poniedziałek, 7 października 2019

Never Let Me Go (ItaSaku) cz.2


               

             Moje serce waliło tak głośno, że byłam pewna, że obudzę tym całą Konohę. Przerażona straciłam czucie w nogach i upadłam na podłogę. Czując drganie rąk zaczęłam na kolanach przesuwać się pod ścianą. Gdy usłyszałam szybkie kroki pod drzwiami to spanikowana cudem znalazłam w sobie siły, żeby wstać. Nogi miałam jak z galarety. Chwilę później znalazłam się w kuchni i władowałam się do starej spiżarki, której tak bardzo nie lubiłam. Nigdy jej do końca nie posprzątałyśmy z moją mamą i brzydził mnie kurz, pająki i zapach stęchlizny. Dom, który zakupiłyśmy był dość stary ale nigdy nie wierzyłam w bajki o duchach. W tym momencie masa słoików przygotowywana przez moją mamę wyglądała tak przerażająco, że musiałam zamknąć oczy. Usiadłam za wielką beczką i przykryłam się leżącej na niej starym kocem. Liczyłam na to, że to co robię jest tylko jednym wielkim atakiem paniki i nikt nie włamie mi się do domu. Pisk wydarł się z moich ust, gdy usłyszałam głośny huk dochodzący z sąsiadującej z kuchnią gankiem. Zaczęłam się modlić, mimo, że nigdy tego nie robiłam od śmierci mojego ojca. Po jego niespodziewanej śmierci nie mogłam zrozumieć tego, dlaczego tak młody człowiek opuszcza świat. Nigdy nie chorował i to było dla mnie oraz mojej mamy strasznym szokiem. Zaraz, zaraz. Wiem, że wyjechał na delegację. Wiem, że pochodził… z południowej Japonii a nasz sąsiad coś o nim wspominał. Byłam pewna, że to z opowieści mojej mamy ale przecież ona spędziła w tym domu tak mało czasu, że przecież nigdy się nie poznali. Poczułam ukłucie w sercu. To miejsce to nie przypadek.
            Słyszałam głosy. Byli w kuchni.
            ‘Nie ma w sypialni. Nie ma w piwnicy’ powiedział jeden. Nie usłyszałam odpowiedzi tylko ich wejście do spiżarki.
            - Stary, ile tu żarcia. – mówił ten sam głos. Drugi nie odpowiedział tylko majstrował coś przy ścianie. Szukał włącznika światła. Po chwili zirytowany włączył latarkę.
            - To marynowana rzodkiew. Moja babcia to zawsze robiła.
            - Hidan, kurwa, wyjdź stąd. – odpowiedział drugi. To ten, który mnie zobaczył. Nie odpuszczał. Bałam się, że zacznę chlipać. Łzy naleciały mi do oczu i je zamknęłam. Cała się trzęsłam. Nie chciałam umierać! Tacy jeszcze pewnie lubią się jeszcze dobrze zabawić ze swoimi ofiarami..
            - Na pewno ci się nie przewidziało? – powiedział z ironią. Słyszałam, że zaczął ściągać inne słoiki. – To stary dom. Może tu straszy.
            - Tu ktoś był. Widziałem. – głos był jeszcze bliżej. Świecił nad beczką. Starałam się wstrzymać oddech. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie. I poczułam, ze moje oczy zaczynają mnie szczypać jakby ktoś wlał mi do nich kwas. Kurwa! Zapomniałam zmyć tusz do rzęs. Od płaczu wleciał mi tam, gdzie nie trzeba. Szczypało tak, że nie mogłam wytrzymać. A on dalej świecił.
- Hidan, masz zdobyć wszystkie informacje o poprzednich i aktualnych lokatorach. Chce ich żywych lub martwych do końca tego tygodnia. – powiedział i wyczułam w tym polecenie służbowe. Oko już mnie tak szczypało, że nie umiałam tego wytrzymać. Gdy przegrałam walkę ze sobą i ruszyłam ręką, żeby spróbować wytrzeć oczy to na szczęście usłyszałam jak się wycofuje. Ktoś nade mną czuwał, bo w momencie w którym mocno walnęłam łokciem w beczkę, a mężczyźnie nazywanemu Hidan spadł jeden ze słoików. Poczułam zapach marynaty i krzyki drugiego. Chwilę później już ich tu nie było. A ja zaczęłam głośno płakać. Ze spiżarki wyszłam nad ranem. Bałam się, że są ukryci w ciemnościach. Wyjście nad ranem było równie przerażające ale szansa na czuwanie któregoś z nich była mniejsza. Widząc, jaki zostawili bałagan zezłościłam się. Nie dość, że stłukli kilka słoików to produkty, które były wcześniej w środku były praktycznie na całej podłodze. Chodzili po tym i zostawili mnóstwo brudnych, klejących się śladów. Zrezygnowana wyszłam z kuchni i zobaczyłam, że drzwi wejściowe były nadal otwarte. Zamek był zepsuty a zewnętrzna klamka już dawno odpadła i leżała na wycieraczce. Złapałam się za głowę. Moim pierwszym odruchem było sprawdzenie portfela oraz sejfu mieszczącego się w sypialni mamy. Nie ruszyli pieniędzy ani żadnych cennych przedmiotów. Nie dziwiło mnie to. Mafia ma mnóstwo forsy. Widocznie za mało im, kurwa, jedzenia. Zezłoszczona kopnęłam w resztki jednego ze słoików.



            Nie wiedziałam za bardzo, co począć z drzwiami ale spiżarka i reszta domu została przeze mnie uporządkowana. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek już zasnę ale nie zamierzałam spędzać tej nocy w tym domu. Wydzwaniałam od rana do mojej mamy ale nie odbierała. Niepokoiło mnie to, ale czasem mieliśmy problemy z zasięgiem w tym domu. Planowałam spróbować przedzwonić w innym miejscu w późniejszym czasie. Nie zgłaszałam tej sytuacji na policję z jednego względu – oni pewnie na to czekali. Mieli tam swoje wtyki. Nienawidziłam tego miejsca. Konoha to najgorsze miejsce na świecie! Mamo, gdzie ty nas przywiozłaś!
            Za pomocą instruktarza z YouTube próbowałam po 6 rano naprawić zamek do drzwi, ale był do wymiany więc prowizorycznie włożyłam klamkę i zostawiłam drzwi bez zamknięcia. I tak tu kiedyś wrócą, ale planuję być wtedy w innym miejscu. Po 10 rano pod domem sąsiadów pojawiła się policja. Gdy krążyła po miejscu zbrodni to ja zrobiłam sobie bazę w spiżarce i ignorowałam dzwonek do drzwi. Nie próbowali wchodzić a ja surfowałam po sieci i szukałam jakichkolwiek połączeń z Konohy do Tokio. Dobił mnie fakt, gdy zobaczyłam, że jedyny autobus pozwalający na przesiadkę w większym mieście 20 kilometrów dalej odjechał rano i moją szansą na wyjazd jest podejście na autobus jutro o tej samej porze. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu znajdowało się zdjęcie Temari. Dzwoniła do mnie.
            - Tak? – odebrałam.
            - Sakura! Co się tam stało! – krzyknęła do słuchawki – Gaara był dzisiaj u mnie i mówił, że twój sąsiad został zamordowany. Nic ci nie jest? Gdzie jesteś? Jestem pod twoim domem! Próbujemy się do ciebie dostać!
            - Jesteś sama? – przerwałam jej.
            - Sakura… - przerażona Temari nie wiedziała, co powiedzieć.
            - Nikt mnie nie porwał. – dodałam szybko. – Pytam się, czy jesteś sama pod drzwiami.
            - Z panem z policji i z Gaarą. – odpowiedziała.
            - Powiedz im, że mnie tu nie ma. Nie chcę się z nimi spotykać. Nie ufam policji. – syknęłam. – Żyję, umówię się z tobą wieczorem. Proszę, powiedz im, że uciekłam i nie ma mnie w Konoha. Powiedz, że o 6.45 wyjechałam autobusem.
            - Uff, cieszę się, że nic ci się nie stalo. Kiedy przyjedziesz z powrotem do Konoha? Planujesz pojechać do mamy do Korei? – zrozumiała moją grę. Żeby rozmowa nie wyszła na sfałszowaną to wymieniłyśmy jeszcze trzy zdania i zakończyła połączenie.

Jakiś czas później wyszłam do kuchni. Udało mi się podejrzeć, że pod domem sąsiadów było mnóstwo taśm, ale policyjne samochody odjechały. W lodówce miałam jakieś resztki humusu i pomidora a w chlebaku ostatnią bułkę. Chwilę później opuściłam mieszkanie przez okno z kuchni i uciekłam przez tylne wyjście z ogrodu.

- Temari – powiedziałam do słuchawki telefonu. Odebrała połączenie za pierwszym razem.
            - Sakura! Co się dzieje!
            - Muszę uciekać. Zamordowano pana Yoshimiki. Słyszałam strzał i  krzyki jego żony. – przypominając to sobie rozpłakałam się i nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Temari zaniemówiła. Pomiędzy chlipaniem wydukałam, że mama nie odbiera, a mordercy szukali mnie w mieszkaniu.
            - Musisz uciekać – podsumowała to Temari. – Nie wiem, czy powinnyśmy rozmawiać. Lepiej zmień numer. Chyba tez muszę to zrobić. Wiesz co ci grozi.. – zaczęła mówić innym głosem. Strasznie poważnym i bez emocji. – Sakura, Gaara wie kto to zrobił. To  o n i.
            Domyśliłam się, co chce mi przekazać. Gaara należał do jednej z Organizacji. W jego mniemaniu ta druga była gorsza i ich celem była jej eliminacja. W Konoha były dwie bandy. Jedna gorsza od drugiej, ale tak naprawdę obie równie skurwione. Obie prowadzone przez Braci, którzy siebie nienawidzili i siali strach w całym mieście. Z opowieści, które nawet po zmroku nie były chętnie opowiadane niegdyś miastem rządziła policja. Rodzina Uchiha stała na ich czele, ale pewnego dnia doszło do rozłamu i nagle zniknęli. Z nieoficjalnych informacji to właśnie spadkobiercy ich rodzinnego majątku oraz prowodyrów tego całego zamieszania to właśnie synowie jednego z Uchiha.
            - Temari. Nie mogę uciec autobusem.
            - Wiem, bo policja była dzisiaj u mnie i powiedzieli, że o 6.45 nikt taki jak ty nie znajdował się na dworcu autobusowym. Komuś bardzo zależy na tym, żeby ustalić gdzie jesteś. Chcieli zabrać mój telefon, ale Gaara był wtedy i zastraszył policjanta. Spodziewam się ich kolejnej wizyty z nakazem.
            Zaczęłam głośno płakać do słuchawki.
            - Sakura, od jutra będę miała inny numer. Gaara mi to kazał zrobić. Jemu jedynemu powiedziałam, co się stało…
            Nie odpowiadałam. I tak na nic już nie miałam wpływu.
            - Chciałam ci powiedzieć, że się cholernie martwię ale musisz być silna i walczyć o życie. Dzisiaj o 20 zaczyna się impreza u moich znajomych, których jeszcze nie poznałaś. Namówimy kogoś, żeby podwiózł ciebie do Nichinan. Stamtąd będziesz miała połaczenia do Tokio.
            - Na pewno nie wpakujemy się w większe kłopoty? – zapytałam z obawą.
            - Nie wiem jak mogę pomóc ci inaczej. Według Gaary w ogóle nie powinnaś się już tu pojawiać, ale pieszo nigdy tam nie dojdziesz. Oni kontrolują drogi dojazdowe. A teraz też autobusy. – westchnęła. – Sakura,kto ciebie tam zobaczył. Kto tam był.
            - Jeden z nich nazywał się Hidan. – powiedziałam niepewnie.
            - Oh. – wyrwało się z ust Temari.
            - Znasz go? – odbiłam pytaniem.
            - Słyszałam o nim od Gaary. Jest dobry w tym, co robią. W zabijaniu. – po tym sama zaczęła płakać do słuchawki.
           



            Dotarłam na imprezę równo o 20. Temari spotkała mnie w parku, którym wracałam dobę wcześniej w deszczu do domu. Teraz nie czułam już uroku tego miejsca. Czułam, że w każdym miejscu są oczy które śledzą każdy mój ruch. Wewnętrznie czułam ogromną gulę, która nie pozwalała mi oddychać. Panicznie bałam się, że mój ruch zagrozi Temari. Idąc razem za wiele nie mówiłyśmy. Impreza o dziwno była niedaleko parku w ogródkach działkowych.
            - Poznasz Shikamaru. Bardzo mi się podoba – powiedziała blondynka. – Zakochałam się w nim – wyznała czerwieniąc się.
            - Temari – zamruczałam i szturchnęłam ją w bok, a ta zarumieniona zatrzepotała rzęsami. – I pewnie wymieniliście całą ślinę ze sobą, co?
            - Nie tylko – uśmiechnęła się od ucha do ucha i oblizała język..
            - O fu! – zaśmiałam się. Temari prowadziła dość.. specyficzne życie towarzyskie. Gdy miała ochotę na jakiegoś faceta to się z tym nie kryła. Była bardzo doświadczona w życiu łóżkowym. Ja niekoniecznie... Nie mogłam znaleźć w Konoha nikogo. Nigdy chyba nie byłam w nikim zakochana.
            - Też ci kogoś znajdziemy – rzuciła w moim kierunku i otworzyła bramę prowadzącą do ogródków. Byłyśmy pod wejściem. Chyba zapomniała, w jakim położeniu się znajduję. Ścigają mnie mordercy, okłamałyśmy policję, mój dom stoi otwarty dla złodziei a mama nie odpowiada. A ja idę na imprezę.
             Na miejscu grała muzyka. Ściemniało się, poczułam zapach grilla. Mój żołądek momentalnie się odpalił. Pół dnia spędziłam w lesie pod miastem. Krążyłam i w koło, gubiąc się znajdowałam drogę i tak w kółko. Nie wiedziałam, co ze sobą począć.
            - Temari! – usłyszałam głos jakiejś dziewczny. Podeszła do nas inna blondynka. Miała włosy spięte w kucyk, a na oczy opadał jej dlugi kosmyk włosów. Podchodząc do nas poprawiła go i widoczna była jej cała twarz. Była śliczna. Pazura dodawał jej mocny make up i czarny top, kusa spódnica oraz bardzo długie nogi. Mogłaby być modelką.
            - To Sakura – przedstawiła mnie dziewczynie. -  To Ino, znamy się od dziecka. Przepraszam, ze dopiero teraz się poznajecie – powiedziała smutno Temari.
            - Witaj w rodzinie. – uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. - A tak na serio to ciebie kiedyś walnę durna małpo! – Ino krzyknęła do Temari. – Taka laska i się chowała przed nami? Zwariowalaś?! Tyle imprez straciłaś! – powiedziała do mnie. – Chodź, musisz poznać resztę. – złapała mnie za ręce i pociągnęła za sobą. Przerażona nie odpowiadałam. Chyba nie tak się umawiałyśmy. Krzyki Ino wzbudziły zainteresowanie przybyłych osób. Nie widziałam tutaj Gaary, ale było sporo innych osób.
            - Ludki! Przedstawiam wam Sakurę! – przedstawiła mnie. Wszyscy się zainteresowali i podeszła do pierwszej z osób.
            - To Hinatka! To jej chłopak, Naruto. Kolejny to Shikamaru.
            Na nim zatrzymałam się na chwilę dłużej. Byłam ciekawa wyboru Temari. Palił fajkę i znudzony nawet nie patrzył w moją stronę. Co za dziwny typ. Kolejne przedstawione osoby były dla mnie tylko imionami. Choji, Lee, Neji, Tenten i Sai. Po zakończeniu podeszła do tego ostatniego i się przytuliła. Chwilę później roześmiana siedziałam z browarem obok Lee, Tenten i jej chłopaka Neji. Z ruchów migowych Temari zrozumiałam, że to Lee miałam zagaić o transport do miasta. Nie wydawało się to trudne. Chłopak od samego początku nie mógł spuścić mnie z oczu. Próbował rywalizować z Naruto o podium największego barana tej ekipy, co mnie mocno odstraszało ale musiałam jakoś stąd uciec. Był mi potrzebny.
            Coraz bardziej zirytowana sączyłam drugie piwo. Impreza się dopiero zaczęła rozkręcać. Temari gdzieś zniknęła z Shikamaru jakiś czas temu. Z zimna przesiadłam się bliżej grilla. Lee był pijany. Nie sądziłam, że da radę odwieźć mnie gdziekolwiek. Pomysł Temari był dobry, ale niewykonalny. Za dobrze się bawili, a ja za późno zaczęłam próby walki o transport.
            - No, no.. – usłyszałam obcy głos. Śmiechy ucichły. Pojawił się wśród nas jakiś obcy typ. Wszedł przez główną furtkę, więc wykorzystałam sytuację i czmychnęłam za zabudowaną altankę, która znajdowała się niedaleko grilla. – Dobrze się bawicie. Słychać was z ulicy. Nie za głośno?
            Miał krótkie, rude włosy i czarną bluzę. Nie wyglądał podejrzanie, ale był starszy od reszty towarzystwa. Wydawało mi się, że podchodzi już pod trzydziestkę i przedstawił się jednej osobie jako Sasori. Za niego wyłonił się znany mi Deidara. Zobaczył mnie. Był jeszcze bardziej w szoku ode mnie. Gdy jak gdyby nigdy nic dosiadł się do reszty to Deidara podszedł do mnie.
            - Co ty tu robisz? Nie powinno ciebie tu być! – szeptem mnie zganił i zaciągnął za altankę.
            - Co ty niby nie powiesz! – żachnęłam.
            - Sakura, to nie jest zabawne. Jesteś w niebezpieczeństwie. Bardzo ciebie lubię i nie wyobrażam sobie, żeby coś ci się stało. – westchnął. – Przepraszam za wczoraj. Wydarzyło się coś, co nie pozwoli mi kontynuować naszych lekcji. Nie oznacza to, że chcę zakończyć tę znajomość ale tymczasowo musisz się ewakuować z tego miasta.
            Zaczął się za bardzo do mnie zbliżać. Byłam oparta plecami o altankę, natomiast blondyn opierał się o nią czołem tuż nad moją głową. Trzymał mnie za talię i za bardzo się przybliżał.
            - Deidara.. – szepnęłam. – Pomożesz mi?
            Wyswobodzenie się z jego uścisku było niemożliwe i chyba byłam zmuszona oddać mu pocałunek, do którego się właśnie zabierał.
            - Dla ciebie wszystko, Kochanie – szepnął. Ale się zafiksował. I gdy zobaczyłam zwisającego nad nami olbrzymiego pająka w tygrysie paski to nie mogłam powstrzymać krzyku. Zjeżdżał na pajęczynie i obrzydliwie ruszał swoimi odnóżami. Z krzykiem oderwałam się od blondyna. Ten też się przestraszył bo takie bestie są tutaj jadowite. Nie zwracałam uwagi na to, że zza altanki nagle zbiegła się cała reszta łącznie z podejrzanym rudym, kolegą Deidary. Wszystko zepsułam. Na szczęście zwrócili uwagę w pierwszej kolejności na Deidarę, który próbował pozbyć się pająka. Ja tymczasem biegłam na około i gdy dotarłam do wyjścia to wpadłam na osobę, która właśnie wchodziła do ogródka. Moim oczom ukazał się mężczyzna, którego widziałam wczoraj wieczorem pod swoim domem. Długie, czarne włosy opadały mu na plecy natomiast spojrzenie głębokie jak górująca nad nami czerń nocnego nieba nie kryło zdziwienia. Od razu złapał mnie, pomagając mi przy tym złapać równowagę. Z zainteresowaniem spoglądał na mnie z góry. Był wysoki. Byłam przy nim kurduplem.
            - Czy my się znamy? – zapytał i z zainteresowaniem mnie lustrował od góry do dołu.
            Naprawdę nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Dostępne również na Wattpad


   Pierwsza część pojawiła się w 2014 roku.. Obiecałam sobie, że w tym już ją zakończę :) Tak jak już wspominała Kimi, wracamy do pisania. Historia będzie posiadała kilka części. Wkrótce opublikuję tu jeszcze dwa projekty (ItaSaku oraz SasuSaku) i zapraszam do czytania! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety:

FugaMiko (4) Hinata (1) Itachi (7) ItaSaku (56) ItaSasu (1) KakaAnko (1) KakaSaku (2) Madara (1) MadaSaku (3) MadaSakuIta (3) Minakushi (2) Naruto (1) Sakura (9) Sasosaku (2) SasuIno (1) Sasuke (5) SasuSaku (2) yaoi (1) Zamówienie (26)