CZ. III
Beznamiętnie
patrzyła w swoje odbicie w lustrze. Miała na sobie wymarzoną sukienkę - długą,
opiętą, podkreślającą jej figurę i urodę. Sukienka miała wszystko, czego ona pragnęła,
a jednak w tej chwili było to bezwartościowe. W swoich oczach wciąż dostrzegała
smutek, jej sercem targały otępiające dreszcze, a niesforny umysł krążył wokół
niego. Nie potrafiła się skupić, gdy wiedziała, dla kogo przymierza tą suknię
ślubną. Obróciła się i spojrzała na Sasuke, który bacznie obserwował raz ją, a
raz okolicę. Patrząc na niego odniosła wrażenie, że chce o czymś porozmawiać,
ale boi się poruszyć temat. Podobnie do Itachiego, dla niego praca była na
pierwszym miejscu.
-
Może pani nas zostawić? – nie odrywała wzroku od Sasuke, który na samą prośbę
się wzdrygnął. Wiedział, co go będzie czekało. Gdy zajrzała w jego oczy ujrzała
strach.
Dziewczyna zeszła z niskiego podestu, na
który zazwyczaj stawia się piękne, zamożne kobiety i zrobiła krok w jego
stronę. Zmniejszenie odległości zapewniało jej lepszy widok na reakcję Sasuke.
Znała go dłużej, niż jego brata, więc spodziewała się wyczuć kłamstwo po mimice.
Dzięki temu, że miała z nim o wiele więcej styczności zdołała nauczyć się kilku
sztuczek.
-
Więc?
-
Panno Haruno? – zapytał niepewnie. Wyczuła drżenie w jego głosie.
-
Sasuke, przestań. Wiem, że wiesz i wiem, że masz na ten temat zdanie. Chcę je
poznać.
-
Nie rozumiem, o czym panienka mówi – odwrócił wzrok. Rozejrzał się ponownie po
okolicy, skupił przez moment na czymś uwagę, a później wrócił do dalszej
inwigilacji terenu. Nieustannie utrzymywał służbową postawę z rękoma splecionymi
z tyłu.
Denerwowało go jej podejrzliwe
spojrzenie, bo nie miał zamiaru drążyć tematu. Dzisiaj żałował, że z nią tutaj
przyjechał, była podobna do jego matki, dociekliwa i nieustępliwa. Przez cały
czas wolał najpierw porozmawiać z bratem, postarać się go zrozumieć. Nie chciał
niczego namieszać, poza tym nie wiedział, co powiedzieć Sakurze.
Odruchowo obejrzał się za siebie, wciąż
przed nią uciekał. Zobaczył stojący na poboczu samochód. Gdy kierowca
spostrzegł, że skupił na sobie uwagę ochroniarza, włączył silnik i odjechał.
Dziwne, pomyślał Sasuke.
-
Jestem ciekawa, co byś zrobił na moim miejscu?
-
Skupił się na ślubie – odrzekł szczerze. Pragnął, aby Sakura, dziewczyna, którą
darzył sympatią, ułożyła sobie życie. Nie sądził, aby brat był skłonny do
wielkich zobowiązań. Przekonany swoich racji zerknął na jej odbicie w lustrze,
ich spojrzenia się spotkały. Patrzeli tak na siebie przez kilka sekund. Sasuke
wiedział, że to kwestia czasu zanim Sakura pęknie i zacznie płakać, ale mimo
tego dzielnie opierała się tej chęci.
-
Jesteś, jak moja matka? – przemówiła w końcu. – Jeny, czy nikt z was nigdy nic
nie czuł? Nie popełnił błędu? Nie zmienił zdania? Jesteście robotami, do
cholery?
-
Nic mi na ten temat nie wiadomo. – Znowu zebrał się na wymijającą szczerość.
Sasuke często odpierał zaloty młodych
dziewczyn. Dla niego istotna była praca, spuścizna po ojcu. Miał małe pole do
popisu w sferze miłosnej, kompletnie się w tym nie odnajdywał. Nawet nie
potrafił sobie wyobrazić, co musi czuć ta dwójka, aby zastanawiać się nad
wspólną przyszłością. Ryzykowali naprawdę dużo, a jednak ten temat nie chciał
zniknąć. Nagle na jego barkach spoczęła duża odpowiedzialność. Jeśli ich od
tego nie odwiedzie wybuchnie bomba i nikt nie zatrzyma pola jej rażenia. Był
pewien, że Sakura musi się skupić na ślubie i zapomnieć o Itachim.
-
Sasuke – szepnęła ze smutkiem. Pragnęła usłyszeć coś innego. Tak bardzo
chciała, aby ktoś jej doradził podążanie za głosem swojego serca.
-
Panno Haruno, moim zadaniem jest panienkę chronić, a nie doradzać w rozterkach
miłosnych. Jeśli potrzebuje panienka psychologa, jestem w stanie zawieźć
panienkę do najlepszej przychodni w mieście. Nic innego poradzić nie mogę,
ponieważ nie jestem upoważniony do tego typu konwersacji i wolałbym, aby nie
traktowała mnie panienka jak swojego przyjaciela. Im mniej o panience wiem, tym
lepiej wykonuję swoją pracę.
-
A nie odwrotnie? – zmarszczył brwi, gdyż nie był pewien, do czego zmierza. –
Czy nie lepiej chroni się osobę, z którą nawiązało się, jakąś więź emocjonalną?
-
Nic mi na ten temat nie wiadomo.
-
Oj Sasuke, przestań! – krzyknęła. Swoim wrzaskiem zwróciła na nich uwagę. W
pokoju pojawiła się młoda kobieta, która została wcześniej wyproszona przez
Sakurę. Dziękował za nią Bogu. Dziewczyna zerkała raz na niego, raz na pannę
młodą.
-
Czy wszystko w porządku, panno Haruno?
-
W jak najlepszym – warknęła gniewnie i ruszyła do drugiego pomieszczenia, aby
zdjąć sukienkę.
Sasuke przygryzł dolną wargę. Czasami
tak robił, gdy nad czymś intensywnie myślał. Zastanawiał się czy zrobił dobrze,
traktując w ten sposób różowowłosą księżniczkę ze Szklanego Domu. Nie chciał
robić jej zbyt wielkich nadziei, bo przyszłość z Itachim naprawdę nie wchodziła
w rachubę. Znał go jak nikogo innego na świecie, jak własną kieszeń. Brat miał
w swoim życiu wiele kobiet, więcej przygód miłosnych, niż on ma lat i bał się,
że to zamieszanie może okazać się kolejnym wybrykiem. Zabawką, którą po
znudzeniu rzuci w kąt.
Lekko poirytowany popatrzył na
zatłoczone ulice. Odniósł wrażenie, że zauważył ten sam samochód, który jeszcze
nie dawno uciekł z miejsca parkingowego. Czy powinien traktować go, jako potencjalne
zagrożenie, czy być może, jako zbłądzonego turystę?
Itachi
bujał się na krześle, obserwując przeżółkły sufit. Sasori, jego przyjaciel od
najmłodszych lat, także bujał się na krześle, ale zamiast sufitu obrał sobie na
cel poszukiwanie wolnych dziewczyn, z którymi mogliby się zabawić. Od razu
zauważył dwie dziewczyny przy stole bilardowym. Sączył, co jakiś czas piwo i
przybliżał się, gdy one pochylały się nad stołem, aby uderzyć kijem w białą
bilę. Zazwyczaj obydwoje tak robili, okazywali zainteresowanie, a później po
krótkiej naradzie przechodzili do ataku. Dziś Itachi był niewzruszony widokiem
młodych, wolnych panienek.
-
Idziemy do nich? Fajne są i chyba również wykazały zainteresowanie. – Sasori
dopiero teraz zauważył dziwne zachowanie przyjaciela i trans, w jaki wydawał
się popadać. Ten nie zareagował na jego pytanie, choć je słyszał. Wolał dalej
zastanawiać się nad konsekwencjami, które mogą wyniknąć z jego paktu, tak to
nazywał, z diabłem.
Sasori lekko oburzony ignorancją
przyłożył rękę do klatki piersiowej przyjaciela i go delikatnie pchnął. Mało
brakowało, a Itachi znalazłby się na ziemi. Na szczęście w porę się opamiętał,
złapał równowagę i usiadł na czterech nogach krzesła.
-
Zwariowałeś?! – szepnął oburzony przez zaciśnięte zęby. Wziął łyk piwa.
-
Co jest? Fajne cizie na nas czekają, a ty masz to w dupie?
Itachi obejrzał się przez ramię.
Dziewczyny posłały mu zalotny uśmiech, po czym zachichotały. Sasori pokiwał do
nich.
-
Chcesz to bierz – odparł niewzruszony ich urodą. – Jakoś mnie nie kręcą.
-
Jesteś chory? – zdezorientowany, wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia.
-
Nie.
-
Uderzyłeś się w głowę?
-
Nie – prychnął.
-
Odnalazłeś na swojej ścieżce Boga?
-
Co ty pierdolisz? – ściągnął brwi.
-
Nie jesteś chory, nie doznałeś urazu głowy, ani objawienia, więc...
Ich spojrzenia się skrzyżowały i tym
sposobem Sasori odkrył sedno sprawy. Itachi pokiwał głową, chcąc potwierdzić
niewypowiedziane na głos słowa, po czym zawstydzony skupił uwagę na zimnych
kroplach wody ociekających z kufla z piwem. Palcami przerywał ich wędrówkę.
-
Ja pierdole. – Sasori wybuchł krótkim, niekontrolowanym śmiechem. Zaśmiał się,
choć tak naprawdę nie bawiła go ta sytuacja, wręcz przeciwnie, przerażała. Znał
go zbyt długo, aby wierzyć w dobre zakończenie.
Itachiego ponownie pochłonęło milczenie.
Myślami wracał do jej rozpalonego wzroku, do tego skomplikowanego napięcia,
jakie za każdym razem pomiędzy nimi powstawało, gdy zostawali sami. Później ten
uśmiech odbierał mu jej ojciec. Pan Haruno okazuje się katem w ich
skomplikowanej relacji i ich rozdziela. Itachi doskonale zdawał sobie sprawę,
że to nie może się dobrze skończyć. Takie umowy nigdy nie były dobre, a mimo
tego nie potrafił mu odmówić. Miał mętlik w głowie.
-
Jej ojciec poprosił mnie, abym przeszkodził jej w ślubie.
-
Co?! – Nagle temat przerósł jego śmielsze oczekiwania. – Co to za intryga?
Pojebało cię do końca? Zgodziłeś się?! – Itachi zastygł na kilka sekund. –
Stary! Pojebało cię?! Czy ty wiesz, w co się mieszasz?! Takie sprawy, to zawsze
same kłopoty.
-
Co miałem zrobić?! Nie chciałem, aby mnie od niej odciągnął. Jeśli bym się nie
zgodził, to by mnie wyrzucił i w ogóle bym jej nie widywał.
-
I może to i dobrze? – westchnął rozdrażniony. – Sasuke wie? – ochłonął. Itachi
ponownie zastygł na kilka sekund, przestał nawet oddychać. – Stary, przecież to
wielkie bagno! Coś ty do jasnej cholery zrobił?
Próbował odpowiedzieć, gdy w barze nagle
zrobiło się głośno. Zerknęli w stronę hałasu. Dwójka wysokich, muskularnych
mężczyzn kłóciła się między sobą. Dochodziło do coraz ostrzejszej wymiany zdań.
Sasori poklepał Itachiego w bark, gdy pomiędzy dwójką nieznajomych doszło do
rękoczynów.
-
Którego bierzesz? Chętnie bym urządził losowanie, ale brakuje czasu.
-
Bez różnicy. Czyń honory.
Wstał za przyjacielem, zerknął na
przerażone dziewczyny, które wcześniej ochoczo chichotały. Teraz nie były tak
zadowolone i rozbawione.
-
Przepraszam panów. – Sasori przemówił spokojnym, lecz donośnym tonem.
Jeden z nich, rozwścieczony, od razu
zamachnął się w jego kierunku pięścią. Sasori odskoczył, a mężczyzna zdemolował
szklanki stojące z boku na ladzie.
-
Biorę tego – dodał, nie spuszczając wzroku z pijanego gościa.
Itachi skinął głową w ramach
poinformowania o zrozumieniu wytycznych. Podział wyglądał na uczciwy. Itachi
nie podniósł gardy, ale zacisnął pięści w gotowości do walki. W duchu był
przygotowany do obrony. Wielkolud zataczał się w jego stronę, ciężko przy tym
dysząc. W gruncie rzeczy przypominał wielką kulę turlającą się do celu. Gdzieś
z boku mignęła mu kasztanowa czupryna przyjaciela, nie oszczędzał swojego
przeciwnika. Szybko zapanował nad sytuacją i zajął się wyprowadzaniem gościa z
baru.
Wrogo nastawiony pijak w końcu
zmniejszył dystans na tyle, aby Itachi mógł go swobodnie dotknąć bez zbędnych
kroków. Kiedy już zdecydował się na atak, mężczyzna kucnął i zwymiotował na
podłogę, ochlapując przy tym buty starszego Uchihy.
-
No pięknie – klepnął go w ramię.
Wtedy stało się coś, czego nie
przewidział i do czego dopuścił pierwszy raz w życiu. Mężczyzna złapał go za
nogi, w okolicach kolan, po czym zwinnym i pewnym siebie ruchem przerzucił go
przez swoje plecy. Skutki tego zagrania okazały się powalające dla Itachiego.
Zrobił fikołka w powietrzu i runął na stolik, który roztrzaskał się pod wpływem
uderzenia i ciężaru ciała. Jęknął, dławiąc się przez chwilę powietrzem. Nie
miał jednak czasu na zbyt długi odpoczynek. Wielka ręka grubasa już leciała w
jego kierunku. Przeturlał się więc w stronę drzwi, czując jak pozbijane kawałki
szkła rozcinają jego skórę na rękach. Wielka łapa mięśniaka trafiła w połamany
blat. W barze zrobiło się głośniej, krzyki kobiet strasznie go rozpraszały.
Postarał się podnieść, choć nadal miał problemy z oddychaniem. Rzucenie nim na
stół mocno wstrząsnęło jego zachwianą psychiką, a ciało wyczuło tę słabość i
odmówiło na moment posłuszeństwa. Jeszcze nie doszedł do siebie po postrzale,
choć wcześniej uważał, że dawno wyrzucił to wydarzenie ze swojej głowy. W końcu
udało mu się wyprostować i tym razem obiecał sobie, że nie da się już ograć jak
małe dziecko. Zobaczył w chodzącej kupie mięsa przebłysk intelektu, za pewne od
razu wyczuł przegraną pozycję, więc wybrał drogę do zwycięstwa oszustwem. Za
pierwszym razem mu się udało, tym razem nie ma już szans na takie zagrania.
Itachi uniósł w górę gardę, która się
chwiała jak żaglówka podczas sztormu. Jego przeciwnik wydawał się wahać, jakby
nagle zmienił zdanie, albo kombinował kolejne głupstwo. Itachi zrozumiał, że ma
realną przewagę – gościu patrzył na niego, jak na popisującego się frajera w
barze. Nie wiedział, że jest wyszkolonym agentem. Przeciwnik zaśmiał się
ochryple, a gdy Itachi próbował się odwdzięczyć, jego płuca zaświszczały i
wydusiły z niego ostry kaszel. Czas skończyć tę zabawę, pomyślał. Przygotował
się do ataku, jego prawy sierpowy przybrał na mocy, już celował w okolicę żeber
wielkoluda, gdy ten przerwał mu, mówiąc:
-
To ja sam wyjdę – wzruszył przepraszająco ramionami i wyszedł.
Odprowadził go wzrokiem, gdy tak stał
osłupiony z zatrzymanym w powietrzu ciosie. Zauważył na skórzanej kurtce
pijaka, wytarty już nadruk czerwonej chmury. Coś mu nie pasowało i nie mógł
zrozumieć co, jakby brakowało jednej części do układanki. Czuł, że właśnie dał
się wciągnąć w sidła zastawionej na niego pułapki. Nie umiał tego logicznie
wytłumaczyć, po prostu złapało go silne przeczucie, że ten cały teatrzyk był
zaplanowany. Rozejrzał się po barze, aby spróbować znaleźć coś podejrzanego.
Nic. Wszystko wyglądało normalnie. Zbyt normalnie.
Ponownie zdusił go kaszel. Złapał się za żebra i przykucnął. Nadal nie czuł się dobrze. Nadal kłębił się w nim strach przed śmiercią. Nadal dławiło go tamto wydarzenie, gdy omal nie zginął za człowieka, w którego nawet nie wierzył.
Ponownie zdusił go kaszel. Złapał się za żebra i przykucnął. Nadal nie czuł się dobrze. Nadal kłębił się w nim strach przed śmiercią. Nadal dławiło go tamto wydarzenie, gdy omal nie zginął za człowieka, w którego nawet nie wierzył.
Obudziły ją w
nocy głośne kroki. Zerknęła na zegarek i od niechcenia przeturlała się na drugą
stronę. Sądziła, że to ojciec krąży po domu, bo wrócił dopiero z pracy.
Próbowała o tym zapomnieć, skupić się z powrotem na odpoczynku. Ostatnio
miewała bardzo lekki sen, budził ją najmniejszy szmer, a gdy już się ocknęła, z
trudem zasypiała na nowo. Zżerała ją trema, stres zabierał sen z powiek.
Myślała teraz wyłącznie o ucieczce. Zagubiona cicho załkała.
Nieopodal usłyszała dziwny dźwięk, jakiś
nietypowy stukot. Dopiero później zorientowała się, że ktoś potrząsał puszką ze
sprejem, aby później namalować coś na ścianie. Chciała zapalić światło, być
może nawet krzyknąć, ale nie należała do odważnych osób. Bojaźliwość kazała jej
zachować spokój i udawać, że śpi. W tej chwili, gdy ktoś obcy przechadzał się
po jej pokoju, jeszcze bardziej myślami błądziła przy Itachim. Po jej
policzkach spływały łzy, a ona z całej siły próbowała opanować oddech. Nie
chciała, aby obcy wiedział, że nie śpi. Itachi na pewno wiedziałby, co robić,
nie pozwoliłby jej skrzywdzić - dopuściła do siebie kolejny raz myśli o jego
umięśnionych ramionach, w których mogłaby poczuć się bezpiecznie.
Sprej zamilkł. Ciężkie kroki skierowały
się do okna. Sakura zacisnęła mocniej powieki. Modliła się, aby nic jej nie
zrobił, aby zostawił ją samą i odszedł. Nie rozumiała, jakim cudem ktoś obcy
wdarł się do domu. Dlaczego jeszcze go nie wykryto?
Rozchyliła delikatnie powieki, chociaż
rzęsy przysłaniały prawie cały widok, zauważyła ciemną postać siadającą na
parapecie. Nie minęła chwila, a osoba zeskoczyła i zniknęła. Sakura poczekała
jeszcze chwilę, próbowała ochłonąć, pokonać strach i panikę. Wzięła kilka
dużych oddechów, przetarła łzy w rękawy pidżamy i sięgnęła do światła – nie
działało. Przycisnęła jeszcze kilka razy włącznik, po dziesiątym razie
zaskoczył, żarówka z początku mrugała, jednak później rozbłysła pełną mocą. W
pierwszym odruchu pomyślała, że zwariowała. Jej dom był bardzo mocno strzeżony,
nikt nie mógł wedrzeć się do środka nieproszony. W drugim już nie była taka
pewna, gdy zauważyła malunek na ścianie. Jednak w domu pojawił się intruz, był
w jej pokoju i choć mógł ją skrzywdzić postanowił zostawić po sobie ślad.
W panice sięgnęła do swojego telefonu,
znalazła w książce telefonicznej numer Itachiego i zaczęła dzwonić. Był osobą,
którą chciała usłyszeć. Osobą, jaką chciała mieć przy sobie.
Itachi
obudził się w swoim łóżku ze strasznym bólem głowy. Nie pamiętał dokładnie, co
takiego wydarzyło się wczoraj, ale po szaleństwie pozostał silny kac. Jak przez
mgłę przypominał sobie momenty, w których kazał polewać sobie, co nową dolewkę whisky.
Później coś mu podpowiadało, że jednak podszedł z Sasorim do dziewczyn, ale nie
skończyło się to dobrze. Chyba na jedną zwymiotował, o ile go pamięć nie
myliła. Spanikował. Musiał spanikować. Zawsze, gdy strach nad nim górował
zaczynał wlewać w siebie niesamowicie wielką ilość alkoholu. Pomyślał, że
potrzebuje urlopu. Być może jutro wyjedzie i spędzi gdzieś miły weekend.
Przepracowany nadal nie mógł zwalczyć swoich demonów – tego panicznego lęku
przed śmiercią. Każdy huk kojarzył mu się z tamtym dniem. Nawet, jeśli w
rzeczywistości nie przypominało to wystrzału z pistoletu.
-
Na stoliku nocnym masz wodę i tabletki – rozpoznał głos zatroskanej matki.
Zerknął na nią, otwierając wyłącznie jedno oko. Stała w progu ze skrzyżowanymi
rękoma na klatce piersiowej. Wyglądała na rozgniewaną.
-
Dzięki, mamo. Jesteś super – sięgnął ręką po szklankę i połknął dwie tabletki
przeciwbólowe. Wątpił, aby to poprawiło jego nastrój.
-
Dzisiaj mamy iść na kolację do państwa Haruno, a ty zalewasz się w trupa i
pozwalasz przyprowadzić Sasoriemu do domu?
-
Jestem chyba za duży na kazania – usiadł. Leniwie poruszył głową, przecierając
przy tym oczy. Dopiero teraz zauważył, że ma na sobie wyłącznie bokserki. – Nic
mi nie jest. Zabawiłem się trochę. Do wieczora mi przejdzie, a dziś i tak mam
wolne – podniósł się. – Pozwól, że pójdę pod prysznic. Chcę z siebie zmyć to
upokorzenie.
Matka popatrzyła na jego bliznę na
barku. Ponownie poczuła ścisk w gardle, gdy przypomniała sobie, jak mało
brakowało, a straciłaby również syna. Nie przeżyłaby, jakby go straciła.
Rodzice nie powinni patrzeć na śmierć swoich dzieci, a ona codziennie bała się,
że właśnie tak się stanie. Sasuke i Itachi grali w bardzo niebezpieczną grę, w
ogóle nie korzystali z życia, jedynie ryzyko ich napędzało. Chciała ich
chronić, pragnęła dla nich innego życia.
-
Tak przy okazji radzę ci najpierw sprawdzić telefon – wskazała palcem na
komórkę syna. – Od momentu, gdy cię przyprowadził regularnie dzwoni.
Podejrzewam, że coś poszło nie tak w Szklanym Domu, bo Sasuke jeszcze nie
wrócił do domu. Dzwonił, że jest kocioł i zostanie dłużej.
-
Nie obudziłaś mnie?! – zdenerwowany pobiegł do telefonu. – Dlaczego mnie nie
obudziłaś?!
Dziesięć połączeń nieodebranych od
Sasuke, sześć z centrali firmy i dwadzieścia pięć od Sakury. Sparaliżowało go.
Pomyślał, że coś mogło jej się stać, że ktoś mógł ją skrzywdzić, a on jej nie
obronił. Nie było go przy niej, gdy go potrzebowała, bo wolał upijać się w
obecności tanich panienek. Bez dłuższego zwlekania wbiegł do łazienki, aby
wziąć szybki prysznic. Już nie czuł się źle, nie bolała go głowa. Teraz napędzało
go uczucie do Sakury. Musiał ją zobaczyć. Upewnić się, że nic jej nie jest.
Dopiero wtedy weźmie spokojny wdech i pozwoli sobie zwolnić.
- Sir,
z całym szacunkiem, ale…
-
Podjąłem decyzję. Kolacja odbędzie się według planów. Nie dam się zastraszyć, jakimś
pyszałkom. Macie zwiększyć ochronę mojej córki i żony. Natychmiast! – podniósł
głos. – Możecie odejść.
-
Sir..
-
Powiedziałem, odejść!
Itachi z całych sił próbował zapanować
nad gniewem i wypowiedzeniem ostrych słów. Nie mógł pozwolić sobie na taką
niesubordynację, więc pociągnął brata za rękaw marynarki i ruszył do wyjścia.
Chwilę po nich pomieszczenie opuścili również inni ochroniarze będący świadkami
nocnej awarii. Starszy Uchiha poczekał, aż ludzie się rozejdą i został w tyle z
bratem.
-
Widziałeś, coś podejrzanego?
-
Samochód. Czarnego SUV, który parkował przed sklepem z sukniami ślubnymi.
Myślałem, że to jakiś turysta, więc nie chciałem podnosić alarmu.
-
I mi nie powiedziałeś?! – złapał go za koszulę i pchnął nim o ścianę. Sasuke
ścisnął go za nadgarstki, ale nie miał zamiaru stawiać oporu. Widział w oczach
brata zbyt wiele wściekłości, aby próbować w tym stanie z nim walczyć.
-
Próbowałem, ale nie mogłem cię złapać. Zorientowałem się, że coś jest nie tak,
gdy w rezydencji doszło do awarii prądu, nawet dodatkowy generator zasilający
system kamer i alarmu zdechł. Próbowałem cię złapać, ale nie odbierałeś.
-
Cholera – puścił go i odsunął się na kawałek.
Miał ochotę coś rozwalić, wyrzucić z
siebie całą wściekłość. Pierwszy raz, od niepamiętnych czasów, Itachi
przegrywał ze swoimi uczuciami. Nazbyt zbliżył się do Sakury. Znał zagrożenie,
ale nie spodziewał się, że emocje mogą, aż tak targać człowiekiem. Nigdy
wcześniej tego nie czuł.
-
Widziałeś kiedyś tę czerwoną chmurę? Tę, którą ktoś namalował w pokoju?
-
Wczoraj. – Skóra głowy znowu zaczęła go piec, więc zaczął się nerwowo drapać.
Zbyt mocno się angażował. – W barze doszło do bójki. Koleś, z którym miałem
zaszczyt walczyć miał wytarty nadruk na plecach. Czerwona chmura. Słyszałeś
kiedyś, o takim gangu?
-
To chyba nie gang. Mamy podejrzenia, że ten znak należy do ruchu oporu
konspirującego przeciwko naszemu rządowi.
-
I myślisz, że bawiliby się w takie rzeczy?
-
Naprawdę nie wiem – wzruszył ramionami, dopiero teraz poprawił kołnierz
wymiętolonej koszuli. – Chciałbym wiedzieć, ale jestem chyba zbyt zmęczony, aby
myśleć. Mam za sobą szesnaście godzin służby. Nie myślę racjonalnie.
-
W porządku – pokiwał głową. – Idź się wyspać do domu. Zarząd firmy przysłał innych
ochroniarzy, tak jak zażądał pan Haruno. Zasługujesz na odpoczynek.
-
A ty, co?
-
Upewnię się, że nic jej nie jest i też pojadę do domu. Nie mam, po co tutaj
siedzieć.
-
Itachi… - Sasuke ugryzł się w język. Chciał mu powiedzieć, aby odpuścił i
pojechał z nim do domu, ale zrezygnował. Machnął ręką i odszedł. Brakowało mu
pomysłów na rozdzielenie tej dwójki.
Musiał przyznać, że dzisiejsza noc dała
mu mocno w kość. Mocno się przestraszył, gdy biegnąc do pokoju Sakury zobaczył
pozbawionego przytomności ochroniarza leżącego na podłodze. Był pewien, że ją
stracili. Cieszył się, że mimo tego nic jej się nie stało, choć przeczuwał, iż
ta zagrywka to dopiero początek. Próbowali ich nastraszyć i im się udało.
Zorganizowana grupa. Włosy na jego plecach się zjeżyły. Zrozumiał, że
dzisiejsza noc zmieniła wiele – najprawdopodobniej praca przestanie go nudzić.
Sakura
siedziała skulona na fotelu w pokoju gościnnym. Próbowała nad sobą panować, bo
zbyt wiele osób przebywało z nią w pokoju. Zwiększona ochrona, prychnęła
niezadowolona. Gdyby ktokolwiek próbował ją zabić już by to zrobił. Tu chodziło
o coś innego. Nagle poczuła się zwykłym pionkiem, przerażonym pionkiem, w
dziwnej grze, której zasad nie rozumiała. Dodatkowo brak odzewu ze strony
Itachiego mocno ją przygnębiał. Dlaczego nie odbierał? Dlaczego go jeszcze obok
niej nie ma? Niemożliwe, aby się pomyliła. Na pewno coś do niej czuję. Czy jemu
coś się stało? Może ktoś go zaatakował? Wzdrygnęła się i zamknęła oczy. Mało
brakowało, a wypłynęłyby pierwsze łzy. Odpłynęła do lepszej krainy. Oderwała
się od rzeczywistości. Próbowała przypomnieć sobie dobre chwilę. Nie mogła
teraz pozwolić sobie na słabość, jeszcze nie teraz. Na pewno nic mu nie jest.
Widziała jego CV, tyle przeżył, służył w wojsku. Czy ktokolwiek mógłby mu
zagrozić?
Po krótkim czasie, gdy zebrała w sobie
nowe pokłady siły, otworzyła oczy. Przed sobą ujrzała poważną, zmęczoną i lekko
posmutniałą twarz Itachiego. Kucał, bacznie ją obserwując, jakby próbował
nacieszyć oczy jej widokiem. Tak w rzeczywistości było. Cała i zdrowa.
Itachiemu ulżyło, że nic jej się nie stało. Tym razem - pozwolił sobie na
dopuszczenie złych myśli, ale szybko je stłumił. Nie pozwoli jej skrzywdzić.
Sakura szklanymi oczami pobłądziła po
pomieszczeniu. Byli sami. Błyskawicznie rzuciła się mu w ramiona, omal go nie
przewróciła, ale teraz nie to się liczyło. Gdy ją objął, gdy poczuła jego
dłonie na swoich plecach, nastał długo oczekiwany przez nią moment – pękła.
Pozwoliła sobie ujść tłumiącym się w niej uczuciach, popłakała się.
-
Myślałam, że coś ci się stało, bo nie odbierałeś – powiedziała z lekkim
wyrzutem.
-
Wybacz – pogłaskał ją po włosach. – Nic mi nie jest.
To uderzyło w niego, jak zimny powiew
wiatru – musi zerwać umowę z burmistrzem. Za wszelką cenę musi się z tego
wydostać. Ta głupota, jaką popełnił może ich rozdzielić, może zranić jej
uczucia. Co jeśli się dowie i pomyśli, że jest przy niej wyłącznie ze względu
na zawartą umowę? Jest dla niego zbyt ważna. Długo temu zaprzeczał, próbował
znajdywać odskocznie, aby o niej zapomnieć. Zbyt długo z tym walczył. Teraz,
gdy trzymał ją w swoich ramionach, tak piękną, kruchą i przerażoną, zdał sobie
sprawę, że jedynie jej potrzebuje do szczęścia. Znajdzie odpowiednią porę i z
wielką pokorą przeprosi burmistrza, a później grzecznie się wycofa. Jeśli
zażąda jego dymisji, zgodzi się na to. Wszystko, aby ochronić Sakurę przed
zranieniem. Co prawda i tak będzie musiał zaszkodzić w ślubnych planach, ale
zrobi to na własną rękę. Nie potrzebuje do tego zezwolenia osób trzecich. Nie
pozwoli jej odejść. Nie wypuści jej. Tak po prostu. Zrozumiał to. Nie może
pozwolić jej odejść.
Kontynuacja notek na Agonii: http://agoniauczuc-itasaku.blogspot.com/p/jednopartowki.html
OdpowiedzUsuń