Wyszłam z gabinetu Paina.
Wszystko sobie wyjaśniliśmy, znaczy nie opowiedziałam mu wszystkiego o sobie
ale tylko kilka nieistotnych faktów. Kierowałam się do swojego pokoju. Nagle
BUM! Ktoś na mnie wpadł a głowa Ktosia wylądowała na moim dekoldzie. Odruchowo zamachnęłam się i Ktoś wylądował na
ścianie za ścianą, czyli w pokoju Deidary. Blondyn akurat paradował w samym
ręczniku i gdy tylko Ktoś wpadł do jego pokoju tak się chłopak przestraszył że
aż mu ręcznik spadł.
- Ale widoki. – usłyszałam obok głos Sasora. Na moim czole
wyskoczyła żyłka.
- Mocny masz prawy prosty. – usłyszałam. Ktosiem okazał się
Hidan. – No i teraz wiemy kto z nas ma najmniejszego ‘przyjaciela’. –
powiedział białowłosy wskazując na Deidarę znikającego w łazience.
- Ja Ci dam najmniejszego! – usłyszeliśmy z łazienki.
Chłopaki zaczęli się kłócić ja zagadałam
do szmacianego (Sasoriego)
- Mogę się założyć że Hidan mi pokaże swojego.
- Nie sądzę, prędzej Cie przeleci.
- Zakład?
- Oky.
- O ile? – usłyszeliśmy głos Papy Finanse. Spojrzałam się
stało tam całe Aka. Będzie się działo.
- Trzy stówy?- zapytałam.
- Oki.
- Ja też. – dołożył się Kisame, potem Zetsu i cała reszta. W
sumie w puli było ok. trzech tysięcy.
- Wygrany zgarnia wszystko.
- Jasne. – przeszłam do działania. Aka schowało się za
ścianą. – Hidan.
- Czego?!
- Mogę się założyć że Twój jest najmniejszy.
- Skąd Ty to możesz wiedzieć?
- Bo tylko Twojego nie widziałam. – trochę poczerwieniał a
po chwili spuścił spodnie .
– I co?!- Hidan
dumnie wypiął pierś.
- Pstro. Kakuzu wyskakuj z kasy. – wyrwałam Papie kasę z
ręki podwędzając troszkę jeszcze z jego kieszeni. Boziuuu ale on ma tego, jak
troszkę więcej wezmę nic się nie stanie.
- No kobieto, rządzisz. On nie chciał nawet Konan pokazać. –
odezwał się rybowaty.
- Ja tu jestem! – dostał od Konan.
- Co to ma Qrffffa znaczyć?! – odezwał się Hidan już ubrany.
- Że masz najmniejszego. – wszyscy zaczęli się brechtać a ja
dałam dyla do siebie. Po drodze liczyłam ile podwędziłam Papie. Kiedy byłam już
pod drzwiami usłyszałam:
- Gdzie jest moja kasa?! Kto ukradł mi moją kasę?! Jakim
cudem?! Moje kochane pieniążki!!!
- Nie wierze. Ktoś jest lepszym złodziejem od Kakuzu.
Kobieto SZACUN!!!!- usłyszałam krzyk z końca korytarza.
- Dzięki Deidara!- odkrzyknęłam- A! Kakuzu! Chyba zabrałam
Ci też roczny zapas gumek zapachowych! Po odbiór przyjdź później! – wchodząc do
pokoju usłyszałam tylko chichoty. Pożyczone rzeczy schowałam do szkatułki a
sama usiadłam w kącie pokoju i po chwili w pełnym skupieniu lewitowałam łokieć
nad ziemią powtarzając słowa ‘Sairento
inu to shizukana mizu ni chūi shite kudasai.’ Uspokajałam w ten sposób swój
umysł i swoje emocje, nad którymi miałam całkowitą kontrolę. Mimo iż z zewnątrz
udawałam silną, odważną, oziębłą, suchą, bezlitosną to wewnątrz za grubymi murami
w najgłębszym i najczarniejszym zakamarku mojego serca byłam tylko kobietą,
która jak każdy ma uczucia, nie w każdej sytuacji jest silna, nie zawsze
odważna, potrafiąca powiedzieć ciepłe słowo i ukryć swoją bezlitosną naturę.
Niestety ludzie nie zasługują na to by widzieć na mojej twarzy uśmiech, moje
oczy wypełnione radością i mnie cieszącą się życiem. Otworzyłam przed ludźmi
swoją ‘mroczną’ stronę, ponieważ tyle razy byłam zraniona, tyle razy bezsilna.
Skończyłam z uczuciami dawno a tu nagle na mojej drodze stają bracia Uchiha.
Itachi, przyjaciel z dzieciństwa i Sasuke, w którym szukałam pocieszenia.
Natykam się na nich podczas braterskiej walki. Na śmierć i życie. Przerywam ją
ratując starszego z opresji, niestety w krótkim czasie zostaje zgwałcona przez
młodszego. Jaka jest moja reakcja? Nie schowałam się w kącie i nie płakałam. Po
prostu uciekłam. Nadal nie wie kogo zgwałcił, kto zabił jego nauczyciela, kto
przerwał jego walkę, kto mu uciekł, kogo szukać… Jest kompletnym Pacanem. W
młodości za nim latałam krzycząc na prawo i lewo ‘Sasuke-kun’ ukrywając
prawdziwą siłę. A on tymczasem mnie olewał. Nienawidzę go za ten jego
egoizm. A starszy? Spotkałam go kiedy
miałam pięć lat. Trochę ćwiczyliśmy, trochę gadaliśmy. Ogólnie spędzaliśmy
każdą wolną chwilę. Potem został wybity jego klan a on uciekł bez słowa
pożegnania. Po dziesięciu latach
spotykamy się znowu. Mimo iż tak się zmieniłam On mnie poznał. Ciągle
zastanawiam się , dlaczego? Nie! Dość rozmyślań o Nim. Wstałam i wyszłam z
pokoju. Na korytarzu panował półmrok. Pochodnie ustawione co pięć metrów lekko
tylko rozświetlały korytarz. Nie wiedziałam gdzie się kierować ale postanowiłam
zaryzykować. Poszłam w lewo. Znajdowało się tu mnóstwo drzwi. Ale ja szłam
dalej. Po kilku minutach doszłam do rozwidlenia. Itachi czy Konan coś tam
wspominali że jadalnia jest w prawo od korytarza z pokojami więc logicznie
należy skręcić w lewo. Tak też zrobiłam. Szłam prosto przed siebie. W pewnym
momencie zrobiło się zupełnie ciemno, dopiero po chwili zorientowałam się że
dalej pochodnie się już nie palą albo ich po prostu nie ma. Zmaterializowałm
przez sobą małą świeczkę, która po chwili zapalona unosiła się w powietrzu
rozświetlając korytarz. Szłam powoli nie tracąc czujności. Nie zdążyłam
postawić kilku kroków gdy usłyszałam głos Hidana.
- Stary mówie Ci! To była ekstra laska! A jakie miała
ciałko….
-Chce Ci przypomnieć że kiedy Ty się zabawiałeś ja musiałem
wykonać misję. Następnym razem to ja się będę zabawiał. – usłyszałam zirytowany
głos Kakuzu. Nie wiele myśląc złapałam świeczkę, naciągnęłam kaptur na głowę i
wniknęłam w podłogę.
- A swoją drogą to ciekawe czy Łasica zdążył już przelecieć
tą swoją koleżankę. Mam nadzieję że tak, teraz ja sobie z niej skorzystam.
Niezła z niej dziunia, nie sądzisz?- Kakuzu nie zdążył odpowiedzieć gdyż
złapałam białowłosego za nogę czego wynikiem był jego upadek na twarz.
-Hihihi…- Kakuzu zaśmiał się pod nosem- Pewnie usłyszała to…
Hihihi
- Hahaha, bardzo śmieszne- odpowiedział Hidan przewracając
się na plecy i patrząc na chichoczącego kompana- co ona może mi zrobić?
Najwyżej powymachiwać tą swoją szabelką przed nosem.- nie wytrzymałam.
Wyciągnęłam moją katanę i wyłoniłam się z podłogi. Zamachnęłam się ‘szabelką’
która wbiła się między nogi Hidana lekko dziurawiąc jego spodnie w kroku.
Spojrzałam na niego spod kaptura. Zaczął cały dygotać widząc przed sobą osobę w
czarnym płaszczu i ze świecącymi na biało oczyma.
- AAAAAA! O Jashimie! Ratuuj!- zerwał się podłogi i uciekł
aż się za nim kurzyło a ja zaśmiałam się ironicznie. Schowałam katene,
ściągnęłam kaptur a moje oczy na powrót przebrały kolor zroszonej trawy.
Odwróciłam się do Kakuzu, który stał nieruchomo i wpatrywał się we mnie
nieobecnym wzrokiem.
- Co… to… było?- wyjąkał.
- Nauczka. Powiedz mu że Jashim mu nie pomoże. – spojrzałam na
niego z ukosa, po czym ruszyła w kierunku jadalni już bez kaptura i świeczki.
- Przekaże. A tymczasem, mogłabyś mi oddać mój zapas
gumek??? Przez Ciebie musiałem pożyczyć od Hidana. – wzdrygnął się – Nigdy
więcej.
-Mogłabym. – z każdym krokiem słychać było przytłumione
głosy dochodzące z jadalni.
- To mi je oddaj! – stanął przede mną i się lekko schylił. Swoją drogą chyba
wszyscy są więksi ode mnie. Wpadam w dołek. Jestem najniższa z całej
organizacji, przez co wszyscy patrzą na mnie z góry. To jest nie fair!!!
Podniosłam do góry głowę by spojrzeć mu w oczy.
- To mi je zabierz. – to stwierdzenie wystarczyło by
ostudzić go. Oboje wiedzieliśmy że jest to wyzwanie.
- Dobrze więc. Dziś o północy. Na hali treningowej, na poziomie
-5. – spojrzał na mnie wyzywającym wzrokiem.
- Zgoda. Sasori będzie sędzią. On ustali reguły zabawy. –
patrzyłam na niego wzrokiem mówiącym ‘Nie odzyskach ich’.
- Stoi. – wyciągnął do mnie dłoń. Z uśmiechem satysfakcji
podałam mu ją.
- Zetsu! Przecinaj. – odezwaliśmy się jednocześnie a obok
nas pojawił się Zetsu. Rzucił nam tylko ciekawskie spojrzenie i przeciął
zakład. We trójkę skierowaliśmy się do jadalni. Sasori akurat siedział przy
stole popijając kawę, obok niego Deidara. W drugim końcu kuchni stali Kisame i
Hidan o czymś zawzięcie dyskutując, na środku siedział Tobi bawiąc się
samochodzikami a temu wszystkiemu przysłuchiwał się Itachi siedzący przy stole. Razem z Kakuzu
spojrzeliśmy na siebie i na Sasoriego. Usiedliśmy naprzeciwko niego i zaczęliśmy
opowiadać mu o naszej zabawie jedno przez drugie:
- Sasori jest sprawa…- grzecznie zaczął Papa Finanse.
- … potrzebujemy sędziego do naszej zabawy. Bawimy się dziś
o północy na piętrze -5…
- … ustalisz zasady gry i przedstawisz je jutro przed rozpoczęciem.
- Coś w rodzaju pojedynku. Ty ustalasz zasady, ty pilnujesz
ich przestrzegania, ty wyłaniasz zwycięzcę.-
czerwono włosy patrzył na naszą dwójkę zaciekawiony a wraz z nim
wszyscy, którzy znajdowali się w jadalni oraz Konan, która weszła jak siadaliśmy.
- O co gracie? – zapytał po krótkie chwili.
- O gumki. – momentalnie na czole Sasoriego zauważyłam
pulsującą żyłkę a reszta się brechtała.
- Taki poważny pojedynek o gumki. No nie wyrobie. Thihihi. –
nasza blondyneczka już tarzała się ze śmiechu.
- Deidara – rzekł grobowym tonem Sasori – Widocznie dla nich jest to poważna sprawa, wnioskując
oczywiście po poważnym tonie ich wypowiedzi. A Ty nie powinieneś się z tego
śmiać, bo gumki są jednak poważnym tematem. – teraz to nawet ja w duchu
płakałam ze śmiechu. Gumki poważnym tematem, ke? No żyć, nie umierać.
- Zgadzasz się? – zapytałam Skorpioniastego z równie grobową
miną.
- Oczywiście że tak. Nie mógłbym przegapić takiej okazji na
dobrą rozrywkę. – cień uśmiechu wdarł się na nasze twarze – Warunki waszej a
właściwie już naszej zabawy będą gotowe na dwudziestą. Zapraszam do mnie w celu
ich omówienia.
- Miło się z Panem robi interesy. – Kakuzu wstał wyciągając
do niego dłoń. Ale wpadł.
- A co do interesów to nie ma nic za darmo. Do zobaczenia
wam wieczorem. – i wyszedł. A za nim pognała blonde. Tymczasem Papa zaliczył
przysłowiowy FacePalm.
- Sędziego finansujesz Ty. Przerąbałeś sprawę swoim
gadulstwem to teraz płać. – wstałam i poszłam śladem Sasora i Deia czyli
wyszłam. Z dala słyszałam tylko rozżalone krzyki Papy:
- Ie! Ie! Ieeeeeeeeee! – krzyki i dyskusje coraz bardziej
się oddalały, co znaczyło że coraz bardziej błądzę po tek ich kryjówce. Szłam różnymi korytarzami lustrując skalne i
o dziwo wcale nie wilgotne ściany i każde mijane drzwi. Dopiero teraz zwróciłam
uwagę na to że na każdych drzwiach jest imię lokatora oraz coś w rodzaju znaków
rozpoznawczych. Wszystko było wygrawerowane na mosiężnych drzwiach. Stojąc
przed swoimi odniosłam wrażenie że pokój jest już od dawna przygotowany tylko
dla mnie. Tak jakby tylko na mnie czekał. Na drzwiach ozdobną czcionką i dużymi
literami, na wysokości oczu widoczny napis „Shi”, po którym wydawało by się że
spływa krew. Od prawego, dolnego rogu wylatywał kruk, wokół którego wirowały
płatki kwiatów wiśni. Wchodząc do pokoju odniosłam to samo wrażenie, co stojąc
przed drzwiami. Dywan, poście na łóżku, szafa, biurko i krzesło. Sciany ciemno
bordowe tak jak pościel i dywan, natomiast meble w odcieniu zgniłej zieleni.
Runęlam na łóżko i przyglądałam się sufitowi rozmyślając. Po kilku minutach
ciszy odezwał się Kashi siedzący na oparciu krzesła.
- Musimy uciekać. Sasuke się zbliża ze swoją organizacją.
Konoha jakimś cudem zlokalizowała kryjówkę Akatsuki. Z Hokage na czele idą
wojska z Suny, Konohy, Kiri i…
- Wiem. Ale co ja mogę. To już koniec. Mój koniec. –
spojrzałam na kruka i pierwszy raz od dziesięciu lat, naprawdę szczerze się
uśmiechnęłam - Kiedy przybywają?
- Wojsko jutro z rana a Taka w południe. – znowu się
uśmiechnęłam – Wszystko w porządku?
- Naturalnie że tak Kashikoi. – uśmiech. Znowu. Fajne
uczucie. Podoba mnie się, i to bardzo.
- Ludzie są dziwni. – stwierdził, przyglądając mi się
bacznie.
- To nie ludzie są dziwni tylko te wszystkie myśli, emocje i
odczucia, które są w nich. – odpowiedziałam po czym wstałam i najzwyczajniej w
świecie wyszłam zdzierając ze swojej twarzy uśmiech i rzucając go w kąt. była
już dwudziesta. Stanęłam przed drzwiami Sasoriego. Zapukałam dwa razu po czym
weszłam do pokoju. Sasori wraz z Kakuzu siedzieli na dywanie na środku pokoju.
Dołączyłam do ich a Sasori wręczył mi warunki. Nie było ich dużo. Kilka z
rodzaju ‘tego nie wolno ani tego i tego’.
- Dla mnie spoko. – odezwał się Kakuzu oddając swoją kartkę.
Ja przestudiowałam do końca swoją i oddałam.
- Zgadzam się. Deidara. – powiedziałam do drzwi – wlazł na
chwilę. – w futrynie pokazała się jego twarz z przepraszającym uśmiechem.
- Postaraj się o dobrą widownię. – powiedziałam z uśmiechem
stojąc już za nim.
- A… ale jak.. Ty???
Po
zniknięciu za pierwszym zakrętem teleportowałam się do swojego pokoju. Kashikoi
nadal siedział na krześle i teraz wpatrywał się w moją sylwetkę.
- Mówiłem Ci już, że kiedyś nie byłem ptakiem? – spytał
nagle, intensywniej się wpatrując we mnie.
- Nigdy. – odpowiedziałam. Położyłam się na łóżku by
wysłuchać Kashiego.
- Pamiętasz dzień kiedy mnie znalazłaś? To wtedy za pomocą
zakazanej techniki zmieniono mnie w kruka. Miałaś wtedy jedenaście lat a ja zaś
piętnaście. Byłem obywatelem Kiri a zmienił mnie Orochimaru. Wczoraj znalazłem
jak mnie znowu zmienić w człowieka. Chciałbym żebyś to zrobiła. – z wrażenia
podniosłam się do siadu a na moich kolanach znalazł się zwój.
- Dobrze. Zrobię to Ka…
- Z tym akurat trafiłaś świetnie Sakura. Jestem Kashikoi
Tsuki. – zaskoczyło mnie to z lekka. Po kilku minutach było wszystko gotowe do
przemiany. Wykonałam znaki zakazanej techniki a po chwili kruk stojący przede
mną został otoczony czarnymi piórami. Po opadnięciu ich moim oczom ukazał się
przystojny mężczyzna. Krótkie białe włosy, równie białe tęczówki i świetnie
wyrzeźbione ciało. Boski po prostu.
- Arigatuo, Księżniczko! – powiedział podekscytowanym głosem
i najzwyczajniej się do mnie przytulił, podniósł mnie i okręcił kilka razy
wokół własnej osi. – Jestem CI niezmiernie wdzięczny. – odstawił mnie na swoje
miejsce a ja zaśmiałam się dźwięcznie. – Pięknie się śmiejesz Kwiatuszku. Cała
jesteś piękna. Wtedy, gdy się spotkaliśmy zauroczyłem się w Tobie i przez te
dziesięć lat ten urok osiągnął najwyższe granice. Niestety ja mam swoją miłość,
która od dziesięciu lat czeka na mnie w Kiri a Ty masz swoją tutaj. Mam
nadzieję że się nie pogniewasz na mnie jeśli Cie teraz zostawię.
- Nie. Nie pogniewam się.
- Powiedz Kwiatuszku, co mogę dla Ciebie zrobić?
- Najpierw wróc do swojej miłości. Kiedy już będzie
bezpieczna daj ten zwój Itachiemu, powiedz że ode mnie.
- Dobrze. Zrobię jak sobie życzysz.
- Powodzenia Kashikoi-kun i żegnaj.- posłałam mu ostatni
promienny uśmiech i skierowałam się do drzwi.
- Żegnaj Kwiatuszku. Na zawsze pozostaniesz w mojej pamięci.
– odwzajemnił uśmiech. Wyszłam na korytarz i skierowałam się w jego głąb.
Szkoda mi opuszczać tak wspaniałego przyjaciela, z którym się żyło dziesięć
lat. Ale wolę żeby teraz odszedł niż uczestniczyl w jutrzejszej rzezi, która
się tu odbędzie. Spojrałam na zegarek. 20.20 Przyspieszyłam kroku a po
kilkunastu metrach zatrzymałam się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju
Itachiego.
Leżałem
właśnie na łóżku i rozmyślałem. Konkretnie rozmyślałem nad Sakurą, nad tym jak
się zmieniła. Pamiętam nadal wszystkie wspomnienia z nią związane. Z Sakurą
poznałem się gdy miałem jedenaście lat a ona wtedy pięć. Pamiętam jak wracałem
z Akademii a Ona siedziała na jednej z ławek, które znajdowały się przy małym
jeziorku i odwrócone tyłem do alejki. Obok niej leżał miś a sama wspomniana
machała delikatnie nóżkami. Miała długie różowe włoski, ubrana w zieloną
sukienkę i czarne buty. Przyglądałem się jej tak kilka minut, a Ona w tym
czasie zdążyła mnie zauważyć. Wzięła w rączkę swojego misia i spojrzała na mnie
tymi swoimi szmaragdowymi oczyma, które wtedy miały w sobie tak wiele bólu,
smutku i złości, że było to nie do opisania. Chciała odejść ale kiedy się
odwróciła na pięcie, odezwałem się do niej. Nie zdarzało mi się to jeszcze
nigdy ale poczułem że ja, Itachi Uchiha, muszę dowiedzieć się dlaczego jest ona
taka smutna i pocieszyć ją, wywołać na jej drobnej twarzyczce uśmiech.
- Coś się stało? – zatrzymala się w pół kroku, jak gdyby
ktoś jej właśnie strzelił w plecy. Mocniej tylko ścisnęła misia, trzymanego
przy piersi.
- Nie. Nic. – odpowiedziała cicho i ponowiła swój chód,
przyśpieszając.
- Zaczekaj! – moje ciało momentalnie zareagowało na to i
ruszyłem za nią, by po chwili być już przed nią. Nie zdążyła się zatrzymać,
przez co uderzyła swoją główką w moją klatkę piersiową.
- Gomennasai. – mruknęła tylko i znowu się zerwała do biegu.
Po kilkunastu minutach gonitwy znaleźliśmy się na wzgórzu. Dziewczynka stanęła
tylko na chwilkę i obejrzała się za siebie, by po chwili zbiec na dół. Nie
ociągając się pognałem za nią. Nawet nie zauważyła jak na szczycie zostawiła
misia, o którego ja się potknąłem. W locie zdążyłem tylko chwycić miśka a
następnie sturlałem się na sam dół, gdzie już na mnie czekała. Zatrzymalem się
dokładnie przez nią, swoją głową przy jej nóżkach. Spojrzałem najpierw na misia
a potem na nią. Momentalnie na jej twarz wpełzł uśmiech a potem usłyszałem jej
dźwięczny śmiech. Podniosłem się szybko i stanąłem przed nią. Jej oczy
znajdowały się na wysokości mojej klatki. Podniosła na mnie swoje oczy.
- Możesz mi oddać misia? – zapytała delikatnie, palcem
wskazując na maskotkę w moich rękach.
- Mogę. Ale najpierw chcę się czegoś dowiedzieć od Ciebie. –
momentalnie z jej twarzy zniknął uśmiech a oczy momentalnie zapałały do mnie
złością i rozczarowaniem.
- Kolejny egoista, myślący tylko o swoich potrzebach. – po
tym stwierdzeniu prychnęła i skrzyżowała swoje drobne rączki na klatce
piersiowej.
- Że słucham? – zapytałem zbity z tropu, musiałem wszystko
dokładnie przeanalizować.
- Jesteś egoistą! Nienawidzę Cię! – mogę się założyć że
wtedy miałem oczy jak pięciozłotówki, podczas gdy mała uciekała. Na szczęście
szybko się otrząsnąłem, dogoniłem ją i złapałem za rękę żeby się zatrzymała.
- Posłuchaj mnie, Smarkulo! Nie jestem egoistą. To Ty sobie
to ubzdurałaś. Chciałem Ci tylko pomóc bo siedziałaś tam na tej ławce taka
przygnębiona, jak by Ci co najmniej przed chwilą rodziców zabili! A ja chciałem
dobrze. Niestety niektórym nie dam rady pomóc. – dziewczynka momentalnie
spuściła głowę a jej ciało było niczym szmaciana lalka. Po chwili słyszałej jej
szloch a na ziemię zaczęły spadać pojedyncze krople. To były lzy. Jej łzy.
Czułem się wtedy okropnie, że doprowadziłem ją do płaczu. po raz kolejny
wyrwała mi się ale tym razem daleko nie zaszła gdyż po kilku krokach potknęła
się i upadła. Odniosłem wrażenie że nie robiło jej to różnicy że ma zdarte
kolano czy łokieć. Chciał Się podnieść ale nie miała siły. Podszedłem do niej i
podniosłem ją do siadu przy okazji wręczając misia.
- Jak masz na imię? – zapytałem. Po jej policzkach caly czas
spływała słona ciecz a zaczerwienione już oczy wpatrywały się w ziemię.
- Sa… Sakura Haruno.- odpowiedziała, ściskając mocniej
miśka.
- Haruno? A co się stało że byłaś sama na tej ławce? – na to
pytanie nie dostałem odpowiedzi. Wziąłem więc dziewczynkę na ręce i niosłem ją
do jej domu. Po kilku minutach się uspokoiła ale nadal nie miała na nic siły.
- Gdzie idziemy? – zapytała cichutko resztkami sił.
- Odniosę cie bezpiecznie do Twojego domu. – odpowiedziałem
spoglądając na jej twarz. W tym momencie jej źrenice się rozszerzyły a usta
lekko otworzyły.
- Ie! Nie chce tam wracać! Rozumiesz?! Nie chcę! – zaczęła
się szamotać ale jednak ja byłem silniejszy i nie pozwoliłem jej znowu uciec.
Zamiast tego po prostu ją przytuliłem.
- Sakura, spokojnie. Uspokój się. – mocniej ją przyciągnąłem
do siebie. Po chwili również i jej małe rączki oplotły mnie w pasie a na
koszulce poczułem jej łzy.
- Nie, proszę Cię. Itachi, nie… chcę… - mówiła coraz to
słabszym glosem i zemdlała z wycieńczenia upuszczając miśka. Jeszcze chwilę tak
z nią stałem a następnie chwyciłem misia i tą małą, kruchą istotkę na ręce i
ruszyłem do jej domu. Przez całą drogę zastanawiałem się skąd zna moje imię.
Kiedy byłem już przed drzwiami zadzwoniłem dzwonkiem a w drzwiach pojawił się
wysoki mężczyzna, który miał tak samo zielone oczy jak Sakura.
- Sakura. – wyszeptał – Gdzie ją znalazłeś? Od rana jej
szukamy. – przekazałem dziewczynkę jej ojcu. Nadal była nieprzytomna, chociaż
nie, teraz już spała.
- Była w… - przez chwilę zastanowiłem się czy powiedzieć
gdzie się ukrywała - … parku. Spacerowała alejkami.
- Całe moje Słoneczko. Bardzo lubi chodzić do parku. Ale
byłem tam kilka razy, dlaczego jej nie widziałem? Ech, nie ważne. Ważne że się
znalazła. Bardzo dziękuję Ci młodzieńcze.
- Ależ nie ma…. – nie zdążyłam dokończyć gdyż przerwała mi
kobieta, która zjawiła się za mężczyzną.
- No gdzie ona się podziewała?! Ta dziewucha przyprawi mnie
o zawał!!! Nadpobudliwy dzieciuch! – głośno lamentowała za jego plecami a on
zrobił zgniewaną minę.
- Jeszcze raz bardzo CI dziękuję. Dobranoc. – zamknął drzwi
przed moim nosem.
- Ale nie ma za co. – powiedziałem do klamki bo chyba ona
jedyna była w stanie to zrozumieć. Teraz już wiedziałem dlaczego nie chciała
wracać. Wspominam ten dzień bardzo często i pamiętam go jak by to było wczoraj
a to już piętnaście lat.
Westchnąlem głucho i usłyszałem ciche pukanie.
Spojrzałem na zegarek, 20.20 Niechętnie wstałem i podszedłem do drzwi,
delikatnie je uchylając. Za drzwiami stała właśnie Ona. Obiekt moich
dotychczasowych rozmyślań. Spojrzała wymownie za moje plecy a ja wpuściłem ją
do środka. Kiedy przechodziła obok, doleciał do mnie jej słodki zapach.
Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Mówiłem już że była moją przyjaciółką?
Pewnie tak. Ale chyba nie mówiłem jeszcze że od tamtego dnia jestem w niej
zakochany. Tak, wielki Uchiha się zakochał. Dziewczyna weszła głębiej i
rozejrzała się po pokoju. Lustrowała go bardzo dokładnie. Najpierw od wielkiego
łóżka prze dywan, komodę, regał na książki, drzwi do łazienki i na biurku
kończąc. Zamknąłem drzwi i stanąłem za nią. Odwróciła się delikatnie i uniosła
głowę. Nadal oczy miała na wysokości mojej klatki piersiowej. Przyjrzałem jej
się od góry do dołu i z powrotem. Patrzyłem w jej szmaragdowe oczy. Zawsze się
w nich zatracałem, one są moim narkotykiem, od którego nie ma ratunku. Przez
chwilę wydawało mi się że jest w nich odrobina zwątpienia ale potem poczułem
uścisk jej nadal drobnych rąk a na klatce jej głowę.
- Itachi. Tęskniłam. – powiedziała delikatnie mocniej mnie
ściskając. Ja również ją objąłem i wtopiłem twarz w ocean jej włosów.
Zauważyłem że nie były one już czarne jak przy naszym poprzednim spotkaniu,
tylko różowe. Wziąłem głęboki wdech by poczuć tę przyjemną woń.
- Sakura. Ja też tęskniłem. Bardzo. – delikatnie odchyliła
głowę i znów spojrzała w moje oczy a ja zatraciłem się w jej magicznym
spojrzeniu. Poczułem jak moje serce przyśpiesza a sam wypełniam się wielką
radością.
Jego
oczy są tak hipnotyzujące. Przyciągają jak magnes. Nie mogę się od nich
oderwać. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Za nim całym. W jego objęciach czulam
się tak bezpiecznie jak nigdy. Pocałował mnie delikatnie w czoło, potem w nos,
w policzek a potem w usta. Najpierw delikatnie, jak gdyby pytał czy może.
Przymknęłam powieki i oddałam pocałunek. Potem całował już śmielej. Mówiłam już
że jest to nieziemskie uczucie? Jedną ręką przeczesywał moje włosy a drugą
wodził po moich plecach, ja przeczesywałam jego dlugie włosy. Swoją drogą bardzo
je lubiłam. Itachi delikatnie uniósł mnie do góry, byśmy po chwili znaleźli się
na łóżku. Całował bardzo delikatnie. On powoli rozpinał moją bluzkę i spodnie a
ja jego koszulę. Nagle oderwal się ode mnie i spojrzał znowu tymi swoimi
wspaniałymi oczyma.
- Sakura. Kocham Cię. Od zawsze. – znów powrócił do moich
ust.
- Itachi… Ja Ciebie… też- wyszeptałam. Zjechał swoimi
pocałunkami w dół po barkach, dekolcie i brzuchu. Ściągnąl moje spodnie i już
byłam w samej bieliźnie kiedy on był jeszcze ubrany. Przekręciłam go na plecy i
teraz to ja dominowałam. Nie przestając całowania jego ust pozbyłam się koszuli
i wodziłam palcami po jego brzuchu i klatce. Było tam wiele blizn ale ciało
miał perfekcyjne. Zero tłuszczu, same mięśnie. Wodząc tak, czułam pod palcami dreszcze
jakie go przechodzą. Po chwili oboje byliśmy już nadzy i znów on dominował. Stosunek
z nim to jest coś wspaniałego. Jest delikatny i wie jak rozgrzać kobietę. Coś
niezapomnianego.
Leże
wtulona w Itachiego a on zatacza palcem małe kółeczka na moim ramieniu.
Leżeliśmy tak już piętnaście minut.
- Sakura.
- Hm?
- Nurtuje mnie jedna rzecz. – zaczął delikatnie – Wiem że
może nie powinienem pytać, ale… - popatrzył na sufit - ..ale, nie robiłaś tego
ze mną pierwszy raz. Powiedz, kto mnie wyprzedził? spojrzał na mnie a ja
spięłam mięśnie i nawet nie zauważyłam jak wbijam paznokcie w żebra Itachiego.
Ale widocznie nie miał mi tego za złe bo tylko lekko wykrzywił twarz.
- To.. nie jest przyjemna historia – spojrzenie na zegarek
23.05 – Tydzień temu jak przyszłam do organizacji, uciekłam z kryjówki
Orochimaru. Tam zabrał mnie Sasuke z tamtej polany. Najpierw mnie opatrzył i
trzymał jako zakładnika. Któregoś dnia dostał jakąś misję i zanim wyruszył on…
on… - na chwilę ucięłam by nabrać w pluca powietrza - … zgwałcił mnie. –
ostatnie słowa wyszeptałam i mocniej się wtuliłam i Itachiego. Poczułam jaj
jego mięśnie niebezpiecznie mocno się spięły. A po chwili delikatnie rozluźniły
a On mocniej mnie przyciągnął do siebie. Uniosłam się trochę na łokciach i pocałowałam
go w usta. Rozluźniło go to. Chwyciłam delikatnie płaszcz, oderwałam się od
niego i ruszyłam do łazienki. Itachi
tylko taksował mnie wzrokiem. wzięłam zimny prysznic i szybko się ubrałam.
Uzbroiłam się i po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki. Czarnowłosy nadal
leżał na łóżku. Podeszłam i znów go pocałowałam w usta. Delikatnie i subtelnie.
Jeden raz, prawdopodobnie ostatni. Wyprostowałam się i odwróciłam na pięcie.
- Powodzenia. – uśmiechnął się do mnie szczerze.
Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z jego pokoju. Szłam przez korytarze myśląc nad
tym co będzie dalej. Czeka mnie niedługo zabawa z Kakuzu a muszę jeszcze
odwiedzić Pain’a i powiedzieć mu o ataku jutro z rana. Coś czuje że gdy
nadejdzie jutro, wszystko się skończy.
Szkoda, że tylko tyle... No nic, czekam na kolejną część. ^_^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Blacky