Dźwięk budzika szybko
postawił mnie na nogi. Jeszcze szybciej biorąc do dłoni moją komórkę upewniłam
się tylko w jednym – znowu zaspałam. Klnąc pod nosem po omacku szukałam na
ziemi czegokolwiek nadającego się do wyjścia poza moją zrujnowaną kawalerkę. Chociaż
zrujnowana to mało powiedziane. Ale nie miałam innego wyjścia.
Nazywam się Sakura
Haruno i mam 22 lata. Od trzech lat studiuję, a tak właściwie to powinnam.
Niestety na to mnie nie stać. Moi rodzice ledwo utrzymują się sami, dlatego
nigdy nie miałam im tego za złe, że nie wsparli mnie ani razu po moim wyjeździe
do Tokyo. Chociaż często zazdrościłam innym. Zmartwienia większości moich
znajomych to brak kasy na alkohol czy fajki albo zbliżające się sesje.
Natomiast ja ledwo wiązałam koniec z końcem i ostatkiem sił pozostawałam w
Tokyo. A wiadome jest, że przetrwanie tutaj w dogodnych warunkach jest równe
cudowi. Dlatego moja kawalerka z odpadającym tynkiem i nieszczelnymi drzwiami
nie jest jakąś tam karą. To po prostu mobilizacja do cięższej pracy.
Na początku roznosiłam
ulotki, później pracowałam w Pizzerii. Przez te dwa lata nie miałam stałej
pracy. Ciągle ktoś tylko mnie oszukiwał, albo chciał wykorzystać. Nawet osoby,
których ufałam na sam koniec okazywały się osobami nie wart zaufania. Tak było
z moją ostatnią współlokatorką. Lei wydawała się całkiem spokojna. I przez ten
jej spokój nie zauważyłam, jak wynosiła większość mojej skromnej wypłaty oraz
wszystko to, co zdołałam za nią kupić. Dlatego mieszkam teraz sama i nie mam
zamiaru ponownie robić tego błędu.
- Sakura, znowu się
spóźniłaś! Nie możemy tyle razy przekładać zajęć! To ma być ostatni raz! – Usłyszałam
to od razu po wejściu na uczelnię. Mimo tego, że już tutaj nie studiowałam to udało
mi się znaleźć pracę. Ale nie, jako sprzątaczka czy wykładowca. Po prostu
pozuję dla wydziału Sztuk Pięknych.
Początkowo było to dla
mnie dość krępujące. Siedząc półnago na środku sali i czując spojrzenia
studentów czułam się bardzo źle. W miarę czasu przyzwyczaiłam się do tego.
Dzięki temu po południu mogłam iść do jeszcze innej pracy, a dwie wypłaty dla
osoby takiej jak ja to naprawdę dużo. W końcu sama wymyśliłam sobie Tokyo, więc
teraz muszę sobie jakoś radzić.
- Wszyscy na ciebie
czekają. Ciesz się, że jeszcze tego nigdzie nie zgłosili. Dobrze wiesz, że mają
określony czas na te zajęcia – upomniała mnie ponownie blond włosa kobieta.
Nazywała się Tsunade. To dzięki niej znalazłam tę pracę. Tej kobiecie chyba
naprawdę zależy na tym, żebym w końcu wróciła na uczelnię, jako studentka.
Przecież byłam najlepszą uczennicą na roku.
Kilka minut później
siedząc pośrodku sali popadłam w melancholię. Często tak miałam, gdy widziałam
w ogół siebie twarze pełne pasji i marzeń. Poza tym wieczne pytania dotyczące
tego, dlaczego przerwałam naukę… Początkowo było mi z tym ciężko, ale w końcu
się do tego dostosowałam. Obiecałam sobie kiedyś, że zostanę lekarzem. A
marzenia to największa mobilizacja w życiu.
Siedząc pośrodku sali miewałam
jeszcze jedno zmartwienie. To był mój najnowszy problem, z którym nie miałam
zielonego pojęcia, jak sobie poradzić. Był nim o n . Wpatrując się w niego
widziałam, z jak wielkim wysiłkiem przerysowuje mnie na papier. Dzisiaj
szkicowali ołówkami. Widziałam, jak co chwilę łamie swój i mimo prób
zastrugania go efekt był ten sam. Od pierwszych zajęć wiedziałam, że ten
czarnowłosy chłopak jest jakiś inny. Wszyscy traktowali mnie, jako coś do
przerysowania. To była dla nich zwykła praca. A on…
Po pierwszych zajęciach
szedł za mną tylko do pokoju, w którym się przebieram. Zwyczajnie to olałam. Po
kilku zajęciach zaczął śledzić mnie aż do mojego mieszkania. I tak od dwóch
miesięcy. Dzień w dzień. Ostatnio zauważyłam, że nawet w weekend przesiaduje w
parku, który widzę przez okno. Na szczęście
tylko mnie obserwuje. Dlatego staram się tym nie przejmować. Jednak nigdy nie
wiadomo, co mu może strzelić do głowy. Poza tym mógłby, chociaż mi się
przedstawić. Nie znam nawet jego imienia…
Gdy
zajęcia się skończyły to, czym prędzej opuściłam uczelnię. Spiesząc się do
drugiej pracy mijałam wielu roześmianych studentów. Minęłam też jego. Jak
zwykle miał na sobie czarną rozpinaną koszulę i szare, poplamione farbą jeansy.
Zimny wiatr, który zapowiadał zbliżającą się od rana burzę niesamowicie igrał
jego długimi, ciemnymi włosami spiętymi w kitkę. Może to i mój prześladowca,
ale urodę to on miał. Gdyby zachowywał
się normalniej to może i bym do niego zagadała. Kto wie?
Trzymając mocno
szkicownik pod pachą rozmawiał ze znajomymi do chwili, w której mnie zauważył.
Po tym przerwał i chwilę później ruszył za mną trzymając się odpowiedniej
odległości. Doskonale wiedział, dokąd zmierzam. Moja druga praca mieściła się w
małej kawiarni. Czasem nawet tam przesiadywał, co nieźle mnie dekoncentrowało.
Słysząc grzmienie przyspieszyłam.
Chwilę później
znalazłam się przy przejściu dla pieszych czekając na zielone światło. Z
niepokojem spoglądałam na niebo. Panicznie bałam się burzy. To trochę
dziecinne, ale nic na to nie poradzę. Gdy zielone światło się zaświeciło, to
odetchnęłam z ulgą i ruszyłam.
- Czy on zwariował?! – Krzyknęła
kobieta stojąca obok mnie. Początkowo myślałam, że to ona zwariowała. Ale gdy
ujrzałam przed sobą pędzącego rowerzystę, który nie patrzył, gdzie jedzie to
zmieniłam zdanie. W ostatniej chwili odsunęłam się na bok. Niestety przez
przypadek kogoś popchnęłam. I nie uniknęłam upadku.
- Przepraszam! – Przerażona
krzyknęłam w stronę mężczyzny, który razem ze mną upadł na ziemię. Ale chyba
tego nie usłyszał. Było zbyt głośno. I mijało nas zbyt wiele ludzi, którzy nie
zważali na to, czy ktoś leży na ziemi. Z pewnością nie chciał być poturbowany
po raz drugi. Gdy w końcu zrobiło się mniej tłoczno to wstałam i wolnym krokiem
podeszłam do mężczyzny, który dalej siedział na chodniku. Bałam się, że coś mu
zrobiłam. W końcu to ja go przewróciłam.
- Naprawdę pana
przepraszam. Nie zauważyłam pana, bo przestraszyłam się tamtego rowerzysty –
zaczęłam się tłumaczyć nieznajomemu, który z pewnością dalej mnie nie słuchał.
Ale… zaraz, zaraz. Ja go znam! Zawsze rozpoznałabym śledzącego mnie chłopaka. Czarne,
spięte w kitkę włosy. Ta koszula. Gdy tylko mężczyzna na mnie spojrzał to
cofnęłam się o krok do tyłu. Otwierając szerzej oczy zaniemówiłam. On też nic
nie powiedział. Ale jego wzrok wiele tłumaczył. Też był zdziwiony. A nawet
bardziej, niż zdziwiony. Zamykając otwarte usta zdecydowałam się podejść z
powrotem i zaoferować mu pomoc. Jednak on jakby zgadując to, co chcę zrobić
szybko wstał i skierował się w stronę uczelni.
- Ale.. – szepnęłam zawiedziona.
Brunet szybko zniknął mi z oczu w tłumie ludzi. Przecież chciałam mu tylko
pomóc. A on sobie poszedł całkowicie mnie zbywając. Nie próbowałam go nawet
gonić, to nie miało najmniejszego sensu. Jednak, gdy ktoś śledzi drugą osobę
przez kilka miesięcy to chyba powinien mieć w tym jakiś cel. Czując narastającą
ciekawość spojrzałam po raz ostatni na miejsce, na którym wcześniej siedział brunet. Zauważyłam
szkicownik. Szkicownik, który brunet codziennie ze sobą nosił. Podekscytowana przy
nim kucnęłam, wzięłam go ręki i rozpoznałam poplamioną przez zieloną farbę
okładkę. Tak jak myślałam, brunet o nim zapomniał. Uśmiechając się do siebie
mocniej go ścisnęłam i zadowolona ruszyłam w kierunku kawiarni.
Gdy tylko zamknęłam
drzwi mojej kawalerki to od razu pozbyłam się mokrej bluzki. Po pracy złapał
mnie deszcz, a nie mając parasolki i zapominając kurtkę w pracy nie można być
nieprzemokniętym. Kilka minut później stojąc pod prysznicem starałam się sobie
wszystko poukładać, ale mi to nie wychodziło. Dzisiejsze spotkanie z brunetem
całkowicie wywróciło wszystko do góry nogami. Gdybym nie upadła, to brunet
dalej chodziłby kilka metrów za mną i niczym bym się nie przejmowała. A tak
jestem pełna domysłów i ciekawości. Nigdy nie zastanawiało mnie tak bardzo jak
teraz, dlaczego ten chłopak to robi. Nigdy nawet nie zamierzałam się go o to
spytać. Doszłam kiedyś do wniosku, że w końcu mu się to znudzi. Ale teraz po
tym zdarzeniu nie mogłam tego zostawić bez wyjaśnienia. Ten chłopak coś ukrywa.
A ja nie zostawię tego bez wyjaśnienia. Nie po jego ucieczce.
Wychodząc spod prysznica owinęłam się
ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Siadając na łóżku spojrzałam na leżący na nim
szkicownik. Bałam się go otwierać. Mimo ogromnej ciekawości bałam się, że
znajdę tam coś, co wszystko wywróci jeszcze bardziej. Ale już nigdy nie będę
miała takiej możliwości. Brunet szybko zauważy brak szkicownika, który musi być dla
niego bardzo cenny. Biorąc głęboki oddech i zamykając oczy zebrałam się w
sobie, po czym otwierając oczy z powrotem rozsiadłam się wygodniej ze szkicowaniem
w ręku. Otwierając pierwszą stronę zauważyłam bardzo ładne pismo.
Własność: Itachi Uchiha
A więc nazywasz się
Itachi? Nie spotkałam się nigdy z takim imieniem. Powtarzając powoli kilka razy jego
imię otworzyłam kolejną stronę. Zobaczyłam szkic martwej natury. Kilkadziesiąt
stron dalej szkic jakiegoś mężczyzny, który również pracował na uczelni, jako model.
A po nim ja. Tylko, że oprócz szkiców z zajęć byłam tam też ja wracająca do
domu i roznosząca kawę w kawiarni. Marszcząc czoło przewertowałam kartki do
końca. Ostania strona przedstawiała dzisiejszą lekcję. Ja w bieliźnie. Nie
chciałam popadać w jakiś samo zachwyt, ale to było naprawdę piękne. Wszystko
wyglądało tak realistycznie. Doskonale oddał wyraz mojej twarzy. Byłam wtedy dość spięta i poddenerwowana, bo było mi zimno. Jejku, koszmarnie wyglądałam. I ta delikatna kreska. A na zajęciach tak się
denerwował.. Zamykając szkicownik odłożyłam go obok. Czując pustkę w głowie
położyłam się i westchnęłam. Dobrze wiedziałam, że ta noc będzie nieprzespana.
Moje myśli nie dadzą mi spokoju…
- Itachi, w co ty
grasz?
Następnego dnia czułam
się koszmarnie. Tak jak sądziłam, nie zmrużyłam oka ani raz. Tylko przewracałam
się z miejsca na miejsce, aż w efekcie spędziłam noc przy telewizji. Dlatego kawa,
której nie cierpię jest dzisiaj jedynym rozwiązaniem.
- Cześć Sakura! Co ty
tak szybko dzisiaj? Nie miałaś być dopiero o 10? – przywitała się ze mną roześmiana
granatowowłosa. Jej długa grzywka prawie zasłaniała jej niespotykane białe oczy.
Celowo ją zapuszczała, bo ciągłe robienie jej zdjęć przez obcych ludzi już
zaczynało doprowadzać ją do szału. – I od kiedy pijesz kawę? – Dodała zdziwiona.
Przyglądając się mi bliżej westchnęła – Znowu nieprzespana noc? Zupełnie jak kiedyś…
Wracasz na studia?
- Nie. Może w przyszłym
roku. – odpowiedziałam. Po tym zawiedziona brunetka znowu spuściła głowę. Byłam
z nią na pierwszym roku medycyny. Od razu się ze sobą zgadałyśmy i wszędzie
razem chodziłyśmy. Nawet wynajmowałam z nią mieszkanie. Można powiedzieć, że się z
nią przyjaźniłam. Ale gdy zaczęły się moje problemy z pieniędzmi to nie
chciałam jej w to mieszać. Dlatego w pewien sposób ją zraniłam, bo tak nagle bez
słowa się od niej odsunęłam. Na szczęście Hinata mi to wybaczyła.
- Jejku. To, co się
stało? – Zapytała zmartwiona łapiąc mnie za ramię.
- Długa historia.
- Sakura – dodała ostrzej
– Wiesz, że możesz mi zaufać.
- Czołem! – Przerwał jej blondyn, który nieźle mnie wystraszył. Zawsze wyskakiwał tak znienacka... Marszcząc czoło spojrzał na Hinatę. – Znowu ci przerwałem?
- Tak. Ty i te twoje
wyczucie czasu – westchnęła, po czym chłopak pocałował ją w policzek. Naruto
był jej chłopakiem, w co nikt by nigdy nie uwierzył, gdyby ich nie znał.
Nieśmiała dziewczyna i pozytywnie zakręcony świr? Miłość nigdy nie wybiera.
- A co się stało? – Zapytał
patrząc na mnie.
- Problem z chłopakiem.
Ale nie w tym sensie, co myślisz, Naruto. – Dodałam, gdy zobaczyłam zboczony
uśmiech na jego twarzy - Po prostu to zbyt skomplikowane, żeby wam o tym mówić.
- Sakura… - zaczęła
Hinata.
- No niech wam będzie.
Po prostu powiedźcie mi, czy znacie Itachiego Uchihę. To mi na pewno pomoże.
- Itachi? Szukasz
Itachiego? – Zdziwił się Naruto.
- Tak. Skąd ty go..
- O, właśnie tutaj
idzie. – Dodał szczerząc się w kierunku bruneta. – Cześć Itachi! – Krzyknął.
Brunet w odpowiedzi skinął mu głową i idąc dalej całkowicie olał mnie i Hinatę.
- Ech.. Chyba ma
dzisiaj zły humor. No, ale skoro go szukałaś, to za nim idź. Będzie dobrze. Zaufaj
mi – uśmiechając się klepnął mnie w plecy.
Nawet się z nimi nie
pożegnałam, bo brunet zadziwiająco szybko zniknął mi z oczu. Czym prędzej za
nim pobiegłam. Biegnąc upewniłam się, czy aby na pewno schowałam do torby jego
szkicownik. Na szczęście tam był, dlatego skupiłam się na drodze. Itachi był na
drugim piętrze. Siedział przy oknie i przepisywał jakieś notatki. Początkowo bałam
się do niego podejść i stanęłam kilka kroków od niego. Niestety mnie nie
zauważył, tylko dalej przepisywał notatki. Straszliwie się denerwując powoli do
niego podeszłam. Gdy się przy nim zatrzymałam to czułam, że serce podejdzie mi
zaraz do gardła. A co, jak on coś mi zrobi? A jeśli on jest na mnie zły? Przy
Naruto nie zrobił zbyt dobrego wrażenia…
Gdy wróciłam do rzeczywistości
to przestraszył mnie wzrok bruneta. Moja podświadomość krzyczała, żeby rzucić w
jego stronę szkicownikiem i jak najszybciej stąd zwiać. Ale jego wzrok nie był
aż taki straszny. Sprawiał raczej wrażenie dość mocnego szoku.
- Hej – zaczęłam sztywno
– Ostatnio na ciebie wpadłam i upadłeś… Zapomniałeś swojego szkicownika.
Dlatego chciałabym ci go oddać.
Mówiąc to wyjęłam go z
torby i pokazałam brunetowi. Miałam wrażenie, że cicho westchnął, jakby z ulgą.
Gdy podałam szkicownik w jego stronę to brunet szybko go złapał. Ale nie
zamierzałam mu go tak łatwo oddać. Itachi chyba tego nie zrozumiał, bo próbował
mi go wyrwać.
- Za nim ci go oddam to
żądam wyjaśnień.
- To moja własność –
odpowiedział. Nie sądziłam, że w końcu się do mnie odezwie. Przez to nieco
rozluźniłam uścisk i szkicownik wrócił do bruneta.
- Oddawaj to – dodałam
głośniej.
- Dziękuję –
odpowiedział Itachi jakby nie słuchając tego, co do niego mówię.
- Żądam wyjaśnień! Nie
życzę sobie, żebyś mnie śledził. Mógłbyś, chociaż mi wytłumaczyć, po co to robisz?
- Muszę iść na wykład –
powiedział ciszej.
- Nie zmieniaj tematu. –
Warknęłam.
- Sakura – uciszył mnie
kładąc swój palec na moje usta. Przybliżając się bliżej do mojej twarzy szepnął
– Im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie. – po czym biorąc notatki i szkicownik
pod pachę zniknął w korytarzu zostawiając mnie samą z kolejnymi pytaniami.
________________________________________________
Cześć!
To moja pierwsza partówka na tym blogu, którą podzieliłam na kilka części. Drugą postaram się dodać jeszcze w tym
tygodniu, a po tym zająć się zamówieniami, które już zdążyły się uzbierać;)
No jestem bardzo ciekawa dlaczego Itachi śledzi Sakure?? NO kurczę,a by w takim momencie skończyć? masz wyczucie czasu, wiesz? Nie mogę uwierzyć, ze on ją śledzi, ale pytanie brzmi: jaki powód??
OdpowiedzUsuńNo ale fajnie, że jest modelką ^-^ No czekam na kolejną część, niecierpliwie!
Pierwsza nocia super, bardzo mi się podoba i faktycznie dlaczego Itachi śledzi Saki? co on tam knuje?
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta.
Pozdrawiam:)