, aby promienie słoneczne mu nie zaszkodziły. Zawsze
zastanawiałam się, dlaczego ich rodzina w gorące dni chowa się za parasolami.
Mężczyzna wyszedł z limuzyny, po czym poprawił
przeciw słoneczne okulary. Spojrzał w bok na kamerdynera, który skinął jedynie
głową. Jego osoba zawsze jest mile widziana w towarzystwie pięknych kobiet, ale
nie zawsze z wybranką serca. Postura mężczyzny wskazywała na to, że jest
wysportowany i umięśniony. Ubrania – szara bluzka na krótki rękaw, ciemne
dżinsy i adidasy - były do niego dopasowane, że każdy mógłby zobaczyć mięśnia
brzucha, których specjalnie nie eksponował.
- Jaki on uroczy – spojrzałam na jedną kobietę,
która śliniła się na jego widok. Długie blond włosy zasłaniały jej twarz.
Pozostała reszta patrzyła na niego oczarowana urokiem osobistym.
- Och. – Za mną stała czerwono włosom kobietę,
której tak bardzo nienawidziłam przez lata. Odebrała mi wszystko z czego
czerpałam szczęście. – Czyżby zaczął się podobać „książę” numer Jeden?
- Znów chcesz zatruwać mi życie, Karin?
- W końcu jestem do tego stworzona, aby odbierać ci
szczęście. Kawałek po kawałku.
Prychnęłam złośliwie, a kiedy odchodziłam popchnęła
mnie. Próbowałam utrzymać równowagę, ale było za późno. Potknęłam się o
wystającą kostkę brukową i upadłam pod czyjeś nogi. Nawet nie spojrzałam na
osobę, której przeszkodziłam w dalszej drodze.
„To wygląda tak jakbym się płaszczyła”, pomyślałam
zażenowana.
Zacisnęłam dłonie w pięść. Nie wybaczę tej suce, że
w taki sposób mnie potraktowała. Zemszczę się, jeszcze się o tym przekona. Nie
pozwolę, abym była przedmiotem w jej rękach. Za dużo mi odebrała. Zawiał
przyjemny ciepły wiatr, który poszarpał końcówki włosów. Przed sobą zobaczyłam
pomocną dłoń, więc skorzystałam z nadarzonej okazji.
- Dziękuję.
Spojrzałam na pomocnika, którym okazał się „książę”
wszystkich dziewcząt tutaj zebranych. Jeszcze bardziej zostanę znienawidzona.
Puściłam jego dłoń, która była bardziej wyrazista od mojej. Była koścista - kostki
na dłoni odznaczały się - i o wiele
bledsza.
- Następnym razem uważaj – minął mnie – i nie
potykaj się o własne nogi.
- Nie potknęłam się! – Uniosłam głos i spojrzałam
przez ramie na niego. Stał bokiem i patrzył na mnie, kiedy wburzyła we mnie wściekłość.
Jego mięśnia jeszcze bardziej się odznaczyły, a kobiety podziwiały jego
posturę.
- Nie? Czyżby źle widziałem? Nie ośmieszaj się
bardziej.
- Najwyraźniej jesteś ślepy – wyszeptałam cichutko
do samej siebie.
Czułam jak świdruje mnie przenikliwym spojrzeniem
przez ciemne okulary. On mógł usłyszeć moje słowa. Sądziłam, że był lekko
wkurzony, choć nie pokazywał tego po mimice twarzy. Na ustach pojawił się
kpiący uśmieszek. Zacisnęłam dłoń w pięści i odwróciłam się napięcie, po czym odeszłam.
Byłam nabuzowana emocjami. Nie tylko przez Karin, ale ich słodkiego księcia,
który okazał się aroganckim dupkiem.
Spojrzałam na niego jak wchodził do centrum, kiedy
wytarł rękę białą chustką. Myślałam, że dostanę szału, gdy zaczął mnie
krytykować. Każdy uważa go za sympatycznego i oddanego mężczyznę, ale to zwykły
chamski drań! Mogę być tego pewna. Zarzuciłam torbę na ramię, i poczułam lekkie
kłucie na wewnętrznej części dłoni. Zauważyłam krew, którą szybkim gestem
wytarłam.
„Zdzira. Obyś zdechła”, pomyślałam, po czym
pobiegłam w stronę swojego ulubionego miejsca.
Leżałam na trawie i spoglądałam na błękitne niebo
przykrywane białymi chmurami, które układały się w różne kształty. Rozłożyłam
ręce i lekko się uśmiechnęłam. Na polanie przy rzece mogę odpocząć i się
zrelaksować przed ciężkim wieczorem, który czeka na mnie codziennie. Jedynie
mogłam uciekać przed rzeczywistością w swojej sypialni, w której mogłam choć
chwilę odpocząć od głośnych kłótni rodziców.
„Gdyby ich
kłótnie mnie co noc nie budziły była bym szczęśliwa”, pomyślałam
Uniosłam się, po czym spojrzałam na taflę, gdzie się
odbijałam. Wpatrywałam się w siebie z lekkim uśmiechem. Tak naprawdę
nienawidziłam swojej osoby, bo nigdy nic nie osiągnęłam tak jak brat. On jest
oczkiem w głowie rodziców. Dlatego sama postanowiłam walczyć o swoje prawa do
życia, bo oni już dawno mają zakazy.
„Świat jest taki piękny, a ludzie pojebani”,
pomyślałam.
- Sakura – spojrzałam do tyłu przez ramię. Na twarzy
z pewnością pojawił się grymas niezadowolenia, kiedy osoba, która mnie wołała
okazała się sąsiadka. Donosi zazwyczaj rodzicom co robię i z kim się szlajam po
mieście. Oczywiście, bo muszą mnie mieć na oku, abym nie robiła nic głupiego.
Uważają mnie jeszcze za małą, nieodpowiedzialną córeczkę. – Nie wracasz jeszcze
do domu? Jest dość późno.
- Nie. Mama kazała iść do pobliskiego sklepu –
skłamałam. Naprawdę nie miałam ochoty tłumaczyć się kobiecie, że zazwyczaj
znikam z domu. Nie mogłam o tym myśleć, kiedy wszyscy mają mnie pod kontrolą. –
Teraz przepraszam, pójdę już.
- D-Dobrze
Zawsze próbowałam ją ignorować, lecz zazwyczaj się
nie udawało. Tak jak teraz. Znów powie rodzicielce, że widziała mnie
spacerującą o późnej porze z daleka od domu. Dlaczego wszyscy uważają mnie
jeszcze za pięcioletnie dziecko? Rodzice nie okazują zainteresowania. Ich
największym piorytetem jest praca - cenią ją ponad wszystko ze względu na jej
opłacalność i hojność pracodawców - no i pierworodny synalek.
„Nienawidzę swojej rodziny”, pomyślałam i odgarnęłam
kosmyki włosów za ucho.
Beztrosko pokonywałam drogę. Nie patrzyłam na ludzi
jakich mijam, ale czułam się niezręcznie. Naprawdę, nie miałam ochoty na
pokonywanie kolejnych metrów. Oparłam się o mur, gdy o nogę obiło się jabłko. Schyliłam
się niechętnie i je podniosłam. Zerkałam na nie z zdziwieniem, bo nie
wiedziałam o co chodzi.
Spojrzałam w bok i zauważyłam kobietę o miodowych
blond włosach spiętych w kitkę. Miała na sobie fioletowo-czarne kimono, kiedy
próbowała powstrzymać spadające jabłka z torby. Uchwyciłam parę z nich, które
nie przestawały się toczyć.
Podeszłam do niej.
- Przepraszam, to chyba pani – spojrzała na mnie
swoimi turkusowo-zielonymi oczami, po czym się uśmiechnęła. Jej cera była
jaśniejsza od pozostałych ludzi. W słońcu promienie słoneczne drażniły ją,
kiedy pojawiały się czerwone ślady. Jarząca kula nie działała na nią
pozytywnie, choć nie było już tak mocne jak w południe.
- Tak, dzię.. – zaczęła kaszleć. Uchwyciłam ją,
kiedy dłużej nie mogła się utrzymać w słońcu. Weszliśmy w ciemny zaułek, gdzie
pomogłam jej usiąść. Ustabilizowała oddech, gdy na mnie spojrzała z pogodnym
uśmiechem.
- Czy wszystko z panią w porządku? – Uśmiech kobiety
wydawał się fałszywy. Wydawało mi się, że próbowała powstrzymać ból, który
przystwarzała jej choroba. Była w dziwnym stanie i trochę się niepokoiłam, że
może stać się krzywda.
- Tak, to nic takiego. To całkiem normalne.
- Nie sądzę – stwierdziłam. – Skoro się pani upiera,
że wszystko w porządku, to nie ma sprawy – wzruszyłam ramionami.
Uniosłam się, po czym zdjęłam sweterek z kapturem i
nałożyłam na nią, aby powstrzymać choć trochę promienie słoneczne. Patrzyła na
mnie jakbym uratowała ją przed najgorsza tragedią życia.
- To powinno trochę pomóc w dojściu do domu.
- Dziękuje – uśmiechnęła się serdecznie. Zbierała
swoje rzeczy, w których jej pomogłam. Nie mogłam jej samej zostawić ze
wszystkimi torbami. W dodatku, jak na mój gust, ona nie wygląda za dobrze.
Dzieje się z nią coś dziwnego i muszę dowiedzieć się cokolwiek na ten temat.
- Odprowadzę panią do domu.
- Hotaru.
- Słucham?
- Mam na imię Hotaru, tak mi mów. Dziękuję, że
chcesz mi pomóc. Pewnie masz mnie za słabą, że w taki sposób…
- Wcale nie – weszłam jej w zdanie – A teraz, proszę,
prowadź. Nie zostawię cię samej w takim stanie. I mów mi, Sakura.
- Dobrze! – uśmiechnęła się serdecznie na moja
słowa. Nie miałam pojęcia kim ona jest,
ale zachowywała się bardzo pogodnie. Widać, że korzysta z swojego życia na
wszystkie możliwe sposoby. Nie ogląda się za siebie tylko idzie przed siebie z
uśmiechem na twarzy.
„Zazdroszczę. Też chcę taka być”, pomyślałam z mało
widocznym uśmiechem na ustach.
Jej optymizm z pewnością z czasem mnie powali na
kolana. Odczuwałam, że kobieta jest radosna i pełna życia. Nie to co ja. Sądzę,
że jest moim przeciwnością w wszystkich możliwych sposobach. Choć wszystko
zawsze może się zmienić.
Pff.. To tylko moje gadanie, wszystko zawsze
zostanie takie same. Biało-czarne! Taka jest moja rzeczywistość.
Kiedy druga część? No kiedy?
OdpowiedzUsuń