niedziela, 13 marca 2016

Bez polotu (IV)

Po krótkiej naradzie z Kimi-san postanowiłyśmy (albo i ja postanowiłam) skończyć "Bez polotu" na jednopartówkach. Niech i tu będzie ta historia przedstawiona do końca ;p. Miłego.

CZ IV

            Itachi zdenerwowany krążył po gabinecie. Od ściany do ściany, nerwowo spoglądając, co jakiś czas na zegarek. Czas się dłużył, a Madara nadal się nie zjawił. Czasami miał dość swojego dziadka, który uważał się za najważniejszą, wschodzącą gwiazdę – nigdy nie przychodził na czas. Itachi był już gotowy zrezygnować i odejść, gdy w końcu w progu stanął Madara. Jeden z współwłaścicieli firmy. Wysoki, dobrze zbudowany, z długimi już siwiejącymi włosami.
            - Czego się tak stresujesz? – pokiwał otwartą kopertą do wnuka. Uśmiech nie schodził mu z ust. Miał naprawdę dobrą wiadomość i nie mógł ukrywać swojego entuzjazmu. – Zgadnij, co jest w środku?
            - Nie mam nastroju na takie zabawy, dziadku.
            - Wstałeś lewą nogą? – pokręcił głową, kierując się do biurka. Po chwili już zasiadał na swoim wielkim, skórzanym fotelu. Madara nigdy nie szczędził pieniędzy na realizowanie swoich zachcianek. Większość inwestował w gabinet, spędzał tutaj większość czasu, dlatego wszystko pochodziło z najwyższych półek.
            - Niespokojna noc, pokręcony poranek i czeka mnie nieciekawa kolacja. Czy muszę zagłębiać się w szczegóły i tracić czas, czy powiesz mi, o co chodzi?
            - Psujesz mi całą zabawę. Tak bardzo lubię się z tobą przekomarzać i budować napięcie, gdy wiadomość jest naprawdę dobra. – Itachi tracił cierpliwość, więc chrząknął, aby delikatnie przyspieszyć przebieg wydarzeń i skierować dziadka do sedna sprawy. – Dostałem odpowiedź w sprawie wyjazdu do Waszyngtonu.
Itachi błyskawicznie rozpromieniał. W jego oczach zaiskrzyła wyjątkowa radość, nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który nagle wyrysował się na jego twarzy. Zapomniał o wszystkich problemach i skupił się na tym jednym momencie. Momencie, na który tak długo czekał. Być może przez natłok spraw zrzucił to na dalszy plan, ale gdy sprawa wypłynęła już wiedział, co to oznacza. Pokiwał do dziadka głową, aby się upewnić, że się nie myli, a gdy dziadek odwzajemnił gest, ten zachichotał jak małe dziecko. Nie wierzył w swoje własne szczęście. Pierwsza dobra wiadomość od kilku dni.
            - Jeszcze nie koniec dobrych wiadomości – zaśmiał się, gdy zobaczył tę stronę swojego wnuka, którą dawno zakopał pod maską powagi i profesjonalizmu. Od razu wyglądał młodziej. – Chcą ciebie na dowódcę. Masz kierować jednostkami podczas całej podróży, wraz z momentem podpisywania traktatu. Sam Cesarz się pod tym podpisał. Wybierzemy najlepszych i najbardziej zaufanych ludzi. Pomogę ci.
Podskoczył. Nie wytrzymał dłużej w jednym miejscu, gdy zebrało w nim się tyle pozytywnej energii. Był szczęśliwy. Wreszcie spełnił swoje marzenie. Wykona pierwsze bardzo ważne zadanie, które otworzy mu furtkę do wyższych sfer. Jeśli wszystko pójdzie z płatka jego życie nie będzie już takie samo. Nigdy. Podskoczył drugi raz i zamarł. Nagle opanowało go przytłaczające uczucie stresu. Jego serce na moment przestało bić. Musiał usiąść. Musiał odpocząć, dać sobie chwilę na odsapnięcie. Przed nim najważniejsze zadanie w całej karierze, od tego zależy jego przyszłość. Najważniejsze wydarzenia będą się rozgrywać właśnie w Waszyngtonie.
            - Wody? – Szybko złapał za dzbanek i napełnił obok stojącą szklankę. Podał ją Itachiemu. – Wypij, pomoże. – Dziadek pomógł mu się napić. Trochę śmieszyła go nagła panika, która przysłoniła radość długowłosemu, jednak rozumiał jego obawy. Przed nim naprawdę ważne zadanie.
            - Dzięki – głos mu drżał. Nie panował nad swoim ciałem, ręce trzęsły się mu jak staremu alkoholikowi.
            - To bardzo ważne zadanie...
            - Nie pomagasz – wtrącił. Znał przemowy dziadka, nie potrafił pocieszać, ani motywować.
            - Oj, przestań – machnął ręką i odebrał wnukowi szklankę, aby przypadkiem jej nie stłukł. – Wszystko będzie dobrze. Poradzisz sobie, bo jak nie ty, to kto?
            - Mówimy o samym Cesarzu Akihito, prawda? Umrę – przytaknął głową, w końcu dynamicznie nią pokręcił. – Nie dam rady. Ja nie dam rady. Umrę. To mnie zabije. Nie poradzę sobie, dziadku. Nie dam rady – zwątpił w siebie, dał się ponieść swoim słabością. Po prostu spanikował. – Nie mogę tego zrobić. Co jeśli coś mu się stanie? Jeśli coś przegapię? Nie wezmę czegoś pod uwagę? Nie mogę tego zrobić.
            - Masz najlepsze osiągnięcia, a kulka przyjęta za samego kongresmena przyniosła ci sławę. Dobrą sławę.
            - Nie wierzyłem, że się uda. Pragnąłem tego, ale nie sądziłem, że do tego dojdzie. Jestem za młody. Spieprzę sprawę. Na pewno coś przegapię.
            - Będziemy ci pomagać. Pod tobą będzie kilka wyszkolonych i doświadczonych agentów. Uda ci się.
            - Kiedy wyjazd?
            - Za dwa tygodnie. Wyjeżdżasz w piątek po południu.
            - Za dwa tygodnie?! – wstał, nie zapanował nad krzykiem. – Dwa?! Przecież to za mało czasu. Nic nie jest gotowe. Nic!
            - Żartowałem! – zaśmiał się ochryple. – Mamy miesiąc na przygotowanie wszystkiego, a półtora do wyjazdu. Spokojnie. Zdążymy ze wszystkim na czas.
To nie było miłe. Itachi prawie dostał zawału przez dziwaczne pomysły własnego dziadka. Lekkomyślnie uwierzył w niewykonalne zadanie. W dwa tygodnie nigdy by się nie wyrobili. Zbyt mało czasu na dopracowanie szczegółów. Odetchnął z ulgą. Przez miesiąc zdoła się uporać z tą dobrą wiadomością, zaakceptuje ją i da z siebie wszystko. Będzie dobrze, pocieszał się w myślach, będzie dobrze.

            Stroiła się od samego rana. Nie potrafiła spokojnie usiedzieć na miejscu, wiedząc, że nie długo dojdzie do kolejnego spotkania. Chciała wyglądać dla niego, jak najpiękniej, więc przyszykowała najlepszą sukienkę, jaką miała i zabrała się za czesanie włosów. Co prawda do momentu spotkania jeszcze kilka godzin, ale już nie wytrzymywała. Im prędzej się przyszykuje, tym będzie spokojniejsza. Bo, co jeśli przyjdzie wcześniej? Albo będzie musiała gdzieś niespodziewanie wyjść i sama przyjdzie spóźniona, dodatkowo niewystrojona? Musi zadbać o wszelkie szczegóły. Mężczyźni są wzrokowcami. Zaimponuje mu dzisiaj. Tego właśnie pragnie.

- Czy mi się wydaję, czy zapomniałeś o dzisiejszej kolacji? – Sasori kręcił się na obrotowym krześle, które zabrał ze swojego biura.
            - Nie zapomniałem – wzruszył ramionami, trzymając cały czas ręce przed sobą, aby asekurować bratu, który aktualnie wyciskał siedemdziesiąt kilo na klatkę piersiową. W razie, gdyby nie podołał, zatrzymałby sztangę, żeby nie zrobiła mu krzywdy. – Dajesz radę?
            - Daję! – wykrzyknął przez zaciśnięte zęby. Spocony, lekko zaczerwieniony Sasuke z całych sił próbował pobić swój ostatni rekord. Obiecał sobie, że uda mu się zrobić dwadzieścia pięć rund, zamiast dwudziestu i choć powoli tracił moc, a na czole wyskoczyły mu żyły z wysiłku, dalej uparcie podnosił ciężary.
            - Ale domyślasz się, że jak odwalisz kawał dobrej roboty przeniosą cię do stolicy? Być może otworzycie tam nową siedzibę firmy i w końcu zostaniesz prezesem?
            - Nie wybiegam tak daleko z planami, Sasori. Na razie wiem tyle, że za tydzień mam jechać do stolicy spotkać się z Cesarzem i porozmawiać z szefem jego teraźniejszej ochrony. Nawet nie wiem, dlaczego zwrócili na mnie uwagę.
            - Dwadzieścia…. – wypuścił powietrze, parł w górę, ale sztanga ledwo drgnęła. W końcu krzyknął, co dodało mu trochę energii i wyprostował łokcie. – Dwa!
            - Stary, przemęczasz się. – Itachi opuścił głowę. W oczach brata zauważył iskrę wściekłości i od razu zrozumiał, że niepotrzebnie próbuje mu przemówić do rozsądku. – Dowiedziałeś się, coś o tej czerwonej chmurze? – zwrócił się do Sasoriego, mając nadzieję, że Sasuke nie skomentuje jego uwagi.
            - Na razie nic szczególnego. Popytałem trochę wśród stałych klientów siłowni i dowiedziałem się jedynie tego, że z tymi ludźmi nie można zadzierać. To, jakaś organizacja działająca przeciwko Cesarzowi. Sądzą, że nie jest godną głową państwa. Z tego, co wiem są wyjątkowo anonimowi, mają swoich ludzi ustawionych na różnych, w tym wysokich stanowiskach i nikt nie zna ich prawdziwej tożsamości. Próbowałem ustalić cokolwiek, ale się nie dało. Każdy błyskawicznie zmieniał temat. Dowiedziałem się jeszcze tylko, że zwą się Aka… - pomyślał przez chwilę, przykładając palec wskazujący do ust. – Akatsuki.
            - Dwa… - zatrzymał sztangę w połowie. Miał wrażenie, że za chwilę mięśnie mu pękną, tak bardzo go bolały. - …dzieścia – zebrał w sobie maksimum sił, ale wciąż nie mógł wyprostować łokci. Sztanga poruszyła się niebezpiecznie. Itachi objął ją dłońmi i pomógł bratu unieść w górę. Wspólnymi siłami odłożyli ją na miejsce. – Dwa i pół – zaśmiał się, choć tak naprawdę był na siebie zły. Usiadł i przetarł potówką założoną na nadgarstku czoło.
            - Dobra robota – poklepał młodszego brata po barku, chciał mu okazać wsparcie i tym małym gestem spróbować go odwieźć od frustracji, z jaką na pewno się borykał. Sasuke od zawsze mierzył wysoko, a każdą porażkę brał do siebie.
            - Popytam jeszcze trochę. – Sasori wrócił do tematu.
            - Nie – pokręcił głową i podszedł do parapetu, na którym leżał ręcznik dla brata. Podał mu go. – Nie pytaj, bo zrobi się za dużo szumu. Nie chcę, aby czuli zagrożenie, bo skoro są tak bardzo niebezpieczni, nie wiemy jak zagrają, gdy ich przyciśniemy do muru. Masz za dużo do stracenia, bo w końcu, gdzie będziemy trenować, jeśli stracisz siłownie? – pogroził mu palcem.
            - To beznadziejne. Skoro są przeciwko Cesarzowi, to czego chcą od rodziny Haruno? Przecież to płotki w porównaniu z Cesarzem. – Sasuke próbował uregulować oddech, po ciężkim treningu.
W powietrzu zawisnęła cisza. Itachi w głębi duszy domyślał się, czego mogą chcieć. Był przekonany, że każdy ich ruch jest przemyślany i niekoniecznie może im chodzić o rodzinę Haruno. Jeśli Sasori miał rację i mają ustawionych ludzi na wysokich stanowiskach domyślił się, na kogo mogą polować. Był bardziej, niż pewien, że w tym przypadku intuicja i intelekt nie wyprowadzają go w pole – przed nimi trudny okres.

            Kolacja dłużyła się w nieskończoność. Trwała od może dwudziestu minut, a Itachi wciąż nie umiał wdrożyć się w dyskusję. Głosy przy stole były wyjątkowo ożywione, gdy on zaledwie wydukał z siebie może dwa, trzy zdania. Nie miał ochoty rozmawiać, nie mógł nawet jeść. W większości przypadków bawił się jedzeniem i przyglądał sztućcom, jakby szukał w nich czegoś niesamowitego, najlepiej odpowiedzi na nurtujące go pytania. Spodziewał się niezadowolenia ze strony burmistrza, ale nie potrafił się zmusić do uśmiechu. Zbyt wiele problemów go trapiło, zbyt dużo, aby móc z radością flirtować z Sakurą. Czuł na sobie jej baczny wzrok. Nie mógł tego odwzajemnić.
Dziewczyna całkowicie się zgubiła. Dziś rano była pewna, że ich relacja nabrała barw, a teraz nie wiedziała już nic. Z całych sił pragnęła poznać powód jego zachowania. Brała pod uwagę wpływ krępującej obecności ich rodziców, jednak nigdy nie wyobrażała sobie takich skutków. Itachi ewidentnie jej unikał. Nie patrzył na nią, nie uśmiechał się, siedział nadąsany, przysłuchiwał się dyskusji i czasami kiwał głową. To dziwne zachowanie zbyt mocno ją zdenerwowało. Nie ominęła również faktu, że zignorował jej dzisiejszy wygląd. Naprawdę dużo energii włożyła w makijaż, w układanie fryzury i dobranie ubrań. Dwadzieścia minut poświęciła samym butom. Nie zauważył tego. Przeprosiła gości, po czym opuściła pomieszczenie. Wyszła na taras, czekając na Itachiego. Liczyła, że przyjdzie. Jeśli ta znajomość cokolwiek dla niego znaczy, przyjdzie.
Zauważył odejście Sakury, ale nie spieszył się do pójścia za nią. Dalej beznamiętnie wpatrywał się w widelec obracany w dłoni. Matka zaskoczona dziwnym, niezrozumiałym zachowaniem własnego syna kopnęła go w kostkę. Gdy na nią zerknął, dyskretnie kiwnęła mu głową w stronę Sakury. Zmarszczył czoło i ponownie wrócił wzrokiem na zabawkę w ręce. Kopnęła go ponownie. Przekręcił oczami, przeprosił i wyszedł do Sakury. Musiał tam iść, bo nie przestałaby go kopać.
            - Możesz powiedzieć, co się dzieje? – położyła dłoń na jego klatce piersiowej, odsunął się. Ręka została, opierając się o niewidzialną ścianę. – Itachi, co się zmieniło? Stało się coś?
            - Nie możemy się spotykać. To koniec – wypowiedział te słowa wyjątkowo chłodno, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy. Skrył ból, jaki bił jego serce. Obiecał, że nie pozwoli jej skrzywdzić i musiał dotrzymać słowa. Nawet, jeśli uczucie miłości było niezadowolone i zrobiło z jego serca worek treningowy.
            - Co? – Jej oczy natychmiastowo nasiąknęły łzami. Widział w nich odbicie blasku księżyca. – Żartujesz sobie, prawda?
            - Wyglądam, jakbym żartował?
Nigdy wcześniej nie widziała go takiego. Owszem często chował się pod maską profesjonalizmu, ale dzisiaj przeszedł samego siebie – oziębły, arogancki drań. Czy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ją rani? Jak jego obojętność i chłodne słowa odbierały jej chęć do życia? Rozkruszał jej serce. 
On wiedział, co robi. Jego dzisiejsze zachowanie miało mu ułatwić zerwanie z dziewczyną, zanim było za późno. Już miał gotowe zdania, z którymi zwolni się z pracy u pana Haruno. Nie mógł tutaj pracować. Odchodząc zapewni jej bezpieczeństwo.
            - Przestań!
Zadziałała impulsywnie, być może zbyt odważnie, ale nie wiedziała, w jaki sposób go zatrzymać, zanim powie za dużo. Ta rozmowa nie równała się z żadną, jaką jej było w życiu przeżyć. Zadziałała jedyną bronią, której teraz mogła użyć. Jedyną, która mogła wpłynąć na jego decyzję.
Itachi nie mógł w to uwierzyć. Dziewczyna go pocałowała. Zdobyła się na odwagę, rzuciła się mu na szyję i wargami szybko przyszpiliła jego usta, zanim zdołał to zakończyć. Wszystko skomplikowała, namieszała mu niepotrzebnie w głowie, zadała więcej bólu. Musiał od niej odejść, ale teraz, gdy ją całował, gdy ponownie byli tak blisko siebie, znowu odczuł tę energię. Tę magię, jakiej zaprzeczał tak długo. Dlaczego ona to zrobiła? Dlaczego tak bardzo utrudniła to rozstanie?
            - Powiem wprost i szybko. – Ich pocałunek zastygł, choć nadal nie odsunęli się od siebie. Itachi usłyszał znajomy głos burmistrza. - Chcę, abyś rozwalił ich związek. Zapłacę ci. Jesteś jedyną osobą, na którą moja córka zwróciła uwagę i jeśli jesteś moją jedyną nadzieją na pozbycie się tego kretyna, zaryzykuje.
Nagle cały jego świat się zatrzymał. Zrozumiał, że to rozmowa odtwarzana z nagrania.
            - Nie interesują mnie pieniądze, sir. – Chwila przerwy. – Dobra, więc czego chcesz? – Miał ochotę zniknąć, przerwać tę szopkę. Jakimś cudem nie dopuścić do kolejnej kwestii wypowiedzianej przez niego. - Jak to mawiał mój ojciec? Przysługi od potężnych ludzi zawsze się przydają, sir.
Sakurą miotały mieszane uczucia, bo właśnie złamano jej serce. Była zażenowana, zawstydzona i rozwścieczona. Bez zbędnych krzyków i niepotrzebnych scen, odsunęła się od Itachiego i wymierzyła mu mocny cios w policzek. Trafiła. Uderzenie było naprawdę mocne, bo przez kolejne sekundy piekła ją wewnętrzna strona dłoni. Zaraz po tym uciekła. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Pobiegła do swojego pokoju.
            - Zadowolony? – blondyn schował dyktafon do kieszeni. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tanio można kupić informacje, jeśli się źle płaci sekretarce. Jakież to jest proste.
Deidara, narzeczony Sakury, chełpił się swoim wyczynem. Był z siebie niezwykle dumny, gdyż od dłuższego czasu czuł się zagrożony ze strony Itachiego, a teraz w końcu go usunął. Znalazł jego słaby punkt i uderzył z wielką mocą. Niespodziewaną mocą. Znalazł wyjątkowo prosty, ale skuteczny sposób. Tyle razy pisano, o takich chwytach w powieściach, a mimo to sam z łatwością dokonał takiej intrygi.
Starszy Uchiha zamknął oczy, próbował wyrównać oddech i stłumić swój gniew. Miał ochotę rzucić się na Deidarę, złamać mu nos, wybić szczękę, pozbawić zębów – całego go oszpecić. Panował nad sobą, choć z każdą minioną sekundą szło mu coraz gorzej. Chciał odejść od Sakury, ale nie w ten sposób. Nie musiała wiedzieć o umowie.
            - I wcale nie gadam, jak rusek po szesnastu piwach.
Koniec. Przegrał ze swoimi słabościami. Odniósł sromotną klęskę. Zrobił szybki krok w kierunku Deidary i zaatakował go, zanim ten zdołał się czegokolwiek domyślić. Pierwsza pięść trafiła w twarz, druga dwa razy w żebra, a później, aby dokończyć swoje dzieło, złapał blondyna za włosy i nadział go na własne kolano – złamanie nosa murowane. Deidara krzyknął, po czym padł na podłogę. Zasłonił ręką cieknącą krew z nosa, ale czuł jej gorzki smak w ustach, przez moment nawet się nią zakrztusił.
            - Co tu się dzieje?! – Burmistrz stanął w progu. Zatrzymał publikę za swoimi plecami. Z przerażeniem spoglądał na Deidarę, który plamił jego dywan. Zwijał się w kłębek, próbując stłumić ból.
            - Co w ciebie wstąpiło?! – Matka przemknęła pod ręką pana Haruno. Podeszła bliżej.
Sasuke stanął obok niej. Swoją pełną uwagę poświęcił bratu. Wiedział doskonale, co zrobił Itachi. Bił się w pierś, że tak późno na to wpadł, powinien połączyć kropki znacznie wcześniej, w tym samym czasie, co brat. Zdenerwował się, gdy jego spostrzegawczość i inteligencja przegrała z genialnym umysłem brata. Zawsze był krok za nim.
            - Panienka Haruno! – wzrok wszystkich skupił się na ochroniarzu stojącym na schodach prowadzących na górę, do pokoju Sakury. Sapał. – Uciekła. Wymknęła się nam!
            - Co?! – Zapomnieli o Deidarze. – Jak to wymknęła?! Mieliście zwiększyć ochronę! Jakim cudem wam uciekła?! – Burmistrz się wściekł. Nie wyobrażał sobie, co zrobi, jak nie zapanuje nad emocjami.
Starszego Uchihę skręciło w żołądku, odczuł tak silny skurcz, że z trudem pokonał odruchy wymiotne. Wziął duży oddech i wyszedł na taras. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem, powstrzymać ten przerażający władający nim strach. Sakura Haruno uciekła. Wyszła bez ochrony na ulice miasta, zanim on zdołał zakomunikować im o swoim odejściu. Księżniczka ze Szklanego Domu jest w wielkim niebezpieczeństwie. Nie może jej pomóc. To przez niego uciekła. Dlaczego nie rozegrał tego inaczej? Jeśli coś jej się stanie, umrze. Nagle wszystko straciło sens, przybrało czarno białe barwy. Oby wróciła do domu. Oby ją znaleźli, zanim dokona tego Akatsuki. Oby się mylił.

            Sakura wykorzystała porę na kąpiel i okno w łazience do ucieczki. Zadziałała szybko, wykorzystała lekkie zamieszanie na dole, spodziewała się, że Itachi tego w ten sposób nie zostawi. Znała Deidarę bardzo dobrze, on nigdy nie wiedział, kiedy skończyć. Po hałasie, jaki dobiegł z dołu domyśliła się, że się doigrał, a wtedy czmychnęła jedyną dla niej drogą ucieczki. Wsiadła do swojego Mercedesa, kluczyki zawsze kładła na oponie, i odjechała. Gdy zauważyli jej zniknięcie była poza murami rezydencji. Teraz mogli rzucić się w pościg, ale wiedziała, że jej tak łatwo nie znajdą. A nawet jeśli wszystko jej było jedno. Potrzebowała odskoczni, ucieczki od domu, od zdradzieckiego ojca i przeklętego drania, jakim okazał się Itachi. Jak mogła w niego pokładać tak dużo nadziei? Jak mogła obdarzyć go ślepym zaufaniem? Sama się o to prosiła.
Zatrzymała się na czerwonym świetle. Palcami wystukiwała rytm piosenki. Światło zmieniło się na pomarańczowe, później na zielone. Ruszyła do przodu. Z prawej strony zauważyła ciężarówkę pędzącą z dużą prędkością. Wcisnęła hamulec, zapominając o sprzęgle. Samochód zgasł. Mało brakowało, dosłownie milimetry, a straciłaby maskę auta. Patrzyła na znikającą przyczepę ciężarówki, a później, gdy zniknęła z zasięgu jej wzroku położyła głowę na kierownicy. Odetchnęła z ulgą. Na szczęście miała chwilę dla siebie, bo o tej porze ulice w tym rejonie zazwyczaj świeciły pustkami. Odpaliła na nowo silnik i przejechała bezpiecznie przez skrzyżowanie. Musiała się uspokoić, nienawidziła prowadzić samochodu, gdy wewnątrz niej odbywała się wojna. Była zbyt mocno zdekoncentrowana, roztrzęsiona. 

Uśmiech nie znikał mu z twarzy. Przestraszona Sakura skupiła całą uwagę na ciężarówce. Tak mocno pozwoliła pochłonąć swoją uwagę, że nie zauważyła, gdy drzwi od strony pasażera z tyłu się otwierają, a do środka wkrada się mężczyzna ubrany na czarno. Noc pomogła mu zamaskować swoją obecność. Przez moment, gdy dziewczyna zastygła ze skierowanymi oczami w lusterko wsteczne, myślał, że go zauważyła. Odetchnął, gdy ruszyła dalej. Wyciągnął z kieszeni mały pilocik i przycisnął guzik. Sygnalizacja ponownie zmieniła się na czerwono, zatrzymując wóz ochrony na skrzyżowaniu. Daleko za nimi. Miał czas. Był bezpieczny. Poczeka na najlepszą okazję i się ujawni. Jeszcze trochę, a Sakura Haruno będzie jego. Nie Itachiego Uchihy. Jego. To on będzie rozdawał karty.

1 komentarz:

  1. Długo trzeba było czekać ale warto :) kiedy następna część ?

    OdpowiedzUsuń

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)